Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 03-01-2011, 22:58   #41
 
andramil's Avatar
 
Reputacja: 1 andramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłość
Krasnolud skinął magowi głową i pobiegł za nim. Mały karzełek podczas jazdy znów przybrał postać dużego monstrum. Znów uwolnił swe demoniczne JA.

Wbiegliście w uliczkę opustoszałą z ludzi. Przyczyną tego były dwie potężnie zbudowane bestie. Przywodziły na myśl połączenie ogra i trola. Sięgały niemal trzech metrów wysokości były potężnie zbudowane, a czarne ślepia groźnie was lustrowały. Ich łyse głowy wyrastały niemal od razu z barków, szyja była nie zauważalna. Ostre kły kleiły się od zielonkawej silny, a wielkie pazurzaste łapy zaciśnięte były w pięści.


Potwory spojrzały na przybyłych i najwięcej uwagi poświęciły Muńkowi który wyglądał najgroźniej z całej grupy. Rycząc głośno zaczęły stawiać powolne ciężkie kroki kierując się w waszą stronę.
Mroczny jeździec o trzech głowach rozpostarł swe smocze skrzydła. Środkowa, najbardziej przypominająca człowieka głowa małpy zaryczała głośno, jednak bez złości. Jakby ostrzeżenie, lub przeprosiny, za to co miało nastąpić. W dłoni opancerzonej rękawicą dzierżył miecz większy od człeka, zaś druga para łap wyprostowała szybko palce ukazując ostre pazury. Miecz skierował się w jedną z bestji i znieruchomiał trzymany nadludzką siłą. Ostrze ociekało lekko kwasem, gotowe do walki. Uwolniona forma krasnoluda stnęła w pozycji bojowej i czekała by zadać śmierć.
Sephir odwrócił się, aby zerknąć na odmienionego krasnoluda. Obrzucił go krótkim spojrzniem, po czym znów skupił swą uwagę na bestiach. Skryba przełożył kostur do lewej ręki i oparł go o ziemię, prawą dłoń podnosząc do ust, szepczących słowa zaklęcia.
- ...iilia khira Melf! - zakończył inkantację, dłonią wskazując na najbliższą bestię.
Z palców maga przesączyło się szmaragdowe światło, wyzwalając zaklęcie kwasowej strzały.
Zaklęcie pomknęło w stronę dwóch bestii jednak gdy zbliżyło się do jednej na tyle blisko by ugodzić tors potwora, ten wciągnął powietrze swymi potężnymi nozdrzami. Kwas z którego wykonana była strzała zawirowała i pomknął w stronę nozdrzy stwora tam też znikając i nie czyniąc bestii żadnej szkody. Monstrum wykrzywiło pysk w koszmarnym uśmiechu i szeroko otworzyło paszcze. Nim zdążyliśćie jakkolwiek zareagować bestia dmuchnęła w was strugą zielonego dymku. Chmura mgły rozlała się na całej szerokości uliczki, a wy poczuliście niesamowicie ostry drażniący śluzówki zapach. Ponadto mgiełka zaczęła parzyć waszą skórę i powoli niszczyć ubrania. Greffen i Muniek nie doznali od niej większej szkody, jednak Sephir poczuł jak całe jego ciało drętwieje. W ułamku sekundy stracił nad nim kontrolę, sztywny nie mógł wykonać żadnego ruchu. Trująca mgła go sparaliżowała!
Druga bestia rzuciła się z rykiem na przemienionego krasnoluda. Ten jednak był przygotowany i machnął swym sejmitarem rozcinając grubą skórę potwora. Zielona krew trysnęła z rany opadając na ciało druida i parząc je delikatnie. Przemieniony brodacz zobaczył też, że kwas którym pokryty był sejmitar najzwyczajnie wsiąknął w skórę bestii. Zraniony potwót z rykiem zamachnął się potężnymi łapami na druida. Trzy głowy uniknął pierwszego ciosu, jednak drugie łapsko dosięgnęło jego piersi, boleśnie zatapiając w niej ostre niczym brzytwy pazury. Monstrum ryknęło z satysfakcją widząc krew swego przeciwnika.
Niedźwiedź ryknął głośno. Dźwięk był tak silny, że nie jeden mężczyzna ogłuchł by na miejscu. Jednakże trzy monstra były znacznie mocniej zbudowane, i ryk ten nie wywarł na nich większego wrażenia. Istoty wyglądające jakby uciekły z laboratorium Profesora nie odznaczały się zbyt dużym intelektem i stanowczo nie posiadały instynktu samozachowawczego. W przeciwnym razie już słysząc okrzyk bojowy potężnego ssaka postanowiły by zrejterować, a co dopiero na widok potężnej postury niedźwiedzia stawiającego na tylnych łapach i sięgającego prawie dachów pobliskich domków.
Zapewne obserwator stojący z boku zastanawiał się, kto tu jest większym potworem.
Munio zaatakował. Potężne pazury opadły na ciało agresora. Ostre niczym brzytwa, wielkie niczym miecze. Napastnik nie wytrzymał naporu masy jaką odznaczał się król puszczy i ugiął kolana. Było to ostatnie co uczynił, nim paszcza pełna twardych kłów nie wbiła mu się w kark, kończąc w ten sposób jego marny żywot.
Bestia zacharczała w swej agonii po czym bez życia opadła na ziemię. Gdy wielkie cielsko opadło na bruk, ten aż się zatrząsł. Jednak truchło nie leżało tam długo bowiem szybko przemieniło się w tą dziwną mgłę którą druid widział wcześniej w lesie i na pustyni. Mleczny obłok zafalował i zniknął jak gdyby nigdy go tu nie było.
Posłaniec piekieł zmarszczył swe brwi. Warknął cicho, zły, że owe bestie wszak wynaturzeniami nie będące, miast ratować swą skórę, bezmyślnie łakną krwi. Nie jemu osądzać czy takie stworzenia zasługują na żywot czy też nie, jednak tu wchodziło w grę życie wielu istnień. Wszak jeśli zostawić je samopas, niejeden człowiek skończy w ich brzuchu. Ba! Nawet Sephir, choć zapewne zjeść go nie będą chciały, mógł marnie skończyć. Miecz szybko błysnął w powietrzu. Dwa cięcia jedno skierowane w ramię, drugie w tors. Oba trafiły i cięły ciało. Ręka kwasowego potwora opadła głucho na bruk, a zaraz po niej bestia z rozoranym gardłem. Rzrąca krew cichutko spływała z pazurów trzygłowego.
Wraz ze śmiercią bestii zniknęła tez kwasowa mgła którą ta wcześniej wypluła ze swych płuc. Monstrum tak jak i poprzednie gdy opadło bez życia na ziemię przemieniło się mgłę i zniknęło w powietrzu. Walka była zakończona, a ludzie wychylający się nieśmiało z okien oklaskiwali bohaterów z przypadku. Sephir powoli wracał do siebie zaś Greffen zobaczył coś co trochę go uspokoiło. Na dachu jednego z wyższych budynków, oddalonego jakieś dziesięć minut drogi od was siedziała malutka z tej odległości sylwetka Profesora. Dziwne stworzenie krążyło dookoła naukowca lecz ten nie zwarzając na nie coś skrobał w swym notatniku. Stwór który z tej odległości przypominał latająca kulę z kilkoma mackami nie wyglądał na zagrożenie dla naukowca. Bardziej niepokojące były odgłosy niszczonych budynków z tamtej części miasta.
- Muniek, nie pręż juz....
- ...Mi ssssssse tok tylko smigaj mi tam bo cosssssik...
- …Mi sie zdaje, ze to ni koniec robbbbbety
Rzekły trzy głowy po czym demon wzbił się w powietrze na swych błoniastych skrzydłach. Miecz szybko zniknął w magicznym plecaku. Jeśli Profesor siedzi tam spokojnie, to może obędzie się bez walki? Po odzyskaniu mobilności, Sephir otrząsnął się z resztek paraliżu i pobiegł za odlatującym mutantem. A przed nim bieżył niedźwiadek.

Widząc zbliżające się monstrum Profesor bez trudu odgadł, że jest to kształt przybrany przez jego krasnoludzkiego towarzysza. W końcu to nie pierwszy raz miał do czynienia z jego niesamowitymi zdolnościami. Pomachał mu na powitanie, jednak widząc że ten zmierza wprost na niego zakrzyknął
- Nie podlatuj zbyt blisko! Trzymaj dysntans to najmniej 3 metrów ode mnie!

Potworna istota nie zamierzała nawet zatrzymywać się przed Profesorem. Jej celem nie były ani pogawędki, ani dręczenie tylko latającej głowy pełnej oczu. Mimo haniebnego rodowodu istot przeciwnym naturze, owo istnienie nie przejawiało agresywnych zamiarów, więc i odbieranie mu życia było nie moralne. Inaczej sprawa się miała z gigantycznym ślimakiem niszczacym budynki wkoło.
Jednak nie zawsze opłaca się nierozważnie ratować miejscową ludność. Jak tylko istota przelatywała obok naukowca, bo tamtędy najkrótsza droga wiodła do burzyciela, nagle przemiana się cofnęła. Krasnolud w pełnej zbroi płytowej o nietypowej fakturze wylądował cięzko na dachu krusząc kilka dachówek.
- No żesz licho weźmie te wasze sztuczki - zaklął krasnolud i ruszył biegiem dalej w stronę potwora. stanął na skraju dachu i już chciał krzyknąć głośno gdy zauważył, że ręce znów zaczęły mu się zmieniać w białe łapska, zaś tył, jak był krasnoludzki tak krasnoludzki pozostał. Nie namyślając się długo krasnal skoczył do przodu przybierając znów postać piekliszcza.
Ślimaczysko zajęte akurat było wpychaniem kawałków domostw w swe wielkie cielkso, gdzie umieszczał wszystko co złapał w swe macki. Krasnolud który teraz dwarfa nie przypominał zobaczył iż wszystko co potwór w siebie wchłonął było powoli rozpuszczane, jak gdyby kwasem. Byli tam strażnicy którzy wili się z bólu powoli umierając, byli też i niewinni mieszkańcy czekający na zagładę jaką miał przynieść im żrący śluz stwora.
- Ni no, kolejna bezmysssssssslna kreatura...
- ...zabeeeeejająca dla przyjemności...
- …Że też Matka Ziemia nosi takie plugastwo. Tfu! - krzyknął dobywając miecza.

Szybko podleciał do potwora zachodząc go z tyłu. Ślimakowate monstrum nawet nie zauważyło kilkukrotnie mniejszego od siebie demonicznego goryla. Kto by się kimś takim przejmował? Graffen zaś odkorkował swą magiczną buteleczkę i zamknął wszystkie trzy pary oczu. Chmura gęstego dymu pochłonęła oba paranormalne istnienia. I wtedy Graffen zaatakował, tnąc mieczem.
 
__________________
Why so serious, Son?

Ostatnio edytowane przez andramil : 04-01-2011 o 01:09.
andramil jest offline  
Stary 06-01-2011, 16:15   #42
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Grefen


Demoniczny goryl zamachnął się swym ogromnym mieczem na stwora przypominającego wielkiego ślimaka. Ostrze zatopiło się w galaretowatym cielsku wydzierając kawałek mazi. Stwór z wściekłością odwrócił się i nie zważając na dalsze ciosy twego miecza wystrzelił w Ciebie mackami. Uniknąłeś ich w powietrzu zadając kolejne ciosy swym ociekającym kwasem sejmitarem. Jednak potwór był chytrzejszy niż mogło by się wydawać. Z jego ogromnego cielska wystrzeliły galaretowate odnóża które pochwyciły twoje nogi. Zaskoczony nie miałeś jak zareagować i ślimak już miał wciągnąć Cię po pas w swoje żrące cielsko, gdy nagle... cały rozpłynął się w mgłę. Opadłeś na ziemię zdziwionym tym co zaszło i czujnie rozejrzałeś się jak gdyby monstrum miał nagle się gdzieś zmaterializować. Jednak otaczał Cię tylko dym z twej butli i mleczny opar, który wirował wokoło ciebie. Spróbowałeś wstać z ziemi lecz zdałeś sobie sprawę iż mgła pochwyciła twoje nogi. Otaczała je niczym dymiący sznur. Na nic się zdało szarpanie czy tez rozcinanie tych białych więzi. Na domiar złego otaczał Cię dym uwolniony przez twoją czarkę tak więc nikt nie wiedział twych zmagań z mgłą. Po chwili biała chmura otaczała całe twe ciało skutecznie Cię unieruchamiając. Mgła zaczęła mienić się wieloma barwami i powolutku zakrywać twoją twarz. Niczym pierzyna w zimną noc. A potem widziałeś już tylko tunel złożony z tysięcy barw wirujący dookoła twego ciała. Czułeś tylko że znowu gdzieś się przenosisz, tak jak miało to miejsce w krypcie.


Profesor

Naładowałeś kusze jednak całun ciemności uwolniony przez dwarfa skutecznie uniemożliwił Ci oddanie strzału. Widocznie twój przyjaciel uważał że poradzi sobie sam. Zostało tylko czekać. Otworzyłeś więc swój dziennik i zacząłeś poprawiać rysunek latającego oka by w przyszłości móc dokładnie go odczytać. Jednak nie minęło kilka minut, a coś zaczęło się dziać. Ucichły ryki galaretowatej istoty, a z chmury dymu zaczęły wydobywać się smużki białej mgły. Opar pełzał po ziemi niczym macki jakiegoś stworzenia, a z czarnej chmury wypływało go coraz więcej. Jedna „macka” stworzona z mgły zaczęła pełznąć w twoją stronę, ale nie obawiałeś się jej. Wszak twoje zaklęcie ochronne wciąż działało. Gdy opar dotarł do granicy z twoim zaklęciem zatrzymał się. Przez chwile jak gdyby badał barierę stworzoną przez twoją magię, delikatnie wijąc się po ziemi. Z zaciekawieniem przyglądałeś się tej anomalii gdyż mgła wyglądała niczym świadoma istota, która starała się zrozumieć z czym ma do czynienia. Kolejne mleczne macki podpełzły w twoją stronę rozlewając się po ziemi, i otaczając strefę antymagi z każdej strony. Z ciekawością zapisałeś w swym dzienniku kilka informacji obserwując poczynania oparu. Gdy już cała ziemia dookoła twojej strefy ochronnej otoczona była mgłą, jedna z macek uniosła się i bezpośrednio dotknęła granicy twojego zaklęcia. Wywołało to strumień iskier które zwiastowały, że twoje zaklęcie działa i ma zamiar zniwelować mgłę próbującą wedrzeć się do środka.
Działo się jednak coś dziwnego bowiem macka nie dawała za wygraną, iskry sypały się na nią, a ona milimetr po milimetrze wbijała się w niewidzialną ścianę ochronną. Zacząłeś się tego obawiać, zwłaszcza że mleczny opar odciął ci wszystkie drogi ucieczki, bowiem mała chmurka mgły unosiła się nawet nad kopułą więc wylecenie z tego miejsca nie wchodziło w rachubę.
Macka naparła z cała mocą na antymagiczną barierę i zaczął rozgrywać się najgorszy możliwy scenariusz, bowiem przebiła się ona do twej przestrzeni. Zaklęcie nie zdołało powstrzymać oparu, który jak gdyby z triumfem owinął się w mgnieniu oka w około twej szyi. Gdy tylko pierwsze „odnóże” przebiło się przez ochronną skorupę z ziemi uniosły się kolejne, które poczęły przebijać się przez barierę. Szło im to mozolnie ale jedna za drugą dostawały się do środka i oplatały twoje ciało. Jednocześnie opar wywrócił cię na ziemię i przycisnął do niej całkowicie cię unieruchamiając. Nie pomagały zaklęcia, czy wierzganie, mleczny dym powoli wsunął ci się na twarz. Gdy tylko przysłonił oczy znalazłeś się w wirującym tunelu tysiąca kolorów. Mgła Cię gdzieś zabierała....



