Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-01-2011, 17:11   #40
Kritzo
 
Kritzo's Avatar
 
Reputacja: 1 Kritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłość
Nie widząc nic ciekawego w mieście, przez które brnęli w tym straszliwym mroku Lorraine postanowiła sprawdzić dziwne światełka w oknach. Kamienice były jednak mało dostępne z powodu zamkniętych bram. Wolała się nie włamywać, szukała więc otwartych drzwiczek. Nie przejmowała się zbytnio Kristbergiem, skupiając się na nowym pomyśle. Na nieszczęście wrota kamienic pozostawały zamknięte, ciężkie i nieprzyjemne zdawały się szydzić ze zbłądzonych wędrowców.

Minęli tak już kilka kamienic, Kristberg pilnując wzrokiem skaczącej po ulicy wiewiórki, i Lorraine, ta właśnie wiewiórka, sprawdzała bramy coraz bardziej się irytując. W głowie rodziły się kolejne pytania coraz bardziej drażniące paryżankę. Kiedy je otwierają? Przecież tu zawsze jest noc. Skąd wiedzą kiedy iść do pracy, spotkać się? Jak można żyć w ciągłej ciemności?

Drwal słysząc ostatnie pytanie miałby prostą odpowiedź - nie mogli. To miasto umierało powoli w mroku, ginęło w ciszy, a ci u steru władzy udawali, że wszystko jest dobrze. To miasto było jak Titanic. Orkiestra grała, a goście balowali, nie wiedząc, że śmierć już na nich czyha.

Po pewnym czasie wędrówki, w jednej z uliczek bliskich pałacowi dojrzeli wysoki, wąski budynek wciśnięty pomiędzy dwie kamienice. Tradycyjnie, dwa okna z ledwo widzianym srebrnym blaskiem wznosiły się ponad wąskimi, rozciągniętymi jakby w górę drzwiami. Cały budynek sprawiał wrażenie jakby spłaszczonego. W brunatno-szarej cegle wyryto napis, który oboje bez trudu przeczytali. Lecz nie mieli pojęcia w jakim jest języku.

”Dios Jumala Déu Gud – licencjonowany mistrz – wyrób i napełnienie latarni”

- To chyba coś dla pana Kristberga! Może dowiemy się czegoś o mieszkańcach, chodźmy! - I skocznie pobiegła w stronę pracowni rzemieślniczej.

-Nie ma co tak żartować. - Odparł podążając za dziewczyną i wcielając się w rolę jej ochroniarza. Zaciskał dłoń na swej latarni, z którą nie zamierzał się pożegnać nawet na chwilę.
Ani tym bardziej oddawać jej komukolwiek do napełnienia.


* * *


Drzwi po dotknięciu uchyliły się piskliwie ukazując hol z wrogo spoglądającym biurkiem na wprost, za którym schody wędrowały w górę. Po prawej znajdowały się również drzwi obwieszone metalowymi narzędziami. Rześkie powietrze na ulicach miasta we cichym wnętrzu ustąpiło woni kurzu.


Minęli drzwi pracowni by ujrzeć kilka złączonych stołów oraz całkowity brak okien. Światło we wnętrzu dostarczała tylko lampa drwala oraz srebrzysta świeczka. Siedzący przy zawalonym szkłem i metalem stole człowiek wpierw ich nie zauważył, przelewając z jednego naczynia płyn do drugiego. Ubrany był niezbyt gustowanie, od luźne portki oraz lniana, szarobura koszula, obfity zarost i binokle na nosie. Starszy. W pierwszej chwili wzdrygnął się na ich widok, potem dobył ze stołu małego nożyka.

-Puka się! Wy... – spojrzał na lampę drwala – ... z lampą? Albo nie...
Zmierzył ich dokładnie szarymi oczyma. W binoklach odbijał się srebrny płomień świecy. Malarka czuła, że mężczyzna nie chce zrobić im nic złego.

