Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-01-2011, 18:38   #167
Akwus
 
Akwus's Avatar
 
Reputacja: 1 Akwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie coś
Miasto

Ciemne burzowe chmury zbierające się nad miastem były ukoronowaniem chaosu, który trwał w nim od świtu. Część budynków straszyła już tylko sczerniałymi belkami konstrukcji, część dopiero co rozpoczynała swoją walkę z ogniem, który po strawieniu jednego składu nie zamierzał dać za wygraną i korzystając z coraz to silniejszych podmuchów wiatru przeskakiwał na kolejne dachy niczym rabuś chcący zagarnąć dla siebie jak najwięcej korzystając z ogólnego zamieszania. Zamieszania w którym ani drużyny strażaków, ani ochotnicy ustawiający ludzkie węże wzdłuż których niczym przełykane przez stwora paciorki przemieszczały się jedno za drugim wiadra, cebry, misy, słowem wszystko co mogło przenieść choć trochę wody.
- Nie zatrzymywać się! Nie zwalniać ni o jotę!
Krzyknął Arms, któremu Hektor powierzył dowództwo nad resztą konnicy D`Arvil. Konni wypadli właśnie z Czarnokruczej o kilka kroków od jednego z takich węży, który słał kolejne galony wody na dopiero co rozpalającą się piekarnię. Oddział spiął jednak konie nie zważając na ludzi walczących z żywiołem i zaraz za swoim dowódcą gnali przed siebie z nadzieją, że tamci będą mieli dość oleju w głowie, by uskoczyć przed dziesiątką koni.

Ratusz

Pamiętający jeszcze czasy dziada sir Berengara budynek równie dobrze mógł właściwie przywitać szturmujących z otwartymi podwojami, bo wielkie okna najniższej kondygnacji będące od lat ozdobą i wizytówką miejskiego ratusza stanowiły dla miejskich szumowin więcej niż zaproszenie. Wielu z tych, którzy jeszcze przed godziną zakuci czekali na wyrok w lochach kordegardy wiedziała, że w środku skrywają się ich najskrytsze marzenia, wielu snuło dalece artystyczne plany co zrobią z burmistrzem, sędzią, rajcami, ale też ich córkami i żonami. Co bardziej pomysłowi mieli też plany tyczące się synów, służby i przypadkowych mieszczan, których znaleźliby w towarzystwie swych ciemiężycieli.
Tych którzy zamieszki wzniecili nie interesował widać ratusz, lub uznali, że mogą zająć się niem już po uporaniu się ze strażą i zamokwymi, bo szturmująca ratusz hołota nawet jeśli składająca się z największych miejskich szubrawców, morderców, gwałcicieli, podpalaczy i łajz, które sprzedałyby własną matkę za worek srebrników daleka była jednak od regularnej formacji, którą kierowałby ktokolwiek, kto choć raz w życiu stał koło stratega. Gdyby zaś kiedykolwiek mieli do czynienia z prawdziwym wodzem być może któremukolwiek z nich obiłoby się o uszy pradawne stwierdzenie zawarte w wojennych traktatach, że nigdy nie wolno przyprzeć do muru wroga nie pozostawiając mu drogi ucieczki - doprowadzony do ostateczności będzie on z całą zaciętością walczył o życie i może wygrać.
Zebrani w ratuszu wiedzieli doskonale jaki los czeka ich i ich rodziny jeśli więźniowie dostaną się do środka, niespodziewanie znaleźli więc w sobie dość sił i męstwa, by stanąć naprzeciw tym, których na co dzień baliby się spotkać w ciemnej uliczce.