Grefen i Profesor

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=pRHsZDC0t_c&feature=player_embedded[/MEDIA]

Nagły błysk tysiąca barw sprawił, że tunel barw zniknął, a wy pojawiliście się kilka centymetrów nad ziemią i opadliście obok siebie. Szybko popatrzeliście po sobie by upewnić się, że jesteście dobrze znanymi sobie osobami. Greffen wciąż był w swej przemienionej formie ale na szczęście profesor umiał ją rozpoznać, tak więc obyło się bez porozumień. Kiedy już byliście spokojni, że nie pojawiła się koło was żadne bestia rozejrzeliście się po nowym miejscu.
Wylądowaliście na małej trawiastej wysepce pośród zielonkawej wody. Gleba było lekko wilgotna i porastały ją paprocie. Dookoła pełno było takich malutkich wysepek rozrzuconych po zielonkawym jeziorze porośniętym rzęsom wodną. Znaleźliście się na jakimś bagiennym jeziorze. W oddali widzieliście stały, porośnięty licznymi drzewami ląd. Z wody w niektórych miejscach również wyrastały stare wysokie drzewa z których zwisały liany, a ich korę pokrywała gruba warstwa mchu. Woda w niektórych miejscach falowała, oraz ulatniały się z niej bąble jakiegoś gazu który nie pachniał najlepiej.



Zauważyliście również, że nad wodą unosi się znana wam dobrze mgła. Gdy lepiej się przyjrzeliście zdaliście sobie sprawę, że jest ona tu wszech obecna. Niczym osad pokrywała drzewa sprawiając, że co pewien okres czasu zmieniały swoją barwę i lekko falowały. Rośliny pokryte mgłą wyglądały bardzo nie rzeczywiście, niczym widma dawnej natury. Nawet gleba na której wylądowaliście pokryta była tym mlecznym lekko wijącym się oparem. Profesor stwierdził jedno. Wszystko wyglądało jak gdyby miało zaraz się rozpaść, lub zniknąć, takie wrażenie przynajmniej sprawiała mgła zmieniająca kolory. Zdawało się jak gdyby wszystko rozmywało się powoli, jak gdyby było niesamowicie niestabilne...

Gabriel

Powoli wycofywałeś się obserwując zielonego stwora, ten jednak nie ruszał się jedynie przypatrując się twojej osobie. Wykorzystałeś to i odskoczyłeś w najbliższy zaułek i tam biegiem ruszyłeś jak najdalej od tej dziwnej istoty. Jednak nie spodziewałeś się tego, że pokraczny zielony stwór nagle wyrośnie ziemi przed tobą. Wpadłeś na niego, a on błyskawicznie pochwycił się w swoje łapy. Nie spodziewałeś się że może być w nich tyle siły, jednak ten uścisk niemal gruchotał Ci kości, a zielony stwór wciąż zaciskał ręce coraz mocniej. Nie mogłeś złapać oddechu w płuca i nie miałeś jak się wyrwać. Czułeś, że zaraz zaczną pękać ci żebra, jedno po drugim. I wtedy też stwór rozwiał się, zmienił się w mgłę która, mimo że dalej cię oplatała nie miażdżyła już twojego ciała. Łapczywie złapałeś powietrze w płuca i odetchnąłeś głęboko. Dopiero teraz zdałeś sobie sprawę iż mgła owija cię niczym ciasny kokon. Nie mogłeś ruszać rękami, także twoje nogi zostały unieruchomione a ty opadłeś na ziemię. Wierzgnąłeś się mocno lecz to nic nie dało. Opar pokrył całe twoje ciało w kilka sekund, a gdy zasłonił ci twarz zobaczyłeś tysiące barw.
Znowu unosiłeś się w kolorowym korytarzu tysięcy wirujących barw, takim samym jak ten który przeniósł Cię tu z krypt. Wiedziałeś że znowu jesteś gdzieś przenoszony. Ale co z resztą? Co z innymi którzy przybyli do tego miasta? Te pytania męczyły Cię gdy zawieszony w powietrzu czekałeś na koniec swojej podróży.


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=ExJzPxwlRLg[/MEDIA]

Nagle tunel zniknął, a ty upadłeś z niedużej wysokości na ziemię. Uderzenie o glebę spowodowało iż biała chmura jakiegoś pyłu uniosła się do góry. Przetarłeś bolące żebra i dźwignąłeś się na nogi by rozejrzeć się po miejscu do którego trafiłeś.
Znajdowałeś się na polanie porośniętej tysiącami różnych grzybów. To co wzniosło się w górę po twoim upadku nie było pyłem lecz zarodnikami purchawko podobnych grzybów które zgniotłeś. Polana otoczona była ciężkimi starymi drzewami, przez których korony przebijały się gdzieniegdzie grube snopy światła. Drzewa wyglądały niczym skamieniałe, na pewno nie były to normalne rośliny. Miałeś wrażenie że znajdujesz się w wielkim, cichym tunelu utworzonym z reliktów natury. Było w tej atmosferze coś podniosłego i budzącego respekt to praw rządzących przyrodą.



Gdy dokładniej przyjrzałeś się otoczeniu zobaczyłeś, że mgła jest tu wszechobecna. Wspinała się leniwie po starych drzewach, i wiła się między grzybami jak żywa. Przez tą zmieniająca powoli kolory mgłę, zdawało się że cała ziemia i ściany tego drzewnego korytarzu falują lekko zmieniając swe barwy. Przynosił oto na myśl coś bardzo starego, przedwiecznego, miejsca które tylko chwila dzieli od upadku i zatopieniu się w tej mgle.

Przestąpiłeś kilka kroków w celu zbadania tego miejsca gdy nagle usłyszałeś szmer z okolicy skamieniałych drzew. Odwróciłeś się szybko gotów do walki lub też ucieczki przy użyciu swych umiejętności.
Zobaczyłeś jak z pomiędzy drzew wyłania się elfka dzierżąca w dłoniach łuk. Ubrana była w skórznię i niebieski płaszcz który delikatnie falował przy jej ruchach. Na plecach zawieszony miała kołczan oraz długi miecz. Do pasa przypięty miała sztylet oraz kilka małych sakiewek. Jej brązowe włosy opadały na ramiona, a policzek zdobiła świeża jeszcze rana. Wyglądało to jak by coś podrapało kobiecie tą część twarzy.



Spojrzała na Ciebie swymi zielonymi oczami i błyskawicznie wycelowała z łuku. Wydawało Ci się że gdzieś już ją widziałeś. Stojąc jak wryty wolałeś nie wykonywać gwałtownych ruchów i przeszukałeś swoją pamięć by przypomnieć sobie kim ona jest. Wtedy przyszło tez i olśnienie, ta elfka była w obozie przed wyprawą! Była jednym z członków ekspedycji!
Kobieta też chyba Cię skojarzyła gdyż zamiast wystrzelić krzyknęła do Ciebie.
- Czy ty przybyłeś wraz z innymi zbadać zimną puszczę!? Jesteś członkiem wyprawy!?- miała silny pewnym siebie głos. Teraz pozostało Ci już tylko odpowiedzieć.
 
Ajas jest offline  
Stary 13-01-2011, 00:59   #43
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Mgliste macki, wypełzające ze stworzonego przez Graffena oparu skierowały się w stronę Profesora, aż dotarły do niewidocznej granicy jego ochronnego czaru. Naukowiec uśmiechnął się delikatnie, wiedząc że będzie to dobra okazja do obserwacji nietypowego zjawiska magicznego, jednocześnie samemu pozostając na nie całkowicie uodpornionym. Jakie było jego zaskoczenie, gdy jedna z macek zaczęła penetrować pole antymagii wytworzone wokół niego. Słyszał o przypadkach, gdy zaklęcie to było naruszane przez istoty wyjątkowo odporne na magię, jednak nie spodziewał się zastać tutaj czegokolwiek, co byłoby w stanie naruszyć jego czary - w końcu nie był pierwszym lepszym magiem, a jego zaklęcia były dość silne. Jednakże Profesor nie obawiał się tego, co nadchodziło, zbytnio bowiem był zaaferowany naturą istoty, która się przebijała. Był już pewien, że to żyjące stworzenie, bowiem żaden, nawet najsilniejszy czar nie był w stanie spenetrować ochronnego pola. W milczeniu obserwował jak macka zbliża się do niego, aż zacisnęła się ona na jego szyi. Po chwili przez barierę przebiło się więcej macek, napływały ze wszystkich stron nie dając magowi szans na ucieczkę. Profesor dusił się, będąc zalewany przez tajemniczy opar i zastanawiał się, czy właśnie tak będzie wyglądał jego koniec...




***

- Kim... kim pani jest? Gdzie ja jestem? Jak się tutaj znalazłam?
- Już, ćśś, wszystko będzie w porządku, nie bój się... Panie profesorze, obiekt numer jeden się obudził
- W porządku, już idę... Rychło w czas, właśnie skończyłem przygotowywać zaklęcie
- Dzień... dzień dobry panu. Czy mógłby mnie pan rozwiązać?
- Obawiam się, że nie, drogie dziecko... Julio, byłabyś łaskawa podać mi tamtą fiolkę?
- Proszę, niech mnie pan wypuści... Boję się... Zaraz, co mi pan chce zrobić? Proszę, nie... proszę... proszę...
- No, zobaczymy jak jej organizm zareaguje... Julio, możesz już odnieść ją do celi, musi minąć kilka godzin zanim nastąpi reakcja
- Dobrze, panie profesorze

***

- Panie profesorze! Panie profesorze (...)! Obiekt numer jeden dostał drgawek a na jego policzku pojawiła się dziwna narośl! Czy mamy kontynuować badania?
- Oczywiście Julio, oczywiście... Gdybyśmy teraz przerwali to zmarnowalibyśmy całą naszą pracę
- Ale ona cierpi! To... to nie jest dobre, prawda? To co robimy wcale nie jest dobre? Ten eksperyment... Nazywanie tej dziewczynki obiektem, jakby to była rzecz, przedmiot, a nie osoba...
- Julio... sama mówiłaś, że chcesz mi pomóc w mojej pracy, prawda? To dlatego zostałaś moją asystentką. Cierpi? Pomyśl o tych wszystkich cierpiących ludziach, którym nasze badania mogą pomóc!
- Ja... Ma pan rację, panie profesorze. Przepraszam
- Już w porządku, po prostu nie kwestionuj w przyszłości moich poleceń, zwłaszcza w trakcie pracy
- Oczywiście. Będę o tym pamiętała, panie profesorze....
- W takim razie zaaplikuj jej drugą dawkę
- Drugą dawkę? Ale w takim razie ona...
- Prosiłem, żebyś nie kwestionowała moich poleceń
- Przepraszam, panie profesorze...

***

- Ta dziewczynka... obiekt numer jeden... ona zmarła tej nocy
- Byłaś przy niej gdy umierała?
- Tak... Sądzę, że pod koniec już nie cierpiała. Jej ostatnimi słowami było ,,To już nie boli, proszę pani". Ja...
- Nie o to pytam! Chodzi mi o to, czy zaobserwowałaś reakcję
- Słucham?
- Czy działo się coś niezwykłego! Jakakolwiek reakcja świadcząca o powodzeniu eksperymentu!
- Widziałam, jak przedmioty ustawione półce w pobliżu łóżka unoszą się nad jego powierzchnią, w momencie gdy dostała trzeciego ataku drgawek
- Doskonale, po prostu doskonale... Zaraz... jakie przedmioty?
- Przepraszam, panie profesorze, że zrobiłam to bez konsultacji z panem, ale uznałam, że tej dziewczynce przyda się choć odrobina... choć namiastka ciepła. Dlatego odebrałam jej rzeczy osobiste z przytułku i przyniosłam do jej celi
- Kiedy w końcu nauczysz się, że traktowanie obiektów badań emocjonalnie, a szczególnie przywiązywanie się do nich może szkodzić rezultatom? Jednak to przyniesienie rzeczy osobistych nie było złym pomysłem, to może stymulować emocjonalnie obiekty i zwiększyć prawdopodobieństwo sukcesu. No nic, ja zanotuję obserwacje a ty udaj się do przytułku i postaraj się o kolejne dziecko. Pieniądze na ,,opłaty manipulacyjne" znajdziesz w moim gabinecie na biurku
- Jak długo ma pan zamiar przeprowadzać te eksperymenty panie profesorze?
- Do skutku, moja droga, do skutku...

