Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 31-12-2010, 13:43   #111
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
-Smacznego skurwielu...- syknął kusznik widząc jak jego bełt powalił rosłego przywódcę przybyłej grupki. Działał szybko. Przygotowane na taką sytuację ręce błyskawicznie naciągnęły cięciwę kuszy. Mężczyzna złapał za leżący na ziemi bełt wkładając go na specjalnie przygotowane na to korytko. Pocisk był załadowany i gotowy do strzału. Kusznik Nie miał zbyt wielkiego pola do popisu. Każdy z jego kamratów był związany jakąś osobistą potyczką. Na szczęście taka sytuacja dała Jeffowi więcej swobody, bowiem nie musiał wybierać sobie celu a mógł po prostu zaatakować tego, którego miał jak na tacy. Człowiek z gwizdkiem był nie tylko wkurwiający ale i niebezpieczny. Mógł swoją dziecięcą piszczałką sprowadzić masę ziomków z okolic (jeśli tacy w ogóle byli), co sprawiłoby grupie ogromne kłopoty. Jeff uniósł kuszę i wycelował. Dobrze wiedział, jak kusza radzi sobie z wiatrem, więc z takiej odległości nie dbał o warunki atmosferyczne. Naciśnięty spust zwolnił cięciwę a ta wysłała kolejny śmiercionośny pocisk.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 01-01-2011, 20:57   #112
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
Sytuacja pułapkowo-zasadzkowa była jaka była. Otoczenie dawało pewną przewagę, ale Wilka to obchodziło jak... jak to jak? No mało go to obchodziło!
Przemyślał sytuację migiem swoim lotnym umysłem, chwycił swój rynsztunek, czyli zwyczajowo młot i tarczę. Zasłonił się i nie myśląc za wiele, zaatakował wraz z Markusem jednego z wrogów. Miał nadzieję, że jego kompan trafi z kuszy, bo było dość blisko i jeśli bełt nie zabije przeciwnika, to najwyżej trafi w nogę, zegnie się na chwilę i Wilk uderzy dokańczając dzieła. Jeśli jednak Mark nie trafi, Edgar zwyczajowo skupi się na zmiażdżeniu mordy swojego nowego nieprzyjaciela.
Życie.
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^
Fearqin jest offline  
Stary 02-01-2011, 23:46   #113
 
Cohen's Avatar
 
Reputacja: 1 Cohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputację
Markus Goetz

Obrzucił szybkim spojrzeniem zranionego przez siebie napastnika. Oceniwszy, że przez pewien czas nie będzie przeszkodą, rzucił się za drugim bliźniakiem, którego cios Wilka odrzucił an dobre parę metrów. Typ miał parę w łapie, trzeba mu to był przyznać. Był za to wolniejszy, a dodatkowo broń, którą władał nie byłą przeznaczona do szermierczych pojedynków.
Markus dopadł więc powalonego pierwszy, zdołał zadać cios, ale typ zdążył się zastawić, po czym zerwał się błyskawicznie.
Mężczyźni skoczyli ku sobie, wymienili kilka cięć, szybko, klingi ze świstem cięły powietrze, metal tarł o metal.
Markus tak prowadził walkę, by bliźniak obrócił się tyłem do nadbiegającego Wilka, któremu wystarczyłby wtedy jeden celny cios.
 
Cohen jest offline  
Stary 03-01-2011, 22:54   #114
 
majk's Avatar
 
Reputacja: 1 majk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodze
Gambino
Przeciwnik miał nieziemsko szybkie ręce i sylwetkę węgorza, gdy przychodziło do zwarcia. Do tego stosował nieczyste zagrywki i gdy zakonnik starał się dusić od tyłu łysy zaczął kąsać- do krwi, a na to przyszedł łokieć w skroń i groźny skutek- kilka niezgrabnych kroków w bok. Upadłby gdyby nie wbity w ziemię szpadel. Jeden ze sprzętów pół-orka czy dobytek niedoszłych cwaniaków- bez znaczenia. Gambino wyrwał go z ziemi, oblepionego glebą niczym maczuga, i sprawnym ruchem uderzył załamaniem przy łączeniu o kant pieńka. Prowizoryczny kostur miał jakieś półtora metra, ale drewno zdawało się solidne, a niedowaga powinna nadrobić szybkość. W zależności od postawy jedno kolano powinno zawsze zostawać z tyłu, ten punkt obrał za priorytet. Kilka zaczepnych w czerep i coś solidnego na koniec.

