Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-01-2011, 19:50   #29
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Dziadziuś tak jakoś podejrzanie ochoczo zaprosił ich w swoje progi. Do tego chatka wydawała się atrapą. Z wierzchu niepozornie pozbijane deseczki, chwiejne to wszystko i nader mizerne, a w środku.... cuda pałacowe! Jaskinia obszerna jak sala tronowa! Miękkie skóry na podłogach! Ogienek trzaskający i stoły wklęsłe od ciężaru jadła i napitków podanych, bagatela, nie na glinianych naczyniach a w srebrze błyszczącym!

Mysz uśmiechnęła się przymilnie rozejrzawszy po wnętrzu. Kiedy staruszek oddalił się wgłąb pieczary Mysz konspiracyjnie szepnęła Alice do ucha. Słowa w zawrotnym tempie opuszczały usta a oczka błyskały z przejęcia:
- Słyszałam kiedyś historię o chatce w lesie, co w niej mieszkał miły dziadziuś. Chętnie spraszał podróżnych, kolacją raczył a po jego jadle i napitkach zasypiali w sen głęboki, magiczny. Dziadek był bowiem szalonym nekromantą. Wywlekał biesiadników do ogrodu i tam ich wielgaśnym toporem na kawałki rąbał. Mięso zjadał, a głowy w ziemi zakopywał i zaklęciami otaczał. Na miejscach głów wyrastały drzewa, w których na zawsze dusze owych feralnych podróżnych były uwięzione – Mysz podekscytowała klasnęła w rączki i niemal pisnęła. - Może to ten z tych historii, myślisz? Przecie taka chatynka z zewnątrz mizerna a w środku od luksusów opływa. Jak nic iluzją śmierdzi.

W głowie już jej buzowało od nadmiaru pomysłów.
- Ale ubaw! Słuchaj jak zrobimy – zacierała rączki i szeptała dalej. - Lepiej nic nie jedzcie i nie pijcie. Ale udawać można co by podejrzeń drania nie wzbudzić. Ja wyjdę niby siku za chwilę, ale tak naprawdę na niewidce przetrząsnę tą jego jaskinię. Jak kości znajdę albo ślady jakoweś co zaświadczą o jego zabójczym zajęciu to dam ci znak. Hasło znaczy. Powiem.... Hmmm. - potarła energicznie nos. - „Sowa huczy, to zły omen”. Tak, wiesz, szyfrem zagaję.

* * *

Siedzieli przy stole. Mysz nic nie jadła, udawała za to, że usta w trunkach zamacza.
- Przyszłość mi przepowiedz dziadku! – nakręciła się mocno. Nekromanta i okrutnik, czy też nie, powróżyć zawsze mógł. Nie było co okazji przepuścić żeby się o swoich przyszłych losach co nieco wywiedzieć.

Starzec popatrzył na młodą dziewczynę dopraszającą się przepowiedni i pokręcił głową z lekkim uśmiechem:
- Ech młodość, młodość i wieczna ciekawość tego co może przynieść przyszłość. Kiedy człowiek się starzeje częściej zaczyna oglądać się do tyłu, hołubiąc zgromadzone wspomnienia. Wiedza o przyszłości może przynieść więcej problemów niż myślisz. Naprawdę nie warto jej zbyt dokładnie zgłębiać. No i nigdy nic nie jest pewne. Wiele czynników wpływa na siebie, pojawiają się niespodziewane zmienne...
Mysz lekko prychnęła.
- Nie daj się prosić dziadziusiu, mów bo zaraz pęknę z ciekawości! - wysunęła przed siebie dłoń żeby linie mógł dojrzeć.

Ujął jej delikatną jakby dziecięca rączkę w swoje stare pobrużdżone dłonie i popatrzył na nią uważnie. Przejechał palcem po jednej z linii.
- Lubisz ryzyko i już kilka razy o włos uniknęłaś nieszczęścia. Powinnaś częściej się zastanowić zanim zaczniesz działać...
- A długo będę żyła? - przerwała mu wpół zdania.
- Linię życia masz długą, ale... - popatrzył jeszcze raz jakby z niedowierzaniem – dziwne... jest jakaś nieciągłość w nim... nigdy jeszcze nie widziałem czegoś takiego...
- Nieciągłość? - brwi bardki zadrgały, lecz trwało to chwilę. - Nieważne. A za mąż wyjdę kiedyś?
- Widzę w twoim życiu wielu mężczyzn, ale chyba ciężko Ci się zdecydować na jednego... - Podrapał się po głowie i zawyrokował w końcu. – Wyjdziesz...

