Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-01-2011, 21:37   #126
Jendker
 
Jendker's Avatar
 
Reputacja: 1 Jendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputację
-To może jeszcze raz po co my tu jesteśmy?- Ao przyglądał się twarzy mentora, próbując rozgryźć, po co ten zabrał go do tak dziwnego miejsca.

- Dobrze chłopcze, wytłumaczę to ostatni raz, jak ostatniemu idiocie. Jesteśmy tu żebyś nauczył się kontrolować swoje uwolnienie, tak żebyś nie odbijał się jak popaprany od wszystkiego i nie poleciał nie wiadomo gdzie. Jesteśmy tu, w Arioni, ze względu na specyfikę tego świata. Jak zapewne wiesz, skała na której jesteśmy jest jedną z wielu lewitujących skał w tym świecie. I stanowią one jakiś marny ułamek tysięcznej procenta tego świata. Reszta to bezkresna przestrzeń, powietrze, chmury, żadnej planety czy większego kawałka wokół którego wszystko mogło by się unosić. A teraz popatrz w tamtym kierunku.

Ao stanął nad bezkresną przepaścią, wytężając wzrok w kierunku pokazanym mu przez nauczyciela. Edring, profesor akademii był znany z samotnych podróży do bardzo egzotycznych światów. Czasami znikał na kilkanaście lat. Po jednej z podróży, najdłuższej, bo trwającej kilkadziesiąt lat wrócił odmieniony. Ubrany w proste, przewiewne ubranie, z niewielkim zawiniątkiem zamiast bagażu. I z nowymi umiejętnościami. Po szkole krążyły legendy o tym jak bez broni pokonał upadłego. I w obecnej sytuacji Ao mógł liczyć tylko na niego. Albo to, albo zapomni o egzaminie z walki i pożegna się ze szkołą. Przyjrzał się raz jeszcze siniakom na rękach. Gdzie nie gdzie były nawet krwiaki. Skutek uderzania o ściany sali ceremonialnej. Wypatrywał na bezkresnym niebie czegokolwiek. Nie wiedział czego szuka. nagle poczuł delikatne uderzenie w plecy, jak gdyby ktoś rzucił w niego śnieżką. Odwrócił się do profesora i ujrzał podejrzany uśmiech na jego twarzy.

-Co pan właśnie zrobił?
- Mentor jednak nie odpowiedział nic, pokręcił tylko głową, podszedł i objął go ręką i razem spojrzeli znad krawędzi.

-Widzisz, czasem zdarzają się takie przypadki jak ty. Ich uwolnienie sprawia kłopoty, nie daje się kontrolować. Zwykle ma to związek z jakimś urazem z przeszłości, choć nie zawsze. Nauczyliśmy się leczyć takie przypadki, zwłaszcza tak obiecujące jak ty. W takich przypadkach leczenie potrafi zakończyć się tylko po dziesięciu latach. Ale ty masz do zdania ważne egzaminy....za jakieś 14 miesięcy, czyli ponad rok. Przy czym kontrola uwolnienia to ledwo mały procent tego co trzeba tam pokazać. Więc skoro trzeba nauczyć cię jeszcze walczyć to mamy mało czasu. Wybrałem więc dosyć ekstremalną metodę treningu. Po tym świecie nieskończeni mogą poruszać się za pomocą magi, powietrznych statków, czy najnaturalniej skrzydeł. Ty masz jeszcze swoje uwolnienie. I to za jego pomocą, myślę że w ciągu dwóch do trzech dni będziesz poruszał się tak jak inni.


-
Ale jak, ja przecież nawet nie potrafię zawsze dokonać uwolnienia.- Ao skołowany przyglądał się twarzy mentora która nie zdradzała niczego. Po chwili kamienna maska poczęła pękać, ukazując profesora niemal duszącego się w sobie ze śmiechu.
-Chłopcze, nie będziesz miał wyjścia, zapieczętowałem Ci skrzydła.-
W tym momencie potężne ramię popchnęło go w kierunku nieskończonej przepaści.

