Administrator | Kerm + MG Bared zastukał do drzwi izdebki, którą zajęła Elora.
Łotrzykowi odpowiedział huk wynikający najprawdopodobniej z upuszczenia jakiegoś przedmiotu. Po chwili jednak kapłanka otworzyła drzwi.
- Coś... potrzebujesz? - spytała lekko nerwowym głosem.
- Zastanawiałem się, czy już się rozlokowałaś - odparł. Ale najwyraźniej nie, dodał w myślach. - Pomóc ci w czymś może?
- Nie, nie trzeba. - puściła oczko do Bareda. - Przecież i tak na długo tu nie zostajemy, prawda? Ubić wilkołaka, zgarnąć złoto i ruszamy dalej.
- Masz może ochotę na mały spacer? - spytał. - Chciałbym porozmawiać z owym łowczym, o którym wspomniał pułkownik.
Nie skomentował optymizmu, jakim tryskała Elora.
- Porozmawiać z nim? A po co? I skąd wiesz gdzie on jest?
- Skoro jest takim znawcą, to może się z nami podzielić informacjami o tym wilkołaku. I o sposobach polowania na takie stwory. A to, że nie wiemy, gdzie on jest, to żaden problem. Jak powiadają, koniec języka za przewodnika. Poza tym zawsze można wrócić do pana pułkownika i spytać. Miejsce pobytu tropiciela to chyba nie jest tajemnica wojskowa.
- Hmm... zgoda. Tylko żeby chciał coś powiedzieć... nie sądzę, żeby chciał dobrowolnie uzbrajać konkurencję w informacje na temat zwierzyny.
- Gdyby sam chciał to zrobić, to pewnie wojsko nie szukałoby ochotników. A jeśli okaże się człowiekiem nie lubiącym konkurencji, to poszukamy jakiejś świątyni albo biblioteki - powiedział.
Osobiście pamiętał jednego łowce, niedawno spotkanego, co to nie wyglądał na chętnego do współpracy. Może teraz będą mieć więcej szczęścia.
- W takim razie na co czekasz? - rzuciła żartobliwie Elora przerzucając niewielką torbę przez ramię i wychodząc z pokoju.
Bared zabrał Elorę na miasto celem odnalezienia tropiciela, który zajmował się sprawą wilkołaka. Jednak to okazało się trudne... Przede wszystkim nie wiedział jak on wygląda i czy to aby na pewno "on" a nie "ona".
Zadanie utrudniała dodatkowo sama kapłanka, która co i rusz ciągała łotrzyka po różnych straganach z błyskotkami, pamiątkami i ubraniami próbując naciągnąć Bareda żeby kupił jej "to i owo". Wyraźnie o wiele bardziej interesowała ją część zakładająca chodzenie po mieście, niż szukanie łowczego.
- Może poczekasz trochę z wydawaniem pieniędzy do chwili odebrania nagrody? - Bared starał się przytłumić nieco zachwyt Elory. - Może trzeba będzie kupić jakieś specjalne narzędzia, sieci czy coś takiego.
Włóczenie się po sklepach czy ogladanie straganów niezbyt ich przybliżyło do upragnionego celu - zdobycia informacji o specjaliście od wilkołaków. Może faktycznie trzeba było zasięgnąć informacji ‘u źródeł’?
- Chodźmy poszukać naszego pułkownika - zaproponował Bared. Ruszyli w stronę bramy.
- Imię tropiciela? - spytał zaskoczony pułkownik, kiedy łotrzyk wraz z Elorą dotarli do bramy. - Hmm... Kedor? Jakoś tak. Nie wiem, nie zwróciłem na to specjalnej uwagi. Powinien się teraz szwędać gdzieś po mieście szukając śladów. Albo siedzi w Heraldycznej Piątce i zbija bąki.
- Kedor? Może Kaldor? - ucieszył się (niezbyt szczerze) Bared. - Pójdę go poszukać... Ale, skoro to taki obibok... Gdzie, panie pułkowniku, znajdę jakąś świątynię? Czy inne miejsce, gdzie będę mógł zdobyć dodatkowe informacje o wilkołakach jako takich?
- Świątynia Torma stoi o tam, wielka i strzelista. - żołnierz wskazał na dwie wysokie wieże będące fragmentem katedry w północno-zachodniej części miasta. - Nie da się nie trafić, widać ją z każdego miejsca w Gistrzycach. Ale to bardziej przypomina garnizon, niż miejsce modlitw... informacji bym raczej tam nie szukał.
- Jest jeszcze... kaplica Tymory. - przypomniał sobie po chwili. - Tormiści wypędzili stąd wszystkich wyznawców Mystry, ale z Panią Losu nawet oni nie śmią zadzierać. Ta stoi przy północnej bramie, jeśli wolisz.
- Dziękuję za radę, panie pułkowniku. - Bared skinął głową.
