Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-01-2011, 21:50   #27
deMaus
 
deMaus's Avatar
 
Reputacja: 1 deMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumny
Max odczekawszy chwilę, schował broń i ruszył na jednym z stojących tu motocykli w stronę zawodnika w zbroi. Kiedy był w pobliżu, uruchomił termowizję nie zamierzał ryzykować kolejnej zasadzki. Tym razem było czysto i jedynym żywym źródłem ciepła, była owa antyczna zbroja.
Pora na kolejne widowisko, pomyślał.

Rozpędził motocykl, aby efektownie przejechać bokiem obok, ogłuszonego. Prawą dłonią dobył swojego hellpistola, i wprowadzając motocykl w ślizg oddał cztery strzały. Dwa trafiły w hełm, jeden w korpus na wysokości lewej piersi, a ostatni w lewą dłoń. Lokalizator, zapiszczał, co pewnie sygnalizowało iż kolejny cel został zdjęty.

To powinno zapewnić mu widzów na cały turniej, dwa zabójstwa w ciągu godziny, to chyba jakiś rekord. Wyprowadził motocykl do prostej jazdy, odłożył pistolet do kabury i już zamierzał się zastanowić jak dalej rozegrać swoje karty, kiedy tuż nad jego głową i lewym ramieniem przeleciała seria z ciężkiego karabinu. Mimo iż był tym całkowicie zaskoczony, wykonał odruchowo manewr uniku, skręcił w lewo i tymczasowo znalazł ochronę za kontenerem. Poczuł jednak na plecach silne uderzenie, zapewne jeden z pocisków trafił w jego pancerz, na szczęście ten wytrzymał.
Max wykonywał gwałtowne skręty za każdym razem kiedy było to możliwe, jednak co chwila słyszał serię strzałów. Ktoś go gonił, i to ktoś dobry, na tyle, aby prowadzić i strzelać naraz. Po chwili udało mu się spojrzeć, na swoich prześladowców. Gonił go lekko opancerzony transporter oddziałów do walk w mieście, z kimś wystającym przez otwór w dachu i prującym do niego z ciężkiego karabinu. Czyli miał szofera, de’Vireas postanowił wykorzystać przewagę motocykla i wciągnąć ich w jakiś wąski przejazd. Kojarzył taki niedaleko, dwa ostre wąskie zakręty między budynkami doków, ale dostatecznie łagodne aby furgon w nie wszedł i na koniec mała gardziel, pomiędzy słupami.

Wyszedł spomiędzy kontenerów i dodając gazu ruszył w kierunku wymyślonej naprędce zasadzki. Strzały rykoszetowały niedaleko niego, niekiedy trafiając w pancerz. Jednak już po chwili wypatrzył miejsce, do którego zmierzał, wszedł ślizgiem w prawą stronę, wjeżdżając pomiędzy dwa hangary, od razu dodał gazu, i po około dwustu metrach wykonał ten sam manewr w lewo. Tu nabrał prędkości, i jechał w kierunku niewielkiej ścianki z siatki. Teraz okazało się, że owa szczelina pomiędzy belkami wspornikowymi jest większa niż mu się wcześniej wydawało. Nagle mogło się okazać, że furgon się zmieści, a wtedy Max znajdzie się w pułapce. Niestety był na etapie planu, że albo się uda albo będzie musiał wymyślić inny. Szybko.
Podniósł motocykl na jedno koło, kiedy uderzał o siatkę, co zaowocowało wyrwaniem jej z ramą mocującą i odrzucenie na bok. Dojechał jeszcze jakieś sto metrów, hamując i zawracając motocykl.
Domyślny plan zakładał, że furgon utknie, uderzenie wybije strzelca z rytmu, a Max w tym czasie rozpędzi i wbije motocykl w samochód, powodując eksplozję, które sam uniknie zeskakując odpowiednio wcześniej.
Tak czy tak, plan z staranowaniem ich miał sens, toteż nie czekając, ruszył. Miał około połowę drogi do belek, kiedy uderzył w nie furgon. Max oberwał jednym z pocisków w lewe ramie, ustabilizował motocykl, i zeskoczył w stertę skrzynek. Upadek nie należał do najprzyjemniejszych, trafił kolanem w jakąś starą rurę, na chwilę zrobiło mu się ciemno przed oczami, a ból uderzył ostrym bólem i rozszedł się po całej nodze. W oddali usłyszał uderzenie motocykla o furgon, przytłumioną bólem eksplozję. Mimowolnie zwinął się, w odruchu obronnym, ale osiągnął tylko jedną rzecz, uderzył czołem w drewnianą skrzynię, porzuconą na tym rumowisku.