***

Wojownik przysiadł się do Tornheada kiedy ten wrócił wieczorem. Niósł dwa kufle, pełne piwa, lecz teraz była nimi wyraźnie mniej zainteresowany.
- Panie generale, nie jesteśmy głupi. Każdy z nas domyślił się, że ta wyprawa to coś więcej. Dlaczego nie chce pan wrócić do Neverendaru, odnowić siły i załogę? Co pana tak gna, do zakazanych światów?
Mężczyzna obrócił się leniwie i jego spojrzenie przebiegło z twarzy Ao na kufle z piwem.
- Zamierzasz je tak trzymać, czy chcesz mnie poczęstować?
- Raczej poczęstować.- Ao podsunął jeden kufel pod rękę kapitana. Obrócił uchwyt tak by był skierowany na niego. Jedna z niewielu dobrych manier jakich się nauczył.- I wypić razem z panem.
Zheng uśmiechnął się z wdzięcznością. Chwycił kufel i podniósł go, biorąc spory łyk. Thornhead zdawał się delektować napojem, aż odstawił kufel na drewniany blat.
- Elfy zdecydowanie nie znają się na piwie. - powiedział z żartem. Wino owszem, ale piwo - to nieporozumienie. - pokręcił głową i westchnął.
- Pytasz mnie, dlaczego nie chcę wrócić do Neverendaaru... Cała ta sprawa ze zniknięciem Valerii i anihilacja rodziny Brightfeather'ów, są w jakiś sposób ze sobą powiązane, aczkolwiek wszystko śmierdzi z daleka. W dodatku ta zasadzka i Hyldeński czarownik. Podejrzewam, że Hyldeni mogliby być także zamieszani w to. - powiedział nieco ciszej. Minas'Drill to okrutne miasto, wbrew powszechnej opinii. A tym bardziej nasi ziomkowie - potrafią być najgorszymi bestiami. Nie chcę tam wracać z dwóch powodów - Valeria, po powrocie z córką Błękitnego Króla, ostrzegała mnie o zdrajcy, którym jest ktoś z wysoko postawionych szlachciców. Jeżeli to prawda, to ten ktoś może nie być zbytnio przychylny naszej wyprawie... Drugi powód - boję się o Valerię. Mimo iż jest silną kobietą, może jej grozić śmiertelne niebezpieczeństwo nie tylko ze strony Zakazanego Świata, ale i przez działalność zdrajcy. Ktokolwiek wybił Brightfeather'ów z całą pewnością pragnie też krwi Valerii. Chcę ją jak najszybciej odnaleźć i powrócić z nią do stolicy.
- Nie była by tam wcale bezpieczniejsza. Dopuki się ukrywa, wszelkie ataki będą utrudnione. Tam, nawet pod ochroną setki szarych, będzie łatwym celem. Chce pan znać moją opinię co robić?
- Dopóki Król nie wyda swojego werdyktu, najlepsi członkowie jego Gwardii będą czuwali nad bezpieczeństwem Tańczącej Błyskawicy. Być może w więzieniu byłaby bezpieczniejsza... Ale mniejsza o to. Dopóki nie odnajdziemy jej, nie dowiemy się prawdy. - powiedział ze zmartwieniem. Mów śmiało, z chęcią wysłucham uwagi kogoś z moich ludzi.
-Po pierwsze, nie możemy wrócić do Minas'Drill. Jeżeli naprawdę mamy ją i nas ochronić to nie możemy zawrócić. Po drugie, musimy obrać inną drogę. Przygotować się jak do tej planowanej. Ale w ostatnim momencie musimy udać się do innego świata. Na jakiś czas pozwoli nam to urwać ogon. Nie jestem tak naiwny, żeby sądzić, że uda nam się to na długo. Ale choćby krótki czas bez obserwacji pozwoli nam podjąć jakieś działania. I po trzecie, narozrabiał bym im już tutaj, na ich podwórku.- Mówił powoli, stonowanie, ważąc każde słowo, co zdarzało mu się bardzo rzadko. I tylko przy trzeciej propozycji z jego twarzy zniknął grymas zamyślenia. Na jego miejsce pojawił się niewinny uśmiech.