Uśmiech wypełzł na twarzyczkę Marie. Niby się zarzekała, że ożenek nie dla niej ale wieści zabrzmiały wesoło, jakby jej się właśnie ktoś na jednym kolanie oświadczył.
- No a co tam widzisz jeszcze istotnego? No wiesz, wróże w opowieściach zawsze jakąś enigmatyczną formułką rzucą, nad którą się można głowić miesiąc ale spośród mgły sensu nie wyłowić. Wiesz, na przykład... - przybrała dramatyczny syczący ton i zawodziła niby duch. - „Ten który umrzeć nie może ale śmierć niesie zastuka do twoich drzwi w pewną gwieździstą noc i coś wtedy stracisz, a nim kur zapieje trzy razy znowu to odzyskasz” - klasnęła w dłonie i trajkotała dalej na jednym wdechu - No wiesz, uwielbiam takie mgliste przepowiednie. Powiedz mi jakąś, no powiedz... - rzęski fruwały jak motyle wiosną.

Dziad roześmiał się wyraźnie rozbawiony:
- Jestem jasnowidzem nie wróżem. Nie wciskam ludziom głodnych kawałków z powodu których wyrywają sobie potem włosy z głowy, ale skoro tak bardzo to uwielbiasz... - mrugnął do niej – "Martwe przebudzi się, nieistniejące zaistnieje, a kobieta o cerze jak gorąca czekolada, a oczach jak lazur nieba sięgnie po to co najbardziej uznajesz za własność."

- Co? - Mysz rozdziawiła usta, podrapała się po czole i perliście zaśmiała. - Fakt, ciężko się sensu domyślić. Ale spbubóję bo to fajna zabawa! Sugerujesz więc... że Shannon wróci do żywych, Meg powije Wulfowi dzieciaka a jakaś drowia lafirynda ukradnie mi Lizusa?

Nie skomentował ile prawdy jest w jej przypuszczeniach. Puścił tylko jej dłoń i odwrócił się do pozostałych gości:
- Może jednak na razie zostawmy spoglądanie w przyszłość. Pewnie zmęczeni jesteście po podróży. Zapraszam na posiłek, a potem kto chętny może zażyć rozkoszy gorącej kąpieli.

Zaprowadził ich przez widoczny w jednej ze ścian otwór a potem wąskim korytarzem do kolejnej groty, dużo mniejszej, ale niespodziewanie ciepłej. Jego źródłem było znajdujące się pośrodku gorące źródło. Unosiła się znad niego para, która potem skraplała się na gładkich ścianach skalnych i łukowo sklepionym stropie i spływała z powrotem w dół wąskimi stróżkami. Sam basen obramowany był płaskimi kamieniami i miał jakieś dziesięć stóp szerokości i piętnaście długości. Z boku wypływała z niego niewielka struga, która niknęła gdzieś w skale.
- To był jeden z głównych czynników dlaczego zdecydowałem się tu zamieszkać. W moim wieku rozkosze codziennej gorącej kąpieli to jeden z najwspanialszych luksusów.

* * *

Tak jak zapowiedziała, użyła niewidki i zapuściła się cichcem w głąb mrocznej posesji. Broń trzymała w pogotowiu, stąpała ostrożnie i wzrok wytężała. Coś jej tu śmierdziało.
Przejrzała wszystko, obsłuchała, opukała. Na początku myślała, że dziadziuś się dobrze maskuje ale po jakimś czasie musiała się poddać. Nie było trupów, krwi ani kości. Nie było podejrzanych ksiąg magicznych, rytualnych narzędzi ni lochów nawet. Nic nie było ciekawego. Nic a nic zupełnie.

- No dobrze, trochę się zagalopowałam – Mysz wróciła do Alice i wyglądała na diablo rozczarowaną. - Wychodzi na to, że dziadek nie ma mrocznych tajemnic. - uśmiechnęła się zaraz szeroko. - Można zdaje się jeść i pić bez obaw. A z kąpieli w źródełku chyba też warto skorzystać. Najpierw dziewczyny później chłopaki? To jak Alice? Umyjemy sobie plecy i pogadamy o życiu?

Alice się roześmiała.
- Kąpiel z lady? Jak mogłabym odmówić! Ale lepiej wpuścić tu innych później. Większość strasznie cuchnie. W Szarych Płaszczach nigdy nie dzielimy płci, a wierz mi, kąpiel z ciężkimi to paskudna sprawa.