***

Ocknął się na małej trawiastej wysepce pośród zielonkawej wody i z trudem wstał. Obok niego leżał Graffen, wciąż przebywający w swojej monstrualnej formie. Okolica w której się znajdowali przypominała bagno, jednak wszędobylska mgła sprawiała, że wszystko wokół wyglądało na niestabilne. Profesorowi taka drgająca, niestabilna okolica kojarzyła się tylko z jednym... dlatego zignorował obecność swojego towarzysza u boku i skoncentrował całą swoją wolę na najbliższej okolicy, sprawdzając czy może w ten sposób ją ustabilizować
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline  
Stary 16-01-2011, 20:19   #44
 
Uzuu's Avatar
 
Reputacja: 1 Uzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skał

Dyplomacie powoli zaczynało brakować oddechu i gdy już miał użyć jednej ze swoich mocy by uciec z miażdżącego uścisku stwór zwyczajnie zmienił się w wirujące pasma mgły równie materialne jak ziemia pod jego stopami. Gabriel całkiem się rozluźnił i uspokoił, mgły nie bał się ani trochę, jeszcze ani razu go nie skrzywdziła i nie widział powodu czemu miała by zrobić to i tym razem. Czuł się w niej bezpiecznie, wilgotne smugi ocierały się niego zostawiając wilgotne ślady na skórze. Próbował jej dotknąć ale rozpływała się w jego dłoniach. Dał się otoczyć białą zasłoną by znów ujrzeć kolorowe barwy mamiące jego oczy tysiącem kolorów, dokładnie jak za pierwszym razem gdy przeniosło ich do tego miasta. Przez chwilę przez umysł dyplomaty przemknęła myśl czy inni również zostali porwani przez mleczne opary ale wiedział ze wkrótce będzie dane mu się o tym przekonać. Gabriel zamknął oczy i czekał spokojnie. Gdy poczuł że otworzył zamknięte powieki i zdążył tylko dostrzec chmurę białych drobinek unoszących się w powietrzu. Był w lesie i to w nie byle jakim lesie. Starożytne zmurszałe pnie drzew pokryte mchem i grzybami, wydawało się że światło dnia od wieków nie miało tutaj dostępu. Miejsce wydawało się być magiczne i zapomniane, nigdy nie widział czegoś równie pięknego, był zauroczony i zachwycony tym co ujrzał. Nie dane było mu jednak cieszyć się cudami tego miejsca gdy usłyszał hałas. Gabriel mimo całej podniosłej atmosfery nie czuł się tutaj pewnie, nie bardzo orientował się nawet na co może się natknąć i z czym może przyjść mu się tutaj zmierzyć najlepiej zaraz rozpocząć poszukiwania towarzyszy o ile w ogóle tutaj dotarli. Elfka która wysunęła się zza jednego z drzew mierzyła do niego z łuku i nie wydawało się że ma zbyt przyjazne zamiary. Spojrzała na dyplomatę swymi zielonymi oczami, mógł przysiąc że już gdzieś widział tą twarz. Stojąc spokojnie wolał nie prowokować jej niczym, strzała była dużo szybsza niż on. Jedynym rozwiązaniem wydawało się dogadać, jedna z rzeczy które dość dobrze mu wychodziły, wysilił pamięć by przypomnieć sobie kim ona jest. Wtedy też przyszło olśnienie, ta elfka była w obozie przed wyprawą! Była jednym z członków ekspedycji!
Kobieta też chyba go rozpoznała gdyż zamiast wystrzelić krzyknęła.
- Czy ty przybyłeś wraz z innymi zbadać zimną puszczę!? Jesteś członkiem wyprawy!?- miała silny pewnym siebie głos. Teraz pozostało mu już tylko odpowiedzieć.
- Witaj, nazywam się Gabriel i z przyjemnością odpowiem na wszystkie twoje pytania jeśli tylko opuścisz ten łuk. - mężczyzna odpowiedział w tym samym języku po czym przywdział uśmiech na swą twarz i choć urzekło go piękno tego miejsca to zagrożenie ze strony elfki mogło być całkiem realne, nadal czuł ból w żebrach po uściskach potwora. Dodatkowo by pokazać że nie ma złych zamiarów pokazał dłonie wolne od broni. Oczami jednak badał otoczenie w wypadku gdyby musiał przenieść się tuż za jej plecy i zniwelować dystans jaki ich dzielił. Elfka uniosła jedną brew jednak nie opuściła broni wciąż celując w dyplomatę ze swego łuku.
- Jeżeli zaraz nie odpowiesz to wystrzelę. Opuszczę broń gdy upewnię się, że jesteś po mojej stronie! - odkrzyknęła w jego stronę poprawiając ruchem głowy włosy które opadły jej delikatnie na oko. Gabriel rozluźnił się widocznie na te słowa i uśmiechnął troszkę inaczej wąskie usta połączone w linię której uniosły się tylko kąciki. Powoli zrobił jeden krok w stronę łuczniczki a potem następny.
- A jak niby chcesz to potwierdzić co? Jeśli chcę zachować życie zwyczajnie powiem tak, że jestem członkiem wyprawy ale czy będziesz mieć pewność? Zaufasz mi tylko dlatego że powiem tak? Naprawdę opuścisz wtedy łuk? Powiedz mi jakie znaczenie ma jeśli nim jestem, jak zmusisz mnie bym ci pomógł co? Albo może chcesz mnie zabić zwyczajnie jak jakiś rabuś z zaułka i zabrać z moich zwłok to co Ci potrzebne co? Nie lepiej opuścić broń i przestać skupiać się na nieistotnych detalach? - Gabriel powoli małymi krokami zbliżał się w kierunku elfki. Kobieta wydawała się lekko zmieszana słysząc słowa dyplomaty. Opuściła łuk, jednak nie zdjęła strzały z cięciwy co było znakiem, że wciąż jest bardzo ostrożna.
- Wybacz. To miejsce źle działa na moje nerwy. - mówiąc to zeskoczyła z poziomu ściany drzew na polankę pełną grzybów i powoli zaczęła iść w stronę Gabriela. - Jest z tobą ktoś jeszcze? - zapytała uważnie obserwując twoje ruchy.
- Wybacz ale nie jestem pewny czy usłyszałem Twoje imię - Gabriel w momencie gdy elfka tylko przestała zachowywać się agresywnie stracił dla niej zainteresowanie.
- Jeśli zechcesz mnie również poinformować co tak brzydko cię podrapało? - rozejrzał się teraz lepiej po okolicy nie będąc zmuszonym uważać na swoje plecy. Wzniósł głowę w górę by przyjrzeć się też koronom drzew. Po chwili z jego gardła wydobyły się przedziwne skrzypnięcia i szelesty.
-Jestem Delia.- przedstawiła się krótko elfka. - Co do rany to zaatakowało mnie jedno z tutejszych stworzeń. Trzeba na nie uważać, są dość groźne. Chociaż i tak długo tu pewnie nie zostaniemy... - drugą część zdania dodała jak gdyby sama do siebie. Stare skamieniałe drzewa niczym pradawni strażnicy tworzyły nieruchomą ścianę lasu. Kapelusze niektórych grzybów falowały przy mocniejszych podmuchach wiatru, niektóre wypuszczały co jakiś czas chmurę zarodników. Mgła zaś leniwie przelewała się po całym obszarze. Korony drzew wyglądały niczym stworzone z kamiennych liści, tam gdzie przebijały się snopy światła były po prostu duże dziury, jak gdyby wyłupane w sklepieniu. Gabriel usilnie próbował skontaktować się ze swoim przyjacielem ale najwyraźniej nie było go nigdzie w pobliżu, dyplomata zmarszczył brwi miał nadzieję że jego towarzysz wkrótce do niego dołączy jeśli został tutaj przeniesiony.
-Co robisz? - zapytała zdziwiona elfka i lekko uniosła łuk.
- Hmm co? Ahh wybacz proszę, zastanawiałem się czy mój przyjaciel również tu trafił. Gdzie byłaś wcześniej zanim cię tu przeniosło? - Gabriel zerwał jeden z grzybów i włożył go do swojej torby owinąwszy go w szmatkę. Nie miał ochoty dzielić się dodatkowymi informacjami z tą kobieta, chciał tylko się upewnić że to ona zaufa jemu.
- Poza tym nie wiem kto jeszcze tu jest oprócz nas, zostaliśmy rozdzieleni z kilkoma osobami w mieście. Udało ci się dotrzeć do snopu światła? - Gabriel otrzepał spodnie i brudny płaszcz po czym podszedł do elfki i wyciągnął do niej rękę.
- Miło mi cię poznać Delio.
-Jakiego snopu światła?- zapytała zdziwiona elfka. - Gdy nasza wyprawa wkroczyła do lasu, zostałam odcięta od reszty przez mgłę. Nie wiem ile błądziłam na oślep ale gdy w końcu udało mi się wyjść to znalazłem się w ogrodzie niezwykle wielkiej i starej rezydencji. Była całkowicie pusta i otoczona drzewami nie do przebycia, cała była pokryta mgłą jak wszystko tutaj. - mówiąc to wskazała drzewa po których pełzła mgła. - Nie mogłam zrobić nic innego niż zwiedzić rezydencje a potem czekać. Nie było to takie złe gdyż było tam jedzenie i kilka mikstur. Ale z minuty na minutę było coraz więcej mgły. W końcu dom po prostu zniknął zmieniony w ten przeklęty opar a ja trafiłam tu. - mówiąc to kobieta kopnęła z wściekłością o większy grzyb.- A najgorsze, że nie wiem co tu się dzieje. Pewnie uznałabym to za iluzję gdyby nie to. - to mówiąc dotknęła ozdoby przypiętej do płaszcza na wysokości jej biustu. - Ta brożka chroni przez najbardziej złożonymi iluzjami. To bardzo rzadki i potężny przedmiot który działa tylko kiedy używają go osoby dla których został wykuty. Ta została zrobiona dla mnie, tak więc jestem pewna że to nie iluzja. - mówiąc to uścisnęła twoją dłoń. - Miło mi Ciebie poznać Garielu. A ty jak tu trafiłeś?
- Przenikanie iluzji nie zawsze jest dobrym pomysłem, czasem lepiej być oszukiwanym - dyplomata skłonił się i uniósł dłoń Deli do pocałunku. Delikatnie ucałował palce jej dłoń i wypuścił ze swego uścisku. Wyprostował się i dopiero teraz się jej przyjrzał dokładniej, jak by próbował zapamiętać każdy fragment jej twarzy. Nie bał się skrzyżować ich spojrzeń ale gdy trwało to za długo powoli jak by niechętnie odwrócił wzrok, uśmiechając się bardzo ciepło i przyjaźnie.
- Wybacz nie mogłem się powstrzymać, masz bardzo piękne oczy Delio... wracając jednak do sprawy, to jest trzecie miejsce do którego mnie przeniosło, wcześniej było nas sześcioro a teraz wygląda na to że jestem sam. Za pierwszym razem byliśmy w mieście które mieliśmy zbadać a raczej jego ruinach. Potem trafiliśmy do miasta tylko dwieście lat wcześniej. A teraz jestem tutaj z tobą. Możesz mi powiedzieć czym się zajmujesz normalnie i jaka była twoja rola w grupie? Może nam to pomóc w przyszłości.
Elfka słuchała uważnie twoich słów, a komplement jaki jej sprawiłeś wywołał lekki rumieniec na jej policzkach. Mimo to jej wzrok wciąż był skupiony i uważny bacznie badając okolicę.
- Jestem o ile jeszcze nie zauważyłeś łucznikiem. Miałam wspomóc grupę swoimi bojowymi umiejętnościami. A brożka czyni ze mnie też świetnego zwiadowcę gdyż nie można zwieść mnie byle sztuczkami. - mówiąc to westchnęła głośno- Tym bardziej martwi mnie to co się tu dzieje. Aż trudno uwierzyć, że coś tak nie rzeczywistego nie jest iluzją! Nie mam pojęcia jak zabrać się za sprawę tego lasu, jak złamać jej tajemnicę. Nie mamy nawet pewności ile możemy przebywać w tym miejscu! - elfka była widocznie poirytowana.
- Och nie przejmował bym się tym ani trochę, mam tylko nadzieję że moim towarzyszom nic się nie stało, zdążyliśmy się już odrobinę zaprzyjaźnić i nie chciał bym zgubić takich druhów jak oni. Nie ma znaczenia ile mamy czasu, kiedy mgła uzna że czas na nas przeniesie nas znów, myślę że możemy poznać z kawałków co tu się tu wydarzyło i być może jak temu zapobiec. Ruszmy się gdziekolwiek. Nie ma to znaczenia i tak nie wyjdziemy poza mgłę. A może akurat natkniemy się na coś. Masz obeznanie w lesie bo jeśli tak to dobrze by było gdybyś prowadziła.Powiedz mi co cię tu sprowadziło w te ostępy w ogóle, wybacz jeśli to zbyt osobiste, nie musisz odpowiadać, mam trochę niewyparzoną gębę. - uśmiechnął się do elfki przepraszająco.
-[i] Mnie martwi jedynie to gdzie można trafić. Zapewne są gorsze miejsca od tego. Co do tego po co tu ruszyłam, to nie rozmowa na teraz... miałam swoje powody. - powiedziała i przestąpiła krok do przodu.- W sumie jest tu coś co mogłoby Cię zainteresować. Chodź za mną.- powiedziawszy to elfka ruszyła biegiem w stronę ściany drzew. Dyplomata ruszył za nią i po chwili wymijali już stare skamieniałe drzewa. Elfka pewnie obierała co rusz nowy kierunek co było znakiem że wie gdzie biegnie. W końcu kobieta przystanęła łapiąc powietrze po długim biegu. Znajdowaliście się przed wejściem do jakiejś jaskini. Jednak po chwili można się było zorientować że, to nie tyle co grota a wielkie, puste skamieniałem drzewo.
- To tutaj. - powiedziała zadyszana elfka.
- Dobra robota Delio, odsapnij teraz trochę i poczekaj tutaj na mnie. Zaraz wracam i proszę jeśli kogoś zobaczysz nie strzelaj tylko spytaj się czy znają imię dyplomaty. - Dotknął jej ramienia uśmiechając się niewinnie do żartu i powoli zagłębił się w środek kamiennej skorupy. Okazało się że nie jest to duża jaskinia. W ścianie skamieniałego drzewa na przeciw wejścia, coś było z drzewa bowiem wystawała skamieniała ręka i twarz wykrzywiona bólem i cierpieniem. Była to bez wątpienia ludzka facjata, wyglądało to jak gdyby ktoś wtopił tego człowieka w drzewo. W ręce trzymał on skamieniały miecz druga zaś nie był widoczna bowiem nie wystawała ze ściany. Gabriel przyglądał się nietypowemu znalezisku by po chwili dotknąć go dłonią i przejechać po skamieniałym ostrzu. Nie znajdując jednak nic ciekawego i nie uzyskując żadnych efektów wyszedł z powrotem na zewnątrz. Nie starał się skradać ani w żaden inny sposób ukryć swojej obecności. Odezwał się gdy tylko elfka go zauważyła
- Interesujące ale nie daje nam to nic póki co, chodźmy dalej może znajdziemy równie interesujące obiekty w okolicy które rzucą nieco więcej światła na nasz kamienny las.
- Nie wiem czy to dobry pomysł. - stwierdziła elfka. - Dalej można natknąć się na wiele nieprzyjemnych stworzeń. To drzewo wyznacza jak by granicę, żadne potwory nie zapuszczają się dalej niż ono. Dla tego nie spotkaliśmy niczego po drodze ani na polanie, i to też mnie zastanawia. - wytłumaczyła dziewczyna.
- Zbyt dużo rzeczy nad którymi można by się zastanawiać i nie znaleźć odpowiedzi. Wracajmy w takim razie i zobaczmy jak duża jest ta bezpieczna sfera.
- Stąd aż po kraniec polany. Z drugiej strony lasu bestie panoszą się już wszędzie, lecz nie wchodzą tam gdzie Cię znalazłam. - szybko odparła elfka. Gabriel podrapał się po głowie
- To trochę komplikuje wszystko, mogę spytać jak długo już tu jesteś?
- Trzy dni. Znaczy dziś jest trzeci dzień. - oznajmiła elfka.
- Ja jestem tutaj dopiero dwa dni może. Nie jesteś głodna? Nie potrzebujesz snu? - Gabriel wyglądał na szczerze zatroskanego i zmartwionego.
- Jeśli na pewno jest tutaj bezpiecznie to może zatrzymamy się na chwilę, choć wolał bym w pobliżu źródła jakiejś wody. Co ty na to Delio? - Gabriel zdawał się bardziej przejmować komfortem nowo poznanej elfki niż całą sytuacją w której obydwoje się znaleźli.
- Dziękuje już spałam - odparła dziewczyna.-[I[] Co do wody to nie widziałam tu żadnego źródła, co jest dość dziwne. Na szczęście znam kilka sztuczek i umiem ja wyprodukować.
- powiedziała dumnie elfka i uśmiechnęła się do mężczyzny.- Jeżeli jednak potrzebujesz odpoczynku to możemy się tu zatrzymać, lub wrócić na polanę. - dodała poprawiając swoje kasztanowe włosy.
- Poczekaj proszę - dyplomata wyciągnął biała chusteczkę po czym lekko zmoczył ja wodą z manierki. Nieśmiało wyciągnął dłoń w stronę twarzy elfki.
- Pozwolisz że przemyję te zadrapania? - uśmiechał się niepewnie do niej jak by bardzo zależało mu na pozytywnej reakcji i trochę bał się odmowy. Elfka wyraźnie zdziwiona spojrzała na dyplomatę.
- Ciebie chyba wynajęli do kokietowania kobiet które ruszą na wyprawę? - zapytała żartobliwie a na jej policzkach ponownie pojawił się niewinny rumieniec. Gabriel roześmiał się również z jej żartu i bardzo delikatnie przemył rany na jej policzku.
- Nie, akurat do tego mnie nikt nie wynajął. - pociągnął dłonią po jej skórze i spojrzał jej w oczy po czym odsunął rękę z mokrą chustką którą schował do kieszeni odwracając również wzrok.
- Wynajęto mnie jako zwiadowcę oraz by rozwiązywać problemy pomiędzy członkami grupy jak i tymi których możemy napotkać. Potrafię się dogadać z większością istot. Jestem z zawodu negocjatorem.
-Musze przyznać że niezły z Ciebie dyplomata, łatwo się dogadujesz, przynajmniej ze mną. - stwierdziła elfka i zarzucił łuk na ramię. - To jakieś dalsze plany Panie Dyplomato? - zapytała i puściła mu wesołe oczko. - Dobrze mieć w takich miejscach kogoś ze sobą. Samemu można dostać tu istnego obłędu. - dodała jeszcze
- Tak masz rację samotność potrafi doprowadzić do obłędu każdego, gdy jedyną osobą z którą możesz dzielić swe troski i zmartwienia jesteś ty sam - uśmiechnął się smutno wspominając własną sytuację sprzed kilku tygodni.
- No cóż na szczęście mamy siebie póki co, póki mgła znów nas gdzieś nie zabierze. Myślę że, możemy rozłożyć się tutaj nawet, jakoś nie bardzo chcę być w pobliżu farmy grzybowej. Masz jakiś koc? Ja nie dawno spałem więc nie bardzo teraz mi się chce. Mogę stróżować jeśli czujesz się zmęczona. Mam nadzieję że moi towarzysze są w pobliżu i niedługo tu dotrą. - Gabriel najwyraźniej faktycznie chciał tu zostać, zaczął przygotowywać posłanie i wyjął z plecaka suche racje którymi poczęstował Delię. Gabriela nie bardzo interesowała smukła elfka, przez chwilę była ciekawą rozrywką ale liczyło się to że ona widocznie zdołała go polubić i być może udało mu się ją nawet trochę zauroczyć. Jeśli okaże się że faktycznie są tu tylko oni we dwójkę trzeba będzie ruszyć się z tą i pogrzebać we mgle ale do tego miał nadzieję nie dojdzie. Przyjrzał się jeszcze raz leżącej elfce, ciekawe czy wiedziała jak blisko była tego by jego ostrze przebiło jej plecy na samym początku gdy mu groziła. Gabriel bardzo nie lubił gróźb.
 
