Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-01-2011, 05:45   #32
Raghrar
 
Raghrar's Avatar
 
Reputacja: 1 Raghrar nie jest za bardzo znanyRaghrar nie jest za bardzo znanyRaghrar nie jest za bardzo znanyRaghrar nie jest za bardzo znanyRaghrar nie jest za bardzo znanyRaghrar nie jest za bardzo znanyRaghrar nie jest za bardzo znanyRaghrar nie jest za bardzo znany
Przyspieszył jeszcze bardziej. Wjechali do dzielnicy pełnej różnorakich magazynów. Sporo przedsiębiorstw transportowych i handlowych wynajmowało tu powierzchnię, by składować swoje towary i ładunki. Prowadziło tu sporo dróg do większych i mniejszych doków. Darleth podejrzewał, iż heretek zamierza dostać się na jakiś okręt. To właściwie jedyna prawdopodobna opcja. Po takiej akcji niełatwo byłoby mu długo się ukrywać. Tymczasem komunikator pokładowy wykrył sygnał na innej częstotliwości. Seneszal przełączył urządzenie.
- Młodsza Sędzina Callidia Avianez melduje gotowość oddziału. – W słuchawkach rozległ się żeński głos z mocnym malfiańskim akcentem.
- Grupa uciekinierów zmierza w waszym kierunku aleją świętego Evandera.
- Blokada gotowa. Jesteśmy przygotowani do ataku z góry.
- Z raportu wynika że jest ich sześciu. Główny podejrzany posiada nietypowy pojazd. Prawdopodobnie antygrav wytworzony przez xenos.
Darleth był pod wrażeniem. Gangsterzy, czy kimkolwiek byli przeciwnicy, okazali się bardzo dobrze przygotowani. Ich sprzęt odbierał szyfrowane częstotliwości arbitratorów.
- Jedzie za nimi człowiek w futrzanej czapie. Prawdopodobnie uzbrojony cywil. Walczy z uciekinierami. W razie agresji z jego strony, unieszkodliwić.
- Przyjęłam. Mamy kontakt wzrokowy. Rozpoczynamy akcję.
Darleth postanowił się wtrącić. Skoro on słyszał rozmowę, heretek i jego obstawa również. Zasadzka przestawała więc być zaskakująca dla kogokolwiek.
- Mówi człowiek w futrzanej czapie. Oni was słyszą. Powtarzam. Słyszą was. Wiedzą o blokadzie.
- Co do…?
- Rozpocząć akcję.

Było już jednak nieco za późno. Z bocznych ulic na drogę wjechały dwa furgony Arbites. Wśród gąszczu nadziemnych przejść, kabli przewieszonych ponad drogą i wszędobylskich neonów Darleth dostrzegł rząd charakterystycznych błysków. Arbitrzy zamierzali odciąć uciekinierom ewentualną drogę powrotu zstępując na dół przy pomocy plecaków odrzutowych. Nie miało to jednak sensu, jeśli antygrav się nie zatrzyma. Ciężkie lasery zamontowane na dachach furgonów wystrzeliły z przeciągłym gwizdem. Jeden z kierowców motocykla został zmieciony razem ze swą maszyną. Druga wiązka poszła wyżej. Działowy próbował ustrzelić antygrav, jednak ten zwinnie uniknął strzału. Promień rozorał za to warstwę masy bitumicznej przed Darlethem. Na skutek nagłego skrętu seneszal musiał ostro przyhamować, żeby nie rozbić się o ścianę lub masywne wrota jednego z magazynów.

