Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-01-2011, 17:03   #95
Irmfryd
 
Irmfryd's Avatar
 
Reputacja: 1 Irmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie coś
Jestem sam … jesteśmy sami … jest pusto … nie ma mnie … nie ma nikogo … a jednak widzę … jaskinię … ją. Widzę nasze postacie … są ulotne … eteryczne. Podchodzę do legowiska. Ma zamknięte oczy … wiem, że nie śpi … uśmiecha się … Twarz młodej kobiety. Gładkie rysy, długie ciemne włosy ułożone wzdłuż ciała, wąskie usta. Mogłaby być każdą kobietą … mogłaby … bo zarazem jest ulotną, niepodobną do innych. Mam wrażenie, że już ją kiedyś widziałem. Jeśli tak musiało to być w Xhystos … pacjentka … raczej nie, zapamiętałbym. Bardziej studentka. Uniwersytet … wiele twarzy … uśmiechniętych … cieszących się życiem ... W tym stanie nie przypomina żadnej z nich.

Wyciągam do niej rękę. Siada na sienniku. Ubrana jest w pół prześwitującą koszulę jasnego koloru nałożoną wprost na nagie ciało. Mówi do mnie, jej usta poruszają się mimo to nie słyszę żadnego słowa ale wiem co mówi.

- Odwiedzili mnie już...Twoi towarzysze … Najpierw on......potem ona...Teraz ty...Nie trzeba dłużej czekać. Wiem, musimy ruszać. Do Samaris...
- Nie powinniśmy byli opuszczać naszego Miasta ... – odpowiadam. – Kto cię odwiedził … Lexington … Case?
- Kim oni są?
- Byli … moimi towarzyszami … do Samaris.
- Nie wiem czy to byli oni … po tamtej stronie nie ma już nazwisk … są niepotrzebne.
- A ja … wiesz kim jestem.
- Wiem ...

Nie dokończyła. Zamiast tego wstała z siennika, podała mi rękę. Jej eteryczna postać zaczęła łączyć się z moją. Panująca w jaskini dym dopełniał wizji. Znalazłem się znowu w Xhystos, aula uniwersytetu … rzędy foteli okalające pomieszczenie zwężające się u dołu. Na dole na samym środku katedra. Szeroki stół z rzeźbionymi motywami roślinnymi oplatającymi nogi. Ten sam motyw na stojącej trzy kroki obok mównicy. Widzę siebie stojącego w białej koszuli odcinającej się na tle czarnej tablicy. Mówię o czymś … stu … może stu dwudziestu słuchaczy … trzeci albo czwarty semestr.

Słyszę swój głos.

- Jak daleko sięgają skutki dysonansu? W ostatnich latach badacze wykazali, że nie ograniczają się one do postaw. Dysonans może modyfikować nasz sposób odczuwania podstawowych popędów fizjologicznych. W pewnych ściśle określonych warunkach redukcja dysonansu może spowodować, że ludzie głodni będą w mniejszym stopniu odczuwali głód, a spragnieni - pragnienie, ludzie zaś otrzymujący silne impulsy elektryczne będą odczuwać mniejszy ból. Odbywa się to w sposób następujący: jeśli skłoni się kogoś, aby zaangażował się w sytuację, w której przez długi czas będzie pozbawiony pożywienia lub wody lub będzie otrzymywał impulsy elektryczne, a jednocześnie będzie on miał niewielkie uzasadnienie sytuacyjne dla takiego postępowania, to człowiek ten będzie odczuwać dysonans. Elementy poznawcze dotyczące odczuwanych paroksyzmów głodu, spieczonego gardła lub w bólu spowodowanego impulsem elektrycznym pozostają w dysonansie z innym elementem poznawczym, a mianowicie ze świadomością, że ów człowiek zgadzał się na ochotnika znosić te doznania, niewiele otrzymując w zamian. W celu zredukowania tego dysonansu człowiek ten przekonuje sam siebie, że jego głód nie jest aż tak silny ani pragnienie do tego stopnia dokuczliwe lub że ból nie jest aż tak wielki. Nie powinno to nas dziwić. Chociaż głód, pragnienie i ból mają podłoże fizjologiczne, to jednak jest dobrze udokumentowanym faktem, iż każdy z tych popędów zawiera silny komponent psychologiczny. Na przykład sugestia, medytacja, hipnoza, pigułki placebo, umiejętne postępowanie doświadczonego lekarza z chorym lub jakaś kombinacja tych środków pozwalają złagodzić odczuwany ból. Eksperymentalna psychologia społeczna wykazała, że w warunkach wzbudzenia silnego dysonansu zwykli ludzie, nie posiadający żadnych specjalnych umiejętności z zakresu hipnozy czy medytacji, mogą osiągnąć te same rezultaty w odniesieniu do samych siebie.