__________________
He who runs away
lives to fight another day

Ostatnio edytowane przez Uzuu : 16-01-2011 o 20:22.
Uzuu jest offline  
Stary 22-01-2011, 19:27   #45
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Gabriel


Odpoczynek wraz z elfką w pobliżu drzewnej jaskini mijał Ci spokojnie. Było tu cicho, a dopiero teraz ujrzałeś ukryte piękno tego miejsca. Ze skamieniałych drzew co chwile spadały kolorowe pyłki, które opadając na ziemie w magiczny sposób zamieniały się od razu w kwiat lub grzyba, który kamieniał w mgnieniu oka. Z tego co powiedziała Ci elfka wynikało, że w tym miejscu jedynie polana na której wylądowałeś nie była przemieniona w litą skałę. Zdałaś sobie również sprawę że z każdą minutą ilość mgły się zwiększa, kobieta jednak wyjaśniła Ci to zjawisko. Ponoć zwiększająca się ilość mgły oznaczała że obszar niedługo zniknie, tak więc wasz czas pobytu w tym miejscu nieubłaganie się zmniejszał. Rozmawiałeś z dziewczyną o różnych rzeczach, a ona zdawała się coraz bardziej tkwić pod wpływem twego uroku osobistego. W pewnym momencie poruszyła kwestię która bardzo Cię zainteresowała.
Wyjęła bowiem zza pazuchy wyrwaną kartkę, widocznie z jakiegoś starego tomu.
- Znalazłam to w rezydencji o której Ci wspominałam. Była tam książka która jako jedyna nie była pokryta grubą warstwą kurzu. Na każdej stronicy zapisane było to samo. Proszę zobacz. – mówiąc to wręczyła Ci stary papirus. A ty spojrzawszy na niego ujrzałeś dobrze znany Ci wiersz.



Litery pulsowały delikatnym blaskiem bez przerwy, a elfka z kwaśną miną stwierdziła.
- Nic z tych słów nie rozumiem, ale może ty na to wpadniesz. Zatrzymaj sobie tą kartkę ja znam ten tekst na pamięć.

Po około dwóch godzinach mgła sięgała wam już po kostki, a elfka stwierdziła że to miejsce nie przetrwa dłużej niż kwadrans. Wyprostowaliście się stojąc pośród kamiennych drzew i wtedy do waszych uszu dotarł szmer, odgłos jak gdyby tysiące malutkich nóżek szurało po kamiennym podłożu. Twoja nowa towarzyszka podróży zrobiła przerażoną minę i szepnęła cicho.
- Tylko nie tutaj... przecież tu się nie zapuszczały... – po tych słowach błyskawicznie wyciągnęła łuk i spojrzała w stronę gdzie ponoć była granica z częścią lasu potworów. Twój wzrok podążył za jej oczyma i wtedy ujrzałeś wielki kształty na tle mgły. Każdy z nich wielkości dużego niedźwiedzia, a tych niewyraźnych sylwetek były setki. Szuranie zaś narastało, a monstra szybko zbliżały się do was, gdy jedno wynurzyło się z mgły na tyle byś mógł je zobaczyć przeszły Cię ciarki obrzydzenia. Wielki robak, o zmutowanym ciele, poruszający się na setka malutkich nóżek tuż przy ziemi. Jego skrzydła złożone były przy ciele ,a on z pierwotną dzikością pędził przed siebie wprost na was.



- Na polanę! – krzyknęła elfka i puściła się biegiem w stronę jedynego nie skamieniałego miejsca w tym lesie.


Profesor i Grefen

Profesor skupiając swoją energię magiczną spróbował ustabilizować obszar, jednak ta próba nic mu nie dała. Chwilę porozmawiał ze swoim krasnoludzkim przyjacielem który powiedział mu o tym co spotkał za miastem. Podzielił się z naukowcem informacjami o wieży pełnej chodzących lalek, o tym że wrota jak gdyby oddalały się od niego, oraz wspomniał o upływie czasu, który dla niego jak i Profesora był różny. Naukowiec zastanowił się nad tym, grzebiąc w swej pamięci zdołał stwierdzić, iż może być to skutek zaburzenia linii upływu czasu, albo też wieża znajdowała się w innym wymiarze, lub przestrzeni niż miasto. Jednak były to tylko przepuszczenia, bowiem bez oględzin piaszczystego pustkowia na którym znajdowała się drzewo-podobna wieża, mag nie był w stanie stwierdzić nic konkretnego.
Z każdą minuta pobytu na tym dziwnym bagnie ilość mgły powiększała się. Opar pokrywał drzewa, wodę oraz wysepkę na której się znajdowali. Coś mówiło naukowcowi by nie opuszczać tej bezpiecznej przestrzeni. Wszak nigdy nie wiadomo co może wyskoczyć z bajora. Tak więc dwójka poszukiwaczy siedziała na wysepce rozmyślając nad tym co dalej zrobić.



Trochę ponad kwadrans po przybyciu do tego miejsca do waszych uszu dotarł dziwny dźwięk. Jak gdyby uderzanie wielkich skrzydeł o powietrze. Rozejrzeliście się podejrzliwie zaś Profesor w pamięci przygotował potrzebne formuły zaklęć ochronnych. Oczy naukowca lekko rozszerzyły się gdy zobaczył co powoduje ten dźwięk. Otóż z lasu po drugiej stronie jeziora, wyłonił się podłużny smoczy pysk. Pokryty czymś przypominającym bagienne liany, z rzędem ostrych wystających kłów, rogami wyrastającymi z czaszki oraz świecącymi żółtymi ślepiami. Z mgły zaczęła wysuwać się reszta cielska gada, podłużny wężowaty kształt o potężnych błoniastych skrzydłach, które głuchymi łupnięciami unosił smoczysko nad powierzchnią bajora. Zaś na grzbiecie stworzenia siedziała zakapturzona postać unosząc do góry drewnianą laskę. Ręką tego osobnika wyglądała jak gdyby była stworzona z tego samego materiału co laga, zaś spod kaptura jegomościa wylewało się niebieskie światło.



Smok powoli leciał w waszą stronę zaś ze strony jego jeźdźca dobiegł was dudniący, potężny głos.
- Kim jesteście i czego szukacie na moich bagnach wędrowcy! To miejsce nie utrzyma się już długo, po co tu przybyliście!
 

Ostatnio edytowane przez Ajas : 22-01-2011 o 19:29.
Ajas jest offline  
Stary 12-02-2011, 21:17   #46
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Jakiś czas wcześniej

Malachit i Ravell

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=ZOdLGFk21eA&feature=player_embedded[/MEDIA]


Grupa stała na skraju lasu. Delikatny, zimny wiatr smagał ich po twarzach, delikatnie rozwiewając włosy. Patrzenie na ten las samo w sobie było przerażające, cichy, nienaturalnie wręcz cichy, mgła krążyła między drzewami niemal jak żywa istota, a oni chcieli wkroczyć w jej objęcia...
Elf dowodzący wyprawą wziął głęboki oddech i postawił swoją nogę na terenie puszczy, pierwszy krok był nie pewny, drugi trochę szybszy. Po chwili zaś przedstawiciel szlachetnej rasy mocno zaciskając dłoń szedł przed siebie, marszowym tempem. Inni ruszyli za nim, a gałęzie które powinny z cichym chrupotem pękać pod ich stopami nie wydawały żadnego dźwięku. Nie było słychać ani ptaków, ani szelestu liści, a mgła zdawała się powoli ich otulać. Po chwili mleczny opar był tak gęsty, że nikt nie widział już skraju lasu, a przecież dopiero co tam stali. Nie pomagał wyczulony wzrok czy słuch, mgła tłumiła wszelki obraz, a do uszu nie docierały żadne dźwięki. Zwierzęta niektórych z poszukiwaczy szły blisko swych właścicieli z przyklapniętymi uszami, jak gdyby próbowały skurczyć się w sobie do najmniejszych możliwych rozmiarów.
Mgła gęstniała z każdym krokiem, po chwili mimo że szli tak blisko siebie, zaczęli tracić towarzyszy z widoku. Pierw znikały pojedyncze osoby, potem grupki, aż w końcu każdy został sam, otoczony jedynie przez ciasny i niewiarygodnie ciężki pierścień mgły. Oparu zimnego, nienaturalnie gęstego, który obejmował wszystkich i każdego z osobna swymi nierzeczywistymi mackami...
Każdy szedł na oślep, nie wiedząc dokąd, nie słysząc swoich towarzyszy, ani nawet własnych kroków. Nie wiedząc ile czasu upłynęło, poszukiwacze przygód kroczyli przed siebie. Las pochłaniał kolejne osoby...

