Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-01-2011, 16:54   #33
Tadeus
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
Jedno było pewne. W ostatnim czasie życie w Port Wander stało się znacznie ciekawsze... Od momentu przybycia tajemniczego, starożytnego krążownika, nie było dnia, w którym służby porządkowe stacji nie gnałyby gdzieś na sygnale, roztrącając zaciekawione wydarzeniami tłumy.

Tak było w przypadku sypiącego wściekle iskrami promu, który chyba tylko cudem powrócił cało z morderczego wyścigu. Do hangaru pustelni wpadł, jak przystało na zwycięzcę, efektownie i z hukiem giętej blachy, odbijając się wielokrotnie z upiornym zgrzytem od porozstawianych na pokładzie żelaznych sprzętów. Lądowanie zakończył w chmurze czarnego dymu, zalany pianą gaśniczą. Modlitewniki dotarły jednak na czas, choć może lekko osmolone.

Pilotujący prom Maxwell niewiele później trafił na stół operacyjny, dając rozradowanemu Vladykowi okazje do zastąpienia jego niedoskonałych płuc, znacznie świętszym, mechanicznym odpowiednikiem.

Nie mniej huku narobił pokładowy Seneszal, posyłając tykającego technologicznego heretyka prosto w paszczękę egzotycznej bestii. Mylił się jednak ten, kto myślał, że Gandavir po prostu zniknie w eksplozji. O nie! Podstępny ładunek implozyjny skryty w trzewiach byłego Mechanicusa wpierw z niepokojącym świstem połamał maszkarę, zasysając jej bebechy do środka, by następnie z głośnym mlaskiem udekorować kawałkami jej okrwawionego futra połowę pokładu załadunkowego, w tym zdegustowanego mędrca, jego nowozyskaną towarzyszkę i koło pół setki przypadkowych i nie mniej zdziwionych robotników.

Nawet jeśli duża grupa mieszkańców placówki nie zdążyła wyrobić sobie jeszcze jednoznacznego zdania na temat odrodzonego niespodziewanie rodu, to nie ulegało wątpliwości, że mówiło się o nim dużo i z gwałtownymi emocjami. W przeciągu trzech dni nieznana od stuleci dynastia znalazła się znów w centrum uwagi i stopniowo zaczęła gromadzić wokół siebie popleczników i niezbędne zaplecze handlowe. Wszystko wskazywało na to, że w nieznanej przestrzeni pojawił się nowy, potężny gracz.

Dzięki nowym kontaktom uzupełniane zapasów i ostatnie naprawy wykonano zaskakująco szybko, pozwalając wielkiemu krążownikowi na podjęcie dalszej podróży do Przestrzeni Koronusa.

I właśnie wtedy, gdy ubezpieczany przez Arbitrów pochód wracał na Czarną Gwiazdę wydarzyło się dużo rzeczy naraz...

Ventiudius w powietrzu wyczuł zapach rozgrzewającego się gwałtownie materiału wybuchowego i skoczył, by osłonić swoich towarzyszy przed piekłem podstępnego wybuchu.

Głęboko we wnętrzu Czarnej Gwiazdy nieznani sprawcy skorzystali z osłabienia ochrony na pokładzie i zamordowali starego bibliotekarza i pięciu jego akolitów, wydobywając z baz danych strzeżone koordynaty Garris V.

Przez ogromne rury podajników paliwa do Enginarium Czarnej Gwiazdy wstrzyknięto zmodyfikowaną mieszankę promethium, przeciążającą osłony antyradiacyjne reaktorów, co w efekcie w jednej chwili wyparowało jedną trzecią (czyli ponad tysiąc) tamtejszych załogantów i skutecznie unieruchomiło statek na następne dwa dni.

W tym samym czasie smukła fregata Hadaraka Fela odczepiła się od trzymających ją uchwytów dokujących i nie odpowiadając na wezwania obsługi Port Wander poszybowała majestatycznie w stronę Gardzieli.

- Chcę go mieć!!! Słyszycie?! - ryczał zraniony w twarz Maximillian Krard, próbując bezskutecznie oswobodzić się spod chroniącego go pancerza nie mniej pokiereszowanego Kosmicznego Marine'a. Wszędzie wokół w gruzach zalegali zabici i poranieni Adeptus Arbites.