Ragnar ze swoimi krasnoludami wpadł na rynek dokładnie w momencie, gdy bandyci przystąpili do głównego szturmu bijąc jednocześnie wszystkie z tuzina okien i przerzucając ponad ustawionymi w nich barykadami płonące brewiona. Terminatorzy i czeladnicy z kuźni Grima mieli aż nadto broni i pancerzy by stanąć do walki wyglądając niczym pancerny oddział krasnoludzkiech tarczowników. Ta walka była dla nich szansą, gdyby udało im się uratować rajców mogliby liczyć na przywileje dla nieludzi, o które tak ciężko było w spokojnych czasach. Ludzie, którzy uważali się za światłych i cywilizowanych potrafili docenić jedynie chwalebne czyny niespokojnych czasów, pomimo więc zagrożenia Ragnar postanowił poprowadzić swoich na pomoc ludziom. Ryk jaki wydobył się z jego gardła nie mógł pozostać niezauważony nawet w obliczu krzyków szturmujących, których nieformalny dowódca zatrzymał się w biegu odwracając w stronę nowo przybyłych i ze śmiechem kierując w stronę opancerzonych wojowników niemal połowę swoich ludzi.

Tawerna "Pod dorodną flądrą"

Stary karczmarz charczał ciężko z wbitym głęboko w żebra nożem. Bogowie świadkiem, że wolałby już umrzeć niż męczyć się z życiem, które nie chciało z niego ujść i serwowało mu kolejne koszmary zmuszając do patrzenia jak dwóch oprychów bierze siłą Zofiję, tę samą kelnerkę, której cześć przed paroma godzinami Hektor obronił przed dwójką najemników będących pierwszymi ofiarami zamieszek. Nie wiedział, czy dwóch pryszczatych wyrostków jest kompanami tamtej leżącej gdzieś w kanałach dwójki, czy też po prostu tragedie takie jak ta budziły w ludziach najdziksze instynkty.
Rudzielcy byli najpewniej braćmi, bo pokryte licznymi wypryskami twarze były do siebie łudząco podobne.
- Nie chciałaś mnie dziwko po dobroci - śmiał się większy z nich przytrzymując szeroko jej uda i rozwiązując jednocześnie sznurek u spodni - to zanim słońce zajdziesz zasmakujesz mojego kutasa we wszystkich swoich szparkach!
Mniejszy wyginający brutalnie ręce kelnerki zawtórował mu rechotem. - A potem ja, też cię zerżnę suczko - wyszeptał je na ucho.
- Zawrzyj pysk Bruto - od razu skarcił go ten który masował już swoją miękką jeszcze fujarę nim miał wedrzeć się pomiędzy drżące uda dziewczyny - Ja tu rządzę! Rozumiesz! Ja powiem w co i kiedy możesz wpakować swojego fiuta!
- Dobrze Sergio, wybacz.
Młody spuścił wzrok nie chcąc widać konfrontacji z bratem.
- No na chuja pana, co jest, stawaj!
Dziewczyna płakała rzewnymi łzami tak długo, że niemal nie miała już w sobie ani jednaj by spłynęła po jej zbitej twarzy. Nie miała nadziei, że zbiry odpuszczą jej, znała obu jeszcze z dzieciństwa, kiedyś przyjaciele bawiący się razem podrzucając na patyku zdechłego szczura, poróżnieni w związku z odrzuceniem oświadczyn pryszczatego Sergia, teraz połączeni nową więzią ofiary i oprawcy.
- Stawaj kurwa! - Krzyczał rudzielec spoglądając na swój wciąż miękki instrument. Niepowodzenie tylko wzmagała w nim złość, której ofiarą nie mógł być nikt inny jak rozłożona przed nim dziewczyna.
- Nie chcesz tak, co? Nie chcesz? To załatwię to inaczej!
Sięgnął po leżącą obok na ławie butelkę z której wylewał się jeszcze czerwony słodki płyn. Podrzucił ją w ręku warząc jej masę po czym pokiwał głową z zadowolenia - zerżnę cię tak czy inaczej rozumiesz suko! Trzeba było mnie nie odtrącać kurwo!
Mówiąc ostatnie słowa wcisnął wąską szyjkę butelki pomiędzy jej nogi. Krzyknęła.
Opór tylko nakręcał go jeszcze bardziej, śmiejąc się wpychał ją raz za razem coraz mocniej, coraz głębiej, naciskając tak, by dziewczyna krzyczała z bólu za każdym pchnięciem. Dopiero teraz czuł jak jego obnażona wciąż fujara twardnieje, lecz zbyt dużo przyjemności czerpał z zdawania jej bólu butelką by zmienić narzędzie.

