Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-01-2011, 05:42   #31
Raghrar
 
Raghrar's Avatar
 
Reputacja: 1 Raghrar nie jest za bardzo znanyRaghrar nie jest za bardzo znanyRaghrar nie jest za bardzo znanyRaghrar nie jest za bardzo znanyRaghrar nie jest za bardzo znanyRaghrar nie jest za bardzo znanyRaghrar nie jest za bardzo znanyRaghrar nie jest za bardzo znany
Tłumy. Wszędzie tłumy. Darleth rozejrzał się w obie strony, próbując wyszukać wzrokiem towarzyszącą mu do tej pory grupę podległych mu urzędników, zatrudnionych przez ród Kard. Nie było to łatwe, z uwagi na przetaczającą się w obie strony ławicę ludzi. Zastanawiał się nawet, czy nie uwolnić na chwilę Nicolaia, który pozostawał przypięty do naramiennika seneszala. W pewnym stopniu czuł się tu jak u siebie. Kiedy opuszczał należące do szlachty iglice Borslav, największej metropolii magdańskiego okręgu Vostroy, łatwo było znaleźć się w podobnym otoczeniu. Z zadowoleniem spojrzał na swój, dopiero co odnowiony, hełm. Długo się zastanawiał nad wyborem odpowiedniego futra na obicie. Właściciel lokalu, z którego właśnie wyszedł, miał do zaoferowania bardzo ciekawe i egzotyczne okazy. Zdecydował się w końcu na calibańską wiewiórkę szablozębną. Był to niemalże wymarły gatunek z uwagi na to, że planeta została zniszczona tuż po zakończeniu Wielkiej Herezji. Swego czasu jednak różnorakie calibańskie bestie budziły wielkie zainteresowanie. Dlatego też niewielkie populacje stworzeń, które tam wyewoluowały, wciąż istnieją na innych planetach, choć ich pula genetyczna nie jest zazwyczaj zbyt szeroka. Tak czy siak jednak, czarne futro prezentowało się znakomicie i spełniało narzucone przez vostroyańską kulturę standardy.



Mieli czekać przed sklepem. Być może jednak ciasne, boczne uliczki należały do miejsc, których ludzie Kardów nauczeni byli unikać. Nic dziwnego zresztą. Darleth ruszył w stronę jednej z głównych arterii drogowych biegnących wewnątrz stacji. Arteria to zresztą zbyt dużo powiedziane. Ze względu na ogólną ciasnotę była to po prostu zwykła, niezbyt szeroka, dwukierunkowa droga. Musiał niemalże przylgnąć do ściany, by przejść obok dwóch motocyklistów, którzy ustawili swe maszyny pośrodku wąskiego deptaka. Wyglądali mu na członków któregoś z tutejszych gangów. Wspomagana sterydami masa mięśniowa, gładko ogolone głowy, masa tatuaży. W dodatku jeden z nich, brodacz o brwiach zastąpionych szeregiem kolczyków, tkwiących w ropiejącej miejscami skórze, wyciągnął z torby przytwierdzonej do pasa coś oślizgłego. Darleth ze zdumieniem zauważył, iż była to żaba. W dodatku żywa, jeśli wnioskować po tym, iż jej kończyny poruszały się niemrawo. Na oczach seneszala mężczyzna polizał płaza kilkakrotnie, po czym z nieco dziwacznym uśmiechem schował go z powrotem do skórzanego pojemnika. Najwyraźniej wydzielina zwierzaka miała jakieś własności narkotyczne. Darleth jednak nie zamierzał się tym przejmować, ani tym bardziej zawiązywać znajomości. Ruszył dalej, w kierunku głównej ulicy.

