Gambino
Przeciwnik miał nieziemsko szybkie ręce i sylwetkę węgorza, gdy przychodziło do zwarcia. Do tego stosował nieczyste zagrywki i gdy zakonnik starał się dusić od tyłu łysy zaczął kąsać- do krwi, a na to przyszedł łokieć w skroń i groźny skutek- kilka niezgrabnych kroków w bok. Upadłby gdyby nie wbity w ziemię szpadel. Jeden ze sprzętów pół-orka czy dobytek niedoszłych cwaniaków- bez znaczenia. Gambino wyrwał go z ziemi, oblepionego glebą niczym maczuga, i sprawnym ruchem uderzył załamaniem przy łączeniu o kant pieńka. Prowizoryczny kostur miał jakieś półtora metra, ale drewno zdawało się solidne, a niedowaga powinna nadrobić szybkość. W zależności od postawy jedno kolano powinno zawsze zostawać z tyłu, ten punkt obrał za priorytet. Kilka zaczepnych w czerep i coś solidnego na koniec.
~Taaak...-
-...dziś spotkasz swego stwórcę, bełtmistrzu- choć kusznik mógł nie słyszeć groźby zza zaciśniętych zębów mnicha. |