Podtrzymując ostrze karczmarz słyszał jak dziewczyna cichła, wycieńczona kaźnią, pomimo iż pryszczaty pchał coraz mocniej chcąc zmusić ją do krzyku Zofija gasła w oczach, katowana przez swojego rówieśnika, któremu swego czasu nieopacznie odmówiła...

Ratusz

Pancerz i topór to jednak czasem za mało, by przemienić rzemieślnika w woja i Ragnar wraz ze swoimi pobratymcami miał się o tym boleśnie przekonać. Pierwsza runda należała jednak do krasnoludów, skazańcy odstąpili nie mogąc przebić się przez zasłonę z tarcz zza której mniejsi przeciwnicy wciąż kąsali ich z dziką zaciekłością. Na szczycie schodów pod którymi żywy bastion zgarniał krwawe żniwo szubrawcy również ponieśli pierwszą klęskę odparci przez obrońców ratusza, walka na dwa fronty wyraźnie im nie służyła i już po chwili samozwańczy herszt zdecydował o skupieniu swych wysiłków na krasnalach, ludzie zamknięci za wrotami ratusza i tak nigdzie się nie wybierali, a raczej mało prawdopodobne wydawało się, by przystąpili do kontrataku.

Ragnar przełknął ślinę widząc dwa tuziny więźniów otaczających ich piątkę. Krasnolud liczył, że ośmieleni ich przykładem mieszczanie wyjdą zza zaryglowanych drzwi i zawartych okiennic, lecz nic takiego nie nastąpiło. Za chwilę miało się okazać, że pancerna pięść krasnoludów będzie samodzielnie walczyć z ponad czterokrotnie przeważającymi siłami miejskiego skurwysyństwa.

Serafin Mera

Przeciwnicy nadal byli ponad sto kroków od bramy i zbliżali się bardzo ostrożnie nie chcąc wystawić się na bełty, które spoczywały w leżach wycelowanych w ich stronę.
- Będą szturmować?
- Jeszcze pół dystansu -
zawyrokował kwaśno Mera - podejdą pod słoną tarczy jak blisko się da, dopiero ostatni odcinek rzucą się biegiem, tak by kusznicy nie zdołali przeładować. Psiakrew.
- Poznaję ich szefa komendancie - głos dowodzącego ostatnimi kusznikami dziesiętnika zaskoczył Serafina - To Olko Dwa Palce, znakomity łucznik.
- No to zmienia postać rzeczy, od razu mi lepiej.
- To lokalny bohater -
kontynuował kusznik nie zważając na kpinę Serafina. - Jeśli zdołałbym go zdjąć, to ich morale posypie się tak jak naszej jazdy po upadku Kressa, to da nam wielką szansę.
- Zdejmiesz go zza tego muru?
- Wykluczone, nawet z góry.
- Potrzebujesz aby się odsłonili? -
Hektor przysłuchując się rozmowie włączył się do niej nieoczekiwanie.
- A co poprosisz ich o to? - Tym razem ironia popłynęła z ust kusznika.
- Nie. - Hektor przekręcił kilkukrotnie głowę nieprzyjemnie strzelając kościami - Ale zmuszę do tego siłą.
Ani Serafin ani kusznik nie odpowiedzieli, jednocześnie zrozumieli co zamierza potężny wojownik i choć obaj wiedzieli, że to pewna śmierć zdawali sobie jednocześnie sprawę, że to jedyne co może zmniejszyć szansę pozostałych na niechybny koniec.