Wyszedłszy z zaułka, z lewej strony dostrzegł w końcu towarzyszącą mu załogę. Dwóch ludzi trzymało pudła i wzmacniane walizy wypełnione literaturą, którą Darleth zdecydował się kupić by uzupełnić i wzbogacić odrobinę pokładową bibliotekę. Była wśród nich waliza z trzysta siedemdziesiątą siódmą częścią atlasu geograficzno przyrodniczego Imperialis Dominia Tellus. Darleth był niezwykle zadowolony z tego zakupu. W bibliotece Czarnej Gwiazdy brakowało tylko tej części tej serii, więc jeden z elementów kolekcji został niniejszym uzupełniony. Do tego wydanie, które zakupił miało twardą oprawę, bardzo dokładne ilustracje i schematy, a w dodatku zostało opatrzone komentarzami Hieronymusa z Gvel, znanego i cenionego imperialnego podróżnika i uczonego. Zamierzał jeszcze wstąpić do dobrego kartografa, w poszukiwaniu przydatnych map. Przypomniał sobie też rozmowę z nawigatorem, na skutek której postanowił odwiedzić miejscową placówkę Ordo Hospitaller. Szpitalnicy zawsze cieszyli się dobrą sławą, jeśli chodzi o szkolenie kadry medycznej. Być może będą w stanie polecić dobrych specjalistów w tej dziedzinie, których wszak nigdy za wiele w trakcie podróży w niebezpieczne rejony galaktyki. Tak wiele do zrobienia, a tak mało czasu. Skierował swe kroki w stronę współpracowników.

Tymczasem zarówno na chodnikach, jak i na wąskiej jezdni zrobiło się jeszcze tłoczniej. Utworzył się już spory korek. Najwyraźniej kilka przecznic dalej coś zupełnie zablokowało ruch. Przejeżdżający tędy konwój należący do Marynarki, złożony z ciężkiej, opancerzonej ciężarówki i czterech lekkich motocykli, ustawionych po dwa z przodu i z tyłu, włączył sygnał dźwiękowy. Pozostałe pojazdy zaczęły zjeżdżać na chodnik, by umożliwić konwojowi dalszą drogę, co wywołało przekleństwa i niezadowolenie wśród i tak już stłoczonych przechodniów. Wojskowa ciężarówka z trudem przeciskała się pomiędzy cywilnymi wehikułami. W pewnym momencie musiała przystanąć, albowiem długi poduszkowiec transportowy z naczepą zasłoniętą brudnozieloną plandeką, najwyraźniej nie zamierzał ustąpić. Jeden z konwojowych motocykli podjechał aż do kabiny kierowcy poduszkowca. W tym momencie padł pierwszy strzał. Twarz marynarza eksplodowała czerwoną mgiełką. Impet strącił go z maszyny. Darleth, dosłyszawszy strzał, ze zdumieniem obserwował jak ciało mężczyzny spada na chodnik, by zostać dodatkowo stratowane przez rozbiegający się tłum. Prawie natychmiast plandeka poduszkowca została odsłonięta. Ze środka, prosto w kabinę transportera, plunął ogniem ciężki karabin maszynowy. Grad przeciwpancernych pocisków zamienił kuloodporną szybę w naznaczone gęstą pajęczyną pęknięć sito. Gdzieś obok wybuchły granaty dymne, na skutek czego całą ulicę zaczęła zasnuwać gęsta chmura gryzącego gazu. Darleth, nim jeszcze założył hełm i ustawił odpowiednio filtr powietrza, usłyszał gdzieś za sobą, dobiegający z bocznej uliczki, ogłuszający odgłos silników.

