Wątek: [D&D +18] Limbo
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-01-2011, 22:58   #41
andramil
 
andramil's Avatar
 
Reputacja: 1 andramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłość
Krasnolud skinął magowi głową i pobiegł za nim. Mały karzełek podczas jazdy znów przybrał postać dużego monstrum. Znów uwolnił swe demoniczne JA.

Wbiegliście w uliczkę opustoszałą z ludzi. Przyczyną tego były dwie potężnie zbudowane bestie. Przywodziły na myśl połączenie ogra i trola. Sięgały niemal trzech metrów wysokości były potężnie zbudowane, a czarne ślepia groźnie was lustrowały. Ich łyse głowy wyrastały niemal od razu z barków, szyja była nie zauważalna. Ostre kły kleiły się od zielonkawej silny, a wielkie pazurzaste łapy zaciśnięte były w pięści.


Potwory spojrzały na przybyłych i najwięcej uwagi poświęciły Muńkowi który wyglądał najgroźniej z całej grupy. Rycząc głośno zaczęły stawiać powolne ciężkie kroki kierując się w waszą stronę.
Mroczny jeździec o trzech głowach rozpostarł swe smocze skrzydła. Środkowa, najbardziej przypominająca człowieka głowa małpy zaryczała głośno, jednak bez złości. Jakby ostrzeżenie, lub przeprosiny, za to co miało nastąpić. W dłoni opancerzonej rękawicą dzierżył miecz większy od człeka, zaś druga para łap wyprostowała szybko palce ukazując ostre pazury. Miecz skierował się w jedną z bestji i znieruchomiał trzymany nadludzką siłą. Ostrze ociekało lekko kwasem, gotowe do walki. Uwolniona forma krasnoluda stnęła w pozycji bojowej i czekała by zadać śmierć.
Sephir odwrócił się, aby zerknąć na odmienionego krasnoluda. Obrzucił go krótkim spojrzniem, po czym znów skupił swą uwagę na bestiach. Skryba przełożył kostur do lewej ręki i oparł go o ziemię, prawą dłoń podnosząc do ust, szepczących słowa zaklęcia.
- ...iilia khira Melf! - zakończył inkantację, dłonią wskazując na najbliższą bestię.
Z palców maga przesączyło się szmaragdowe światło, wyzwalając zaklęcie kwasowej strzały.
Zaklęcie pomknęło w stronę dwóch bestii jednak gdy zbliżyło się do jednej na tyle blisko by ugodzić tors potwora, ten wciągnął powietrze swymi potężnymi nozdrzami. Kwas z którego wykonana była strzała zawirowała i pomknął w stronę nozdrzy stwora tam też znikając i nie czyniąc bestii żadnej szkody. Monstrum wykrzywiło pysk w koszmarnym uśmiechu i szeroko otworzyło paszcze. Nim zdążyliśćie jakkolwiek zareagować bestia dmuchnęła w was strugą zielonego dymku. Chmura mgły rozlała się na całej szerokości uliczki, a wy poczuliście niesamowicie ostry drażniący śluzówki zapach. Ponadto mgiełka zaczęła parzyć waszą skórę i powoli niszczyć ubrania. Greffen i Muniek nie doznali od niej większej szkody, jednak Sephir poczuł jak całe jego ciało drętwieje. W ułamku sekundy stracił nad nim kontrolę, sztywny nie mógł wykonać żadnego ruchu. Trująca mgła go sparaliżowała!
Druga bestia rzuciła się z rykiem na przemienionego krasnoluda. Ten jednak był przygotowany i machnął swym sejmitarem rozcinając grubą skórę potwora. Zielona krew trysnęła z rany opadając na ciało druida i parząc je delikatnie. Przemieniony brodacz zobaczył też, że kwas którym pokryty był sejmitar najzwyczajnie wsiąknął w skórę bestii. Zraniony potwót z rykiem zamachnął się potężnymi łapami na druida. Trzy głowy uniknął pierwszego ciosu, jednak drugie łapsko dosięgnęło jego piersi, boleśnie zatapiając w niej ostre niczym brzytwy pazury. Monstrum ryknęło z satysfakcją widząc krew swego przeciwnika.
Niedźwiedź ryknął głośno. Dźwięk był tak silny, że nie jeden mężczyzna ogłuchł by na miejscu. Jednakże trzy monstra były znacznie mocniej zbudowane, i ryk ten nie wywarł na nich większego wrażenia. Istoty wyglądające jakby uciekły z laboratorium Profesora nie odznaczały się zbyt dużym intelektem i stanowczo nie posiadały instynktu samozachowawczego. W przeciwnym razie już słysząc okrzyk bojowy potężnego ssaka postanowiły by zrejterować, a co dopiero na widok potężnej postury niedźwiedzia stawiającego na tylnych łapach i sięgającego prawie dachów pobliskich domków.
Zapewne obserwator stojący z boku zastanawiał się, kto tu jest większym potworem.
Munio zaatakował. Potężne pazury opadły na ciało agresora. Ostre niczym brzytwa, wielkie niczym miecze. Napastnik nie wytrzymał naporu masy jaką odznaczał się król puszczy i ugiął kolana. Było to ostatnie co uczynił, nim paszcza pełna twardych kłów nie wbiła mu się w kark, kończąc w ten sposób jego marny żywot.
Bestia zacharczała w swej agonii po czym bez życia opadła na ziemię. Gdy wielkie cielsko opadło na bruk, ten aż się zatrząsł. Jednak truchło nie leżało tam długo bowiem szybko przemieniło się w tą dziwną mgłę którą druid widział wcześniej w lesie i na pustyni. Mleczny obłok zafalował i zniknął jak gdyby nigdy go tu nie było.
Posłaniec piekieł zmarszczył swe brwi. Warknął cicho, zły, że owe bestie wszak wynaturzeniami nie będące, miast ratować swą skórę, bezmyślnie łakną krwi. Nie jemu osądzać czy takie stworzenia zasługują na żywot czy też nie, jednak tu wchodziło w grę życie wielu istnień. Wszak jeśli zostawić je samopas, niejeden człowiek skończy w ich brzuchu. Ba! Nawet Sephir, choć zapewne zjeść go nie będą chciały, mógł marnie skończyć. Miecz szybko błysnął w powietrzu. Dwa cięcia jedno skierowane w ramię, drugie w tors. Oba trafiły i cięły ciało. Ręka kwasowego potwora opadła głucho na bruk, a zaraz po niej bestia z rozoranym gardłem. Rzrąca krew cichutko spływała z pazurów trzygłowego.
Wraz ze śmiercią bestii zniknęła tez kwasowa mgła którą ta wcześniej wypluła ze swych płuc. Monstrum tak jak i poprzednie gdy opadło bez życia na ziemię przemieniło się mgłę i zniknęło w powietrzu. Walka była zakończona, a ludzie wychylający się nieśmiało z okien oklaskiwali bohaterów z przypadku. Sephir powoli wracał do siebie zaś Greffen zobaczył coś co trochę go uspokoiło. Na dachu jednego z wyższych budynków, oddalonego jakieś dziesięć minut drogi od was siedziała malutka z tej odległości sylwetka Profesora. Dziwne stworzenie krążyło dookoła naukowca lecz ten nie zwarzając na nie coś skrobał w swym notatniku. Stwór który z tej odległości przypominał latająca kulę z kilkoma mackami nie wyglądał na zagrożenie dla naukowca. Bardziej niepokojące były odgłosy niszczonych budynków z tamtej części miasta.
- Muniek, nie pręż juz....
- ...Mi ssssssse tok tylko smigaj mi tam bo cosssssik...
- …Mi sie zdaje, ze to ni koniec robbbbbety
Rzekły trzy głowy po czym demon wzbił się w powietrze na swych błoniastych skrzydłach. Miecz szybko zniknął w magicznym plecaku. Jeśli Profesor siedzi tam spokojnie, to może obędzie się bez walki? Po odzyskaniu mobilności, Sephir otrząsnął się z resztek paraliżu i pobiegł za odlatującym mutantem. A przed nim bieżył niedźwiadek.