-W zasadzie szukamy odpowiedzi.- rzekł Kristberg, nie bardzo lękając się małego noża.- Co stało się z tym miastem? Czemu spowija je mrok?

- Nietutejsi! - Oczy Diosa zabłysnął, a raczej na moment odzyskały barwę piwną – Skąd jesteście? - Zapytał. Na ścianach pracowni można było dojrzeć lampki, świeczki, szklane figurki, a nawet bardzo zdobne zegary których tarcze tliły się srebrną poświatą. - Jestem Dios... Skąd jesteście? - Powtórzył pytanie głośniej jakby gorączkując się na odpowiedź.
- Ja pochodzę z Paryża... a ten rycerz z Islandii. To... bardzo daleko stąd. Z innego kraju, można powiedzieć. [/i]- Nie mogła powiedzieć, że z innego świata. Wziąłby ją za wariatkę.
- W każdym razie u nas noc trwa pół dnia, a pół na niebie jest Słońce, coś jak księżyc, ale mocniej świeci. - W sumie ciekawe czy oni kiedykolwiek widzieli Słońce. Poczuła się nieco zakłopotana tym, że miała szczęście żyć w normalnym świecie, a ci ludzie cierpieli tu katusze. Chciała wygadać, że są tu przypadkiem, ale ugryzła się w język, najpierw wolała poznać jego intencje. Był nimi niezdrowo zainteresowany.

-Jestem z dwudziestego wieku.- rzekł drwal do Diosa. Bądź co bądź nie tylko miejsce, ale i czas miało tu znaczenie. Kristberg sądził, że ten mężczyzna, podobnie jak oni trafił tutaj z innego miejsca. Może z Ziemi, nawet. Z ich Ziemi. Dios... czy to nie greckie imię. A może hiszpańskie?

- I ja też - dodała Lorraine uśmiechając się do Drwala.
Jeżeli Dios zrozumiał o co chodzi, byłoby to o tyle dziwne, o ile wspaniałe dla tej dwójki. Wreszcie można by było się dowiedzieć czegoś od normalnego człowieka, o ile ktokolwiek w tym mieście może być zwyczajnym obywatelem.

-A więc stamtąd – zachrypiał nieufnie odkładając nożyk. Pogładził się po brodzie. - Stamtąd, stamtąd...
Uśmiechnął się widać bardzo rozbawiony pewną myślą. Delikatnie uprzątnął metalowe części ze stołu, wskazał im dwa małe taborety w pracowni, jeden zdecydowania za mały dla drwala, uprzednio prosząc ich o zamknięcie drzwi wejściowych za sobą.

- Ehhhh... Nie obnoście się tym najlepiej, i tak rzucacie się w oczy. Ta cała bajeczka o różnych światach, tutaj wszyscy w nią wierzą, nawet jeśli jedyny świat, o którym słyszeli to ich własny. Trochę jest inaczej ze szlachtą, ci mają kontakt. Reszta to... Niech sobie przypomnę – szukał czegoś myślami wpatrując się w sufit. - Jak u was. Każdy widział paloną czarownicę, ale lecącą na miotle to niezbyt. Pewnie przypadkiem tutaj jesteście?
Stwierdził poważnie odrobinę rozbawiony na ich widok.

-Na pewno... nie spodziewaliśmy się trafić tutaj.- odparł drwal nie chcąc kłamać, ani też mówić o Judaszu i zleconej im misji. Zmienił temat na bardziej go interesujący. - Czemu to miejsce jest pogrążone w mroku? Jak to się stało?
Lorraine pokręciła się na krześle licząc na wyjaśnienie sytuacji ze strony bardziej obiektywnej niż wiecznie knującego Judasza, czy władców zamku. Dios przy tym nie zdawał się ich oszukać. Przynajmniej dotychczas jego intencje nie zdawały się być zbyt zagmatwane.

- Jak się nazywacie? - zapytał głosem, do którego wróciła nuta podejrzliwości. - Dużo zmieniło się u was, nasze miasto dużo zmieniło? Bo u nas ma źródło wszelkie światło, więc skrzywdziliśmy pewnie inne światy.