Antygrav wystrzelił w kierunku furgonów strumień rakiet. To rozwiązało problem blokady. Ciężarówki arbites w zasadzie przestały istnieć. Płonące szczątki rozrzucone zostały po całej ulicy. Po obu stronach, z wyższego poziomu, zaczęli opadać arbitratorzy na swych plecakach odrzutowych, prowadząc jednocześnie ostrzał. Kilku z nich zostało strąconych przez obrotowe działka zamontowane u podwozia jetbika. Niektórzy zdołali wylądować, próbując następnie zatrzymać rozpędzających się motocyklistów. Najwyraźniej ci drudzy nie mieli zamiaru się zatrzymywać, chcieli natomiast ryzykować przejazd przez inferno rozpętane przez swego przywódcę. Darleth ze zdumieniem obserwował, jak jedna z odzianych w błękitną zbroję sylwetek ląduje na taranie antygravu. Ktokolwiek to był, wzbudził w tej chwili podziw seneszala. Po krótkiej szamotaninie jednak, arbitratorka została brutalnie zrzucona z pojazdu. Została uderzona w głowę, jej hełm został zerwany z głowy i spadł na ziemię, odbijając się jeszcze kilkakrotnie. Po drodze w stronę gruntu zaliczyła jeszcze spotkanie ze ścianą najbliższego budynku. Być może to właśnie uratowało jej życie, bo zdołała się uchwycić rozwieszonej nad drogą brezentowej reklamy jednej z faktorii handlowych, po której zjechała niemalże na sam dół. Tymczasem heretek, wraz z dwoma pomagierami, przedarł się przez ścianę ognia. Trzeci został ustrzelony przez arbitratorów. Jego motocykl, uderzywszy w płonący fragment furgonu, przekoziołkował nieco dalej.

Darleth miał zamiar popędzić za heretekiem. Ostudził jednak nieco swe zapędy, widząc wymierzone w siebie lufy strzelb i pistoletów. Zahamował przed pozostałością oddziału Adeptus Arbites i uniósł obie ręce daleko od ciała, by nie zaistniały jakiekolwiek wątpliwości na temat jego zamiarów. Atmosfera była nerwowa. Chłopaki i dziewczęta właśnie ponieśli spektakularną klęskę. Nie było sensu prowokować agresywnych reakcji.
- Rekwiruję ten pojazd z mocy nadanej przez Najświętsze Prawo Imperium. – Poinformowała go kobieta, która właśnie zeskoczyła ciężko na drogę tuż przed motocyklem Darletha. Wymierzyła w niego pistolet. Dla demonstracji ustawiła też pałkę na wysokie napięcie, bo pierścienie szokowe, rozmieszczone wokół ferrycznego rdzenia, jarzyły się groźnie. Blask płomieni igrał niespokojnie na jej policzkach. Przez myśl przemknęło mu, że była całkiem ładna. Choć może to kwestia oświetlenia.



- Proponuję więc, by zarekwirowała go pani ze mną w komplecie. Nazywam się Darleth Jaghatai, syn Dariela, który był synem Doriathana. Jestem seneszalem Czarnej Gwiazy, krążownika rodu Krard, wiernym sługą Imperium Ludzkiego i wrogiem tych, których pragniecie pojmać. Człowiek ten, a właściwie technologiczna abominacja, wyklęta nawet przez swych pobratymców, dopuścił się haniebnych czynów wobec członków załogi mego kapitana. Moim obowiązkiem jest go ścigać i doprowadzić do jego zniszczenia bądź pojmania. Ma też moją książkę. Oferuję więc swą pomoc. – Mówiąc to, wyciągnął rękę w stronę stojącej przed nim kobiety.
- Zamknij się już. Potrafisz tym jeździć?
- Zaiste.
- Powiadomcie Sędziego Drumlehtsteina. Będziemy w kontakcie. – Kobieta usadowiła się na motocyklu za Darlethem. Zdziwiło go trochę, że wciąż nie odpięła plecaka odrzutowego. Będą z tym ciężsi. Będzie też bardziej zarzucać na boki podczas gwałtownych skrętów, ale nie zamierzał z nią dyskutować. Przynajmniej nie w chwili, gdy jej ludzie celowali do niego ze swych strzelb.
- No jedź już.
- Wedle życzenia. – Pomruk potężnej maszyny rozniósł się wśród chrzęstów i syków płonących szczątków, wycia syren i dochodzących z oddali strzałów. Ruszyli z piskiem opon.