Malachit

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=S1CRsEmC5sQ[/MEDIA]

Już w momencie wkraczania w mgłę szedłeś z boku grupy. Nikt nie chciał wędrować koło Ciebie, bowiem to ty w obozie przyciągałeś najwięcej spojrzeń i o tobie krążyły plotki. Nie było to jednak dziwne, bowiem spodziewałeś się tego. Mało kto ufa trolą, a jak na przedstawiciela swego gatunku byłaś niezwykle wielki. Jednak poza wzrostem otrzymałeś jeszcze jeden dar, intelekt. Jedną zaś z cech mądrości i wiedzy jest umiejętność odczuwania takich emocji jak strach, miłość czy też nadzieja. Teraz zaś w swym sercu dominowało pierwsze z tych uczuć. Ta mgła była nienaturalna, była zimna, była inna niż mgły które nawiedzały rankiem twe ojczyste góry. Tamte opary niosły ze sobą powiew świeżości i wytchnienia, tutaj zaś ten biały dym niósł jedynie strach i przerażenie. Powoli traciłeś z oczu wszystkich towarzyszy, a w końcu zostałeś całkiem sam, otulony przez mgłę niczym przez płaszcz. Błądziłeś niemal na oślep, wyciągnąłeś przed siebie swe potężne ramiona by nie wpaść na żadne drzewo, czy tez dzikie zwierzę. Uczucie strachu potęgowała dodatkowa wszechobecna cisza, cisza nienaturalna, cisza złowieszcza, cisza która dudniła w uszach.
Nie wiesz ile czasu błądziłeś we mgle, minutę? Dwie? Godzinę? Gdy kroczy się w ciszy całkiem samemu traci się poczucie czasu, o zdolności odróżniania kierunków nie wspominając. W końcu jednak mgła nagle się skończyła. Niczym przy pomocy jakiejś magii zafalował i po prostu znikła, a ty nie byłeś już w lesie.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=V_9m0IMT5hM[/MEDIA]

Delikatny wiaterek uderzył cię w twarz i wypełnił nozdrza zapachem świeżości. Było to niczym zbawienie, po przejściu przez cichą i zimną mgłę. Twoje ucho wychwyciło szum traw, a na nogach poczułeś delikatny jej dotyk. Rozejrzałeś się dookoła, a to co ujrzałeś wprawiło cię w wielkie zdumienie. Nie było już bowiem śladu po lesie czy mgle. Stałeś na środku wielkiej łąki, która falowała lekko zgodnie z ruchem wiatru. Wysoka trawa muskała twe muskularne uda, a po niebie krążyły obłoki. Białe chmurki sunęły leniwie po ciemnym nieboskłonie, częściowo przysłaniając księżyc. Było tu ciepło, acz nie za gorąco co zawdzięczać można było lekkiemu wietrzykowi. Niedaleko miejsca w którym się pojawiłeś stał jakiś stary dom bez szyb, oraz z wyrwanymi drzwiami. Było to jedyne urozmaicenie na tej trawiastej pustyni.


Ruszyłeś w tamtą stronę gdyż coś podpowiadało Ci że warto skierować kroki w tamtą stronę. Trawa przyjemnie muskała Cię po nogach gdy kroczyłeś w stronę rudery. W czasie swego życia widziałeś wiele miejsc, od górskich szczytów aż po zimne i mroczne bagna. Jednak musiałeś przyznać, że to było jednym z piękniejszych i najbardziej malowniczych do jakiego przyszło Ci zawędrować.

Dotarłeś do domostwa bez problemu, po czym ostrożnie zajrzałeś do środka. Twoje oczy były przyzwyczajone do widzenia w absolutnych ciemnościach tak więc półmrok panujący w chatce nie stanowił dla Ciebie problemu. Główna izba do której zaglądałeś pełna była połamanych mebli i strzępów ubrań. W kącie zaś coś kuliło się sapiąc cicho. Gdy twoje oczy ujrzały to stworzenie, drgnęło ono i poczęło podnosić się z ziemi. W swym życiu widziałeś już wiele potwornych istot, a i twe serce nie należało do gołębich tak więc nie przeląkłeś się zbytnio potwornego wyglądu stworzenia. Miał on humanoidalny kształt, i z grubsza przypominał człowieka. Jednak istota nie posiadała skóry, wyglądała jak brutalnie z niej obdarta. Jej ciało zdobiły blizny i stare w niektórych miejscach gnijące już mięso. Resztki siwych włosów wyrastały humanoidowi z głowy, która ten odwrócił w twoją stronę. Istota ubrana była w prostą szarą suknię, jaką widziałeś często na ciałach wiejskich kobiet.


Potwór zasłonił twarz i ponownie skulił się w kącie domostwa.
- Odejdź!! – zaskrzeczała istota zachrypniętym kobiecym głosem.– Odejdź stąd, wynocha z mojego domu! Nie jestem już piękna, nie patrz na mnie! – po tych słowach humanoid zakaszlał paskudnie i skrzeczał dalej. – Odejdź! Mówię Ci żebyś szedł!

Ravell

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=S1CRsEmC5sQ[/MEDIA]

Trzymałeś się głównego trzonu grupy. Otoczony przez innych wyszkolonych i dobrze zaopatrzonych poszukiwaczy przygód czułeś się pewniej i bezpieczniej. Jednak szybko zacząłeś tracić ich z oczu, nawet tych którzy szli z tobą niemal ramię w ramię. Mgła pochłaniała z każdym krokiem kolejne osoby, a może pochłonęła tylko Ciebie? Tego nie wiedziałeś, pewny jednak byłeś swego strachu, lęku który przyszedł wraz z zimną mgła i cisza jaką ta niosła ze sobą. Szedłeś przed siebie na oślep, a mgła ani myślała zaniknąć. Mleczny opar szczelnie cię otaczał, nie pozwalając Ci odróżnić kierunku w którym idziesz, kryjąc przed twym wzrokiem wszystko, nawet drzewa. Badałeś drogę przed sobą rękoma by nie wpaść przypadkiem na jakieś drzewo.
Zupełnie straciłeś rachubę czasu, nie miałeś bladego pojęcia ile czasu już kroczysz we mgle. Mogłeś jedynie zgadywać na podstawie swojej kondycji i tego że nogi jeszcze Cię nie bolały. Szedłeś dalej a mgła zaczęła jak gdyby się oddalać. Zrobiło się cieplej, a mleczny opar odsłaniał nowe widoki, by po chwili całkowicie zniknąć.


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=sGNUN5VeBoE[/MEDIA]

Nie byłeś już w lesie, czy też na żądnej polanie. W okolicy rosły zupełnie inne drzewa niż te w Zimnej puszczy. W twarz uderzyła Cię bryza niosąc ze sobą zapach wilgoci. Rozejrzałeś się i od razu zrozumiałeś czemu poczułeś na twarzy kropelki wody. Stałeś bowiem na brzegu jeziora usytuowanego między dwoma wysokimi skałami. Kamienie porośnięte były zielonym mchem i innymi porostami. Znalazłeś się w małej dolince! Na szczycie skalnych ścian rosły zielone drzewa zaś z góry grzało ciepłe słońce. Woda szumiała, a szczególnie miły dla ucha dźwięk powodował wodospad, który napełniał to małe jeziorko. Woda musiała odpływać z tego zbiornika skalnymi tunelami, bądź też droga podziemną bowiem nie odchodziła stąd żadna rzeka.




Odetchnąłeś z ulgą i zasiadłeś na brzegu, t miejsce pozwoliło Ci momentalnie zapomnieć od strachu jaki zagościł w twym sercu podczas podróży przez mgłę. Spojrzałeś na wzburzoną przez wodospad toń wody, po czym przymrużyłeś oczy. Było w tej wodzie coś dziwnego, marszczyła się w nienaturalny sposób, szczególnie na środku jeziora. Zmarszczki na toni drgały nieregularnie i wydobywały się z niej liczne bąbelki. Po chwili na wodzie powstało szybko rosnące wybrzuszenie, a nim się rozprysło się ono ochlapując Cię zimną wodą i uwalniając z siebie... kobietę!
Niewiasta miała niebieską skórę i włosy. Stała na tafli wody jak gdyby ta była twardym gruntem i nuciła coś cicho pod nosem. Jej uszy były lekko spiczaste jak u elfów, ale nigdy nie słyszałeś by elfy miały skrzydła. Z pleców dziewczyny wyrastały bowiem skrzydła budową przypominające te na których latały owady. Kobieta ubrana była w lekką zwiewną białą sukienkę bez rękawów. Jej bose stopy dotykały zimnej tafli powodując rozchodzenie się lekkich kół na wodzie.


Dziewczyna spojrzała na Ciebie i ze zdziwieniem uniosła swe cienkie brwi. Przestąpiła krok w twą stronę co zaowocowało rozejściem się kolejnych kręgów po wodzie.
- Kim jesteś? – spytała niezwykle pięknym i melodyjnym głosem. – Co robisz nad moim jeziorkiem? Jesteś przyjacielem czy też wrogiem? – dopytywała się piękna wodna nimfa.
 
Ajas jest offline  
Stary 16-02-2011, 23:34   #47
 
Retarded_Hamster's Avatar
 
Reputacja: 1 Retarded_Hamster nie jest za bardzo znanyRetarded_Hamster nie jest za bardzo znany
Pomimo tego, iż Malachit zgłosił się do udziału w wyprawie jako jeden z pierwszych, toteż prowadzący ją mógł ostrzec wszystkich, że jednym z ich towarzyszy będzie troll, nikt nie próbował nawet rozpocząć konwersacji z zielonoskórym, co naturalnie nie było dla niego ani trochę zaskakujące. Sprawę tą skwitował wyrazem twarzy, w którym osoby zaznajomione choć trochę z fizjonomią trolli rozpoznałyby uśmiech zabarwiony nieco smutkiem, reszta zaś mogła dopatrzyć się tylko niewiele mówiącego grymasu nie dodającego bynajmniej urody i tak już szpetnej dość postaci. Reakcja pozostałych członków wyprawy była absolutnie naturalna, tolerowali trolla ze względu na zaufanie pokładane w przywódcy grupy, wiarę w to, że taka istota może okazać się przydatna bądź z jakichś własnych, nikomu nieznanych powodów. Jednakże wygląd Malachita zdecydowanie nie należał do tych, które mogłyby zachęcić do rozmowy. Troll był ogromny, mierzył ponad trzy metry wzrostu a także był niezwykle solidnie zbudowany. Łatwo było dostrzec, iż nawet pośród swoich wyróżniałby się zarówno wzrostem jak i potężnymi mięśniami, toteż gdy kroczył w pobliżu ludzi czy elfów jego rozmiar był tym bardziej widoczny i stawał się kolejną rzeczą stymulującą jego izolację. Nie tylko jednak wielkie gabaryty potwora odstraszały potencjalnych kompanów, innymi czynnikami wpływającymi na negatywny odbiór społeczny były liczne ciemne blizny, niewątpliwie ślady oparzeń, zdobiące praktycznie całe jego ciało a ujmujące za to resztki urody trolla. Jeśliby jednak ktoś był w stanie spróbować konwersować z monstrum pomimo wszystkich tych cech, mógłby on znaleźć jeszcze odrażającymi ostre żółtawe kły wystające z jego ust. Niemalże rzeźnickie narzędzie, jakim był ogromny topór dwuręczny, który Malachit nosił na plecach wraz z długim łukiem także sugerował, iż troll większość swoich problemów rozwiązuje za pomocą brutalnej siły. Dopiero naprawdę bystry obserwator byłby w stanie dopatrzeć się w tym dość nieprzyjemnym obrazie czegoś zaskakująco pozytywnego. Po pierwsze postawa Malachita była bardziej wyprostowana niż jest to typowe pośród jego rasy, zaś jego twarz, mimo iż szpetna, nie była wykrzywiona w wyrazie tępej agresji tak pospolitej dla innych trolli. Niewątpliwie jednak najbardziej zdumiewającą rzeczą był błysk intelektu widoczny w jego oczach. Jeżeli już ktoś, zauważyłby także te cechy, mógłby się domyślić, że to właśnie wyżej wzmiankowany intelekt był głównym powodem dla którego dowódca wyprawy zgodził się przyjąć tak nietypową istotę do swej grupy.

Troll zaczął czuć się niepewnie praktycznie od razu po wejściu we mgłę. Z jednej strony nigdy nie spotkał się z niczym podobnym w swoim życiu, z drugiej jednak groźny opar wydawał mu się w pewien sposób znajomy. Malachit szybko zrozumiał dlaczego odczuwa jakby nie pierwszy raz robił coś podobnego. Mgła była prawdopodobnie wytworem potężnej magii całkowicie niezrozumiałej dla niego, nawet pomimo tego, iż przestudiował w życiu niejedną księgę traktującą o wiedzy tajemnej. W jego życiu już raz zdarzył się taki okres, gdy obcował z potężną i słabo rozumianą przez niego siłą, był to czas, gdy był niewolony przez potężnego maga i zmuszany do wypełniania jego rozkazów. Wraz ze zrozumieniem przyszedł strach, jego dawny pan był zimny i okrutny, i taka właśnie wydawała się trollowi mgła. By się uspokoić przystanął na chwilę, starając się za pomocą swoich czułych zmysłów zlokalizować kogokolwiek z drużyny, kiedy jednak działanie to zakończyło się niepowodzeniem wiedział, iż jedyne co mu pozostało, to ruszyć dalej. Przedzierając się przez mgłę co rusz przychodziło mu na myśl, iż szara pustka obejmująca go nigdy się nie skończy, zaś jemu przyjdzie długo umierać w tym pozbawionym czegokolwiek świecie.

Tym większa więc była jego radość, gdy poczuł delikatne muśnięcie wiatru, potem zaś zauważył iż mgła zniknęła w sposób równie niespodziewany jak wcześniej zdominowała cały obszar. Krajobraz, który ukazał się jego oczom był porażająco wręcz piękny, szczególnie jeśli wziąć pod uwagę pełne fatalizmu myśli, które chwilę jeszcze temu nawiedzały głowę trolla. Przez kilka minut stał on w całkowitym bezruchu rozkoszując się zapachem trawy i z radością odczuwając jej dotyk na swoim ciele. Pomimo tego, iż były to całkowicie normalne doznania Malachit nie był sobie w stanie wyobrazić co mogłoby mu sprawiać większą radość. Do rzeczywistości przywrócił go dźwięk jego własnego żołądka wołającego o pożywienie, on zaś uśmiechnął się krzywo i mruknął z ironią.
- Bycie trollem ma jednak sporo zalet. Twój organizm zawsze będzie wiedział jak sprawić, byś przestał myśleć o głupotach a zaczął zajmować się czymś pożytecznym.