Lorraine ciężko było zrozumieć co ten właściwie powiedział. I z zakłopotaniem odpowiedziała.
- Ja jestem Lorraine, a to jest Kristberg, wybacz że się od razu nie przedstawiliśmy. U nas nic się nie zmieniło od tysięcy lat, chyba, tak mi się zdaje. Kult Słońca istniał przed powstaniem cywilizacji, a hm... - przeanalizowała, że Judasz ma mniej więcej dwóch tysięcy lat, więc tak zwane zmiany musiały nastąpić w tym czasie - w ciągu ostatnich dwóch tysięcy od kiedy liczymy czas, wszystko rozwijało się raczej normalnie. Dopiero dzisiaj, chyba tak, dowiedzieliśmy się, że istnieją inne światy. Na prawdę nie wiemy co mielibyście zmienić. Kiedy to się stało? Możesz nam wszystko odpowiedzieć? Wtedy i my odpowiemy na Twoje pytania lepiej.

- Dwa tysiące lat... Na to wygląda, że czas płynie inaczej. Cóż... - westchnął. - Moi dziadkowie pochodzili od was, nawet chcieli wrócić ale się nie udało... Więcej wam nie powiem bo i nie wiem. I tak mieliśmy szczęście, że los skrzyżował nasze drogi. Napijecie się czegoś?

Drogi... Judasz... Czemu te słowo zawsze kojarzyło się z Judaszem?

- To tylko legenda. Miastem od zawsze władali nieśmiertelni, bogowie. Nigdy nikomu to nie przeszkadzało, Hemera i Helios rządzili sprawnie, a pałac stanowił rdzeń światła, wieczny dzień. - Wytwórca latarni zaczął mówić ciszej, prawie szeptał. - Prócz lasu, za murami czaiła się ciemność. Pewnego razu ciemność ogarnęła miasto. Podobno pomagał jej jakiś inny nieśmiertelny, miał dwóch pomagierów... Tutaj opowieść jest rozmyta. Nowi monarchowie zabili poprzedników, ich dworzan pewnie też. Część ludzi połakomiło się na służbę. Wampiry. - Skrzywił się strasznie. - Reszta jakoś żyje. Jedyny światło jakie jest legalne to srebrne, te które tutaj czynię. Bez niego, noc by nas wszystkich zjadła. Są jeszcze buntownicy w lesie. Z nimi też jest jak z czarownicami, każdy wie, że są, nikt nie widział. Poza tym chcą sami rządzić. Może to lepiej? Macie lampę, to ciemność nie dała wam pewnie mocno w kość. - Zakończył już głośniej. Macka ciemności spod drzwi dotychczas pełznąca leniwie jako ślepy stwór, cofnęła się przed groźbą srebrnej świeczki której użył rzemieślnik.

- Nie znam takiego boga jak Hemera... ale Helios to bóg Słońca, wyznawali takiego właśnie dwa tysiące lat temu. Potem zmieniła się dominująca religia i mamy pojedynczego, uniwersalnego Boga. - Spojrzała na Diosa czy ten na pewno rozumie co to jest jeden Bóg, ale nie miało to w sumie znaczenia.

- W każdym razie przed, w trakcie i po panowaniu Heliosa nic się nie zmieniło, a podobieństwo waszego Heliosa i naszego raczej nie jest przypadkowe. Słońca mamy tyle samo jak za panowania innych cywilizacji. Na podstawie tego co mówisz, raczej powinno nam zabraknąć światła, ale wygląda raczej na to, że ktoś u was je kradnie, bo my mamy go pod dostatkiem... I nasze cienie nas nie atakują. - Podrapała się po bródce w zastanowieniu.

- Z dziwnych rzeczy to zauważyłam tylko dzisiaj na mieście, już u was. Przez chwilę zrobiło się bardzo jasno, jak w dzień. Walczyłam z ciemnością i chyba Ceridwenem, a załatwiłam bodaj pościg spiskowców... To było wtedy. Widziałeś coś więcej Kristbergu?