- Na ich podwórku? Nie rozumiesz sytuacji. Znaleźliśmy się w tym świecie przez zupełny przypadek. Równie dobrze moglibyśmy zagubić się gdzieś w niebycie. Czar, który szykował dla nas Hylden miał wyzwolić śmiertelną burzę. Widziałem jego skutki rok temu, podczas batalii w Minas'Drill. Przybycie tutaj, to efekt utraty kontroli nad czarem. - generał wyjaśnił sytuację. To jest sprytny plan, aczkolwiek nie mogę sprzeciwiać się rozkazom. O naszych poczynaniach zdecydujemy po odnalezieniu Tańczącej Błyskawicy. Może to zbyt pochopny osąd, ale wątpię żebyśmy spotkali tutaj sługi zdrajcy.
- Przypadkiem czy nie, podjęto tu działania mające nas wyeliminować. No cóż. to do Pana należy wybór. To była tylko moja opinia.- Teraz uwaga skupiła się bardziej na kuflu, który do tej pory był przez niego zaniedbywany. Ao postanowił wynagrodzić mu to z nawiązką.
- Uważasz, że napad na rzece był przez kogoś zaplanowany? - Thornhead wychylił kolejny łyk trunku.
- Tak. I obawiam się że niechcący sam do niego przyłożyłem rękę. Wielu mogło rozpoznać naszą wyprawę już w tamtym mieście. Również nieskończeni.
- Nieskończeni? Czy spotkałeś jakichś? - mężczyzna był wyraźnie zainteresowany tym faktem.
-Tak. Czy mówi panu coś imię Davier Spellsound, to wielce szanowany nieskończony. Ale w obecnej sytuacji nie ufał bym nikomu. To on polecił mi znalezienie tego elfa, i dał mi przy okazji to.- Ao zdjął bransoletę którą dostał jako prezent. Podsuną ją generałowi do obejrzenia. - Dzięki temu mogłem się komunikować w jeżykach których nie znam. Ale pozostałe właściwości są mi nieznane.
- Davier Spellsound... a to stary drań. Był tu, a nawet się nie przywitał... - mężczyzna zaśmiał się do swoich wspomnień. Znam Daviera, trochę dziwny i rozmarzony, ale to poczciwy facet. Można mu ufać, chociaż lubi wykorzystywać innych. - powiedział. Chyba tym razem pomógł nam bezinteresownie. To rzadkość z jego strony.
- Wracając do zasadzki na rzece, z mojego punktu widzenia nie ma zbytniego powiązania. Elf ostrzegał nas przed niebezpieczeństwem. Jesteśmy w obcym i dzikim świecie, więc to normalne. Ale nie muszę mówić, że w obecnych czasach, można spodziewać się wszystkiego... - znów uniósł do ust kufel.
Ao myślał. Może czas na małą dywersję?

***

Nie można było tego nazwać złamaniem rozkazu, bo żadnego rozkazu nie było. To generał miał nie działać na własną rękę. A Ao wciąż mógł dotrzeć na bal. Był więc czysty. Jednak nie ważne jak naginać wypowiedzi i szukać kruczków to co robił tera było czystą głupotą lub prowokacją. Ao starał się żeby wyglądało na to pierwsze. Jak inaczej można nazwać chodzenie sobie po slumsach o tej porze. Przyglądał się budynkom, z miną błogiej nieświadomości dziecka. Wciągał zapach zgnilizny, tak oryginalny dla tego miejsca.
 
Jendker jest offline