Dotarł do domostwa bez problemu, po czym ostrożnie zajrzał do środka. Jego oczy były przyzwyczajone do widzenia w absolutnych ciemnościach tak więc półmrok panujący w chatce nie stanowił żadnego problemu. Główna izba do której zajrzał pełna była połamanych mebli i strzępów ubrań. W kącie zaś coś kuliło się sapiąc cicho. Gdy jego oczy ujrzały to stworzenie, drgnęło ono i poczęło podnosić się z ziemi. W swym życiu Malachit widział już wiele potwornych istot, a i jego serce nie należało do gołębich tak więc nie przeląkł się zbytnio potwornego wyglądu stworzenia. Miał on humanoidalny kształt, i z grubsza przypominał człowieka. Jednak istota nie posiadała skóry, wyglądała jak brutalnie z niej obdarta. Jej ciało zdobiły blizny i stare w niektórych miejscach gnijące już mięso. Resztki siwych włosów wyrastały humanoidowi z głowy, która ten odwrócił w jego stronę. Istota ubrana była w prostą szarą suknię, jaką troll widywał często na ciałach wiejskich kobiet.


Potwór zasłonił twarz i ponownie skulił się w kącie domostwa.
- Odejdź!! – zaskrzeczała istota zachrypniętym kobiecym głosem.– Odejdź stąd, wynocha z mojego domu! Nie jestem już piękna, nie patrz na mnie! – po tych słowach humanoid zakaszlał paskudnie i skrzeczał dalej. – Odejdź! Mówię Ci żebyś szedł!
- Jak chyba łatwo się domyślić patrząc na mnie, wygląd to nie jest coś, na co zwracam największą uwagę. W innym przypadku musiałbym się uznać za idiotę - powiedział troll z grymasem przypominającym uśmiech.
Strzyga kuląc się w kącie zaskrzeczała w jego stronę.
- To po co tu przychodzisz! Odejdź stąd. Nie jestem już piękna!
-Chciałbym wiedzieć gdzie się znajduję. Czy wiesz co to za miejsce? - Pytał Malachit - Trafiłem tutaj przechodząc przez dziwną mgłę, może wiadomo ci coś o niej?
-To mój stary dom... Zniszczony i upadły jak ja, kiedyś był piękny jak to miejsce, teraz odrzuca swą brzydota jak i ja. Ja nieszczęsna! - chrapliwy kobiecy głos w ten sposób odpowiedział na pytanie trolla. - Inni tez mówili o tej mgle, nie wiem co to. Odejdź! - skrzeczała dalej zjawa.
-Czy możesz mi chociaż wskazać kierunek? Chciałbym ruszyć tam, gdzie znajdują się jakieś inteligentne istoty. Dobrze by było gdyby mogły one wiedzieć coś o tej mistycznej mgle - Dopytywał się potwór - A poza tym nie musisz chować się po kątach, naprawdę nie obchodzi mnie twój wygląd.
Strzyga spojrzała na trolla i jak gdyby lekko się wyprostowała, wciąż jednak znajdowała się w kącie sali.
- Wszyscy już odeszli, zostawili mnie, samą nieszczęsną. - załkał stwór. - Nie ma tu innych domostw, tylko moja stara zniszczona rezydencja i pola, pola które jako jedyne pozostały piękne. - po tych słowach poczwara znowu zawyła smutnym zachrypniętym głosem.
- A może ja mogę ci jakoś pomóc? - Malachit zainteresował się nagle losem strzygi, wierząc, że może ona posiadać jakieś cenne informację, jednakże z powodu stanu jej umysłu nie jest ona w stanie zdradzić ich inaczej niż przypadkiem. To zaś wymagało przebywania w jej obecności, a poza tym troll żałował trochę biednej istoty. - Czy da się jakoś przywrócić twą dawną urodę?
- Czasu nie da się cofnąć! - zawyła strzyga.- Lata mijały a ja z każdym dniem starzałam się tracąc swoją urodę. Lata temu byłam piękna, teraz została mi już tylko brzydota. Nie ma dla mnie ratunku, o ja nieszczęsna! - zawyła zjawa. - Ci którzy byli tu przed tobą, zapuszczali się w piwnice mej rezydencji, nigdy stamtąd nie wrócili. Może tam jest wyjście, piwnice to jedyne miejsce do którego nigdy nie wchodziłam. - dodała strzyga wyjąc głośno.
- A więc powiadasz, że byli już tutaj jacyś inni? Pamiętasz ich? Potrafiłabyś ich opisać? - Troll liczył na to, że zjawa mogła widzieć członków jego wyprawy, co oznaczałoby, iż nie zbłądził za bardzo - A czy wiesz cokolwiek o tych piwnicach?
- Było ich wielu. - odparła zjawa. - Przychodzili przed wieloma laty, jak i niedawnymi czasami. Niektórzy byli tu gdy byłam jeszcze piękna, wtedy zostawali na dłużej. - zjawa westchnęła. - Był tu ktoś ostatnio, ale nie chciał na mnie patrzeć. Człowiek chyba. - odparła strzyga swym zachrypniętym głosem. - Piwnice... Nie było ich tu... znaczy były... ale to nie ja je zbudowałam... one po prostu były... - odparła zmieszana tym pytaniem strzyga.
- Po prostu były? Nic o nich nie słyszałaś? Żaden z tych, którzy tutaj przybyli nie miał teorii dotyczących piwnic? - Malachit był przekonany, iż musi odwiedzić to tajemnicze miejsce, ale wiedział też, że warto zebrać wszystkie możliwe informacje.
- Nikt o nich nie mówili. Pierwsi chcieli zbadać je by uchronić moją urodę przed tym co może czaić się w mroku piwnicy. - powiedziała zjawa i załkała na wspomienie swej urody. - Kolejni zaś wchodzili tam gdyż Ci którzy weszli tam wcześniej nie wracali. Nic nie wiem o piwnicy. - odparła strzyga.
- No cóż, pozostanie mi więc być bardzo ostrożnym. Wskaż mi więc wejście do tych piwnic - odparł potwór z westchnieniem - I nie przejmuj się tak bardzo tym, że utraciłaś urodę. Gdybyś była piękna pewnie zastanowiłbym się czy cię nie zjeść - dodał troll śmiejąc się cicho.
Strzyga nie wykazała się jednak poczuciem humoru i jęcząc cicho wstała powoli z ziemi. Niezgrabnie ruszyła w głąb posiadłości, pokazując Ci gestem byś ruszył za nią. Minęliście stara jadalnie i kuchnię pełną nieużywanych od lat garnków. W końcu na korytarzu zjawa przystanęła i wskazała potworowi duże stalowe drzwi.
- Gdy tam wejdziesz drzwi zamkną się za tobą. Nie będzie już powrotu. - oznajmiła zjawa.- Te pola pilnują swych tajemnic bardzo dokładnie. Więc lepiej bądź gotów na wszystko dziwny wędrowcze. Wygląd to może i nie wszystko, ale życie to wartość. Nieważne w jakiej powłoce, ważne że trwa. - oznajmiła strzyga poważnie swym zmęczonym starczym głosem.

Troll przytaknął i otworzył drzwi jednym silnym ruchem. Za nimi były kręte schody prowadzące w dół, a sklepienie zmuszało Cię do pochylenia się. Gdy Malachit przestąpił próg drzwi z trzaskiem zamknęły się za nim, odcinając mu drogę powrotną. Chcąc nie chcąc ruszył w dół po schodach, droga nie była przyjemna zważywszy an pozycję w jakiej przyszło mu się poruszać. Jednak schody nie były długie, a po chwili Trollowa łapa dotknęła już zimnej kamiennej posadzki. Trudno było nazwać to miejsce piwnicą bowiem bardziej przypominało loch dla skazańców


Korytarz był długi i ciemny a ściany wykonane z ciosanych kamieni. W niektórych miejscach znajdowały się kraty odcinające cele od tego podziemnego przejścia. Jednak było tu tez coś dziwnego. Nie było pajęczyn czy też kurzu, a według strzygi wszak nikt tu nie zaglądał by posprzątać. Wyczuwając nietypową atmosferę miejsca troll zaczął bacznie się rozglądać. Brak kurzu podpowiedział mu, iż cokolwiek będzie się działo, prawdopodobnie nie będzie miał do czynienia z niczym naturalnym. Przycisnął się więc do ściany starając się być jak najmniejszym celem i w miarę możliwości zaczął rozglądać się za ewentualnymi pułapkami. Planował także zajrzeć dyskretnie do każdej z cel jeśli tylko okaże się to możliwe.

Malachit nie natknął się na żadne pułapki, nawet nie było śladu po starych już zepsutych. Cele również nie przyniosły mu wielu informacji bowiem były puste, a co najdziwniejsze w kratach nie było drzwi, które mogły prowadzić do środka. Korytarz rozwidlał się na końcu na dwa identyczne. Proste, z kratami w ścianach, ciemne i nie zakurzone. Troll zdał sobie również sprawę z jeszcze jednego zjawiska, jego kroki nie powodowały żadnego dźwięku. Tak samo jak gdy otoczyła go mgła, było tu nienaturalnie cicho. Cisza ta była niezwykle niepokojącą rzeczą, toteż starał się być jeszcze bardziej uważny zwolniwszy i tak już niezbyt szybkiego kroku. Postanowił wybrać prawy korytarz, później zaś także chciał ewentualnie powtarzać tą decyzję, tak by zminimalizować prawdopodobieństwo zbłądzenia. Malachit spróbował także zarysować ścianę pazurem, tym samym chcąc stworzyć dla siebie kolejną wskazówkę dotyczącą zarówno jego położenia jak i poprzednich ruchów.
Troll przemierzał korytarze dobry kawał czasu, zaznaczał korytarze zarysowując ściany pazurem by w razie potrzeby móc wrócić do punktu wyjścia. Droga była nudna i monotonna bowiem wszędzie powtarzały się te same widoki. Jednak gdy olbrzym przemierzył piętnasty już z rzędu tunel natknął się na odmianę w krajobrazie. Wszedł bowiem do korytarzu który zamiast rozwidleniem dróg kończył się potężnymi dwuskrzydłowymi metalowymi drzwiami.
To było coś nowego, zarówno zachęcającego do dalszej wędrówki, ale także zmuszającego do większej ostrożności. Toteż pierwsze co zrobił to powoli zbliżył się do nich poszukując na nich i poza nimi pułapek. Kiedy żadnych nie znalazł przyłożył swoje długie ucho do drzwi licząc na to, iż uda mu się cokolwiek usłyszeć. Jednakże zza drzwi nie dobiegł do niego najcichszy nawet dźwięk. Ponieważ nie było w nich żadnego zamku troll popchnął je po prostu i te ku jego zdziwieniu te otworzyły się.

Odrzwia odsłoniły malutką salę. W porównaniu do wielkości wrót przypominała ona schowek na miotły. Pomieszczenie było puste, poza czarną falująca lekko kurtyną wiszącą na ścianie naprzeciwko drzwi. To co zdziwiło trolla, to właśnie to falowanie, wszak w pomieszczeniu nie było wiatru. Malachit nadal starając się być maksymalnie ostrożny zbliżył się do jednego z jej końców i spróbował odchylić ją pazurem. Gdy tylko odchylił lekko zasłonę, jego oczy oślepił bardzo jasny błysk światła. Coś świeciło się na ścianie skrywanej przez zasłonę, jednak nim stwór zdołał przyjrzeć się dokładniej temu czemuś jakaś moc wypchnęła jego palec a płachta ponownie przyczepiła się do ściany falując delikatnie. Tajemnicza moc, a także niezwykle jasne światło były dla Malachita ogromnie niepokojące. Jedynym czynnikiem, który sugerował, iż zjawisko to może nie być dla niego niebezpieczne, było to, iż nie wyczuł wcale ciepła, co mogło oznaczać, że nawet jeśli zostaną mu w jakiś sposób zadane rany, to będzie je w stanie zregenerować. Siła, która wypchnęła jego palec była prawdopodobnie magiczna, toteż postanowił on wykorzystać jeden ze swoich zwojów rozproszenia magii. Skutek jego użycia był natychmiastowy - troll miał jeden zwój mniej. Niestety był to jedyny efekt. Malachit warknął ze złością, lękał się ryzykować próby przejścia przez kurtynę, jednakże nie widział za kotarą niczego przypominającego zwłoki, tak więc miał nadzieję, iż i jemu nie przydarzy się nic gorszego niż uderzenie mocy. Zaryzykował.

Okazało się to niezwykle głupim pomysłem, bowiem kurtyna nie zasłaniała żadnego przejścia, toteż potwór zderzył się tylko z zasłoniętą, jednakże przez to wcale nie mniej twardą ścianą. Problem stawał się frustrujący, jednakże wydawało się, iż niewiele lub nawet zgoła nic nie da się zrobić. Nie wiedząc co czynić Malachit zrezygnował z pomysłu zrywana zasłony, to byłby czyn nieodwracalny i należało zachować go na moment, kiedy już nie pozostanie mu nic innego. Tymczasem postanowił przespacerować się jeszcze trochę korytarzami licząc na to, iż komnata z tajemniczą zasłoną nie okaże się jedynym miejscem różniącym się od monotonnych korytarzy. Troll ponownie ruszył siecią bliźniaczo podobnych korytarzy, znowu błądził dobrą chwilę zaznaczając drogę. Po pewnym czasie znowu dotarł do korytarza kończącego się potężnymi drzwiami, identycznymi jak te przed komnatą z płachtą.

Znów z niezwykłą ostrożnością podszedł do przejścia powtarzając wszystkie swoje ruchy sprzed jakiejś godziny. Sytuacja okazała się analogiczna, toteż pchnął skrzydła otwierając przejście do kolejnej komnaty.Pokój okazał się bliźniakiem poprzedniego. Mały nie pasujący wielkością do drzwi, z czarną płachtą na ścianie poruszająca się delikatnie. Malachit zaczynał dochodzić do wniosku, iż pokój do którego wszedł, to właściwie ten sam, w którym niedawno był. Co prawda znajdowały się przypuszczalnie w innych miejscach, jednakże przy wszystkich niesamowitych rzeczach, których zdążył już doświadczyć różne drogi prowadzące do tego samego pokoju nie były niczym bardzo nienormalnym. Toteż gdy jego palec ponownie został odepchnięty nie był tym zaskoczony. Skoro jednak albo komnat było więcej, albo nie był w stanie dostać się gdziekolwiek indziej postanowił zedrzeć kotarę.