Płomienie zniszczonej blokady nie zdążyły jeszcze przygasnąć. Ich twarze owiało gorące powietrze.
- Młodsza Sędzino Avianez, informuję, że pieszy patrol zgłosił przejazd zbiega ulicą Bohaterów Bitwy o Maccrage, w stronę dworca W7. – Darleth wciąż podsłuchiwał kanał Adeptus Arbites.
- Przyjmuję, zmierzamy w tym kierunku. Odbiór. – Jego pasażerka przyjęła zgłoszenie.
- Na następnej przecznicy skręć w lewo. Następnie dwie prosto i w prawo. Zyskamy w ten sposób trochę czasu. Darleth posłusznie wykonał polecenia. Domyślał się, że sędzina doskonale zna stację. Ta niespodziewana sojuszniczka mogła okazać się pomocna. Nagle poczuł jak kobieta przypina go do siebie dodatkowym pasem od plecaka odrzutowego. No tak. Teraz jej nie zrzuci. Jeśli spadną, to razem. Nie oczekiwał jednak zaufania w tym przelotnym „związku”.
- Co możesz mi powiedzieć o tym pojeździe, którym heretek się porusza? – Zapytała.
- To prawdopodobnie wynalazek xenos. Sposób, w jaki się porusza wskazuje na którąś z odmian eldarów. To bardzo przebiegłe rasy. Odwieczny wróg ludzkości. Możliwe, że to jakaś hybryda prastarej ludzkiej technologii i dzieła obcych. Trudno powiedzieć nie przyjrzawszy się z bliska. W każdym bądź razie powinien spłonąć na stosie.
- Taki był plan. Marynarka miała go oddać inkwizycji.
- Słusznie.
- Owszem.
- Jest pani Malfianką? Odwiedziłem kiedyś tą planetę. Było nieco… duszno.
- Nie. Urodziłam się tutaj, ale moi przodkowie pochodzą z Malfi. Akcent jest aż tak wyraźny?
- Akcent i nazwisko. Avianez to bardzo wpływowy ród w tamtych rejonach.
- Nie mam z tym nic wspólnego.
- Skoro tak pani twierdzi, nie zamierzam się sprzeczać.
- I dobrze. A teraz skręć w lewo.