Kiedy po kilku sekundach odzyskał, władzę nad własnym ciałem, odkrył, że samochód, stoi w płomieniach, ale najwyraźniej, ktoś szedł w jego stronę. Nie miał za wiele możliwości ruchu, bo jakakolwiek próba dobycia broni, skończyła by się zdradzeniem swojej pozycji.
Czekał, uświadamiając sobie, że sterta śmieci maskowała go dość dokładnie, bo jego przeciwnik, nie wiedział o jego obecności. inaczej czemu by nie strzelał.
Po uderzeniu jego motocykla kierowca powinien być martwy, więc to strzelec musiał teraz się do niego podkradać. Najwolniej jak potrafił, spróbował wyjąć jeden z pistoletów, a kiedy a kiedy napastnik, był na wyciągnięcie ręki, niczym atakująca Istrilska kobra zaatakował. Złapał go za kostkę i szarpnął w bok, jednocześnie, dobył drugą ręką broni, i strzelił na oślep siedem razy w górę.
Jego przeciwnik nie pozostał dłużny, i wypalił pięć pocisków. Trzy trafiły w jego korpus, i choć żaden nie przebił pancerza, to każdy odcisnął się mocno na jego organizmie. Usłyszał upadające ciało i karabin, już wiedział, że on także trafił. Podniósł się ostrożnie, wspierając się na skrzynce, o którą wcześniej uderzył głową. Spojrzał w stronę furgonetki, gdzie wciąż płonął ognień, ale nie dostrzegł ruchu, ból w żebrach i kolanie dał o sobie znać, przy najmniejszej próbie ruchu. Sięgnął do lokalizatora i sprawdził stan. Prowadził z trzema zabójstwami, co najdziwniejsze, urządzenie wskazywało, że w miejscu gdzie porzucił człowieka w zbroi, nadal był zawodnik, i nadal się nie ruszał. To musiało, znaczyć że w furgonie było dwóch zawodników. Ciekawe czy dogadali się sami, czy kazali im to zrobić kapitanowie.
Nie było jednak czasu na zgadywanie, Pochylił się i podniósł ciężki karabin może się przydać, jako zapora ogniowa.



Ruszył w stronę doku, aby dokończyć co rozpoczął, wedle lokalizatora, następny zawodnik był dość daleko. Przedarł się obok płonącej furgonetki i wyszedł na główną trasę, do doków miał jakieś 10 minut zakładając, że zdoła biec taki dystans. Rozejrzał się wypatrzył w jednym z hangarów, wózek do transportowania kontenerów. Prędkość jaką ten pojazd rozwijał nie była zachwycająca, ale pozwoli mu odpocząć, i zapewni stałą tymczasową nie pozorność.
Podjechał do doku, i zatrzymując się kawałek dalej upewnił się co do stanu swojego celu.
Z cała pewnością, leżał tam gdzie go zostawił, ale również z cała pewnością odzyskał przytomność, na co wskazywało wzmożone wydzielanie ciepła. Pewnie próbował się poruszyć, nie było co czekać, aż odzyska sprawność. Ruszył niby wózkiem w jego stronę, tak aby mieć go po prawej. Kiedy wyłonił się zza kontenerów, tak pokierował swój pojazd, aby niby to przypadkiem w drodze pod suwnicę, mijał pancernego kolosa. Kiedy był na dobrej pozycji, dobył obu pistoletów i rozpoczął prawdziwy ostrzał. Z tego co naliczył trafił około dwunastoma strzałami, zanim lokalizator potwierdził pisknięciem likwidację celu, zaraz potem jego osobisty dataslat potwierdził, że jego baterie są na wyczerpaniu, i należy je załadować.
Mimo to pojechał wózkiem dalej i zbliżając się ostrożnie, sprawdził czy na scenie jatki z strażnikami portu nie pojawili się nowi, a jako że droga była czysta zabrał kolejny motocykl. Karabin maszynowy schował do jednej z sakw, miał do niego plan, ale musiał jeszcze go odrobinkę przerobić.