Kotara odpadła na ziemię z cichym plaśnięciem, które wśród panującej ciszy było niczym uderzenie gromu. Światło uderzyło w jego oczy na chwilę oślepiając olbrzyma, lecz po chwili oczy przyzwyczaiły się już do blasku, a on zobaczył co skrywała płachta. Był to wiersz wypisany na ścianie błyszczącymi literami.


Malachit przeczytał słowa wiersza wielokrotnie, upewniając się tym samym, iż zapamiętał go słowo po słowie. Nie wiedział czego dokładnie dotyczy treść, jednakże tekst traktował niewątpliwie o magicznej księdze, co pobudziło ciekawość potwora. Kiedy był już przekonany, że słowa wryły mu się w pamięć postanowił wyjść z pokoju.

Troll odwrócił się w stronę drzwi, które o dziwo były zamknięte, a stwór wszak zostawił je otwarte. Było to podejrzane, nawet bardzo, Malachit spróbował otworzyć wrota ale te ani drgnęły. Wtem też poszukiwacz przygód poczuł na swej kostce zimno, spojrzał w dół i zobaczył mgłę. Opar taki sam jak w lesie, biały, zimny, cichy niosący ze sobą złe przeczucia. Biały niczym mleko dym wypływał ze ścian, sufitu i podłogi, osiadając na ciele trolla. Nie pomagało szarpanie czy krzyki. Mgła powoli pochłaniała całe ciało stworzenia, a gdy zasłoniła jego oczy, on zobaczy tysiące barw i kolorów...
 

Ostatnio edytowane przez Retarded_Hamster : 16-02-2011 o 23:40.
Retarded_Hamster jest offline  
Stary 21-02-2011, 01:19   #48
 
Uzuu's Avatar
 
Reputacja: 1 Uzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skał
***
Gabriel pozwolił sobie na krótką drzemkę, licząc że jego nowa towarzyszka odpowiednio zadba o ich wspólne bezpieczeństwo. Dyplomata nie wstał zaraz po przebudzeniu, wiedział że jeśli to zrobi od razu będzie musiał poświęcić swą uwagę Deli a chciał tą chwilę spokoju jaka została mu ofiarowana skupić na własnych planach i problemach. Po pierwsze nie podobało mu się że przenoszą się tak często i na dodatek nigdy nie wiedziałeś z kim tak naprawdę wylądujesz, ktoś jednak zdecydowanie starał się im pomóc przy zadaniu którego sensu jeszcze nie do końca potrafił zrozumieć, Mgła jak nazwał go w myślach Gabriel pomagał a Potwór przeszkadzał, ciekawe jak daleko znajdowali się od momentu kiedy w końcu skończy się zabawa a zacznie prawdziwa rozgrywka, póki co czuł się jak zabawka rzucana z miejsca na miejsce która ma nasiąknąć wiedzą mającą jej pomóc w późniejszej zabawie. Wiedział że tylko współpracując z całą grupą mają szanse się stąd wydostać, tylko czy grupa będzie współpracować ze sobą, czy mało było tam indywidualistów gotowych samodzielnie rzucić wyzwanie temu miejscu i zginąć chwalebnie śmiercią o której nikt nie usłyszy. Zostali by tylko dodani do listy śmiałków którzy zapuścili się do tego lasu by nigdy z niego nie wrócić. Nie takie były plany Gabriela na najbliższą przyszłość, po pierwsze staranna selekcja spośród dostępnych uczestników wyprawy. Wiedział że mógł już liczyć na Profesora a co za tym idzie następnym posunięciem był Graffen. Co mógł zaproponować druidowi by ten zechciał przyłączyć się do grupy która miała być czym właściwie. I wtedy go olśniło - bractwo!! Krasnolud na pewno ma coś na czym mu zależy i wystarczy tylko oscylować wokół samych domysłów, ale bractwo to jest część kultury niskich ludzi. Wiedział o nich sporo w końcu sam wychował się na ulicach miast gdzie krasnoludy stanowiły jakąś jedna trzecia całej populacji. Zawsze trzymały się razem właśnie zjednoczone swoją tradycją. Gabriel słyszał jak elfka kręciła się po ich zaimprowizowanym obozie, nucąc jakąś ich romantyczną balladę. Człowiek nadal leżał i przypominał sobie wszystkich dotychczasowych kompanów. Centaur wydawał się być pogrążony wiecznie w swoim świecie i Gabriel wątpił by mogli pogodzić tak inne wartości bez zbytniego okłamywani się i oszustw, mógł być dobrym sojusznikiem ale to chyba wszystko co dyplomata byłby w stanie wyciągnąć z tropiciela. Xun był zgoła innym problemem, wydawał się tylko podążać z nimi ze względu na ten sam kierunek podróży, zdecydowanie dobrowolnie nie przystał by na żadne propozycje, za każdym razem musiał odnieść jakąś korzyść a nie tak działa grupa. I znów trzeba było odsunąć go na pozycję pomocnika którym trzeba będzie manipulować by robił to co się od niego wymaga. Nie podobało mu się to że trzeba będzie czekać aż znów się spotkają wszyscy a chaotyczność tego miejsca nie pozwalała nawet przewidzieć kiedy i z kim to nastąpi. Skryba który z nimi podróżował był zwyczajnie dziwny i Gabriel nie był pewny czy nie przyłączył się do wyprawy by osiągnąć swój własny cel i zrobi wszystko by do niego doprowadzić, chyba trzeba będzie się nim zainteresować dopiero po całym przedsięwzięciu a póki co zwyczajnie obserwować. Dziwna wydawała się reakcja zwierząt na maga ale każdy z nich miał tajemnice którymi nie chciał dzielić się z innymi i akurat to Gabriel rozumiał doskonale. Nawet ta elfka która nim się teraz opiekowała miała swoje sekrety których pewnie nawet wspólne łoże by z niej nie wyciągnęło. Mężczyzna uśmiechnął się na myśl o tym że mógł by właśnie teraz trzymać to szczupłe ciało w swych ramionach tylko że taki postępek spowodował by lawinę problemów z którymi Gabriel ani nie chciał ani nie miał czasu by sobie teraz radzić. W tej chwili wystarczającym dla niego była ta więź zaufania którą udało mu się zbudować między nimi, a która jeśli zechce zawsze może stać się tym czego będzie potrzebował. I znów musiał się asekurować bo nie wiedział ani jak to będzie wyglądać gdy się ponownie przeniosą ani z kim tym razem wyląduje. To mgła zmuszała go do ciągłych improwizacji a potrafiło to być naprawdę irytujące. Drowka przemknęło mu przez głowę, poruszył się niespokojnie nie wiedząc czy nie obserwuje ich gdzieś z ukrycia. Nie powinien nigdy o niej zapominać, skarcił się w duchu za swoją niefrasobliwość, brak swego towarzysza znacznie komplikowała sprawy z ochroną jego własnej osoby. Ta kobieta zniknęła już na samym początku pobytu w mieście i chyba była jedyną która z przyjemnością widział by z powrotem. Złapał się na tym że próbował przypomnieć sobie całą rozmowę jaką z nią wcześniej toczył. Czy próbowała go zwieść, grać z nim czy była tylko nierozważna w słowach. Intrygowała go, tak samo jak mogła okazać się niebezpieczna tak samo pociągało go to w niej. Lubił ryzyko i lubił wyzwania a ona mogła zapewnić mu i jedno i drugie. Drowka... szybko poprawił się w myślach, Lairiel. Czy mogła okazać się dobrym materiałem na członka “bractwa” próbował przyzwyczajać się już w myślach do wymawiania tej nazwy, nie wiedział o niej kompletnie nic i to go irytowało. Musiał się dowiedzieć co nią kierowało by przyłączyć się do tej wyprawy, ambicja, sława czy może zwykła lojalność. Podobały mu się te rubinowe oczy, to było dla niego niezwykle egzotyczne. Nie, ta kobieta fascynowała go dużo bardziej niż powinna. Najlepiej dla niego było by gdyby jej nie spotkał już w tej mgle, nie potrafił się skupić gdy o niej myślał a miałby jeszcze prowadzić z nią rozmowę i nią manipulować? Prychnął na samą myśl o tym. Ale wiedział że chciałby spróbować. Wstał gwałtownie i rozejrzał niespokojnie. Delia spojrzała niespokojnie na Gabriela. Ten uśmiechnął się przepraszająco i wyszeptał do niej.
- Wybacz mi proszę miałem zły sen. Opowiedz mi proszę o miejscu z którego pochodzisz...

Ich rozmowa toczyła się jeszcze bardzo długo a dyplomata nie pozwalał swym myślom błądzić już i jedyne co robił to przekonywał Delię że nie mogła trafić na lepszego towarzysza w trakcie tej wyprawy. Dowodem na to że mu się udało mogła świadczyć choćby podarunek w postaci wyrwanej stron z księgi z wierszem który mieli okazję poznać w krypcie, jej spojrzenia również wydawały się dużo cieplejsze. Gabriel usilnie starał się skupić na chwili obecnej i nie poświęcać żadnej chwili na planowanie bo chcąc nie chcąc wracał zawsze myślami do Lairiel.
Pomysł o przeniesieniu obozu wydał się wybawieniem gdyż człowiek mógł poświęcić całą swoją energię na aktualnym zadaniu. I choć pojawienie się stworzeń zaskoczyło go to nie przeraziło, zastanawiał się też przez chwilę czy nie dać się zjeść i przyśpieszyć w ten sposób procesu transportu ale ta z jego tez nie była jeszcze sprawdzona więc wolał nie ryzykować. Pędził zaraz za Delią na środek polany zastanawiając się jak bardzo by się zdziwiła gdyby zostawił ją aby spowolnić bestie. Zamiast tego krzyknął.
- Musimy spróbować się gdzieś wspiąć jest ich za dużo!!
 
__________________
He who runs away
lives to fight another day
Uzuu jest offline  
Stary 21-02-2011, 17:48   #49
 
daamian87's Avatar
 
Reputacja: 1 daamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znany
Mgła stawała się coraz gęstsza. Z każdym krokiem mleczne opary stawały się coraz mniej przejrzyste. Widoczność była minimalna, by po chwili nie można było dostrzec nawet wyciągniętej przed siebie ręki. Ravell nie bał się o swoją skórę, był przygotowany na różnego rodzaju ataki.
Mgła poczęła ustępować. Rozrzedzała się, ukazując sylwetkę mężczyzny w długim płaszczu z kapturem nałożonym na głowie. Jego kroki były szybkie, energiczne. Od postaci maga emanował spokój i pewność siebie.
Kiedy mgła ustąpiła całkowicie, Ravell spostrzegł jezioro, na brzegu którego stał. Zsunął kaptur, wystawiając na promienie słoneczne swoją twarz. Długie, jasne włosy rozwiały się przy delikatnym podmuchu wiatru. Zielone oczy bystro lustrowały okolicę w poszukiwaniu kogoś z grupy, z którą wszedł do lasu. Nie napotkawszy na żadną znajomą postać, skupił się na okolicy. Oględziny przerwały bąble, które poczęły pojawiać się na tafli jeziora. Brwi czarodzieja uniosły się znacząco, gdy z wody wyfrunęła kobieta. Jej wygląd wskazywał na elfie pochodzenie, jednak skrzydła i fakt przebywania pod wodą stanowczo temu zaprzeczał.