~Taaak...-

-...dziś spotkasz swego stwórcę, bełtmistrzu- choć kusznik mógł nie słyszeć groźby zza zaciśniętych zębów mnicha.
 
majk jest offline  
Stary 06-01-2011, 16:00   #115
 
QuartZ's Avatar
 
Reputacja: 1 QuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemu
Cichy

"Kurwa, kurwa, kurwa!" - To była jego pierwsza i przez dłuższą chwilę jedyna myśl, kiedy zdołał już ocenić sytuację. Widział chyba jako jedyny pełny układ pola bitwy. Miał przynajmniej jakieś mgliste pojęcie o sytuacji i plan do niego dopasowany. Przede wszystkim trzeba było za wszelką cenę uniknąć walki na dwa fronty. Oddział straży zbliżający się z obozu mógł narobić wiele zamieszania i pewnie waliliby po łbie każdego bez munduru. Z drugiej strony takie zamieszanie mogłoby pozwolić innym na ucieczkę kiedy najmici i strażnicy zajęliby się sobą wzajemnie.
- Nie będę kusił losu.
- Mruknął do siebie.
Wskoczył na konia i ruszył przed siebie. Musiał dotrzeć szybko do obozu i pola bitwy w jednym. Był jedynym konnym z "tej drużyny" i w pełnym galopie sam będzie miał problem z trafieniem tak by zabić, ale wystarczy że draśnie porządnie i będzie zadowolony. Miał zamiar zapolować na wnerwiających strzelców, utrapienie wszystkich walczących w zwarciu towarzyszy.

Miał cichą nadzieję że przy okazji zdąży podać swoim towarzyszom konkretną lokalizację obozu i ludzi Burnsa. Gdyby walcząc powoli posuwali się w tym kierunku szanse ich będą większe, a w dodatku zdaje się iż konni strażnicy prędzej czy później weszliby w bardziej zarośnięty teren, co uniemożliwi walkę z konia. Same korzyści. Miał też nadzieję, że kiedy wróci z wypadu nie będzie za późno.
"No cóż. Przynajmniej konno jakoś jeździć potrafię ... Oby to bydle było tego samego zdania." - Pomyślał nabierając już pędu.
 

Ostatnio edytowane przez QuartZ : 06-01-2011 o 23:10.
QuartZ jest offline  
Stary 07-01-2011, 00:20   #116
 
malahaj's Avatar
 
Reputacja: 1 malahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputację
Tam gdzie są dwie grupy interesów, tam zawsze pojawia się konflikt. Konflikt, który trzeba jakoś rozwiązać. Zarówno obecni ludzie Burnsa jak i kandydaci na takowych, znali i preferowali jeden sposób rozwiązywania konfliktów wszelakich. Szybki, skuteczny i permanentny. Tak też było i tym razem.

Walka trwała w najlepsze, kiedy do głosu znów doszli strzelcy. Niektórzy byli zawodowcami, jak Jeff, który zawczasu zajął odpowiednią pozycje i teraz wziął na celownik drugiego z nowych kolegów Konrada. Wycelował na spokojnie, bez pośpiechu, jednym słowem na pewniaka. Cóż z tego, skoro kiedy zwalniał mechanizm spustowy swej wiernej kuszy, bydlak po drugiej stronie grotu właśnie upuścił swoją świstawkę i począł się po nią schylać. Precyzyjnie wycelowany w sam środek jego czaszki pocisk, zaledwie wbił mu się w ramię, niemal przybijając go do skrzyń, za którymi się chował. Jeff jednak nie musiał już poprawiać. Spanikowany strażnik chwycił swoją świstawkę i dmuchając w nią tak, że słychać go było w samym Pellak, ruszył biegiem w kierunku wzgórza, gdzie jak niektórym było wiadomo rezydowali jego koledzy. Wciąż szyjący ze swoich łuków strzelcy, tylko na to czekali i po zaledwie kilku krokach stróż prawa zmienił się w wyjątkowo zużytą poduszkę na igły.