Z impetem wypadli na odrobinę szerszą ulicę. Kilkadziesiąt metrów przed nimi dało się zauważyć wszystkie trzy cele. O ile antygrav śmigał bez problemu nieco wyżej, to oba motocykle musiały wyprzedzać i wymijać przejeżdżające w obie strony pojazdy i poduszkowce, przez co zostawały nieco w tyle. Darleth dodał gazu. Zbliżali się do stacji metra. Tuż nad nimi, trochę z boku, biegło torowisko po którym śmigały szybkie kolejki. Tory obiegały właściwie całą stację. Dochodziły do wszystkich doków, a także do dzielnic handlowych, przemysłowych i mieszkalnych. Nie wszystkie torowiska były przystosowane dla składów towarowych, jednak osobowe kolejki były w stanie dotrzeć właściwie wszędzie. Doścignęli już prawie najbliższą maszynę wroga. Ten model miał zamontowany wózek boczny. Pasażer zajmujący w nim miejsce odwrócił się w ich stronę i zaczął pruć z karabinu maszynowego. Darleth odbił w prawo, by schować się za cywilnym poduszkowcem. Niechcący zahaczył o przełącznik, którego jak do tej pory nie używał. Usłyszał charakterystyczne, krótkie syknięcie, jakby właśnie z dużą szybkością opróżniono strzykawkę bez nałożonej igły. Kiedy tylko dodał gazu, z rur wydechowych buchnęły płomienie. Silnik zawył. Pojazd ruszył do przodu z ogromnym przyspieszeniem. Mało brakowało, a wjechałby w tył sporej cysterny.
- Chcesz nas zabić?
- Staram się tego uniknąć!
Ponownie odbił w prawo, szukając wzrokiem antygrava. Świat wokół rozmył się na moment. Przy tej prędkości być może daliby radę go doścignąć. Mina mu zrzedła kiedy spostrzegł, iż heretek w jakiś sposób dostał się na torowisko, które do tego odłączało się w tym momencie od drogi.
- Zjedź następnym w prawo!
Nie trzeba było mu dwa razy powtarzać. Od głównej drogi odchodziła wąska uliczka, prowadząca pod górę. Ostatni z popleczników heretyka także wybrał tą drogę. Ten z wózkiem bocznym zostawili gdzieś z tyłu, ale nadal należało się z nim liczyć. Wypadli na skromny plac przy placówce Ordo Hospitaller. Z lewej strony i z naprzeciwka przylegał on do kompleksu dworca, choć szklany dworcowy dach kończył się ze dwa metry niżej, niż zaczynał przyszpitalny parking. Darleth otworzył ogień z karabinów do przeciwnika przed nimi. Pędził on prosto przed siebie. Seneszal nie dawał za wygraną. Oba motocykle zawisły na chwilę w powietrzu.
- Planowałaś to, prawda?
Chwilę później obie maszyny przebiły szklany dworcowy dach. Motocykl gangstera był w momencie lądowania za bardzo pochylony do przodu. Przekoziołkował kilkakrotnie, bez wątpienia łamiąc kark i większość kości kierowcy, po czym uderzył w ścianę. Mało brakowało, a Darleth i sędzina podzieliliby jego los. Udało im się jednak wylądować na tylnym kole. Po przeniesieniu środka ciężkości na przód pojazdu, ledwo zdołali wyhamować przed zderzeniem z betonową ścianą.
-Być może.
Darleth rozejrzał się zdziwiony. Był pewien, że powinno tu być sporo ludzi. Zamiast tego dworzec świecił pustkami, zaś w ścianach i kolumnach dało się zauważyć dziury po kulach. Wtem powietrze wokół przecięła seria z automatu. Czy to aby nie jest De`Viraes? Rzeczywiście. Darleth spostrzegł jak jego znajomy rzuca się na podłogę i rzuca granat gdzieś w drugą stronę. Widocznie też ma ciężki dzień. Tymczasem po torach śmignął znajomy antigrav. Darleth ruszył za nim z piskiem opon. Przy pomocy przełącznika podniósł na chwilę zawieszenie motocykla, by bez przeszkód zjechać z peronu na tory.

Przeciwnik był już blisko. Darleth starał się jechać mniej więcej środkiem torowiska, by plecak odrzutowy sędziny nie zahaczył o wystające tu i ówdzie rury. Kiedy tylko miał okazję, krótkimi seriami ładował w antigrava pędzącego przed nimi. Ten nie pozostawał dłużny. Pociski z obrotowych działek odbijały się od ścian i rur krzesząc iskry. Jeden utknął w owiewce motocykla należącego niegdyś do człowieka, który lizał żaby. Syntetyczna płyta pokryła się pajęczyną pęknięć. Kolejny pocisk zniszczył ją zupełnie i uderzył w zbroje Darletha. Ten zaklął szpetnie, starając się odzyskać równowagę. Nie był pewien, czy kula przebiła jego pancerz. W każdym bądź razie szarpnęło bardzo groźnie i bolało jak diabli. Minęli miejsce, w którym torowisko łączyło się z inną linią. Tuż za nimi zamigotały światła kolejki. Pociąg zatrąbił. Mimo ogromnej prędkości, z jaką się poruszali, skład za nimi zbliżał się bardzo szybko. Tory przed nimi się rozwidlały. Heretek zjechał w lewo. Kiedy przód lokomotywy praktycznie muskał tylne koło wehikułu Darletha, jemu także udało się dotrzeć do rozwidlenia.