Dziewczyna spojrzała na maga i ze zdziwieniem uniosła swe cienkie brwi. Przestąpiła krok w twą stronę co zaowocowało rozejściem się kolejnych kręgów po wodzie.
- Kim jesteś? – spytała niezwykle pięknym i melodyjnym głosem. – Co robisz nad moim jeziorkiem? Jesteś przyjacielem czy też wrogiem? – dopytywała się piękna wodna nimfa.
-Witaj,moje imię brzmi Ravell, jestem czarodziejem.- grzecznie i z uśmiechem na twarzy odparł mag, nie tracąc jednak ani na moment czujności.
- Wciąż nie odpowiedziałeś na wszystkie me pytania wędrowcze. - odparła dźwięcznie nimfa.
-Wybacz. Szczerze mówiąc sam nie wiem jak znalazłem się w tym miejscu. Przed momentem byłem w lesie, w którym panowała niezwykle gęsta mgła. Po chwili zaś stałem tutaj.- odparł zgodnie z prawdą Ravell.
-Zaś jeśli chodzi o twoje drugie pytanie, to nie znam twoich intencji, więc trudno mi odpowiedzieć jednoznacznie. Jednak nie mam zamiaru cię skrzywidzić ani uczynić niczego złego, więc możemy chyba uznać, że wrogiem nie jestem.- zakończył uśmiechem.
Nimfa spojrzała na Ciebie ciekawsko.
- A więc kolejny zagubiony trafił nad mój staw. Ci którzy nie byli chciani, Ci którzy zagubili się, a więc należycie przywitam Cię. - oznajmił piękny duch wody przy pomocy krótkiej rymowanki.- Czas więc na twe pytania, magu zbłądzony, swej ciekawości otwórz strony. - mówiąc to nimfa wykonała obrót na jednej nodze dookoła własnej osi.
Mężczyzna z rosnącym zaciekawieniem przyglądał się magicznej istocie. Wysłuchał jej słów, zastanawiając się coraz bardziej nad zaistniałą sytuacją.
-Może zacznę od najbardziej banalnego pytania. Gdzie jestem?-
- Nad moim jeziorem. - odparła logicznie nimfa.
-A gdzie mieści się twoje jezioro? W której części Krain?- spytał Ravell.
- Nie wiem, nie ruszam się stąd, to moje jezioro i tak pozostanie. - odparł duszek.
Mag zamyślił się nieco.
-Zatem kolejne pytanie, jeśli można. Wspomniałaś, że jestem kolejnym zagubionym. Kto był przede mną i gdzie poszli?-
- Wielu ich było przez te wszystkie lata, choć zapewne jeszcze więcej przybyło. Szli do drzewa, które zna drogę. - odparł duszek tańcząc na wodzie wesoło.
Ravell, mając na uwadze poprzednie odpowiedzi nimfy, starał się zadawać bardzo konkretne pytania.
-Kiedy ostatni z nich odszedł i w którym kierunku?- spytał mężczyzna, mając nadzieję na odnalezienie kogoś, z kim będzie mógł porozmawiać normalnie.
Nimfa zamyśliła się licząc coś na palcach. - Świat zgasł już wiele razy, woda zamarzała razów dziesiątki. Wtedy przechodziły tędy ostatni wędrowiec, co o mgle w swych słowach wspominał. - odpowiedziała w końcu.
-Hmm, tak, rozumiem. Powiedz mi, czy wiesz gdzie leży najbliższa ludzka osada?- zadał kolejne pytanie, mając nadzieję na pierwszą, logiczną odpowiedź.
- Nie wiem, nie ruszam się stąd, to moje jezioro. - odpowiedział duszek.
-Rozumiem. Możesz mi jakoś pomóc w wydostaniu się stąd? Wiem tylko, że jestem na twoim jeziorem, i nic po za tym. odparł mag.
- Drzewo, co książka się w nim znajduje, wędrowcom drogę od lat wskazuje. Droga w nim zapisana, przez odpowiedniego przewodnika dobrana. - zaśpiewała pięknym głosem nimfa.
Ravell zrezygnował z dalszych pytań. Nie rozumiał słów nimfy, starał się je jednak jak najlepiej zapamiętać. Miał nadzieję, że z czasem zawarte w nich zagadki dadzą się rozwiązać. Pożegnał się i pozdrowił swoją rozmówczynię, po czym ruszył przed siebie.
Nimfa spojrzała na odwracającego się od niej maga.
- Nie chcesz udac się do drzewa, które swe prawdy przed tobą wyśpiewa?- spytała zdziwiona.
-A co mnie tam czeka?- odparł mężczyzna, odwracając się ponownie do nimfy.
- Drzewo drogę wskazuje. Przewodnik wskazówkę w nim zostawił, by długo tu nikt nie zabawił. Drzewo Cię wyprowadzi, dalej w świat poprowadzi. - odpowiedziała enigmatycznie nimfa.
- Gdzie mogę znaleźć to drzewo? -
Nimfa odsunęła się na bok i uniosła dłonie. Woda z jeziora uniosła się na boki odsłaniając ścieżkę ułożoną z małych kamyczków, która prowadziła wprost do wodospadu.
- Ściana wody skarb skrywa, by kartek nie pożarła żadna ryba. - wytłumaczyła nimfa magowi.
Czarodziej popatrzył na istotę, przez moment nie ruszając się ani na krok. Po chwili jednak ruszył w stronę odkrytej ścieżki, podążając nią do celu.
Czarodziej skierował swoje kroki ku wodospadowi który rozbijał się na końcu kamiennej ścieżki.
Gdy tylko Ravell zbliżył się do ściany wody ta rozstąpiła się ukazując wejście do jaskini. Nimfa pojawiła się tuż obok niego unosząc się nad ziemią.
- W jaskini mrok panuje, bo drzewo swych sekretów pilnuje. - oznajmiła. a racje miała bowiem grota była niezwykle ciemna.
- Czy coś się stanie, jeśli oświetlę sobie drogę?- spytał zaciekawiony czarodziej.
- Będzie jasno. -odparła nimfa wesoło
Czarodziej zaśmiał się, słysząc odpowiedź istoty, po czym z uśmiechem na ustach ruszył w głąb jaskini, przywołując kulę magicznego światła.
Kula oświetliła drogę maga, a gdy tylko wkroczył do jaskini ściana wody za nim opadła odcinając
drogę powrotną. W głąb jaskini prowadziła wciąż ta sama kamienista ścieżka, zrobiona z malutkich mokrych śliskich kamyczków. Wszystkie ściany groty były wilgotne, a z sufitu co jakiś czas kapały duże krople wody. Ravell ruszył dalej czujnie się rozglądając. Droga nie była jednak długa, bowiem ścieżka doprowadziła maga do zakrętu który wpadał do kolejnej groty. Miejsca przedziwnego, które wprawiło czarodzieja w nie małe zdziwienie. Znalazł się on bowiem w jaskini gęsto porośniętej mchem. Znajdował się on na suficie, podłodze i ścianach tego pomieszczenia. Na środku ali zaś stało drzewo, o grubym pniu i rozłorzystych gałęziach. Jego liście poruszały się i szumiały cicho mimo, że nie było tu wiatru.
Ravell przyglądał się bacznie jaskiniinietypowemu drzewu. Cała jasknia stwarzała wrażenie nierealnej. Mag czuł unoszący się w powietrzu zapach mchu. Szelest liści wywołany przez podmuch wiatru, którego nie było, wprawił młodego czarodzieja na moment w konsternację, jednak po chwili ruszył ostrożnie w stronę drzewa.
 
__________________
"Marzę o cofnięciu czasu. Chciałbym wrócić na pewne rozstaje dróg w swoim życiu, jeszcze raz przeczytać uważnie napisy na drogowskazach i pójść w innym kierunku". - Janusz Leon Wiśniewski
daamian87 jest offline  
Stary 25-02-2011, 01:55   #50
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Malachit

Gdy mgła pochłonęła twoje ciało i zakryła oczy znalazłeś się nagle w tunelu stworzonym z kolorów. Byłeś zawieszony w przestrzenie nie mogą ruszyć żadną kończyną, barwy niczym chmury przepływały nad tobą, obracając się nieregularnie w różnych kierunkach. Patrzenie na nie przez dłuższą chwilę przyprawiało o zawrót głowy, a w żołądku czułeś mdłości. Miałeś wrażenie, że to ty, a nie kolory obracasz się we wszystkie strony.


Nie wiesz jak długo znajdowałeś się w tym miejscu, tak jak gdy wszedłeś w mgłę, szybko straciłeś poczucie czasu. Tkwiąc w tym miejscu skazany tylko na własne myśli, czekałeś co przyniesie ze sobą ta dziwna anomalia. W końcu kolory zaczęły się przecierać, odsłoniły one ogród, a dokładniej placyk w jakimś starym ogrodzie. Jedynymi roślinami które wyglądały w tym miejscu na zadbane były róże. Stały w donicy oświetlone promieniami słońca. Kwiaty nie były jeszcze w pełni wykształcone, trzeba było jeszcze czasu by rośliny pokazały swe piękno w pełnym jego wymiarze. Przy czerwonych kwiatach tyłem do Ciebie krzątał się jakiś osobnik, uznałbyś go za człowieka, gdyby nie nietoperze skrzydła które wyrastały z jego pleców. Ubrany był w skórzany płaszcz a do jego nogi przyczepiony był łańcuch, który ciągnął się kawałek po ziemi po czym kończył się przerwanym ogniwem. Na jednej z małych drewnianych ławeczek, leżało jakieś pudło, jednak nie wiedziałeś do czego mogło by służyć.
Utrzymywany w przestrzeni patrzyłeś na to niczym przez magiczne zwierciadło. Kilka razy twoje ciało zbliżyło się w stronę obrazu, po czym znowu się cofnęło. Miałeś wrażenie jak gdyby coś wahało się czy nie wyrzucić Cię przez ten ekran. W końcu ta tajemnicza moc podjęła decyzję, a kolory ponownie okryły całą dostępną przestrzeń. Znowu unosiłeś się nieruchomo otoczony wirem barw, aż nagle po kilku chwilach zniknęły one bez ostrzeżenia, a ty spadłeś na środek jakiegoś placu.
Rozejrzałeś się by szybko stwierdzić gdzie się znajdujesz. Okazało się że wylądowałeś w jakimś mieście. Otoczony byłeś przez domki, z których wyglądali przestraszenie ludzie. Za tobą znajdowało się istne rumowisko, wyglądało na to, że coś niedawno zniszczyło tu kilka domostw. Na placu po za tobą znajdowała się jeszcze jedna osoba.


Był to dosyć wysoki, młody człowiek o długich, czarnych włosach spływających na jego plecy. Młodzieniec ubrany był w typowe dla maga, lekkie, jasne szaty, przepasany w pasie i lewym ramieniu fioletową szarfą, a w ręku trzymał kostur zwieńczony sierpowatą obręczą, z niebieskim kryształem na środku. Twarz człowieka była delikatna, młodzieńcza, pozbawiona skaz i niesamowicie gładka. Olśniewającego wizerunek dopełniały oczy koloru lazurytu.
Trochę z boku zaś kulił się największy niedźwiedź jakiego w życiu widziałeś. Była to bestia która rozmiarem zadziwiła nawet Ciebie. Zdawać by się mogło że kłapnięciem szczęki mogła przegryźć najgrubszą nawet zbroję. Tym dziwniejsze było to, że znajdowało się w środku miasta, ponadto kuląc się i warcząc cicho na osobnika przypominającego maga.

Nim jednak zdążyłeś powiedzieć choćby słowo, na plac wszedł kolejny osobnik. Wynurzył się z jednej z małych uliczek sprężystym krokiem idąc w twoją stronę. Był to młody mężczyzna z dobrze skrojonym cylindrem na głowie. Rudawe proste włosy sięgały delikatnie za jego ucho, falując przy każdym jego kroku. Oczy osobnika były fioletowe i dookoła nich widać było lekki makijaż, który jeszcze bardziej podkreślał tę niezwykłą barwę. Pod prawym okiem chłopaka znajdował się malutki tatuaż, przedstawiający jakiś dziwaczny symbol. Osobnik ubrany był w niebieski frak z czerwonymi zdobieniami , oraz kolorystycznie pasujące do tego spodnie. Na dłoniach założone miał białe materiałowe rękawiczki.


Mężczyzna uśmiechnął się do czarnowłosego osobnika i przywitał się z nim.
- Witam Panie… Spehir? Dobrze pamiętam? Gdzie pana przyjaciele? To kolejny z nich? – spytał wskazując Ciebie, po czym nie czekając na odpowiedź ruszył w twoją stronę ze słowami. – Witaj jestem Dolcel, burmistrz tego miasta, cóż sprowadza kolejnego śmiałka w mury naszego miasta?
Chciałeś odpowiedzieć. Już wstawałeś by to zrobić. Tylko wtedy łysy mężczyzna spadł Ci prosto na głowę…

Gabriel

Uciekając przed potwornym robactwem postanowiłeś wspiąć się na jakieś drzewo. Szybko wypatrzyłeś takie które do wspinaczki nadawało się idealnie. Dobrze usytuowane, potężne gałęzie, skamieniała korona położona wysoko nad ziemią, miejsce idealne by tam schronić się przed pogonią.
Elfka zwróciła się również w stronę drzewa które wypatrzyłeś. Ruszyliście w jego stronę wytężając wszystkie siły, tobie udało dobiec do niego pierwszemu. Postawiłeś stopę na jednej ze skamieniałych gałęzi, ręką chwyciłeś jakąś usytuowaną wyżej, po czym z niezwykłą zwinnością począłeś się wspinać. Adrenalina dodawała Ci wigoru, i z każdą sekundą piąłeś się wyżej.
Delia dobiegła do drzewa i odwróciła się na chwile by ocenić odległość między wami a owadami. Stworzenia były jeszcze na tyle daleko, że elfka spokojnie mogła wspiąć się na drzewo. Jej delikatne dłonie złapały tą samą gałąź której ty użyłeś do wspinaczki, noga natrafiła na jedną z gałęzi. Elfka podciągnęła się z pewnym uśmiechem, wtedy też ziemia za nią rozstąpiła się z głośnym trzaskiem. Delia odwróciła się zaskoczona, a ty spojrzałeś w dół, by upewnić się że to nie drzewo w jakiś nieznany sposób, postanowiło upaść.
Ze skamieniałą rośliną wszystko było jednak w porządku, jednak widok który ujrzałeś wcale nie napawał optymizmem. Ziemia pękła z powodu gigantycznego skorpiona, który wynurzył się tuż pod drzewem. Pancerz który go pokrywał wyglądał niczym stworzony z kamienia, a kolec na ogonie był niesamowicie ostry i długi. Zwierzę kłapnęło parą szczypiec, próbując pochwycić nogę elfki, ta jednak cudem wygięła się w inną stronę i uniknęła pochwycenia.
Ogona jednak nie była wstanie zobaczyć…
Kolec przeszył jej pierś na wylot, przybijając ciało elfki, do kamiennego drzewa. Krew spłynęła po szarej korze gęstym strumieniem wprost na łeb insekta. Nie było wątpliwości, elfka nie miała szans przeżyć. Skorpion chwile mocował cię z kolcem który utkwił w potężnej roślinie, ale po chwili zdołał go uwolnić, a ciało elfki opadło na ziemię. Owady które po chwili zrównały się z drzewem, najwidoczniej wyczuły krew, bowiem chmarą zbliżały się do martwej Deli. Skorpion ostrzegawczo zaciskał szczypce, próbując odgonić padlinożerców, jednak na próżno. Pod drzewem rozpoczęła się walka o pożywienie.
Obserwowałeś to siedząc na jednej z potężnych gałęzi drzewa. Zobaczyłeś że ziemia pęka w wielu miejscach tego lasu, uwalniając na świat te dziwaczne skorpiony, które zaczynały walczyć z owadami, które goniły Cię wcześniej.
Z dziur które wytworzyły się w podłożu zaś, wypływała mgła. Poczęła zalewać cały obszar, skrywając po chwili walczące stworzenia. Na wszystkich drzewach w okolicy, także na tym na którym się znajdowałeś zaczęły pojawiać się pęknięcia, z których wypływał mleczny opar.
Wiedziałeś co się szykuje, nie opierałeś się gdy mgła otoczyła Cię i ponownie otoczyły Cię kolory.
Znowu znajdowałeś się w tunelu barw, który zabierał Cię na kolejną podróż. Wisząc w przestrzeni oczekiwałeś, aż pojawisz się w nowym miejscu.
Gdy kolory zniknęły ty opadłeś, z góry na coś twardego, zwalając to na bruk. „Coś” okazało się być potężnie zbudowanym trolem, którego widziałeś wcześniej w obozie wyprawy. Jak na dyplomatę przystało starałeś się bowiem, przed wyruszeniem, zapamiętać wygląd większości członków wyprawy. Trol był zaś dość charakterystyczny.

Szybka analiza sytuacji pozwoliła Ci stwierdzić, że powróciłeś do miasta. Spehir i Muniek również byli na tym placu, a pora dnia wskazywała na to, że nie było Cię jedynie kilka minut. Ale przecież w kamiennym lesie spędziłeś cały dzień…
Dolcel którego dopiero teraz spostrzegłeś spojrzał na Ciebie z uśmiechem.
- Znowu spada pan z Nieba, Panie Gabriel. Dziwne są te wasze teleportację nie powiem… Może wpadniecie potem z tym zacnym przedstawicielem zielonej rasy do mojego urzędu? Zjemy coś i podyskutujemy, bowiem muszę Panu o czymś powiedzieć.
 
Ajas jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:52.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172