Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-01-2011, 01:32   #19
Lechu
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Wczesnym popołudniem Oskar wrócił do "Trzech Wron". W tawernie natknął się na Ankariana, Eugena oraz Sharlene nigdzie nie widząc Ernesta - miał nadzieję, że nic mu się nie stało. Ochoczo dosiadając się do drużyny niziołek zamówił sobie sytą strawę oraz cztery kufle pieniącego się piwa - dla każdego po jednym. Jako, że był okropnie głodny w niespotykanej ciszy skonsumował posiłek i wypił piwo. Wyjmując drewnianą fajkę i rozpalając w niej tytoń rozpoczął swoją wiadomość:

- Wraz z Ernestem byłem w "Czarnym Kucyku". Poznałem tam grupkę hobbitów, którzy znają Kempera. Z tego co mówił mi Peppin, najstarszy z nich, Bernard bywał w burdelu "Szkarłatna Dama" oraz raz, w niewiadomym mu celu odwiedził oberżę "Kociołek" znajdującą się w kupieckiej dzielnicy. Jak wiadomo przybytek ten znajduje się w okolicy doków a ceny są tam dość wygórowane więc stwierdzenie, że pijaczyna nie płacił za tamtejsze usługi sam okazałoby się najbardziej słuszne. - halfling przerwał na chwilę, aby słuchacze mogli spokojnie przetrawić otrzymane informację.

- Nie chciałbym wychodzić za daleko w planowaniu więc pozwólcie, że przyjrzę się księdze. - mówiąc to Oskar wyciągnął stare tomisko wiernie skrywające swą zawartość za tajemniczym zamkiem.

Jeszcze raz dokładnie przyglądając się zamkowi Oskar zaczął myśleć. W różnego rodzaju kodach oraz szyfrach matematycznych był dość niezły będąc obdarzonym niezwykłym geniuszem arytmetycznym oraz niemałą wiedzą z tego zakresu. Po bliższym przyjrzeniu się jednak zamek okazał się niezwykle prosty jakby zachęcając do odkrywania tajemnicy Kempera coraz bardziej... "Co to dla mnie" pomyślał Oskar patrząc jak wszystkie metalowe klamry rozszczepiają się po idealnym ułożeniu każdego z pokręteł.

- Kwestię zamka mamy zatem z głowy. Przeczytanie tego pozostawiam jednak na czas, gdy wszyscy będą obecni. Nie chciałbym się powtarzać choć muszę przyznać, że lubię czytać. O czym to ja chciałem? Aha! Uważam, że do burdelu powinien udać się Eugen. - powiedział hobbit patrząc na siwiejącego człowieka. - Po prostu ja ani Ankarian nie jesteśmy chyba do tego odpowiedni a jak wyślemy Ernesta to jedyne czego możemy się dowiedzieć to jak szybko biegają tutejsze "damy do towarzystwa". - dodał halfling śmiejąc się z cicha i przewracając oczyma.

Sharlene miała im coś do przekazania jednakże tak samo jak Oskar z księgą chciała poczekać aż wszyscy będą obecni. Zdawałoby się, że okalającą ich przestrzeń można by ciąć nożem, gdy "Duża" zaczęła z dziwną miną patrzeć się na Ankariana - "Ludzkie kobiety, jeszcze bardziej pokręcone niż te nasze" pomyślał z uśmiechem.

Oskar zamówił po kolejnym kufelku piwa co mogło świadczyć, że jego tyrada się nie skończy tak szybko jak towarzysze mogli się spodziewać. Gasząc i chowając w poły swej kurty fajkę niziołek przekazał ostatnią przydatną informację:

- Do "Kociołka" udam się osobiście. Jako, że znajduje się w dzielnicy kupieckiej nie sądzę, aby było tam niebezpiecznie. Co więcej jak się rozdzielimy to szybciej rozwiążemy całą zagadkę. Chciałbym jednak abyście informowali mnie o jakiś postępach w dochodzeniu. Sam staram się wam mówić o wszystkim co wiem.

***

Po krótkim postoju we “Wronach” Oskar wyszedł z zamiarem odwiedzenia “Kociołka”. Odnalezienie lokalu zajęło mu grubo ponad trzy godziny. Przybytek ulokowano kawał drogi od miejsca, gdzie drużyna się zatrzymała. Na dodatek leżał na uboczu, przez co większość przechodniów zapytanych przez niego o drogę nawet nie wiedziała o jego istnieniu. Musiał jednak przyznać, że wędrówka przez bogatszą część miasta stanowiła miłą odmianę po widokach, jakich naoglądał się przez ostatnich kilka dni. Gdy dotarł na miejsce jego oczom ukazał się piętrowy budynek, zadbany w odróżnieniu od lokali, w których ostatnio bywał. Przy drzwiach ustawiono dwójkę odzianych w liberie służących.