Wpadli do ogromnej hali pełnej kontenerów. Byli w dokach. Gdzieniegdzie krzątały się serwitory przeładunkowe. Tory kończyły się za kilkadziesiąt metrów. Na szczęście w tym miejscu nie było peronu, zaś torowisko znajdowało się na poziomie powierzchni hali. Antigrav wzbił się wyżej. Sędzina oddała w jego kierunku kilka strzałów. Maszyna byłego kapłana maszyny zawisła w powietrzu, odwracając się w ich kierunku. Darleth pędził wśród kontenerów, unikając ostrzału. Pojazd hereteka wypluł rakietę. Ta sunęła za motocyklem, pozostawiając za sobą strumień gęstego dymu.
- Zadnik. Samonaprowadzająca. – Darleth skręcił ostro, chowając się za jeden z największych kontenerów. Pocisk trafił w róg pojemnika, doszczętnie niszcząc przy okazji serwitora, który przez przypadek znajdował się w nieodpowiednim miejscu. Darleth pędził dalej, robiąc szerokie koło i starając się cały czas być za osłoną. Bardzo mu się nie podobało, że z łowców stali się zwierzyną.

Tymczasem ściana uszkodzonego przez wybuch kontenera odpadła całkowicie. Jak się okazało, pojemnik transportowy był jednocześnie klatką. Darleth kątem oka spojrzał w tamtą stronę i przez chwilę wydawało mu się, że to, co widzi nie może być prawdą. W środku znajdowała się bestia. I to nie byle jaka bestia, bo gandavir rogaty. Najbardziej paskudne i krwiożercze zwierzę, jakie zdołało wyewoluować w ciemnych i zimnych lasach Strank. Trudno było powiedzieć, kto był na tyle głupi żeby w ogóle próbować schwytać coś takiego, albo do czego było mu to potrzebne, jednak jak to mówią, kupiec znajdzie się na wszystko.



Rozbudzony stwór z ogromną siłą atakował osłabione kraty swojej klatki. W końcu, jeden po drugim, metalowe pręty poddały się potężnym szponom rozszalałej bestii. Gandavir, wydostawszy się, skoczył w kierunku najbliższej żywej istoty jaką znalazł. Niefortunny pracownik doków zginął przegryziony i połknięty w przeciągu kilkunastu sekund. Nastroszone białe futro porastające grzbiet stwora zafalowało niespokojnie, kiedy przesunął się nad nim pojazd antygrawitacyjny. Heretek zdawał się ignorować zwierzę, mimo że to, charcząc i parskając próbowało do niego doskoczyć. Mocarne, uzbrojone w zabójcze szpony, łapska przecięły jedynie powietrze, kiedy antygrav podniósł się nieco wyżej.

W międzyczasie Darleth odjechał nieco dalej i zawrócił. Sytuacja nieco się skomplikowała.
- Jeśli podjedziemy bliżej, to coś nas zeżre. – Rzekł z przekąsem.
- Nie zdołam go ustrzelić z tej odległości.
- A dasz radę go trochę podprowadzić? – Seneszal sam nie wiedział dlaczego zaczął się zwracać do sędziny per „ty”.
- Gdzie chcesz go mieć?
- Będziesz wiedzieć. – Rzekł, ruszając gwałtownie. Pędził w stronę ciężarówki przystosowanej do transportu niewielkich pojazdów. Laweta miała opuszczoną rampę. - Skoro on nie zejdzie na dół, my wzbijemy się w przestworza. – Chciał powiedzieć coś pięknie i poetycko, a wyszło jak zawsze. Idiotycznie. Po raz drugi dziś uruchomił przełącznik odpowiedzialny za dodanie specjalnej mieszanki do paliwa. Maszyna zadrżała i zagrzmiała. Młodsza Sędzina Avianes strzelając ze strzelby starała się zmusić hereteka do zmiany kursu i ustawienia się w odpowiednim miejscu. Z pełną prędkością wjechali na rampę. Motocykl wzbił się w powietrze.
- Nie trafimy. Imperatorze ocal nas…
- Puść kierownicę. – Głos arbitratorki poprzedzał donośny syk uruchomionego plecaka rakietowego. Darleth poczuł mocne szarpnięcie w okolicach klatki piersiowej. Puścił kierownicę motocykla. W pierwszej chwili opór powietrza spowodował, że zwolnili gwałtownie. Ta kobieta jest bardziej szalona niż ja! Wciąż pędzili jednak ze sporą prędkością. W pewnym momencie, gdy byli prawie nad antygravem, ucisk pasa na klatce piersiowej Darletha przestał być odczuwalny.
- Powodzenia.
Zaczął opadać. Miał jednak szansę trafić mniej więcej w taran antygravu. Wyciągnął w locie i uruchomił oba miecze. Nie miał szans złapać przy tej prędkości oparcia nogami, więc wbił ostrza na sztorc w taran pojazdu. Całym wehikułem wstrząsnął impuls elektryczny. Pojazd przechylił się i obniżył lot, nieuchronnie zbliżając się do jednego z kontenerów. Zaczął wydawać nieprzyjemne dźwięki o wysokiej częstotliwości, jakby krztusił się, bądź miał za chwilę wybuchnąć. Darleth trzymał się kurczowo swoich mieczy. Zaparł się nogami o taran antygravu. Heretek nie panował już zupełnie nad pojazdem. Lada moment, a trafią w kontener. Co gorsza, rozszalały gandavir ruszył ochoczo za nimi, niszcząc i rozszarpując wszystko, co napotkał na swej drodze. Z kilku skrzynek i kontenerów wysypały się przyprawy. Wszędzie walała się podeptana elektronika. Cały transport młodych kurcząt rozbiegł się po hali. Niestety wielka bestia miała ochotę na większą przekąskę, niźli tylko kurczęta. Z uporem ścigał więc niedomagający i dryfujący antygrav.