Konrad widząc, co stało się z jego dwoma ciemiężycielami nie krył satysfakcji. Psuło mu ją tylko drzewce bełta wystające z płuca. Nie czas jednak był na rozczulanie. On też wycelował znaleźną kuszę i choć nie uczynił tego z taką łatwością jak Jeff, to efekt swój osiągnął. Posłany przez niego pocisk wybił się w ramię drugiego z bliźniaków, wyraźnie ułatwiając zadanie walczącym z nim Wilkowi i Marcusowi. Szermierz był z niego przedni, ale jak już ktoś kiedyś powiedział, nawet najlepszy szermierz z bełtem w plecach mocno tracił na wartości. Marcus zdążył z nim zaledwie wymienić kilka ciosów, kiedy Wilk wykorzystując niefortunne potknięcie szermierza zmiażdżył mu czaszkę młotem. W tym dniu bogowie wojny musieli upodobać sobie Edgara, bo zaraz po tym jak pozbawiał czaszki jednego z braci, przyszło mu to samo uczynić z drugim. Brat zamordowanego, już wcześniej ranny, nie stanowił większego wyzwania dla Wilka. Pomimo determinacji i szaleństwa w oku (widać nie często przychodził mu oglądać mózgi członków rodziny) był tylko cieniem swego brata. Marcus nawet nie zdążył do niego podejść, kiedy Wilk posłał go w zaświaty, coby mieli tam komplet.

Nie na wszystkich jednak tego dnia wspomniani bogowie patrzyli przychylnie. Taki Walther dla odmiany dzisiaj zdecydowanie nie był ich ulubieńcem. Urlyk atakował i wyprowadzał ciosy, miał już obmyślany plan i taktykę, przewidywał o dwa do przodu ruchy swoje i przeciwnika. Cóż z tego, jak z wykonaniem owych zamierzeń było już gorzej. Jego przeciwnik nie był jakimś mistrzem miecza czy innym weteranem areny. Zwyczajnie miał w tej walce swój dzień. Najpierw chlasną Walthera tuż na ślepiem, zalewając mu oczy krwią, potem wyprowadził kilka szybkich cisów, widząc słabość swego przeciwnika, po to aby zakończyć całość brutalnym, niemal rzeźnickim cięciem, które prawie odrąbało Urlykowi głowę.

Ledwie parę kroków dalej Gambino toczył swój własny pojedynek. Również ze zmiennym szczęściem. Choć górował nad swym przeciwnikiem fizycznie i prowizorycznie się dozbroił, to kusznik też nie próżnował. Dorwał skądś jakieś żelastwo i coraz bardziej spychał braciszka do obrony. Krótkim mieczem władał z wprawą i górował nad Gamibino szybkościom. Zakonnikowi z coraz większym trudem przychodziło odpieranie jego ataków, zwłaszcza swoim prowizorycznym orężem, aż w końcu jeden ze sztychów przedarł się przez jego obronę i wbił się głęboko w udo duchownego. Gambino szarpnął się gwałtownie i omal nie przewrócił, bo zraniona noga odmawiał posłuszeństwa. Kuśtykał coraz bardziej, znacząc swoja drogą obfitą smugą krwi. Teraz to jego przeciwnik miał przewagę, czego nie omieszkał nie zauważyć, uśmiechając się wrednie.

- Jak to szło? Dziś spotkasz swego stwórcę? W rzeczy samej, spotkasz. Pozdrów go ode mnie. –

Łysol znowu rozpoczął swój taniec i Gambino stwierdził z przerażaniem, że jego niedoszła ofiara teraz już tylko się z nim bawi, sycąc się niemocą poważnie rannego wroga. Szyderczy uśmiech nie zszedł z jego twarzy nawet kiedy ostatni cios rozpaczy zakonnika zmiażdżył jego krtań.

Radość mnicha trwał krotko. Kiedy tylko ciało jego przeciwnika padło przed nim w agonii, zobaczył przed sobą grot strzały jednego z łuczników. Tamten stal zaledwie parę kroków od niego, nie mógł nie trafić. Tyle, że dla braciszka te prę kroków w tym momencie to było za wiele. Tylko wsparcie się na kiju jeszcze utrzymywało go w pionie, o żadnej walce, czy choćby chodzeniu nie mogło być mowy. Wyglądało na to, że jednak bełtmistrz miał rację.

Łucznik zwolnił cięciwę. Starzała pomknęła przed siebie i z plaśnięciem zagłębiał się w ciało. Gambino z krzykiem padł na ziemie. To był chwile. Szary kształt tylko mignął mu przed oczami. Teraz trzymał jego ciało w ramionach. Kazał mu zostać w krzakach, pilnować koni. Dimo czuł jednak, że gdzie indziej będzie potrzebny. Miał rację. Chwilę później Konrad przebił czaszkę łucznika bełtem a Jeff uczynił to samo z drugim.

Wilk tym czasem nadal siał spustoszenie. Widząc śmierć Walthera, do spółki z Marcusem rzucił się na jego zabójcę. Nożownik zdołał jakoś zbić szybkie cięcie Marcusa, ale przeciw potężnemu uderzaniu Edgara nie miał już co poradzić. Młot Wilka po raz trzeci tego dnia zanurzył się w czaszce jego wrogów. Tak, to zdecydowanie była jego bitwa. Co nie pozostało niezauważone przez innych.