- No wiesz – Mysz zaczęła zrzucać z siebie wpierw buty a potem kolejne warstwy ubrań – nadmiernie wstydliwa może nie jestem, ale wolałabym na golasa przy najemnikach nie paradować.
Wskoczyła z rozbiegu do wodnego oczka. Chlupnęło zalewając kamienną podłogę dookoła źródełka.
- Wskakuj. Przyjemnie cieplutko!

Alice poszła w jej ślady, dzięki czemu Mysz mogła wkrótce podziwiać dobrze ukształtowane mięśnie, głównie ramion i ud, a także całą resztę nagiego ciała dziesiętniczki.
- Mówiłam też o kobietach. Lydia niewiele ustępuje Hargowi, jeśli mnie pytać. Wielu żartuje, że swoim zapachem dzielą się i w łóżnicy.

- Po paru dniach w siodle i spania w ubraniu pod gołym niebem pewnie wszyscy cuchniemy – bardka zaśmiała się i rubasznie chlapnęła wodą aż strużki dosięgnęły twarzy najemniczki. Podpłynęła do brzegu źródełka i porwała stamtąd mydło. - Bądź tak miła i umyj mi plecy. I powiedz lepiej z kim ty się ochoczo dzielisz zapachem w jednym łożu. Jesteś chyba najładniejszą dziewczyną wśród całej waszej kompanii. No i jakie masz... - z lekką zazdrością kiwnęła na linię poniżej jej dekoltu. - Z takimi umysłami każdego męża można zwieść.

Dziesiętniczka roześmiała się jeszcze raz, biorąc mydło i silnymi dłońmi nacierając plecy spadkobierczyni.
- Daleko mi do ciebie, Marie. Wszystko zależy od tego, kto mi wpadnie w oko. Kiedyś wzięłam do łoża jednego z towarzyszy. Zginął dwa dekadnie później.
Głos jej się załamał, ale szybko wrócił do wesołego tonu.
- To było dość dawno, ale od tamtej chwili omijam w tym względzie towarzyszy broni.

- Poczekaj! - Mysz aż wrzasnęła bo myśl jej pewna wpadła do głowy. – A może ja bym cię tak z kimś wyswatała? Mam do tego smykałkę, mówię ci. Meg i wulf... Gdyby nie ja to oni by do dzisiaj samotnie noce spędzali. Jeśli z najemnikiem się wiązać boisz to może... Bran jest wolny. I Robert. Robotnicy to nie twoja liga, a rycerze... No już konflikt z nimi macie. Eh, niedobór chłopa w tym naszym Elandone – strapiła się na moment. - No nic, pomyślę jakby tu zaradzić. Nie chodzi tylko o dobrą partię ale przecie żeby się zakochać. Jeśli nie iskrzy to wszystko o dupę otłuc. No to ciężko ci musi być. Nie tylko bez miłości no ale, wiesz... Fajnie się w łożu w towarzystwie po nocy baraszkuje. Ostatnio się głowiłam nad tym czemu ludzie w ogóle z sypialni wyłażą? Nie lepiej by tam było dzień i noc siedzieć i się obściskiwać? Toż to milsze niż cała reszta jaką świat nam oferuje.

Alice odsunęła się na moment, wyglądając na przerażoną. Pokręciła głową energicznie.
- Żadnego swatania, proszę. Lepiej jest tak jak teraz. Rzadko w jednym miejscu zostaję na długo, życie wiodę niebezpieczne, a jak już mówiłam, nie chcę się... bratać z kimś takim jak ja.
Popatrzyła badawczo, a potem wróciła do szorowania Myszy.
- Ale z tym drugim się zgodzę, tylko co byśmy jedli? Z drugiej strony, po jakiejś dłuższej kampanii można być na prawdę wyposzczonym... Kilka razy przestawałam panować nad swoim ciałem. Ale to co innego, gdy bez uczuć.

- No dobra, nie będę swatała – zajęczała Mysz ale zaraz się zaśmiała. - Nic na siłę. Ale jak ci ktoś w oko wpadnie to daj znać. Razem jakiś podstęp uknujemy.
Odwróciła się do najemniczki, odebrała jej mydło i nakazała gestem by nadstawiła plecy.
- Czasem myślę, że jestem niemoralna. Zakochałam się niedawno. I, powaga, uczucie to szczere i mnie wypełnia po brzegi niby wrząca woda. Ale jakoś... nie mogę się nie obejrzeć za mężem co ma pierś szeroką albo tyłek jędrny jak brzoskwinia. Jest ze mnie latawica? Myślę sobie czy inni też tak namiętnie całują co Alto i dłonie mają takie wprawne. Chce mu być wierna, no ale tak całe życie nie mieć porównania? Tylko – wystawiła palec, pogroziła rubasznie po czym parsknęła śmiechem – nikomu słowa nie piśnij jakie mi bezecne myśli po lordowskiej głowie chodzą.

