Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-01-2011, 14:16   #127
Endless
 
Endless's Avatar
 
Reputacja: 1 Endless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodze
Bal:


Rozpoczęcie podniebnego tańca Szajela było zarazem początkiem nowego etapu balu. Goście, którzy do tej pory wydawali się raczej ospali i mało aktywni, teraz wpatrywali się w tańczącego Nieskończonego. Ich spojrzenia, mimo iż niesamowicie zaskoczone, nie zawierały w sobie oburzenia, była to raczej domieszka niedowierzania i podziwu. Gra orkiestry na moment przycichła, znikły słowa elfiej pieśni i zamarło kilka instrumentów, aby po chwili wyczarować wręcz, żywą, dynamiczną melodię, która wnet pognała wszystkie pary do radosnego tańca.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=YRGGsR4ioII[/MEDIA]

Goście, próbując naśladować na ziemi ruchy tancerzy, wpadli w prawdziwy taneczny szał. Dobrano się w pary, które rozproszyły się po całej sali, wirując i drgając w przypływie wrodzonej, elfiej fascynacji do tańca i muzyki. Bogate stroje kobiet i mężczyzn falowały nad posadzką, muzyce towarzyszyły ich śmiechy, okrzyki radości i zadowolenia, a także ekstazy. Cała sala balowa wyglądała niczym jeden żywy organizm, tkwiący w niekończącym się cyklu ruchu, mieniących się kolorów i błyszczącej biżuterii.

Jakgdyby było to odpowiedzią na pytanie Yue'go, Szajel i orkiestra zainspirowały wszystkie pary do tańca. Elfi radni, towarzyszący Neverendaarskiej delegacji wyglądali na mocno zaskoczonych takim rozwojem wypadków, a tym bardziej zaskoczyło ich zaproszenie do tańca księżniczki Anatarel przez śmiałego generała. Viso'Eri najzrozumialej w świecie nie potrafiła się oprzeć jego zbójeckiemu uśmiechowi i pozwoliła się porwać w szalony rytuał balu. Jej starsi towarzysze z innych szlachetnych rodów nie zdążyli nawet dać upust swojemu oburzeniu, kiedy Thornhead zatopił się z piękną elfką w morzu tańca.

- Z radością! - odpowiedziała Vanille, ciągnąc Yue'go za rękę do zabawy.
Shiro'Ahk prowadziła go, z typową dla siebie pewnością i władczością. Szlachetnie urodzeni Nieskończeni wirowali pomiędzy elfami, trzymając się za ręce, robiąc piruety. Ich ciała kołysały się i drgały niczym nieposkromione bicze, a wyzywające spojrzenia tej dwójki nie rozłączały się ani na chwilę. To była gra, rozgrywka szachów w zupełnie innym wymiarze, formie i przestrzeni. Shiro'Ahk badała swojego partnera, a jej oczy zdawały się dostrzegać w źrenicach Springwatera zupełnie nową, znaną tylko jej głębie. Yue nie pozostawał jednak bezczynny, a wyzwanie było i w jego spojrzeniu. Doskonale wiedział, że ten, który pierwszy spuści wzrok z oczu partnera, potknie się lub zderzy z kimś, przegra i zmuszony będzie do niemego przyznania dominacji drugiej osoby. Dwójka skrzydlatych błądziła więc w tłumie, pojedynkując się w ten specyficzny sposób. Elfy jakby wyczuwając napięcie tej pary, schodziły im z drogi, pozwalały zatapiać się coraz dalej w tłum, czasami spoglądając na tych skrzydlatych z ciekawością i zaintrygowaniem. I w końcu, nadeszła chwila, w której Vanille Shiro'Ahk, kobieta-harpia popełniła rażącą pomyłkę. Przydepnęła swoją suknię, chwiejąc się do tyłu. Błyskawiczna reakcja Springwatera ocaliła ją od upadku i płynnie wróciła kobietę do tańca. Vanille patrzyła w niego szeroko rozwartymi oczami, w których lśnił wyraz lęku, szoku i wstydu. Pozwalając się prowadzić, spuściła wzrok, przyznając tym samym swoją porażkę i kapitulację. Nie była zadowolona, aczkolwiek nie protestowała, zdając się na kierownictwo Springwater'a.