Bakluński łucznik od razu rozpoznał kto stanowi największe zagrożenie. Celował dobrze, jak zawsze i jak zawsze trafił. Jednak kiedy jego starzała ześlizgnęła się tylko po pancerzu Edgara a przy życiu postał tylko jeden kompan, uznał że to nie ich walka i nie jego dzień. Cóż, był pragmatykiem z natury. W przeciwieństwie do swego jedynego już kompana.

- Śmierdzący tchórz! –

Ryknął za dającym nogi za pas baklunem brunet w łosiowych rękawicach i z wyciągniętym mieczem zaszarżował, przez dobrze już usłane trupami pole bitwy. Za cel wziął Jeffa, zabójcę szefa przybyłej grupy. Kusznik widząc co się dzieje, wiedział, że nie zdążył po raz kolejny naciągnąć kuszy. Spoconymi dłońmi starał się wyciągnąć miecz z jaszczura widząc coraz bardziej zbliżającego się wroga. Uratowało go to, co większość strategów uważa za decydujący przy rozstrzyganiu bitwy. Zawczasu wybrał miejsce walki. Szarżujący zbrojny nie widział go dokładnie w jego kryjówce i wpadając w krzaki uderzał na oślep. Miał pecha Nadepnął na jakąś gałąź, która złamał się z trzaskiem i uderzył go prosto w twarz. Pech wyjątkowy. Jeffowi nie trzeba było lepszej okazji. Niezbyt pięknym i niezbyt precyzyjnym, ale wystarczająco skutecznym pchnięciem wbił mu w brzuch żelaziwo, aż po jelec. Osuwające się z jego ostrza ciało było ostatnim akordem tej potyczki. Na razie.


Walka ustała. Wpadający do obozu Cichy mógł już tylko popatrzeć na efekty bitwy i zdać relacje z tego co widział. Zapadła cisza przerywana tylko przyspieszonym oddechami i stękaniem rannych. Można było dokonać podsumowania. Za wyjątkiem niknącego już za wzgórzem bakluńskiego łucznika, wszyscy napastnicy nie żyli. Do listy ofiar należało też zapisać dwójkę ich związanych kompanów. Umazani tłuszczem z pieczonego prosiaka i pooblewani alkoholem z rozbitej flaszki, zajęli się szybko od ogniska. Teraz stanowili już tylko efektowne skwarki, roznoszące wokół smród spalenizny. Wszystko ma jednak swoją cenę. Walther nie żył, Dimo skonał na rękach Gambino, którym sam był ciężko ranny i samodzielnie nie mógł kontynuować podróży, nie mówiąc już o walce. Konrad chociaż mógł iść, to nie był w wiele lepszym stanie od braciszka a każdy oddech okraszał swoją porcją krwi i bólu. W porównaniu z nimi Marcus miał szczęśnie, bo był tylko lekko rany

Czasu na świętowanie zwycięstwa, opłakiwanie poległych czy lizanie ran nie było zbyt wiele. W zasadzie to nie było go wcale. Świstałka martwego kolego Konrada spełniała swoje zadanie i słyszeli coraz wyraźniejszy tętent kopyt nadjeżdżających kolejnych chętnych do zabawy. Pozostało tylko pytanie czy ludzie Burnusa, którzy właśnie obronił swoja pozycje w hierarchii, chcą jeszcze zostać na tej imprezie, czy skorzystają z przygotowanych koni i spróbują uciec. W końcu skąd mogli widzieć, że na zadzie jednego z nadciągających wierzchowców zmierza ku nim ich kompan, związany jak szynka do wędzenia?

Johnego TRS proszę o niepostowanie
 
malahaj jest offline  
Stary 09-01-2011, 12:59   #117
 
Cohen's Avatar
 
Reputacja: 1 Cohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputację
Markus Goetz

- To byli strażnicy miejscy? - zapytał Metzger, wskazując głową trupy ludzi, z którymi przyszedł. - I niech zgadnę, typ nie był miłośnikiem muzyki ludowej tylko dał znak reszcie, tak? A jakżeby inaczej...
W tym momencie rozległ się narastający tętent kopyt.
- Mamy konie - powiedział, przyglądając się swoim towarzyszom. - Proponowałbym zrobić z nich użytek. I to szybko. Ilu ich jeszcze jest? - zwrócił sę ponownie do Metzgera.
- Teraz już chyba nikt nie ma wątpliwości. - oświadczył, gdy ten podał liczbę strażników. - W każdym razie ja na pewno nie. Trzeba spierdalać.
To powiedziawszy, wybrał jedno ze zwierząt i dosiadł je.
- Zaproszenia mam wam, kurwa, wypisać? Czy żywot wam obrzydł? Wsiadajcie i spieprzajmy stąd w cholerę. - warknął, podprowadzając do obozowiska resztę koni.
 
