Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-01-2011, 12:57   #28
Tom Atos
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Dyskusja z Wulfem, choć tak naprawdę nie była to dyskusja, bo czyż można dyskutować z kimś, kto wszystko wie lepiej, zaczynała Brana nużyć i zniesmaczyć. Okazało się bowiem, że choć używali podobnych słów, to rozumieli przez nie coś zupełnie innego. Dalsza wymiana zdań traciła sens, a jedyne co uzyskał rycerz, to chwilowe zdenerwowanie kapłana. Przez moment Wulf wyglądał, jakby chciał uderzyć Brana, jednak lata klasztornej tresury zrobiły swoje i kapłan wycofał się, na dokładkę przepraszając. Ot mała rysa na chodzącej doskonałości. Rycerz musiał się mocno powstrzymywać, by nie zgrzytać zębami. Wyjazd był jak najbardziej wskazany. Bran musiał odpocząć od widoku tej irytującej łysiny. Nie mógł się jednak powstrzymać i na koniec rozmowy rzucił obojętnym z pozoru tonem:
- Przeprosiny przyjęte.
Bran w swoim dwudziestokilkuletnim życiu spotkał tylko dwie osoby, które według niego uważały się za doskonałe. Wulfa i swojego ojca, ale jego ojciec już nie żył.

***

Podróż mijała w miarę spokojnie. Choć gdy opuścili dogodną trasę przez zamarznięte jezioro stała się nieco uciążliwa. Cóż było robić, gdy wierzchowiec Morgan okazał się być bydlęciem tyleż magicznym, co trudnym. Zmierzch spowijał okolice całunem ciemności, gdy dotarli w pobliże samotnej wieży. Koń Morgan chyba faktycznie posiadał niejakie umiejętności przeczuwania kłopotów, bo pod wieżą spora grupa hobgoblinów urządziła sobie oblężenie. Bran wstrzymał wierzchowca i zastanawiał się co zrobić, gdy rudowłosa dziewczyna zaproponowała atak.
- Wstrzymaj się nieco Morgan. Jest już dość ciemno, a my nie wiemy właściwie ilu jest przeciwników. Po lasach może się ich kryć więcej. Po za tym mają kilku kuszników i procarzy. Cała nasza nadzieja w zaskoczeniu. Musimy udawać, że jest nas więcej niż w rzeczywistości.
Wytężył wzrok, by dostrzec wśród goblinów, któregoś wyglądającego na przywódcę. Jednak nikogo takiego nie zauważył.
- Proponuję byśmy ja, Hergan, Velix i Rupert uderzyli na kuszników, a Ty i Tiara usuńcie tych spod wieży, byśmy w razie kłopotów mieli gdzie się wycofać. Tim będzie Was osłaniał z kuszy. Jeśli szczęście nam dopisze i zabijemy herszta reszta powinna się rozproszyć. Co Wy na to? – spytał spoglądając na dziewczyny.
Tiara była dość sceptyczna co do frontalnego ataku i zaproponowała wystrzelanie przeciwnika. Zarówno ona, jak i Morgan, a także Tim posiadali broń dystansową.
Rycerz zasępił się na takie dictum. Zdradzenie pozycji narażało ich na utratę zaskoczenia. Z drugiej strony szarża na nierozpoznane pozycje, też nie była zbyt rozsądnym rozwiązaniem.
- W takim razie wypuśćmy salwę w kuszników, by osłabić przeciwnika, a potem szarża, by odrzucić ich od wieży. Zgadzasz się Morgan? – spytał pod zgubnym wpływem demokratycznych mrzonek.
Kobieta skinęła głowa i uśmiechnęła się lekko:
- Zgoda. Możemy sobie najpierw postrzelać. Potem zajmiemy się resztą.
Tym razem walka nie zapowiadała się, jak niedawna rzeź. Przeciwnik był znacznie groźniejszy. Jednak nie mogli po prostu pozostawić gnoma samemu sobie. Jak by nie patrzeć bycie Lordem Kintall nakładało pewne obowiązki. Bran położył uspakajająco dłoń na głowie Rozamunda, który od jakiegoś czasu strzygł uszami. Ostatnie czego potrzebował, to by jego koń teraz zarżał.
Prawie bezszelestnie naciągnęli cięciwy. Bran podjechał do strzelców po kolei wydając ostatnie polecenia:
- Pierwszy z lewej, ten w środku, pierwszy z prawej.
Odjechał na bok podnosząc dłoń.
- Strzał! – krzyknął opuszczając rękę.
Pocisku z furkotem przecinanego powietrza pognały ku celom.
Bran opuścił zasłonę hełmu i spiął Rozamunda gnając przed siebie. Nim dopadł do hobgoblinów zauważył, że salwa nie zrobiła na nich większego wrażenia. Po bokach miał towarzyszy. Jechali szeroką ławą, a Velix wrzeszczał:
- W czele! – co było ponoć jego zawołaniem bojowym.
- W rzyć! – zawtórował mu Hergan.
- Za honor! – krzyknął sobie Rupert.
- Huraaaa! – wydobył z siebie Bran, bo nic innego nie przyszło mu do głowy, a też chciał się przyłączyć do osłabienia morale przeciwnika.
Impet uderzenia był imponujący, lecz po stratowaniu kilku hobgoblinów musieli wyhamować, by nie wpakować się na rosnący w pobliżu las. Zawrzała walka i wkrótce chaos bitewny ogarnął wszystkich. Hobgobliny dość szybko otrząsnęły się z zaskoczenia i dały solidny odpór. Rycerze uwijali się jak w ukropie rozdając razy na prawo i lewo. Na szczęście wrogowie nie mieli koni i można było wyzyskać przewagę wysokości. No i hobgobliny nie unikały walki wychodząc na otwartą przestrzeń, co prócz ich wysokich morali, oznaczało niedostatek rozsądku. Prócz kuszników, którzy zostali wyeliminowani we wstępnej fazie potyczki, było jeszcze kilku procarzy. Jednak Ci niewiele mogli wskórać wobec ciężkozbrojnych jeźdźców. Rycerze nie oddalali się zbytnio od siebie, by móc się nawzajem wspierać. Walka szybko przeszła do fazy wzajemnego wyniszczania. Okrzyki rannych i umierających co i rusz zakłócały dostojną ciszę zimowego lasu.
 
Tom Atos jest offline