Wracając podsumował w myślach dotychczasowy przebieg rozgrywki, czterech zawodników zdjętych, udział w walce z strażnikami, i nie pozostawienie świadków, bardzo widowiskowe zabicie dwóch w furgonie, baterie hellpistolów na wyczerpaniu i lekko stłuczone żebra. Ogólnie wychodził na plus, ale pora wracać do kwater aby naładować baterie i złapać oddech. Przejechał jeszcze obok, człowieka w zbroi, gdyby miał tu swoich ludzi to zabrał by go, aby Vladyk mógł odzyskać choć część komponentów z tego antycznego pancerza, jednak nawet gdyby pozostał na wózku transportowych, to i tak nie były w stanie jej załadować.
“Wyślij kilku ludzi na moja obecna pozycję, niech wezmę transporter z wciągarką, i jakąś plandekę. Mają załadować i przewieźć na Czarną Gwiazdę zbroję z zawartością, którą tu znajdą. Misja jest tajna, w razie wpadki osobiście ich zabiję, za sukces wyznacz odpowiednie wynagrodzenie. Lepiej nie ryzykować przejęcia niż dać się złapać. Zbroję umieścić w pustym zamkniętym kontenerze do przechowywania materiałów wybuchowych, aż do mojego powrotu..” Nicewa powinien odpowiednio pokierować jego ludźmi. Sprawdził jaką broń miał nieznany zawodnik, ale okazało się, miecz był za wielki i za ciężki, a karabin bolterowy uszkodzony przez jeden z jego strzałów, który przebił go na wylot. Szkoda, że nie zdążył nawet z niej wystrzelić, gdyby trafił na innych miałby wielkie szanse. Ale pewnie nie podziewał się snajperskiego ostrzału hełmu, za pomocą amunicji przeciw-pancernej. Zbroja też mogła być już nic nie warta, miała wiele dziur, być może za wiele.

Lokalizator pokazywał, że ma przewagę dwóch trupów, a ogólnie został jeszcze 12 zawodników, szybko to szło, może nawet odpocznie przed wyścigiem. Teraz uznał, że warto wrócić do apartamentu wynajętego przed kapitana, aby złapać oddech i sprawdzić, co z kolanem i żebrami, no i najważniejsze podładować baterie.
W apartamencie dał się opatrzyć lekarzowi, na szczęście nic nie połamał, ani nie potłukł, jedynie lekkie otarcie i sińce. Naładował baterie i sprawdzając ile czasu mu zostało, oraz gdzie są jego przeciwnicy, kontaktował się z Nicewą, dostał kilka nowych informacji, najważniejsza była taka, że Koda był widziany w okolicy magazynów i hut. Dobrze wiedzieć, gdzie można się spodziewać pułapek. Dostał też świeżą dane kto jakie miejsca zajmował, jego lokalizator podawał jedynie jego wynik, i kolejne lecz bez nazwisk. W końcu ktoś obserwując kto ginie, a kto dostaje punkty, bez problemu odgadłby kto gdzie jest, a tak pozostawała tajemnica. Zawsze go ciekawiło jak Nicewa załatwia sobie dostęp do takich informacji, ale z drugiej strony ważne było, że załatwia, a nie jak.