Póki co wizyta zapowiadała się wspaniale co jedynie dodało halflingowi werwy, gdy zdecydował się przekroczyć próg budowli.

Gdy miał już wejść do środka drogę zagrodził mu jeden ze służących.

- Za pozwoleniem, mógłbym wiedzieć co pana do nas sprowadza?

- Ależ oczywiście. Poszukuję dobrej strawy, miłej obsługi oraz paru informacji.

- Jeżeli strawa i dobra obsługa są tym czego pan szuka to mógłbym polecić kilka lokali w najbliższej okolicy. To jest klub. Wstęp mają tylko członkowie oraz osoby przez nich zaproszone.

- Skoro tak to tylko zamienię parę słów z kimś kto mógłby znać szukanego przeze mnie znajomego. Mógłbyś mi, drogi człowieku, powiedzieć gdzie znajdę kogoś kto mógłby powiedzieć mi nawet o bywalcach dawnych i co prawda rzadko odwiedzających ten lokal?

- Z całym szacunkiem drogi panie, ale jednym z podstawowych zadań tego klubu, jak i większości podobnych instytucji jest zapewnienie osobom w nim zrzeszonym możliwie najdalej posuniętej dyskrecji. Rozumie pan zatem, że taka prośba jest co najmniej nie na miejscu.

- Widać musiałeś mnie źle zrozumieć, drogi panie. Otóż widzisz mój przyjaciel jest zaginionym i chciałbym go znaleźć. Wiem, że był w “Kociołku” i byłbym wdzięczny za umożliwienie mi rozmowy z osobą, która mogłaby mi ujawnić informację odnośnie mojego zagubionego przyjaciela.

- Dobrze pana zrozumiałem. Sęk w tym, że dyskrecja zrzeszonych oraz osób, z którymi się oni spotykają ma dla nas znaczenie pierwszorzędne. Poza tym czy może pan w jakiś sposób udowodnić, że to co mówi pokrywa się z prawdą? Trudno odpowiadać na pytania kogoś, kogo rzeczywiste intencje mogą dalece odbiegać od tych jakie otwarcie deklaruje. Ponadto, o ile mi wiadomo, żaden z naszych członków w ostatnim czasie nie zaginął. Jest pan pewien, że pyta we właściwym miejscu?

- O droga Esmeraldo! Nie dość, że Pan mnie podejrzewa o kłamstwo to jeszcze pyta czy bym był na tyle natarczywy, aby tu przychodzić bez wyraźnego powodu?! - halfling powiedział udając oburzonego. - Drogi panie, nie spodziewałem się, że ktoś mnie o to posądzi! Mam przy sobie zarówno księgę mojego przyjaciela jaką miałem mu zwrócić, jak i wiedzę jakiej chyba nie posiadałby nikt poza naprawdę bliskimi tej osoby. Nie jest ona waszym członkiem, ale była gościem zaproszonym przez jednego z nich. Może on by mi coś powiedział albo chociaż obsługa... Szukam Bernarda od wielu dni i chciałbym się upewnić, że nic mu nie jest, oddać mu jego własność przeczytaną wielokrotnie oraz wypić kufel piwa. Jak za starych, dobrych czasów. Może ktoś jednak powiedziałby mi coś co wspomoże mnie w poszukiwaniach?

W tym momencie do rozmowy wtrącił się drugi ze służących, który do tej pory w milczeniu obserwował przebieg konwersacji.

- Drogi panie, radzę spuścić z tonu, w przeciwnym wypadku ochrona potraktuje pana w sposób adekwatny dla wszelkiej maści natrętów. Skoro ten pański przyjaciel nie jest członkiem to nawet gdybyśmy zdecydowali się spełnić pańską prośbę, a ręczę panu tak się nie stanie, niewiele by pan wskórał. Zadaniem obsługi klubu jest podawanie jadła i napojów a nie wypytywanie o personalia wszystkich przychodzących. Nie sądzę jednak, żeby próbował pan nas wprowadzić w błąd więc zrobimy tak - pan mi powie jak ten pana przyjaciel wygląda a ja postaram się przypomnieć czy ostatnimi czasy go tu widziałem. Choć do najmłodszych nie należę to pamięć dobrze mi służy. Jestem tu każdego dnia, więc jeśli przechodził przez te drzwi musiałem go widzieć. O tym, żeby pan wszedł do środka nie może być mowy, w każdym razie bez zaproszenia.

