Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-01-2011, 16:14   #122
Gettor
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
Cerre postanowiła nie poddawać się i nadal szukać alternatywnego wejścia do miasta. Takiego, które nie pokieruje ją na służbę do Tormistów.
I... udało jej się. Rzeka, która ich prześladowała od lasu przepływała również obok Gistrzyc i to na tyle blisko, że stykała się z murami.

A uprzejme władze miasta postanowiły zrobić w tamtym miejscu punkt widokowy. Po co mury gdzieś, gdzie wejścia pilnuje płynący zbiornik wody? I co z tego, że dało się podejść pod sam punkt widokowy o suchej stopie?
Jednak nie było aż tak kolorowo - nie trzeba było się tam wspinać, ale trzeba było doskoczyć i podciągnąć się. Co Cerre udało się z lekkimi problemami w postaci wciąż krwawiących dłoni. Chyba powinien je obejrzeć jakiś medyk, czy coś...

W każdym razie szczęście mniszki w tamtym momencie się skończyło: trafiła z deszczu pod rynnę, ponieważ po wdrapaniu się do środka, stanął przed nią w pełni uzbrojony oddział patrolowy.
- Brać ją! - krzyknął jeden z żołnierzy. - Jesteś aresztowana za bezprawne wtargnięcie do miasta!
Strażnicy chwycili ją niezwykle silnie z obu stron i zaczęli gdzieś ciągnąć.

Tymczasem reszta drużyny z Cristin na czele miała więcej szczęścia. "Łaskawie" zgodzili się zająć sprawą stwora zagrażającego Gistrzycom, dzięki czemu zostali wpuszczeni do środka. W sumie i tak z niego nie wyjdą dopóki wilkołak nie zostanie schwytany...
- Nie zwracajmy na siebie uwagi. - poleciła wszystkim rudowłosa. - Zaczekajmy do wieczora. Do tego czasu powinno mi się udać nawiązać kontakt z dwójką nowych rekrutów.

Zakwaterowali się wszyscy w lokalu o nazwie Pieczony Wieprz - trywialna, lecz trafna, bowiem w środku było bardzo gęsto czuć pieczeń.
Pod innymi względami wyglądało to na zwyczajną gospodę - o tej porze dnia było tam w miarę spokojnie, tylko kilka osób jadło posiłki i dyskutowało, a karczmarz przygotowywał salę na wieczór.
Każdy z drużyny, oprócz Cerre która gdzieś zniknęła jeszcze przed wejściem do miasta, dostał osobny pokój za niewygórowaną cenę. Były proste i raczej słabej jakości: drewno tu i tam było pokryte pleśnią, pościel w łóżkach nie wymieniana od dłuższego czasu i wszędzie zalegał kurz.
No cóż, dostali to za co zapłacili. I musieli wygospodarować sobie jakoś czas do wieczora, o którym mówiła Cristin.

W międzyczasie poszukiwania Amaretty i Davida szły pełną parą.
Tropicielka przeszła miasto dookoła i bez trudu dostrzegła słaby punkt w umocnieniach: coś w rodzaju tarasu widokowego, za którym płynęła rzeka. Był o jakiś metr niższy od murów dookoła, jednak trzeba było na niego wejść po schodach.
Wyjście z miasta tą drogą wydawało się banalne, jednak wejście... mogło być kłopotliwe.

Kątem oka dostrzegła też, że strażnicy miejscy siłą ciągną kogoś prawdopodobnie do aresztu. Na początku nie widziała kto to jest, jednak po chwili aresztowana zrzuciła kaptur z głowy i Amaretta mogła z całą stanowczością stwierdzić, że to diablę.
No ale cóż to mogło ją obchodzić...

Poza tym na ziemi niedaleko tamtego miejsca dostrzegła coś świecącego, białego, o charakterystycznym kształcie...
Kieł! Był zdecydowanie zbyt długi jak na ludzki. Czyżby wilkołak gubił zęby?

Schowała znalezisko do sakwy zastanawiając się ile może być warte - pod względem informacji i sprzedaży jednocześnie. "Sproszkowany ząb wilkołaka" brzmiał bardzo... zabobonnie. I kosztownie.
Rozejrzała się raz jeszcze po okolicy i znalazła to czego szukała - sklep z bronią. Właściciel już nawet zdążył wywiesić reklamę "Obroń się srebrnym orężem!". Chwytliwe i dawało sporą nadzieję...

Był tylko jeden mały szczegół: chytry sukinsyn sprzedawał wszystko co srebrne po pięciokroć drożej niż zwykle. I wciąż miał klientów.

Tymczasem David był po drugiej stronie miasta zbierając informacje z okolic stodoły, gdzie wszystko się zaczęło. Do samego budynku nie było wstępu, był gęściej otoczony przez żołnierzy niż garnizon w czasie oblężenia.

Jednak wszędzie dookoła plotki leciały przez wiatr niby liście na jesień. Bardzo gęsto i bardzo daleko. W ciągu całego czasu poświęconego na robienie wywiadu, De Winter usłyszał więcej teorii spiskowych niż przez ostatni rok: że to orkowie wpadli do miasta, że kler Torma kogoś znowu zabił, że jakiś najemny zbir poszatkował nieszczęśników, że konie oszalały i same zabiły stajennego, że...

David był na skraju załamania - mało kto dawał wiarę, że to robota wilkołaka. Jednak na szczęście udało mu się zdobyć jakąś w miarę rzetelną informację:
- Ja to żem go widział panie, jak to skakał po dachach dziś w nocy! - powiedział stary dziad bardowi. - Myślałem se: "Znowu ten pierdziel, mój sąsiad, na bębnach gra". Ale potem żem się skapnął, że to nie ten rytm! Patrzę ja przez okno, a tam bestia na dachu stoi. I skacze na następny, jakby w życiu nic innego nie robiła!

To z pewnością pomogło, zwłaszcza że starzec zdradził jeszcze że mieszka obok południowej bramy, na wschód.
Z taką informacją David mógł wrócić do Darreta, znaczy do karczmy. Trzeba było jeszcze się zastanowić jak wilkołaka utrzymać pośmiertnie w wilczej formie i...
- A to jest trubadur, David Bas De Winter - powiedział ktoś, nieoczekiwanie łapiąc barda za ramię. No tak, tropiciel sam go znalazł... i był w towarzystwie niezwykle urodziwej, rudej kobiety, którą obejmował ramieniem.

- A to jest moja narzeczona, Cristin - zdradził Kaldor.
- Miło mi. - odparła uprzejmie rudowłosa. - A gdzie jest... hmm... elfka?
 
Gettor jest offline