Jak to zwykle bywało nic co dobre nie trwało zbyt długo... a już na pewno nie na zamku D’Arvilów, tym razem jednak zamieszanie i zdrada przeszły same siebie... Tupik widział jednak w tym dobrą stronę medalu - kończył się czas niepewności i wyszukiwania zdrajców - ci ujawnili się sami najwyraźniej nie chcąc już dłużej czekać, lub czując się wystarczająco silnymi.
Stajnia i kuźnia stanęły w ogniu a na widok zdradzieckiej służby Tupik przeklął tak szpetnie, że nie jedna portowa dziwka zarumieniłaby się ze wstydu to słysząc.
Gdy usłyszał rozkaz wydany przez Zygfryda skinął głową i potwierdził
- Nie otwierać bram !
Służba - gasić ogień !
- Straż - słuchać Zygfryda ! - rzucił w przypływie mądrości widząc, że i rycerzowi nie w smak otwarcie bram i wpuszczenie motłochu , wśród którego musiało kłębić się od zdrajców. - Wy dwaj, pilnować bramy jak oka w głowie - nakazał strażnikom na murze, którzy mieli strzelać w razie potrzeby do motłochu.
Skrzyknął też czterech najbliższych strażników i ruszył z nimi po Panicza, przypuszczając , że zamachowcy celowo odwrócili uwagę .
Zamierzał sprawdzić co z nim a obawy o jego stan podsuwały mu wizje kowala pozostawionego w jego pokoju. “ Czy to nie z kuźni wyszedł ogień?...” - zastanawiał się Tupik pędząc korytarzem ze skromną obstawą.
Miał zamiar go zamknąć w komnacie wystawiając obstawę, ale po prawdzie nie ufał nawet strażnikom, choć po oficjalnej zdradzie służby - im musiał zaufać w pierwszej kolejności... Właściwie to ufał jedynie sobie, ale wiedział, że sam jeden niewiele zdziała przeciw gromadzie zdrajców.
Wiedział, że gdy chaos się skończy ostro rozprawi się ze spiskowcami, o ile ktoś wcześniej nie rozprawi się z nim...
Po drodze zdezorientowaną służbę posyłał do gaszenia pożaru, licząc, że Zygfryd poradzi sobie z jawnymi buntownikami. Zastanawiał się też coraz bardziej, czy nie będzie trzeba z paniczem zwiewać z zamku tajnymi wyjściami, wiele zależało od Zygfryda i stopnia do jakiego rozbucha się pożar. |