Kobieta mrugnęła konspiracyjnie, przyglądając się jej uważnie.
- A przyciągasz wiele spojrzeń. Ciężko mi to ocenić, powiem ci tylko, że z każdym jest inaczej, choć i podobnie. Swojego pierwszego miałam wiele lat temu. Jedni są łagodni, inni gwałtowni. Jedni umieją długo, innym nie wystarcza wytrzymałości nawet na kilka dłuższych chwil.
Zachichotała jak mała dziewczynka, zresztą gdy to robiła i patrzyło się tylko na jej twarz to łatwo można było się pomylić.
- No i niektórzy są duuuzi...

- Duży to dla mnie pojęcie względne – Mysz zmarszczyła nos nie przestając szorować pleców najemniczki. - Mówiłam ci, że nie mam, szlag, porównania. No, czyściutkaś jak dziewica przed nocą poślubną! – odłożyła mydło i położyła się na plecach dryfując na powierzchni wody - Ja się z wieloma całowałam, w tym mam wprawę akurat. Czterdziestu siedmiu całuśników miałam. Wiem, bo ich skrupulatnie spisuje. Z każdym było trochę inaczej. Myślę, że w łóżku musi o to samo chodzić. Jest parę zasad i każdy się ich trzyma ale z jednym miękniesz jak wata a z drugim się w duchu modlisz żeby już skończył. Czasem myślę, jak to jest... z dziewczyną. Próbowałaś kiedyś? Ja pójdę razu jednego do drogiego burdelu, zapłacę za jakąś ładną pannę i sprawdzę empirycznie. Jestem zbyt wielu rzeczy ciekawa. To mnie do zguby kiedyś doprowadzi...

- Z kobietą to jak z facetem bez jego włóczni. No, może nie do końca. Delikatniej, choć i to od kobiety zależy. Wiesz, te z wojska są jak ja albo i gorzej, jeśli chodzi o siłę w łapach i nie tylko.
Znów się zaśmiała, oglądając swoje umyte ciało.
- Dziękuję, nie pamiętam kiedy byłam tak dobrze wymyta. A czterdziestu siedmiu.. Tak, myślę, że było tylu. I nie mówię o całowaniu.

- Nie żartuj! - Mysz aż otworzyła usta i tchu jej brakło. Nagle posmutniała - Z tyloma aż? A ja raptem z jednym byłam... Jestem beznadziejna.
Westchnęła, wywlokła się z wody i okręciła kawałkiem płótna.
- Może w Laviguer sprawimy sobie jakąś rozrywkę? Pójdziemy do burdelu, ha! Niech nas spróbują nie wpuścić bośmy dziewczynami. Albo, albo... zapoznamy jakiś przystojnych jegomościów i trochę poflirtujemy? Ja... No nie wiem. Może choć z jednym spróbuję, w celach naukowych. Jak mam później Alta szczerze zachwalać skoro nawet nie wiem czy na tle reszty męskiej populacji faktycznie się wysoko plasuje? Tylko raz... z ciekawości. Przecie się nie dowie, co nie?

Alice uniosła dłonie w obronnym geście.
- Ja jestem sobą, no i więcej lat mam od ciebie, Marie. Ty jednak zastanów się, ode mnie takich porad nie usłyszysz. Nie chcę potem zawisnąć z rozkazu lorda Alto czy kogoś innego.

- Dajże spokój Alice. Alto wie jaka jestem. Nie da się okiełznać żywiołu, prawda? I nie zawiśniesz. Nie pozwolę na to dopóki żyję. No chyba, że mnie najpierw w afekcie nożem dźgnie... - zaśmiała się, choć może nie powinna. - A jak do miasta dojedziemy to jakoś sobie czas umilić przecie musimy. Co by nas nuda nie zeżarła.
Zebrała swoje ubrania i wcisnęła pod pachę.
- To ja idę się położyć. I spokojna głowa, do łożnicy niczyjej w Laviguer nie trafię. Ale nim miasto opuścimy z kimś się pocałuję – puściła oko najemniczce i zachichotała żywo.
 
liliel jest offline