-Może to chodzi o inne światło. Duchowe?- zastanowił się Kristberg rozmyślając nad słowami mężczyzny. Po czym nieco roztargnionym spojrzeniem, przesunął po obojgu. Zaprzeczył ruchem głowy mówiąc.- Nie. Nie wydaje mi się.

- Kristberg, ale co to było wtedy pod zamkiem? Myślałam, że to może moje, ale mój płomień nie świeci tak by przegonić mrok. Tam coś się stało i było przez chwilę widno. Wiesz skąd się wzięło to światło?

- Latarnia...słoneczny blask latarni.- odparł krótko drwal, drapiąc się po brodzie. W sumie ów blask był zbyt silny, zbyt potężny. O wiele mocniejszy, niż się spodziewał. Ale przyczyny tego islandczyk mógł się jedynie domyślać.

Ich rozmówca w mig jeszcze bardziej spoważniał, twarz ściągnęła mu podejrzliwość, nuta strachu oraz coś jeszcze, odsłaniającego obficiej zmarszczki. Zakasłał.
- Uważajcie. Ja się nie boję, pracuje przez latarniach więc ciemność mnie nie nęka, w sprawy pałacowe się nie mieszam, a i zawsze potrafiłem wyczuć dobrych ludzi. Nie wiedziałem nic, moja pracownia nie ma okien. Ale jeśli to prawda, nie rozpowiadajcie nikomu, że używaliście innego światła, że walczyliście. Słyszałem imię Ceridwen i nie było wymawiane pozytywnie. Wiecie co? - Spojrzał na nich uważnie, człowiek określany jako Dios Jumala Déu Gud, mistrz w kwestiach srebrnego światła, który wydawał się nie bać, żyć tu dobrze. Mimo to oboje czuli, w jaki sposób jego ciemność nękała. Rzemieślnik był sam. Na każdego był sposób i nawet światło latarni nie ochroni kruchego, ludzkiego serca.

- Wątpię abyście już wrócili do siebie. Może udałoby się gdzie indziej, do innych miejsc, kto wie, może gorszych? Rozsądniej będzie tu zostać. Chcecie, to mogę spróbować zapewnić wam jakiś fach, mieszkanie... Abyście tylko czasem do mnie zachodzili i wspominali ze mną.

- Na pewno nie będzie takiej potrzeby. Niesiemy światło w naszych sercach i to jest najważniejsze - uśmiechnęła się do niego serdecznie by dodać mu nieco odwagi.
- Powiedz mi tylko proszę jeszcze, skąd bierzecie to srebrne światło? To zwykłe świeczki, zwykłe lampy? W ogóle tu nie ma kolorów, ale w pałacu pije się jakiś złoty trunek. Tak to wszystko jest praktycznie czarno białe...

- Srebrne światło pochodzi od Selene. Zwykły ogień dawno by oziębł i zgasł. To jest takie samo światło jak światłość księżyca. Światło otrzymuje się albo w wymieszaniu tej cieczy z woskiem – pokazał na jeden z wielu małych flakoników wypełnionych przeźroczystym płynem – wtedy otrzymujemy świeczkę. Lampy w sumie działają podobnie, srebrny ogień podgrzewa naczynie z tym samym płynem. Tak to z grubsza wygląda ale naprawdę lamy są straszne skomplikowane aby nic nie wybuchło, trzeba uważać też, aby światło nie stawało się złote. Płyn otrzymuje się z pałacu acz jest go dość mało. To woda pobłogosławiona przez Selene.

-Nie wiadomo nic na temat, tej całej sprawy z przejęciem władzy i nadejściem ciemności? Jak ci nowi władcy przejęli miasto i czemu nikt tej trójki nie powstrzymał? Wreszcie... co wiesz o Ceridwenie?- [/i] drwal zasypał pytaniami wytwórcę lamp.

Dios wzruszył ramionami powtarzając tylko, że to nieśmiertelni i ich sprawunki.