Cohen jest offline  
Stary 10-01-2011, 19:20   #118
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
-A jak to działa?- młody chłopak wskazał palcem mechanizm lekkiej kuszy, którą trzymał szef ulicznego gangu. Brudny Joe, bo takie miano do niego przylgnęło słynął z tego że choć dobry był z niego karczemny wojownik i niezgorszy nożownik to jednak najlepszą wprawę miał w strzelectwie. Łuki były dla niego zbyt banalne, jak to sam określał. Wolał kusze. Choć raziły przeciwnika z mniejszej odległości, to jednak nie dawały mu niemal żadnych szans na przetrwanie takiego ciosu.
-Patrz, kiedy naciskasz ten spust, zwalniasz cięciwę...- tłumaczył chłopcu, zaś grupa kamratów Joego przyglądała się tej życiowej lekcji ciekawskiego chłystka, który wykazał się niemałą odwagą zaczepiając pytaniem przywódcę grupki. Faktycznie. Lekcja była życiowa.

***

-Czwarty...- syknął kusznik gdy kolejny już osobnik padł od jego bełtu. Był z siebie dumny bo po raz kolejny nie ucierpiał w boju. Wybrał dogodną pozycję, z której mógł wiele zdziałać, a w dodatku nikt go nie zauważył, a jeśli nawet to była to ostatnia chwila w jego życiu. Jego bystre oczy śmigały wartko po polu bitwy, w poszukiwaniu kolejnego celu, który mógłby ustrzelić, niczym łowca polujący na spanikowane stadko kaczek. Wszystko poszło na marne, choć bardzo się starał. Frajer znalazł w sobie dość sił, by dmuchnąć jeszcze w zasraną piszczałkę. Cała reszta działa się już zawrotnie szybko. Kompani mieli rację. To był odpowiedni czas by odejść zwycięzcą z pola bitwy. Jeff złapał za kilka bełtów porozrzucanych po drodze do Markusa, narzucił kuszę na plecy i wsiadł na wierzchowca.
-Racja. Spierdalajmy!-
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 10-01-2011, 19:21   #119
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
Walka przebiegłą jak najbardziej po jego myśli. To miło, ale czas na modły do bogów, którzy po prostu musieli mu dziś pomóc jeszcze nie nastał.
Markus począł przemawiać. Wilk zaś całą sytuacją się przejął co niemiara.
- Ojej. Właściwie... dobra, racja. Trzeba nam uciekać. Zaraz tutaj będzie więcej wrogów, przyjaciół, koń ich wszystkich... no po prostu trzeba uciekać.
Była to jedna z niewielu sytuacji, która wyprowadziła Edgara ze spokoju. Potulnym wielkoludem nie był, ale HAHA! Nie ma co, nerwy potrafił utrzymać na wodzy kiedy trzeba było.
Teraz jednak sytuacja była bardzo dołująca, denerwująca i niebezpieczna jak granie w piłkę na ulicy na której wozy konne pędzą jak szalone! Chociaż gdyby to Edgar grał w piłkę na ulicy to konie musiały by uważać.
Właśnie dlatego nigdy nie lubił jazd konnych. Żegluga była w porządku. Piratem był niezłym, ale koni nienawidził. Mimo to przełamał swoje lęki niczym sopel lodu i wlazł na konia, który najwyraźniej przyzwyczaił się do dźwigania osób nieco lżejszych. O kondycje trzeba dbać.
- No to jedziemy, jasna sprawa. Tylko gdzie?
Postanowił dać reszcie zdecydować. Polubił ich i już był z nimi bezpowrotnie związany. Tam gdzie oni, tam i on.
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^
Fearqin jest offline  
Stary 11-01-2011, 10:43   #120
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Metzger
Wiedział, że konno zbyt daleko nie ujedzie, a ucieczka z pewnością mu się nie przysłuży. Wciąż z bełtem na plecach naładował kusze i rzekł:
- Spieprzajcie, ja i tak daleko nie ujadę. Zostawcie mi drugą kusze, to przywitam się z nimi.
Żeby się zbytnio nie męczyć, przysiadł za namiotem by nie było go widać.
 
Mike jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:49.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172