- Ja tylko chciałbym go znaleźć. - powiedział niziołek wzdychając. - Za to uniesienie przepraszam najmocniej. Mój przyjaciel wygląda na 60 lat. Jest to wysoki, postawny mężczyzna o siwych włosach i dość pokaźnym brzuszku, pewnie od piwa, którego jest zagorzałym koneserem. Nie wiem jak dawno mógłby tu być, ale pewnie niedawno gdyż znajomy rzekł mi, że Bernard został tu jakiś czas temu zaproszony i chwalił sobie jedzenie oraz trunki w tym przybytku.Aha. Co do ubrania nie jest raczej zbyt wysokiej klasy jednak Rudi nosił się zwykle czysto. Od tego uwielbienia do piwa mógł się Panu nawet wydać jakimś, jak to powiedzieć, pijakiem, ale zapewniam takim nie jest. Przypomina się Panu taka osoba? Niech Pan się spokojnie zastanowi. Będę wdzięczny za każdą wiadomość o moim zaginionym przyjacielu.

- Może być pewien problem z rozpoznaniem pańskiego przyjaciela. Widzi pan nasz klub skupia głównie lektorów uniwersytetu oraz urzędników. Większość z nich to ludzie wiekowi toteż pański opis pasuje do sporej części członków i wielu gości, którzy bywają w “Kociołku”. Nawet wziąwszy poprawkę na niedbały strój i niepohamowanie w piciu krąg osób, które można w ten sposób scharakteryzować jest naprawdę duży.

- Wiem, że może być Panu ciężko, ale może jednak da się coś zrobić. Mój przyjaciel niegdyś był oficerem wojskowym, prawdziwym wojownikiem walczącym o bezpieczne ziemie całego Imperium. Jest dość postawnej budowy, poza tym brzuchem, który uformował mu się przez te 10 lat picia alkoholu. Przecież taki chłop nie mógł zapaść się pod ziemię? - Oskar spojrzał na służącego z nadzieją.

- Hmm... wojskowy? Prawdę powiedziawszy jakieś 12-13 dni temu mieliśmy tutaj dosyć nieprzyjemny incydent z udziałem pewnego jegomościa, który określał siebie mianem weterana. Tyle tylko, że jego wygląd nie pasuje zbytnio do pańskiego opisu.

- Skoro był to wojskowy i do tego w takim czasie jak przed zaginięciem Bernarda to mógłby być on. Nie wszczynał nigdy awantur, ale czas się zdaje pasować. Co do samego wyglądu chodzi o to, że założył coś lepszego od codziennego stroju czy coś się zmieniło od kiedy go widziałem? Nie możliwe. Ziomek, który mi powiedział, że Rudi tu był mówił jest wszystko u niego zdawało się w porządku, poza tym pijaństwem. Weteran zabrzmiało jakby nie miał ręki czy nogi, on faktycznie służył w armii wiele lat więc mógłby tak powiedzieć, ale czy to racja sam nie wiem. Jak by cały czas pozostał w dawnej kondycji może i by mógł się tak dumnie nazwać, ale w jego obecnym stanie... - westchnął hobbit.

- Nie sądzę, żeby to był pański przyjaciel. Budową ciała różnił się nieco od tego co pan nam opisał. Ten człowiek był tu wcześniej kilka razy, zapewne na zaproszenie jednego z członków. Gdy zawitał ostatnim razem ta osoba odwołała zaproszenie. Stąd cała awantura. W każdym razie po krótkiej sprzeczce przy wejściu delikwent został przepędzony przez jednego z ochroniarzy.

- Szkoda, że nie jestem w stanie dowiedzieć się nic więcej, ale jednak nie wiem czy to rzeczywiście był Bernard. Dziwna sprawa to odwołane zaproszenie. Też bym był zły, bo słyszałem, że macie całkiem smaczne posiłki. Jak ludzie i dobre jedzenie to kto w kuchni? Pewnie jakiś sprytny niziołek. No cóż skoro nie jestem w stanie się nic więcej dowiedzieć to straszna szkoda. Dziękuję wam Panowie za pomoc i życzę miłego wieczoru.

- Dobrego wieczoru i szczęścia w pańskich poszukiwaniach.

***

Po powrocie do "Trzech Wron" Oskar zjadł olbrzymi posiłek zapity piwem. Po zjedzeniu odpalił fajkę a w tym czasie do tawerny zawitał Otton. Razem z nim halfling poszedł do pokoju aby w spokoju i ciszy przeprowadzić dalsze nauczanie z zakresu zwinnych rączek jakimi szczycił się niziołek. Po jakimś czasie Otton musiał ruszać a malec zszedł razem z plecakiem na dół. Dosiadając się do obecnych w tawernie towarzyszy Oskar opowiedział im czego dowiedział się w "Kociołku" po czym otworzył tajemniczą księgę.

- Zobaczmy co my tu mamy... - rzekł nachyliwszy się nad wiekowym woluminem.
 
Lechu jest offline