Na ulicę wpadło z różnych stron kilku uzbrojonych motocyklistów. Wszyscy wyglądali mniej więcej jak ci, których seneszal widział przed warsztatem kuśnierza. Natychmiast otworzyli ogień do zdezorientowanych marynarzy. Jeden z nich podjechał do ciężarówki. Nie zatrzymując się, rzucił w stronę pojazdu cztery owalne pakunki, które przylgnęły do pancernej ściany.
- Pik – Na każdej z nich zapaliła się czerwona dioda. Darleth z przerażeniem dostrzegł, że marynarze Kardów przebywają zbyt blisko atakowanego konwoju. – Pik – Mógłby krzyknąć, ale po pierwsze, miał na ustach filtr powietrza, a po drugie w tym zgiełku na pewno i tak by go nie usłyszeli. – Pik Pik Piiiiiiii – Rzucił się na płyty chodnika, kiedy pociski magnetyczne eksplodowały żywym ogniem. Wybuch skierowany był na zewnątrz, prosto w tłum kotłujących się i spanikowanych przechodniów. Wściekle gorące kawałki plastalowego opancerzenia ciężarówki, płomienie i impet eksplozji uderzyły w ludzkie ciała. Gdzieś z głębi ulicy dało się słyszeć zagłuszany terkotaniem karabinów sygnał wojskowego alarmu. Do dziury wybitej w ścianie ciężarówki natychmiast dopadło dwóch typów, wyglądających na członków motocyklowego gangu. Kiedy pierwszy z nich wskoczył do środka, drugi podał mu coś przypominającego baterię, a następnie także i dwie sporych rozmiarów torby. Darleth tymczasem przedzierał się w stronę miejsca, gdzie ostatnio widział swoich ludzi, co wcale nie było łatwe z uwagi na okoliczności i panicznie oszalały ze strachu tłum. Musiał odepchnąć od siebie mężczyznę, który oberwawszy w twarz odrobiną rozgrzanego do czerwoności, roztopionego metalu, biegał na oślep, tratując pozostałych. Meltabomby. Ktokolwiek atakował konwój, dysponował naprawdę niezłym sprzętem. Darleth bardzo ucieszył się, że i tym razem nie zrezygnował z ubrania swego pancerza. Napór uciekających ludzi niemalże zwalił go w pewnym momencie z nóg. Nie ustawał jednak w wysiłkach, by dostać się do krardowskiej załogi, lub tego co z niej zostało.

Tymczasem z poduszkowca napastników całkowicie zerwano plandekę. Zdemontowano także ciężki karabin maszynowy. Z otwartej naczepy dwóch ludzi ostrożnie sprowadziło coś, co w dużym przybliżeniu wyglądało jak motocykl. Nie posiadało jednak kół, za to unosiło się delikatnie nad ziemią.



Z konwojowej ciężarówki wyszedł osobnik o niecodziennej aparycji. Jego sylwetka mogła się kojarzyć z owadem. Wyglądało też na to, że w przeszłości należał do kultu maszyny. Nagą klatkę piersiową, z której usunięto jamę brzuszną i wstawiono na jej miejsce coś w rodzaju baterii lub generatora, zdobił czarny tatuaż omnisjasza, przekreślony jednak i naznaczony znamieniem o znaczeniu „upadły”. Najwyraźniej mężczyzna był heretekiem i nie bez przyczyny trafił, lub miał trafić, do więzienia marynarki. Z pleców, prócz niezliczonej liczby przewodów, wyrastały mu mechaniczne odnóża, w większości zaopatrzone także w ostre narzędzia. Skinął głową na znak aprobaty, kiedy lewitującą maszynę przyprowadzono w jego pobliże.