- Mam jeszcze jedno pytanie, jeśli pozwolisz. Czy słyszałeś o niejakim Adonaju Eleazarosie? - miała nadzieje że dobrze to powiedziała. - Słyszeliśmy, że spotkanie z nim mogłoby być dla mnie i Kristberga korzystne. I jeszcze dwa imiona, choć nie wiem co o nich sądzić: Izrael i Judasz - wiesz coś o nich?

- O Judaszu nie słyszałem. O Izraelu tylko plotki... Jakiś buntownik ale udało się mu uciec z obławy. Adonaj Eleazarus mieszka niedaleko, praktycznie pójdziecie prosto od mojego domu i najpiękniejsze domostwo, willa należy do niego. Bogacz, wielu pracuje dla niego. Chociaż nieciekawa osoba. Żyje za długo, za długo... Nie wygląda na wampira. Odwiedzicie mnie jeszcze? Proszę.

- Zapewne tak i oby z jakimiś dobrymi nowinami. - Odparł Islandczyk potakując głową i spojrzał na paryżankę bez słowa. Ale jego spojrzenie mówiło wprost: ”Ruszajmy do Adonaja”.

- Dziękujemy ci, bardzo nam pomogłeś. Wypatruj naszego powrotu. - Wstała i się dwornie ukłoniła.


* * *



- Zastanawia mnie skąd Selene bierze to światło. To jej moc? - ściszyła głos by cień zbyt dobrze jej nie słyszał. - Myślę, że oni ukrywają światło i ono wciąż tu jest, tylko z jakiegoś powodu wolą mrok! Albo zużywają je do innych, swoich celów. Musimy się dowiedzieć czemu ten świat zmienił się właśnie w ten sposób. I o ile historia nie płata nam figla, nie sądzę by zmiany, to jest ruch oporu, tak jak kiedyś ciemność, przyszedł z lasu. Nie mam zamiaru tego sprawdzać.

-Może to adoptowana córka... Może to córka Heliosa.- odparł Kristberg, pocierając dłonią brodę. Zatrzymał się na moment, zbladł.- Ten napój, to światło w kieliszkach. Chyba wiem co to jest.
Podszedł do ściany kamienicy, oparł dłonią próbując złapać równowagę, gdy drżącymi wargami szeptał.- To krew Heliosa. On chyba nie do końca jest zabity. I z jego krwi, były te trunki na balu. W końcu to nieśmiertelny. Nie powinno się go dać zabić.

Lorraine otworzyła szeroko usta i patrzyła na Kristberga jak na zjawisko. W mig jednak się ocknęła i rozejrzała czy nie napadają ich cieniste macki.
- Ciii! Nie mów takich rzeczy tak na głos. Ale to niesamowite! Też myślałam o nim, bo jak zabić nieśmiertelnego? Ale by pić... - rozejrzała się w koło. - Jesteś genialny! A na pewno super kreatywny. Ja sądziłam raczej, że wykorzystują światło do czegoś, o czym nawet nie wiemy. Czemu mieliby to pić? Co podsunęło Ci ten pomysł? - była rozpromieniona inteligencją drwala, który przecież na ogół jest bardzo cichy i nieskory do rozmów. Kto wie co się kryje w jego głowie?

-Nie wiem czemu piją. Nie jestem pewien czy chcę wiedzieć.- odparł Islandczyk. Myśl, że pił krew... że pił czyjąś krew niemal wywołała odruchy wymiotne. Potrząsnął głową na boki próbując wyprzeć wspomnienie głosu w głowie. „Helios...Król Słońce! Niech żyje jego promień!” .
Spojrzał na Lorraine dodając cicho.
-Tak jakoś się skojarzyło. Nie wiem czemu.