- Profesorze … - dobiega kobiecy głos z drugiego rzędu … zupełna rzadkość, może to skłania mnie do skierowania wzroku w tamtym kierunku. Skromna suknia, kosmyki włosów upiętych w kok wystające spod kapelusika, spuszczone oczy - Czy to oznacza, że dostarczając pacjentowi odpowiednie informacje ograniczamy jego dysonans?

Widzę, jak puszczam pytanie mimo uszu i kontynuuję wykład.

- Na przykład doktor Paul Bowman z Xhystos Asylum aplikował wielu badanym osobom silne impulsy elektryczne. Połowa tych ludzi znajdowała się w sytuacji powodującej silny dysonans - nakłoniono ich, aby zgłosili się na ochotnika do tych doświadczeń, a jednocześnie zapewniono im bardzo małe uzasadnienie zewnętrzne. Druga połowa badanych znajdowała się w sytuacji słabego dysonansu - tzn. nie mieli innego wyboru, a ponadto zapewniono im mocne uzasadnienie zewnętrzne. Wyniki wykazały, że w sytuacji wywołującej silny dysonans ludzie skłonni byli podawać, iż odczuwają słabszy ból, niż podawały osoby znajdujące się w sytuacji, która powodowała słaby dysonans. Co więcej, zjawisko to nie ograniczało się do subiektywnych sprawozdań osób badanych. Istnieją dane wskazujące, że fizjologiczna reakcja na ból ... mierzona za pośrednictwem reakcji skórno-galwanicznej ... była nieco słabsza w sytuacji związanej z silnym dysonansem. Ponadto w tych warunkach ból mniej przeszkadzał badanym w wykonywaniu zadań. Tak więc nie tylko określali oni swój ból jako słabszy, lecz również słabiej wpływał on na ich zachowanie.

Wizja kończy się nasze ciała odpływają od siebie. Znowu patrzę na młodą kobietę siedzącą na sienniku.

- Nie odpowiedział mi pan wtedy profesorze Watkins …
- Wszystko zostało wyjaśnione …
- Może ja nie o to pytałam profesorze …

Błysk.

Nagle znajduję się w skalnym korytarzy. Wilgotne kamienie, woda spływająca po ścianach. Na końcu rozświetlone wejście albo wyjście …

Słyszę znowu gdzieś w oddali ten charakterystyczny zgrzyt, powtarzający się świst ...
Chyba dobiega z pomieszczenia na końcu korytarza.



Idę w kierunku światła. Gdy dochodzę do wejścia po lewej stronie widzę skalną nieckę wypełnioną wodą. Obok stoi drewniany cebrzyk pełen wody. Nachylam się nad lustrem … dłonią czerpię wodę … obmywam twarz … jest tłusta … pokryta warstwą śliskiej farby. Patrzę w kierunku wejścia. Panujący tam blask światła nie pozwala zajrzeć do środka.
Znowu ten charakterystyczny zgrzyt …i coś jeszcze … chłód i chlupot wody.

Wchodzę do środka. Jaskinia … biała … lodowa. Jej ściany skrywa gruba warstwa lodu, nacieków tworzących zadziwiające kształty.

Zgrzyt …

Postać stojąca do mnie tyłem. To kobieta, która zaprowadziła mnie do jaskini. Widzę jak chochlą nabiera wody z takiego samego cebrzyka jak przed wejściem a następnie polewa nią kamienne zazębiające się koła wystające z lodowej ściany. Panujący chłód od razu ścina wodę wdzierającą się w kamienne tryby unieruchamiając je. To stąd pochodzi zgrzyt. Napędzane jakąś siłą koła próbują rozbić lód, uderzają o siebie … Jednak milimetry wolnej przestrzeni uniemożliwiają nabranie rozpędu i skruszenie lodu.
Teraz wiem czemu ta kobieta od dziesiątek lat nie upuszcza jaskini. Jest strażnikiem. Nie może pozwolić aby koła obróciły się.

Co stanie się jeśli koła się obrócą? - pytam bezgłośnie.
One nie mogą się obrócić - odpowiada wiedźma.
 
Irmfryd jest offline