Darleth wyskoczył chwilę przed tym, jak antygrav przygrzmocił w ścianę jednego z większych kontenerów. Udało mu się wskoczyć na dach, choć rzecz jasna nie utrzymał się na nogach. Przejechał na brzuchu ze trzy metry nim się zatrzymał. Odwrócił się szybko na plecy, ciekawy przebiegu zdarzeń. Ujrzał piłę mechaniczną, pędzącą na spotkanie jego twarzy. Uchylił się, po czym ciął mieczem w mechaniczne ramię, odrąbując je natychmiast. Heretek tuż przed kraksą poszedł w ślady seneszala i również przeskoczył na dach kontenera. Darleth był jednak w odrobinę lepszej sytuacji. Jego miecze cięły prawie wszystko. Mógł odrąbać mu po kolei wszystkie te zabawki, a następnie poćwiartować i usmażyć. Jeśli ten antygrav wybuchnie, a trzysta siedemdziesiąty siódmy tom Imperialis Domina Tellus, w dodatku w tak wspaniałym wydaniu, zostanie zniszczony, seneszal będzie naprawdę wściekły. Dobrze tylko, że sędzina uszła z życiem. Zauważył, iż udało jej się dolecieć do jednego z podnośników, skąd mogła jużłatwo dostać się w bezpieczne miejsce. Wykorzystując chwilę konsternacji u przeciwnika po utracie mechadendrytu, Darleth wstał. Niemal natychmiast całym kontenerem wstrząsnęło potężne uderzenie. Gandavir domagał się swej przekąski. Ryk bestii, zwielokrotniony jeszcze przez akustykę hali, był naprawdę ogłuszający. Obaj walczący zachwiali odrobinę. Darleth odzyskał równowagę pierwszy. Przyjął postawę ofensywną. Zaszarżował na przeciwnika. Ciął na przemian oboma ostrzami. Heretek próbował blokować jego ciosy, ale tym razem to Darleth miał lepsze zabawki. Miał już zadać decydujący cios, kiedy przeciwnik cofnął się do samej krawędzi. Widząc, że nie może wygrać, nacisnął kilka przycisków na brzuchu.
- Pik… - Darleth skądś znał ten odgłos. – Pik…- Wymierzył heretekowi potężnego kopniaka, starając się zrzucić go w paszczę głodnego potwora. Sam natomiast rzucił się do tyłu.
- Pik. Pik. Piiiiii…
 
__________________
"Hope is the first step on the road to disappointment"

Ostatnio edytowane przez Raghrar : 05-01-2011 o 06:16.
Raghrar jest offline