Było to tylko półprawda. Wiedział, a może raczej...zgadywał. I nie chciał opowiadać. Ale rzeka słów raz przerwawszy tamę ust, wylewała się z jego drżących ust.
- Widziałem... mężczyznę zakutego w srebrne kajdany, krwawiącego złotą posoką, spływającą do złotych kielichów. Judasza naprzeciw niego tuż po pokonaniu Heliosa i innych buntowników. I Nyks pośród nich. Wtedy... wcześniej nie rozumiałem co to było. Nie rozumiałem znaczenia tej wizji, która mnie naszła po... wypiciu jego krwi. Nie skupiłem się na tym, na czym powinienem. Selene... jest córką Heliosa, wspominał o tym sam Judasz. A kim jest Nyks? Hemerą może. Zdrajczyni Nyks. Noc która zabiła Słońce. To ma sens. Dlatego córka poprzedniego króla nadal chodzi wolna, bo jest córką obecnej królowej. Uśmiechnął nieco nerwowo, opierając plecami o kamienicę. - Tylko czemu uwięziła Heliosa? Czemu doszło do buntu i zdrady?

- Może jest jak ambrozja? Zastanawiałam się jak mogli uwięzić Słońce. Okazało się to jednak całkiem banalne, jeśli patrzeć na bogów jak na coś naturalnego... Trzeba się dowiedzieć czegoś o Hemerze, nigdy o niej nie słyszałam, tak mi się chociaż zdaje. Historia nie była moim ulubionym przedmiotem. Tylko po co Judasz miałby im wtedy pomagać? Albo może... dlaczego niektórzy nagle chcą cofnięcia tej zmiany... Caredwin najwyraźniej przyczynił się do obalenia dawnego króla. Powinniśmy jeszcze raz porozmawiać z Selene. Chciałabym wiedzieć co jest grane, jeśli mam tu zostać lub zgi... - nie dokończyła. Wizja powieszenia, łamania kołem, czy innych średniowiecznych kar spadły na nią z całą mocą. Wszak byli nowymi spiskowcami.

Do pewnego stopnia... jej zazdrościł. Tego lekkiego podejścia do spiskowania i tej całej sytuacji. Sam Kristberg znosił tą całą sprawę gorzej. Uświadomienie sobie tego co wypił, wzmagało w nim odrazę do tego świata i istot nim rządzących. Usiadł na ziemi, opierając się plecami o ścianę. Potarł czoło dłonią w żelaznej rękawicy.
- Nie liczyłbym na to, że uda nam się do niej dotrzeć. Może poza Brigid.

- Hej! Hej! Nie ma odpoczynku. Jak chcesz mogę Ci dać trochę wody, ale chyba powinniśmy się spieszyć.


Drwal wstał i ruszył dalej sam zamykając się w klatce ponurego milczenia.
Lorraine tymczasem już malowała na własnej sukience szklankę zimnej, orzeźwiającej wody. Przez chwilę zastanawiała się czy to zadziała, ale skoro płomienie potrafiły zmieść cienistych zabójców, to i to musiało się udać. Wiara i zapał miały duże znaczenie, bo właśnie wtedy musiała chwycić materializujący się napój.

- Proszę, na razie to chyba najlepsze co mogę Ci dać. Może u Adonaja uda się wyprosić coś do jedzenia, byśmy nie pomarli od trucizny.

-Dziękuję. - odparł Kristberg biorąc szklankę i wypijając ją. Nie był co prawda spragniony, ale nie chciał robić przykrości dziewczynie.

Patrząc jak Kristberg pije magiczną wodę było zastanawiające to, że o ile można było czuć, pić tą wodę, tak samo namacalne były stworzone przez Lorraine płomienie. Czuła je przecież na własnej skórze. Czy na prawdę zabiła jakichś ludzi, czy były to tylko zjawy? Nie zostało po nich nic. Odsuwała to wszystko w nieświadomość, nadzieję, że to jednak tylko sen. Wszak wszystko było zupełnie nienaturalne.

Zmierzali do wyznaczonego przez Judasza celu. Może on rzuci nieco więcej światła na te wszystkie dziwaczne i upiorne zdarzenia.
 
Kritzo jest offline