Widząc zbliżające się monstrum Profesor bez trudu odgadł, że jest to kształt przybrany przez jego krasnoludzkiego towarzysza. W końcu to nie pierwszy raz miał do czynienia z jego niesamowitymi zdolnościami. Pomachał mu na powitanie, jednak widząc że ten zmierza wprost na niego zakrzyknął
- Nie podlatuj zbyt blisko! Trzymaj dysntans to najmniej 3 metrów ode mnie!

Potworna istota nie zamierzała nawet zatrzymywać się przed Profesorem. Jej celem nie były ani pogawędki, ani dręczenie tylko latającej głowy pełnej oczu. Mimo haniebnego rodowodu istot przeciwnym naturze, owo istnienie nie przejawiało agresywnych zamiarów, więc i odbieranie mu życia było nie moralne. Inaczej sprawa się miała z gigantycznym ślimakiem niszczacym budynki wkoło.
Jednak nie zawsze opłaca się nierozważnie ratować miejscową ludność. Jak tylko istota przelatywała obok naukowca, bo tamtędy najkrótsza droga wiodła do burzyciela, nagle przemiana się cofnęła. Krasnolud w pełnej zbroi płytowej o nietypowej fakturze wylądował cięzko na dachu krusząc kilka dachówek.
- No żesz licho weźmie te wasze sztuczki - zaklął krasnolud i ruszył biegiem dalej w stronę potwora. stanął na skraju dachu i już chciał krzyknąć głośno gdy zauważył, że ręce znów zaczęły mu się zmieniać w białe łapska, zaś tył, jak był krasnoludzki tak krasnoludzki pozostał. Nie namyślając się długo krasnal skoczył do przodu przybierając znów postać piekliszcza.
Ślimaczysko zajęte akurat było wpychaniem kawałków domostw w swe wielkie cielkso, gdzie umieszczał wszystko co złapał w swe macki. Krasnolud który teraz dwarfa nie przypominał zobaczył iż wszystko co potwór w siebie wchłonął było powoli rozpuszczane, jak gdyby kwasem. Byli tam strażnicy którzy wili się z bólu powoli umierając, byli też i niewinni mieszkańcy czekający na zagładę jaką miał przynieść im żrący śluz stwora.
- Ni no, kolejna bezmysssssssslna kreatura...
- ...zabeeeeejająca dla przyjemności...
- …Że też Matka Ziemia nosi takie plugastwo. Tfu! - krzyknął dobywając miecza.

Szybko podleciał do potwora zachodząc go z tyłu. Ślimakowate monstrum nawet nie zauważyło kilkukrotnie mniejszego od siebie demonicznego goryla. Kto by się kimś takim przejmował? Graffen zaś odkorkował swą magiczną buteleczkę i zamknął wszystkie trzy pary oczu. Chmura gęstego dymu pochłonęła oba paranormalne istnienia. I wtedy Graffen zaatakował, tnąc mieczem.
 
__________________
Why so serious, Son?

Ostatnio edytowane przez andramil : 04-01-2011 o 01:09.
andramil jest offline