Max ustawił czujnik zbliżeniowy zawodników, na maksymalny głos, i dystans 3km, po czym postanowił się przespać, ostatnie dwie godziny były intensywne. Poza tym okazja do snu może się nie pojawić szybko. Nastawił budzik, dając sobie 4 godziny, jednoczesne kazał gwardziście obudzić się jak tylko urządzenie zapiszczy.

Obudziło go dzwonienie budzika, sprawdził pozycję reszty zawodników, i wiadomości od swojego asystenta. Pozostało 10 graczy, nadal prowadził, druga była Myra, a trzeci nieznany mu Hon Virga, oboje mieli po trzy punkty, ale Myra była szybsza. Pora ruszać, zlokalizował najbliższy sobie cel i ruszył do motocykla, zostawionego pod opieką gwardzistów na zewnątrz, z poleceniem zmiany wyglądu. Chłopaki zastosowali się bardzo precyzyjnie o polecenia, i nie dość, że go gdzieniegdzie powgniatali, to jeszcze znaleźli skądś, czerwoną farbę i niechlujnie ją nałożyli.
Wypoczęty, z naładowanymi bateriami, i przerobionym karabinem maszynowym, ruszył do najbliższego celu.
Nie wybrał go najlepiej, bo okazało się, była to Myra, do tego dał się zaskoczyć.
Urządzenie wskazywało budynek, uznał, więc, że ma do czynienia ze strzelcem, toteż, manewrując blisko ścian, podjechał po owy budynek, i zamierzał wedrzeć się tam od wewnątrz.
Niestety jak tylko znalazł się pod budynkiem, z okna na pierwszym piętrze wyskoczyła Myra, i zaatakował go wręcz, przy pomocy dwóch mierzy, prawdopodobnie z mono-ostrzami, bo bez problemu, przecięła kawałek kierownicy motocykla.
Walka nie należała do lekkich, bo nie miał czym blokować ciosów, co prawda mógł zastosować, GunKata, ale ryzykował zniszczeniem swoich drogocennych pistoletów, pozostawało mu unikanie ciosów i walka wręcz. Unikał ataków mieczami, cały czas się cofając, po chwili jednak dostrzegł lukę w atakach pięknej zawodniczki, po obrocie traciła równowagę, nieznacznie, ale powinno wystarczyć. Symulował atak, po czym, kiedy uniknęła go piruetem, zaatakował naprawdę, pochylając się, lewym nadgarstkiem uderzając w jej dłoń, aby pogłębić zachwianie równowagi, a lewą pięścią, uderzając potężnie w nerki kobiety. Nie czekał na efekt, choć liczył na to iż upadnie. Biegiem ruszył do motocykla, po karabin, dopadł go i już miał zacząć strzelać, kiedy spostrzegł brak celu. Sprawdził lokalizator i już po chwili pędził za uciekającym celem. Mniej więcej po minucie pościgu, strzelanie nabrało sensu, puścił serię lekko na lewo, aby zmusić ją do skręcenia w prawo, następnie powtórzył to jeszcze dwa razy, cały czas mając na uwadze, aby zapędzić ją na dworzec. Na takiej przestrzeni nie będzie miała się gdzie ukryć.
Wbiegł za nią na dworzec, olbrzymia stacja kolejki, szerokie kolumny podpierały stalowo szklany dach, kilka ławek i koszy na śmieci, ostatni ludzie wybiegali wypłoszeni strzałami. Wedle lokalizatora, Myra była kilkanaście metrów przed nim, pewnie za jedną z kolumn, ruszył szerszym łukiem, co kilka sekund, strzelając okolice kolumny. Ciekawiło go, czy ją wypłoszy, czy będzie musiał użyć granatu. Teraz modyfikacja karabinu, polegając na dodaniu zapadki przy spuście będzie idealna. Już miał przystąpić do realizacji planu, kiedy szklany dach eksplodował, jak się okazało pod naciskiem dwóch motocykli, jeden przekoziołkował i z łoskotem uderzył w ścianę, drugi wyhamował tuż przed ścianą. Na tym drugim siedział Jaghatai, a za nim jakaś kobieta z Arbitratum, sądząc po insygniach ważna. Nie było jednak czasu się przyglądać, bo Myra uznała, że uda jej się uciec, Max zablokował spust, wypruwając niecelną serię, rzucił się na podłogę, aby stabilizować karabin, po czym lewą wolną ręką, rzucił granat pod kolumnę za którą chowała się jego przeciwniczka. W tym samym momencie, po torach przejechał dziwny pojazd, niby motocykl, jednak bez kół, za to unoszący w powietrzu, z jakiś kapłanem maszyny, posiadającym kilka dodatkowych mechanicznych kończyn. Usłyszał za sobą pisk opon i w momencie wybuchu granatu, widział jak Darleth odjeżdża z wciąż siedzącą za sobą arbitratorką, w pościg za kapłanem na dziwnym motocyklu.
Zwolnił spust, i wstał, Myra, leżała bezbronna, pod kolumną. Wybuch rzucił ją na następną kolumnę, i chyba solidnie połamał. Jej miecze leżały bezładnie, prawa ręką, zwisała wygięta pod dziwnym kątem, krwawiła też dość mocno znad lewego ucha.
- Gratuluję, dobrego miejsca. Miałaś szanse wygrać. - uśmiechnęła się, lekko podnosząc głowę. Max odrzucił karabin i dobył pistoletu, chciał jej ulżyć, strzelił dwa razy, raz w serce, i drugi raz w głowę.