Darleth, chcąc nie chcąc, obserwował całą sytuację. Dotarł w końcu do swych towarzyszy. Większość z nich uszła z życiem, choć byli lekko poparzeni bądź ranni. Nie doliczył się trzech, choć z relacji pozostałych wynikało, że dwóch uciekło w przeciwną stronę w momencie gdy padły pierwsze strzały. Gorzej miała się sytuacja z trzecim, którego seneszal właśnie dostrzegł. Poparzony mężczyzna czołgał się ostatkiem sił praktycznie u stóp oswobodzonego hereteka. W jednej ręce trzymał wciąż metalową walizę z insygniami rodu Kard. Darleth poznał, że w środku znajduje się Imperialis Domina Tellus. Miał tylko nadzieję, że załogant nie zrobi nic głupiego. Mylił się. W drugiej dłoni ściskał mały pistolet laserowy. Nim jeszcze zdołał wymierzyć w kogokolwiek, jego ciało uniosło się gwałtownie, pochwycone w żelazne odnóża heretyka. Dosłownie moment później brzuch mężczyzny został rozszarpany sporym wiertłem, umieszczonym na końcu jednego z mechadendrytów. Były kapłan maszyny odrzucił truchło. Zostawił sobie za to walizę, z zaciekawieniem przyglądając się wygrawerowanym na wieku insygniom. W tym momencie wystrzelony przez Darletha bolterowy pocisk chybił celu. Kula śmignęła dosłownie kilka centymetrów od głowy oprawcy, po czym pomknęła dalej wwiercając się w pancerz ciężarówki. Następujący po tym wybuch spowodował, że obstawa heretyka rzuciła się w stronę Darletha, zaś były wyznawca boga maszyn w pośpiechu zajął miejsce na siedzeniu swego wehikułu.

Tych dwóch typków Darleth już znał. Pierwszy skoczył w jego stronę człowiek, który liże żaby. Wymachiwał łańcuchem, którego koniec obciążał ostry hak. Szczerzył się przy tym niemiłosiernie i wył złowieszczo. Szarżując przeszkadzał przy tym swojemu kompanowi, który próbował wymierzyć w Darletha z automatycznego stubbera. Niewiele myśląc, Darleth dobył jednego ze swych mieczy. Skoczył w stronę napastnika, wyciągając miecz trochę w górę i pozwalając, by łańcuch trochę się wokół niego owinął. Następnie włączył pole energetyczne. To wystarczyło by oszołomić motocyklistę, który trzymał łańcuch gołymi dłońmi. Darleth wpadł na niego z impetem, zatapiając ostrze w jego klatce piersiowej. Sunął dalej, nie zatrzymując się. Korzystając z impetu, trzymając wciąż nabitego przeciwnika jako mięsną tarczę, natarł na drugiego napastnika, który otworzył ogień z karabinu. Kilka kul zdołało przebić się przez martwe już ciało gangstera. Z niewielką prędkością uderzyły o pancerz seneszala. Co najwyżej trzeba będzie zamówić nowy mundur. Strzelec za to, nie zdoławszy uniknąć szarży vostroyańczyka, został przygwożdżony do ściany ciężarówki, razem ze swym towarzyszem. Kiedy Darleth wyrwał miecz, oba ciała osunęły się na ziemię. Rozejrzał się wokół. Wyglądało na to, że heretek, wraz z większością swoich pomagierów zmykał już w sobie znanym kierunku. Dwóch motocyklistów dobiegało właśnie do swoich maszyn, kiedy z poduszkowca wyskoczył szybko jeszcze jeden. Nim jego stopy dotknęły ziemi, pojazd rozświetliła łuna zapalającego wybuchu. Najwyraźniej chcieli w ten sposób zatrzeć za sobą ślady. Kiedy ruszyli, Darleth postanowił ruszyć za nimi. W końcu odbity przez nich więzień zabił jednego z ludzi Krardów, a do tego przywłaszczył sobie walizkę z trzysta siedemdziesiątym siódmym tomem Imperialis Domina Tellus. Seneszal chciał tą książkę.

Rozejrzawszy się, znalazł pojazd pozostawiony przez jednego z ludzi, których przed chwilą zabił. Jeśli oczy go nie myliły, był to motocykl należący do człowieka, który lizał żaby. Dość ciekawy model, z silnikiem opartym na technologii V.A.S.P i pochodzący prawdopodobnie ze świata kuźni Belacane, choć mogła to być konstrukcja oparta po prostu na ichniejszych planach. Sam motocykl został też mocno przerobiony, wątpliwe że przez ostatniego kierowcę. Prócz dodatków w postaci karabinów maszynowych z przodu, zmodyfikowano silnik i zawieszenie.