Szajel i Chichiro, inicjatorzy szaleństwa w dole, radzili sobie doskonale, manewrując w powietrzu w niesamowitym tańcu. Chichiro jako Tkacz Pieśni potrafiła poruszać się tak, żeby jej ruchy nie wyglądały niezdarnie, i mimo iż w powietrzu było to ciężkie, z przewodnictwem Szajela dokonywała równie imponujących wyczynów. Zmiana muzyki zdecydowanie wpłynęła na nią, wzbudzając w dziewczynie pasję do tańca, poruszania swoim ciałem i skrzydłami, przez co zdawała się tworzyć jedność z grą orkiestry. Razem ze swoim różowowłosym partnerem tworzyła zgraną parę, co musiała chcąc lub nie, przyznać. Dwójka doskonale się bawiła, zanosząc się w powietrzu śmiechem, i przyglądając się swoim ruchom. Taniec w powietrzu szybko ich zmógł, więc kontynuowali go na ziemi, wśród elfów, które utworzyły wokół nich tańczący pierścień, będący obserwatorem ich niezwykłych umiejętności. Gdy tylko ich stopy dotknęły podłoża, wszystko potoczyło się niekontrolowanym rozwojem sytuacji. Ich ciała zwarły się ze sobą, tworząc jedność. Trzymając się za ręce wykazywali się jeszcze bardziej imponującymi ruchami i manewrami, co było możliwe w dzikiej, nieokiełznanej magii tkwiącej w porywającej muzyce instrumentów orkiestry. Wkrótce pierścień wokół nich zatrzymał się, i elfy przyglądały się parze, klaszcząc dłońmi, tworząc im dodatkowy rytm. To było niesamowite, Gentz i Hope zdawali się być kierowani przez łączący ich magnetyzm, a rezonans ich dusz pulsował w tym samym rytmie i tempie. Mimo woli tancerzy, ich ciała otoczyły lśniące poświaty - różowa w przypadku Szajela i błękitna dla Chichiro. Para nie zdawała sobie z tego sprawy, tkwiąc w szaleńczej fascynacji i obłędzie, zesłanej przez połączenie obu sztuk - muzyki i tańca. Muzyka w końcu obwieściła swój finał, i po kilku ostatnich, dzikich ruchach para podskoczyła i tupnęła stopami, kończąc swój popis wraz z melodią. Ich poświaty mignęły i wygasły w tej samej chwili. Pomimo końca muzyki, cisza nie zapanowała na sali, bowiem rozległy się głośne klaśnięcia publiczności zebranej wokół Nieskończonych. Elfy były zafascynowane tym pokazem, a ich rozradowane twarze świadczyły o wielkiej przyjemności i wdzięczności za te niezapomniane doświadczenie...

Orkiestra skończyła swą porywającą grę i rozpoczęła nową, już łagodniejszą, aby odpocząć po męczącym transie, w który wprawił wszystkich Szajel.
- Muszę zaczerpnąć świeżego powietrza... - powiedziała Vanille, kłaniając się przed Yue.
Kobieta ciężko oddychając ruszyła w kierunku schodów i w towarzystwie wielu innych osób, wspięła się po nich, aby wyjść na balkon. W tej samej chwili po schodach weszła księżniczka Viso'Eri, prowadząc za sobą Vanescę Drammar, przedstawicielkę Kasty Ziemi delegacji Neverendaaru. Kobiety skręciły w lewo i przechodząc przez półpiętro, zniknęły w jednym z korytarzy.
- To było niesamowite. - Yue odwrócił się i ujrzał szeroko uśmiechniętego Thornheada, na którym malowało się zmęczenie. Taniec z elfią księżniczką to niezapomniane wrażenie. Ale tobie trafił się bardziej imponujący okaz - panna Vanille. Gratuluję wygranej. - generał poklepał maga po ramieniu, po czym wziął od spieszącego się sługi kielich z winem.

Ao Hurros:


Dzielnica, do której się udałeś, była wzniesiona na platformie opartej na najniższej gałęzi centralnego drzewa Evanalain. Było to ciemne, brudne miejsce, po którym snuły się przygarbione postacie w brudnych płaszczach. Nie tylko elfy zamieszkiwały niedbale wzniesione, brudno-szare domostwa o płaskich dachach. Jakkolwiek zwano te miejsce, na pewno elfy z góry nie były z niego dumne. Było tu ciemno, bowiem większość latarni była zniszczonych, a elfy najwidoczniej nie fatygowały się, aby zainwestować w nowe oświetlenie. W prawie wszystkich budynkach paliło się światło, z trudem przenikające przez pokryte kurzem okiennice. Po dzielnicy chodziło niewiele osób, które najwidoczniej świadome były zagrożenia, czającego się w ciemnych zaułkach tutejszych slumsów, przemykali pospiesznie w sobie znanych tylko kierunkach. Platforma tej dzielnicy nie była imponujących rozmiarów, ale wzniesiono na niej zdecydowanie więcej domów, niż na tych wyższych. Liczba ludności najpewniej także była tutaj większa... Twoja wędrówka była wyjątkowo spokojna, aczkolwiek miałeś wrażenie, a raczej świadomość tego, że ktoś cię bacznie obserwuje. Nic się nie stało, ale nie traciłeś ostrożności. Wkrótce trafiłeś do ciasno zabudowanej dwupiętrowymi budowlami alejki, na końcu której, za ciasnym przejściem pomiędzy dwoma domostwami znajdował się lokal o przeznaczeniu karczemnym. Karczma miała trzy piętra, z których tylko na pierwszych dwu paliło się żółtawe światło. Za oknami krzątały się służki, wędrujące pomiędzy tłumem tubylców. Czułeś pragnienie, więc postanowiłeś zaryzykować i udać się tam. Nim znalazłeś się na jej dziedzińcu, musiałeś przebyć długi, ciasny korytarz pomiędzy dwoma budynkami. Byłeś mniej więcej w środku, kiedy ktoś zasłonił tył, sprawiając iż było jeszcze ciemniej. Obróciłeś się i wyjście z niego także zostało zasłonięte, a nim cokolwiek zrobiłeś, usłyszałeś ciche stuknięcia stóp o drewno - to z dachu zeskoczyły cztery elfy, błyskawicznie dobywające zza pasów długie sztylety.
- Oddaj nam co masz! - usłyszałeś elfi język, natychmiastowo przetłumaczony przez twój magiczny translator...
 
__________________
Come on Angel, come and cry; it's time for you to die....
Endless jest offline