Już się odwracał, aby sprawdzić gdzie znajdzie następnego, kiedy pod jego stopami wylądował granat, a po nim trzy kolejne. Z każdego z nich zaczął wydobywać się zielonkawy dym, de’Vireas wstrzymał oddech, ale i tak poczuł, że zaciągnął się gazem. To mogło znaczyć tylko jedno, Koda. Rozejrzał się i kiedy wypatrzył mężczyznę, z pistoletem laserowym, obwieszonego puszkami z gazem, ruszył za nim. Gaz zaczął działać, bo obraz przed jego oczami zrobił się ciemniejszy, jednak kiedy tylko wybiegł z chmury gazu, wypuścił powietrze, i zaczerpnął świeższego poczuł ulgę. Zaraz jednak obudziło się w nim dziwne uczucie. Najpierw zdawało mu się, że świat zwolnił, potem przyspieszał, a on biegł za Byrenem. Wzrok mu nawalał, bo co chwila widział ciemne plamy, nie mógł się zatrzymać, czuł się jakby był poza ciałem. Ostatkiem świadomości uniknął wybuchającej pułapki, która wyrzuciła na niego sterty desek i kawałków metalu. Zatrzymał się, i wysłał wiadomość do Nicewy. “Zatruty, potrzebna filtracja płuc.” Ruszył dalej za Kodą, wiedząc, że Nicewa go znajdzie. To co zapamiętał, to pościg, według lokalizatora, i stałe uczucie każące mu gonić Kodę. Potem pamięta przebłysk, magazynów, spadające skrzynie, wielkości czołgów, wybuchy, latające beczki z olejami, hutę żelaza, jakąś wielką kadź z płynnym złotym metalem. Stał tam Koda, coś mówił, a on mu odpowiadał, potem Byren rzucił mu nóż, i walczyli, a obok nich tryskały snopy rozgrzanego żelaza. Następnie zobaczył przed sobą trzech ludzi, którzy wzięli jego ciało i wsadzili do jakiejś ciężarówki.
 

Ostatnio edytowane przez deMaus : 02-01-2011 o 21:56.
deMaus jest offline