Wydawszy swym ludziom polecenie powrotu na statek i transportu rannych do chirurgeum, seneszal zasiadł za kierownicą i uruchomił silnik. Zagrzmiał mocniej i głośniej, niż się spodziewał. Wrzucił pierwszy bieg i nieomal nie wypadł z siedzenia, kiedy mechaniczna bestia ruszyła do przodu z piskiem opon. Musiał lawirować pomiędzy stojącymi pojazdami. Na szczęście zrobiło się tu trochę luźniej. Kto mógł, starał się znaleźć jak najdalej od miejsca takich wydarzeń. Seneszal od lat pałał miłością do motocykli. Zanim zaokrętował się na Gburce, a później na Czarnej Gwieździe, uwielbiał przemierzać swoją wiekową Umbrą chłodniejsze i słabiej zaludnione rejony kontynentu. Teraz jednak bardziej niż na przyjemności czerpanej z jazdy musiał skoncentrować się na pościgu. Ostatni z uciekających motocyklistów znikał właśnie z pola widzenia, skręcając w boczną uliczkę. Darleth popędził za nim. Maszyna miała znakomitą przyczepność, głównie z uwagi na specyficzną konstrukcję kół i dopracowane pod tym kątem zawieszenie. Zorientował się że droga, którą podążali prowadzi w stronę przemysłowej części stacji. Zauważył też, że jedna z lampek komunikatora wbudowanego w stacyjkę zaczęła migać. Sięgnął do hełmu, by wyjąć spod brody uniwersalne łącze, którego wtyczkę umieścił w odpowiednim gnieździe.
- Jak na razie wszystko zgodnie z planem. – W słuchawkach hełmu rozległ się mocno syntezowany głos. - Ilu straciliśmy?
- Dwóch, w tym Żabojada, Panie. Obu zabił człowiek w futrzanej czapie. Tymczasowo ja szefuję chłopakom.
- Panie, on za nami jedzie.
- Zlikwidować. Do tego czasu cisza radiowa.

Dwa ostatnie motocykle natychmiast zwolniły, przez co Darleth zaczął błyskawicznie nadrabiać do nich dystans. Droga prowadziła w dół pod ostrym kątem. Kciukiem musnął przełącznik, jak się okazało odpowiedzialny za uzbrojenie karabinów maszynowych z przodu. Podwójne lufy wysunęły się nieco, po czym zaskoczyły z trzaskiem, kiedy podajniki amunicji znalazły się na miejscu. Seneszal zastanawiał się w międzyczasie który z cyngli na rękojeści odpowiada za działka. Był już na tyle blisko, że mógł rozpocząć ostrzał. Skręcił lekko, by mieć jednego z przeciwników na wprost. Nacisnął spust.
- Zadnik… - Zaklął po vostroyańsku. Z tyłu motocykla wystrzeliła stalowa siatka, rozczapierzając się niczym pajęczyna. Sprytne, ale to nie jego ścigają w tym momencie. Dobrze jednak wiedzieć, że i przeciwnicy mogą tym dysponować. Drugi cyngiel nie zrobił nic, co Darleth byłby w stanie w tym momencie zarejestrować. Tymczasem przeciwnicy otworzyli do niego ogień. Kilka kul odbiło się od pancerza motocykla. Darleth starał się manewrować, by utrudnić im celowanie. W końcu znalazł odpowiedni cyngiel. Zalał ołowiem całą wąską drogę przed sobą, dziurawiąc plecy najbliższego wroga. Zbliżali się do większego skrzyżowania. Darleth obserwował, jak antygrav w asyście czterech motocyklistów skręca w prawo. Przeciwnik będący bliżej próbował zrobić to samo. Darleth wystrzelił w jego stronę serią z karabinków. Uśmiechnął się z satysfakcją, kiedy przestrzelona opona spowodowała, iż gangster nie wyrobił się na zakręcie i przyrżnął w plastalową ścianę tunelu. Z pewnością zostawi tam ładny krwawy ślad.
 
__________________
"Hope is the first step on the road to disappointment"
Raghrar jest offline