Dwa dni później, wejście do Gardzieli

Silniki skokowe zawyły opętańczo rozrywając rzeczywistość przed statkiem. Tym razem Immaterium natarło na krążownik ze zwielokrotnioną siłą szalejącego żywiołu. Fale psionicznych energii oplotły kadłub pochłaniając go gwałtownie i łapczywie niczym wygłodniałe zwierzę. Pokład zatrząsł się, skrzypiąc opętańczo, jakby zaraz miał rozpaść się na kawałki pod wpływem uderzających w niego sił. Reaktory włączały się i wyłączały, zatapiając statek na zmianę w bezkresnym mroku i oślepiających blaskach światła. Okręt wpadł w ruch wirowy, przeciążając kompensatory bezwładności i płyty antygrawitacyjne. Nieprzypięci załoganci i sprzęty rozrzucane były po pokładach, uderzając z hukiem i wrzaskami po ścianach i suficie. Po chwili w środku rozbrzmiało też upiorne, zawodzące wycie, gdy zamieszkujące sztormy demony natarły na tarcze Gellera, wdzierając się do świata materialnego na statku. Wiele z korytarzy momentalnie pokrył mróz, inne wypełnione zostały widmowymi płomieniami, stapiającymi ciało nieszczęsnych załogantów z metalowymi ścianami statku. Po wielu koszmarnych chwilach wszystko ucichło, a statek wiedziony pewnym Okiem Nawigatora odnalazł spokojną ścieżkę wśród otaczających go sztormów.

I tak pozostało przez następny tydzień, w którym z przerażeniem i niesmakiem usuwano skutki krótkiego przecież kontaktu z zaledwie jednym ze sztormów Spaczni. Aż strach było pomyśleć, jak mogłoby to się skończyć, gdyby Veltarius zawczasu się do tej podróży nie przygotował.

W końcu piekielne wiry otaczające bezpieczną ścieżkę uspokoiły się, a statek otoczyła bezkresna pustka kosmicznych Rubieży. Przestrzeń Koronusa czekała na nowych śmiałków, a oni nie mieli zamiaru próżnować. Niemal momentalnie ruszyli w stronę Garris V, śladami parszywego karła-złodzieja, z którym policzyć się musiał nie tylko ich kapitan.

Na szczęście Vladyk z pomocą armii swych serwitorów dość szybko uporał się z problemami w zniszczonym zamachem Enginarium, toteż na miejsce dotarli jedynie pięć dni po dużo szybszym i lżejszym statku zdrajcy.

Samej jednostki jednak na miejscu nie zastali. Słaby trop w Immaterium wykryty przez Nawigatora wskazywał jedynie na to, że po parodniowym pobycie na orbicie Garris V statek opuścił układ w nieznanych kierunku. Z samej planety, która okazała się światem prawie w całości porośniętym gęstą i dziką dżunglą dochodził jedynie słaby, nieregularny sygnał. Wyglądało to tak jakby ktoś na powierzchni starał się wykalibrować sensory skanujące orbitę, miał jednak z tym poważne problemy. Wszystko wskazywało na to, że nim tym na dole się uda, będzie można przyjrzeć się planecie bez ryzyka wykrycia.

Kapłani Boga Maszyny bez większych problemów zlokalizowali na powierzchni centralne, ciężko ufortyfikowane miasto, z którego podejmowano bezskuteczne próby okiełznania czujników. Z innymi osadami na powierzchni łączyła go sieć czegoś, co przypominało masywne kolejowe tory, te jednak od wieków wydawały się zarośnięte dżunglą. W samym popękanym już trochę czasem mieście i na jego obrzeżach w lasach dostrzec się dało ruchy licznych wojsk. Potencjalnie stacjonowało tam od paruset do około dwóch tysięcy zbrojnych, co zgadzało się z garnizonem, który mógł pomieścić się na statku typu fregaty Fela. Wokół potężnych murów obronnych rozstawiono też transportery opancerzone typu Chimera, chroniące rampy wjazdowej. Samych murów strzegły cztery stare baterie przeciwlotnicze, z uruchomieniem których intruzi poradzili sobie najwyraźniej lepiej niż z czujnikami.

Przypadkowy skan termalny pokazał też sygnaturę cieplną jakiegoś ogromnego stworzenia przedzierającego się przez zarosła parędziesiąt kilometrów od bazy. Wszystko wskazywało na to, że poza intruzami były tam więc też inne zagrożenia.
 
Załączone Grafiki
File Type: jpg mapka2.jpg (11.7 KB, 69 wyświetleń)
lastinn player

Ostatnio edytowane przez Tadeus : 05-01-2011 o 23:48.
Tadeus jest offline