Droga do kaplicy nie była skomplikowana, ale zatłoczona - przejście z południowej do północnej części miasta zajęło Baredowi i Elorze więcej niż mogli początkowo oczekiwać. W dodatku znalezienie samej kaplicy, w postaci niepozornego, kamiennego budyneczku, sprawiło problem przez który nastało nagle późne popołudnie.
- Masz coś przeciwko kapłanom Tymory? - Bared zwrócił się do Elory. Dziewczyna kończyła właśnie ciastko, które przed chwilą jej kupił. Nie bardzo było wiadomo, kiedy wrócą do gospody na posiłek i jaki on w ogóle będzie. Warto zatem było coś przegryźć.
Kapłanka przełykała akurat kawałek ciastka, kiedy spojrzała na Bareda lekko zamyślonym wzrokiem.
- W sensie, że kapłani innego bóstwa, czy że Tymory? - zapytała zdezorientowana. - Zresztą nieważne, nie mam nic przeciw.
- Że Tymory - wyjasnił Bared. - Proszę bardzo. - Otworzył przed Elorą drzwi.
Kapłanka weszła do środka, a łotrzyk za nią. W środku było kilka osób, głównie klęczących, jednak żadna z nich nie wyglądała na kapłana, a nigdzie nie widać było wejścia do jakiejkolwiek bocznej nawy, czy komnaty.
- A gdzie kapłan? - spytała szeptem Elora rozglądnąwszy się.
- Poczekamy. Zjawi się - odparł równie cicho Bared. W gruncie rzeczy nie zamierzał czekać zbyt długo. Gdy tylko jedna z osób przestała się modlić (a tak mu sie przynajmnie wydało) podszedł nie niej i powiedział:
- Przepraszam, gdzie można znaleźć kapłana?
Mówil szeptem, nie chcąc zakłócać innym modlitwy.
- Wyjechał... - odparł zaczepiony mężczyzna. - Modlimy się do Tymory, żeby wrócił cały i żeby w ogóle go przepuścili przez bramę.
- A dokąd pojechał? - spytał Bared. - Dawno temu? I kiedy miał wrócić?
Co prawda odpowiedzi na te pytania niewiele by mu daly, ale zwykle lepiej jest wiedzieć więcej, niż mniej.
Człowiek potrząsnął głową.
- To nie miejsce na takie rozmowy. Wyjdźmy na zewnątrz. - wstał i poprowadził Bareda wraz z Elorą za drzwi.
- Gdzie to on jechał, niech pomyślę... - kontynuował już na zewnątrz. - A tak, na wschód. Ponoć na jednej z farm zachorowało kilka osób, chciał pomóc. Ze dwa dni temu wyruszył. To dobry człowiek, rozumiesz... nie to co ci zakonnicy tutaj.
Bared westchnął.
- Niech Tymora ma go w swej opiece. Chciałem z nim porozmawiać o tym wilkołaku. Trudno... Jak trafić do “Heraldycznej Piątki”? - spytał. - I gdzie tu można kupić coś ze srebra? Jakiś oręż? Słyszałem, że to dobre na wilkołaki - dodał tytułem wyjaśnienia.
- Heraldyczna Piątka... - człowiek skrzywił się. - To tam będzie, w centrum miasta. Szykowny lokal, że rzygać się chce. A srebrną broń u mistrza Richtera kupicie, ma sklep przy punkcie widokowym w zachodniej części.
- Tam ponoć jakiegoś łowcę możemy znaleźć - wyjaśnił Bared. - Specjalistę zdaje się od wilkołaków. Albo się tylko przechwala. Zobaczymy. Ale dziękuję za informacje. Mam nadzieję, że Tymora będzie nam sprzyjała.
- Masz coś ze srebra? - zwrócił się do Elory. - Myślę o broni, nie o broszce czy naszyjniku.
- Eee... nie. Mam tylko niewielką maczugę. - odpięła broń od pasa i pokazała Baredowi. - W pełni żelazna.
- Zobaczymy - odparł - czym dysponuje mistrz Richter. Alchemiczne srebro powinno wystarczyć. - A nie jest aż tak drogie, pomyślał. Przynajmniej mam nadzieję.
- Nie jesteś zbyt zmęczona na kolejny spacer? - spytał.
- Nie to, że zmęczona, ale... zbliża się pora moich popołudniowych modlitw. Powinnam wrócić do karczmy, przygotować się... rozumiesz.
Rozumiał. Przynajmniej na tyle, że wiedział, o co chodzi. Skoro musiała, to nie było innego wyjscia.
- Dużo czasu ci to zajmie? - spytał. - Bo nie wiem, czy szukać tego całego Kedora-Kaldora, czy też poczekać na ciebie. Zdjedlibyśmy porządny posiłek...
- Możemy równie dobrze poczekać na Cristin. - Elora rzuciła pomysł popierający powrót do karczmy. - Może ona coś poradzi? Albo wie coś o wilkołakach?
- Pewnie wie tyle, co i my - stwierdził Bared. - Ale masz rację. Wracamy do gospody i poczekamy na Cristin. A potem zobaczymy, co dalej robić. |