Ratusz

Pierścień wokół krasnali coraz bardziej się zaciskał, tym razem przestępcy podeszli do sprawy bardziej systematycznie, zamiast atakować mur bastion z jednej strony pozwalając by nie zaangażowanie z przodu pancerni kąsali ich z drugiego szeregu postanowili zaatakować ze wszystkich stron jednocześnie zmuszając przeklętych przykurczów do walki plecami do siebie.
Zaatakowali na komendę herszta uderzając wszystkim co mieli, lecz ponownie okazało się, ze krasnoludzka zbroja jest w stanie oprzeć się pałką i wyszczerbionym mieczom. Odstąpili dopiero gdy czterech z nich leżało pod żelaznymi butami krasnali a kilku kolejnych odniosło rany, które właściwie odbierały im szansę na dalszy udział w walkach.

Ragnar dyszał jednak ciężko wycieńczony dotychczasową walką. Rzemieślnikom brakło kondycji niezbędnej do dźwigania ciężkich pancerzy i machania orężem. Blachy mogły co prawda powstrzymać uderzenia okutych pałek, lecz dwóch z jego towarzyszy aż nazbyt dobitnie przekonało się, że wąskie sztylety zabójców potrafią zwinnie prześlizgnąć się nawet pomiędzy ciasno złożonymi płytami. Zamknięci w swoich puszkach broczyli krwią z ran, których nikt nie miał szans im opatrzyć.

Stukot kopyt rozległ się nagle doskonale słyszany w ciszy która panowała na rynku pomiędzy kolejnymi atakami na pancerną piątkę. Obie strony zamarły w oczekiwaniu na to po której ze stron opowiedzą się nadjeżdżający. Tylko herszt rozparł się wygodnie opierając o rzeźbiony koński łeb wieńczący ratuszowe schody.

Jeźdźców było jedynie trzech i wyglądali bardziej jak objuczeni tragarze a nie wojownicy, dopiero gdy przejechali pół dzielącej ich od schodów długości walczący spostrzegli w rozpiętą pomiędzy końmi sieć rybacką, która prężyła się coraz szerzej wraz z tym jak konni zbliżali się do stojących. Wstał i herszt otwierając usta do krzyku w którym zawrócić chciał swoich ludzi z bruku. Musiał jednak wyczekać chwili, tak by przykurcze nie zdołały korzystając z odsłonięcia flank uciec z zaciskającej się pułapki.
- Odwrót! - krzyknął gdy jeźdźcy byli już tuż tuż.
Zbiry rzuciły się do ucieczki w każdą możliwą stronę dosłownie na ułamki oddechu jaki wydali z siebie ci którzy nie mieli dość refleksu i razem z krasnoludami zostali zagarnięci w ciężką sieć.
- Przytrzymać! - padło gdy tylko konni zatoczyli wokół nieludzi krąg zaciskając wewnątrz sieci piątkę rzemieślników oraz trzech swoich ludzi, którzy wili się próbując wyswobodzić z pęt tak samo nieporadnie jak zakute w stal krasnoludy.
- Chcieliście ognia bitwy przykurcze - zapytał herszt schodząc powoli po końskich schodach - więc w naszej pozwólcie, że pokażemy wam jak ten bitewny ogień wygląda.
Trzeci z jeźdźców odtroczył od siodła butelki podając je swoim kompanom. Wśród krzyków zarówno Ragnara i jego krasnoludów oraz trzech oprychów skazanych przez swoich na okrutną śmierć gęsta oliwa zaczęła wylewać się z kilkunastu amfor wprost na spętanych.
- Niech wasza grupka heroicznych obrońców zalśni niczym to miasto w chwili swojego zmierzchu - wycedził herszt nim cisnął w sieć tlący się element framugi i nim krzyki konających poczęły paraliżować obrońców ratusza, którzy wiedzieli już, że są następni...
 

Ostatnio edytowane przez Akwus : 03-01-2011 o 20:48. Powód: Literówki
Akwus jest offline