Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-01-2011, 11:33   #36
Witch Elf
 
Witch Elf's Avatar
 
Reputacja: 1 Witch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znany
Właściciel chabety zaprzestał pościgu. Ostatecznie był to jedynie koń pociągowy a przy wozie ostała się jeszcze wcale silna klacz. Cisnął czapką za uciekającą, zaklął po ichniejszemu i wrócił do własnych spraw. Tymczasem Castilianka popędzała zwierzę mocno zaciskając uda i z braku wodzy trzymając się popielatej końskiej grzywy. Stanowiła ciekawe widowisko toteż miast prób zatrzymania spotykała się głównie z wywalonymi ozorami i otwartymi gębami portowych łazęgów. Straż jak widać miała ważniejsze zadania.
Przyznała, że po pewnym czasie zaczęło jej to sprawiać przyjemność. Przynajmniej było tak nim z zaułka wpadła wprost na stragany. Kopyta roztrąciły upuszczone przez pomocnika kupca skrzynie. W powietrzu zawirowały liście kapusty. Wierzchowiec zaliczył też stragan rybny i dwie spłoszone kury. Przez jakiś czas towarzyszył im nawet kot z przerażeniem starający się uniknąć stratowania. Kiedy znów zakręciła a koń omal nie pośliznął się na imponującej sztuce flądry byli już na nabrzeżu, zostawiając za sobą liczne złorzeczenia w wielu językach.
Przegalopowała wzdłuż linii portu i skierowała w stronę posiadłości. Nie zabawiła tam długo.
Przestraszona służąca szybko odpowiadała na pytania kobiety, która wyglądała na zmotywowaną do najgorszych czynów w razie nie otrzymania informacji.
Królewna opuściła posiadłość. Pozostawało więc gnać na trakt. Umęczone zwierze znów zerwało się w galopie. Pognali na skróty wprost na świeżo zawieszone pranie i Carlotta przez, krótki czas mogła podziwiać pantalony pani domu z bardzo bliskiej odległości…
Bohaterski czterokopytny środek transportu zdecydowanie nie przystający żadnej kobiecie toczył szarawą pianę z ust. Powóz Leili i jej towarzyszy majaczył na horyzoncie.
Dopadła do niego chwilowo ujawniając się w kadrze okienka i wyprzedziła krzycząc.

-Staaaaać! – stęknęła czując nadwyrężone już jazdą na oklep pośladki i zawyła ponownie.
- Staaać, kurwa wasza mać!
Woźnica nie mając wyjścia gdy szalona kobieta najwyraźniej była gotowa staranować powóz zaczął ciągnąć za lejce gwałtownie.
Zatrzymali się. W odróżnieniu od konia Carlotty. Nie pozostawiając jej wyboru popędził jeszcze kilka metrów po czym potknął się i zwalił ciężko z nóg. Dziękowała niebiosom przez ten krótki moment gdy nie musiała martwic się o nogę zaplataną w strzemię. Względnie kontrolowanie ześlizgnęła się z grzbietu i upadła na brzuch osłaniając dłońmi twarz. Rozpłaszczona na trakcie, kryjąc dłonie w ramionach odczekała głuchy koński upadek. Gdy kłęby kurzu naokoło opadły do uszu opuszczających w zaciekawieniu powóz dotarły stłumione słowa w castiliańskim.

- I kurwa, pięknie…Wsparła się na wyciągniętej dłoni, zachwiała i wyprostowała w końcu odgarniając szerokie pasmo czekoladowych mocno zakurzonych i skudłaconych włosów.

- Bo mamy chyba kłopoty… - wybąkała.
Po kilku minutach, gdy doszła do siebie a wzrok rozmówców stał się ponaglający odetchnęła głęboko i zaczęła…

- Szukają cię Leila. Jakiś monetński szlachciura. Nakryłam ich jak gadali z zaułku. Ale ten to potrafi rzucać jakieś czary, poważnie – zaczęła gestykulować żywo po kolei naśladując przytykanie dłoni do muru, cięcia rapiera, uderzenie w głowę. Wyjęła nawet z kieszonki pomiętą chusteczkę przez krótki czas wymachując nią nad głowa gdy opisywała swą podróż.
- A wtedy monteńczyk zniknął w tym murze, jak złoto kocham, więc musiałam się zając tym piratem. To znaczy to okazało się później, jak już go rozebrałam. Ale nie, że ja rozbieram niby przypadkowych facetów, proszę tak nie myśleć.- dodała szybko. Po prostu słusznym wydało mi się go przeszukać no i wtedy ten tatuaż. On był z chartów mówię wam. I to nie byle jaki. Od samej kutwy Bereka. Możecie wierzyć, z nim lepiej nie zadzierać. Aaaach, a ten monteńczyk to chyba ktoś od naszej drogiej Żabolindy. I to krewny mi się zdaję. W każdym razie polecił ją zabić. Wszystkich nas… gwoli ścisłości – łypnęła na słuchaczy oceniając czy nadążają za opowieścią. Pokiwała głową i uniosła chustę. – Mówiłam, że to pachnie vodacziańską damesą? Trzeba powiadomić koniecznie Beatriz i Kurta...
Z pełną premedytacją pominęła Rosalindę szczerze twierdząc, że widocznie zasłużyła na rychły koniec.
 

Ostatnio edytowane przez Witch Elf : 04-01-2011 o 11:44.
Witch Elf jest offline