Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-01-2011, 17:35   #205
Johan Watherman
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Horyzontalna Dziedzina Białych Kruków

Diakon przeczytał kartę. Jej zawartość skomentował nerwowym ruchem swych wąsów. W całej sali wystąpiło pewna konsternacja czy raczej – co bardziej prawdopodobne – próby odgrodzenia zimnej logiki intelektu zaserwowanej przez Colina od gorących emocji. Ravna znowu słyszała bębny. Spokojne, ciche uderzenia.

-Zadziwiasz mnie swoją bezwzględnością, Adepcie - stwierdził spokojnie Mistrz Aureliusz Marek kierując słowa do Inspektora bez cienia ironii w głosie. Może bez cienia, ale już w smutnych oczach mistrza i aurze którą czuła niemal skórą Amy i Nana, kryła się pewna jadowitość oraz kąśliwość. -Oczywiście masz racje. Sam zajmiesz się prowadzeniem Michaiła, wszak kompetencje, wsparcie i rozkaz władzy inspektora nadaje się do tegoż zadania. Oraz kwestie przekonania Michaiła do współpracy.

Minęło parę minut kiedy to Jon oraz Diakon odprowadzili pod bronią Michaiła Dołmatowa, zapewne tam, gdzie wcześniej przetrzymywano oficera. Przez ten krótki czas Nana słyszała szept swego avatara. Wpierw wydawało się jej, że nuci jej imię, po plecach przebiegły ciarki. Wiktoria spojrzała na Nazarovą jakby chciała ją ukarać za śmiech. Pomiędzy liśćmi drzewa-węzła sali obrak żwawo ruszała się para kruków. Z zewnątrz wyglądało to tak, jakby zwierzęta grały w ganiaka. Czarny uśmiechnął się pod nosem. Adam nie odzywał się, ale szamanka dobrze czuła jak pocą się mu dłonie i nerwowe drętwienie nóg daje o sobie znać.
Dwaj magowie wrócili. Widać było, że Wirtualny Adept nie ma już przy sobie broni. Niestety, droga pokazało wybitnie zły stan Mistrza Aureliusza. Szedł powoli, opierając się faktycznie o laskę, kulał lekko. Oddychał ciężko. Wyglądał na człowieka, który dostał dwa ciosy, w ciało i duszę. Richy szepnął do Amy: ”-On chyba jest alegorią fundacji. Kolos chylący się ku upadkowi, mogący kąsać przed swym końcem.”.

-Rozumiem, że może panować powszechne wzburzenie. Prosiłbym Adeptkę Amaryllis Vivien Seracruz oraz Adeptkę Natalyę Nazarov o zdanie raportu na temat wydarzeń których były aktywnymi świadkami.

Obydwu przebudzonym dane było zreferować rozmowę z Jurijem, o wydarzeniach z mieszania. Amerykana musiała też opowiedzieć o swych badaniach magycznych jeziora. Niektórzy słuchali z zainteresowaniem. Isamu mrużył oczy sprawiając wrażenie objętego. Najbardziej załamany wydawał się w dalszym ciągu Gustaw oraz Mistrz Rasputin. Kilka innych osób wypalało się z gniewu i albo popadało w smutek, albo słyszało kącikami oczu wpadając na pomysły. Ponownie głos zabrał przewodniczący rady. Początkowo zaczął słabowicie, aby w przeciągu paru słów uzyskać pełen mocy ton który zadziałał orzeźwiająco na umysły. Iskry we wzorcu hermetyka drgnęły.
W tym czasie Ravna zapytała się Abrahama o stan przewodniczącego rady. Cóż, domniemywała alkoholizm. Wirtualny Adept rzekł jej otaw racie, iż Aureliusz cierpi na stałą ułomność paradoksu objawiającą się uczuleniem na metal. Stwierdził również, że hermetyk walczył z nią i liczył, iż teraz mu się udało. Traktował się jakby to była przeszłość. Jak widać mylnie. Diakon przemówił.

-Naszym celem winno być uporanie się zarówno z kwestią jeziora oraz technokracji. Mistrz Robert dzięki swej ofierze na tyle zadziałał przeciw dwóm konwencjom, iż dalej potrzebne będą zdecydowanie mniej pochopne działania. Pozostała natomiast kwestia Iteracji X, najbardziej bojowo i eliminacyjne zorientowanej fundacji. I jeziora. Działanie nephandi z nim związanego jest bezsprzeczne. Uważam, że priorytetem jest likwidacja jeziora. Na drugim miejscu znajduje się Unia Technokratyczna. Nadszarpnęliśmy ją, a przypadek spotkania pewnego technokraty przez Adeptki świadczy tylko o pewnych wewnętrznych problemach.

Hermetyk zwrócił się bardziej w kierunku Mówczyni Marzeń.

-Podług mojej wiedzy, a także przypuszczań Mistrza Roberta,Ravna usłyszała odrobinę chwiejny głos po tych słowach - przed dokonaniem ataku na jezioro, trzeba zniszczyć wszystkie rzeczy związane z jeziorem nim. W pierwszym wyliczeń takimi podmiotami pozostawał duch w swojej wolnej formie, rzecz która została po biednym Igorze oraz część ducha w bębnie. Dopuszczam istnienie jeszcze trzech istot. Adeptko Turi, wobec braku mistrza Ars Manes...

Diakon spojrzał z wahaniem na człowieka którego jak do tej pory, wyłącznie Wirtualny Adept określił mianem Mistrza Rasputina który od pewnego czasu przypatrywał się wszystkim zebranym. Amerykance wydawało się, że zerka co razu z wyrozumiałością w jej stronę. W jakiś sposób, chociaż naprawdę spoglądał na pracowicie stukającego w klawiaturę Jona. Mistrz Rasputin postanowił przerwać przewodniczącemu rady, reagując na jego spojrzenie. Wraz z otwarciem ust maga, wlecaiąl a z nich chmurka pary. Prawdę mówiąc nie było pewne, czy to prawdziwa para czy też chmurka skondensowanej kwintesencji której pełen był jego wzorzec. Trudno było ocenić.

-Aureliuszu – zachrypiał przepitym głosem. Jakże prędko dotychczasowa siła i władczość zmieszała się z alkoholową rozpaczą. Musiał bardzo kochać, czuł się winny. - nie tknę tego palcem. Losy są przewrotne i czuję, że nie powinienem przykładać do tego dłoni, to jakbym egzorcyzmował ui potem zabił ducha z krzyża. Tego się nie robi. Ponadto muszę oszczędzać siły.

-Wobec zaistniałego faktuDiakon uczynił retoryczną, dobrze wyważoną pauzę – będę zmuszony dokonać destrukcji bębna spalając go w podmuchu Vis. Kwestią pozostaje czy się godzisz ze mną czy uczynię to wbrew woli lecz wraz z literą przepisów fundacyjnych.

-Dupek...Jon parsknął w kierunku ekranu. Raczej nie w sprawie obrad, a raczej ciągu cyfr które widział tam. -Spokojnie, nawiguje pchlarzy.

-Dobrze, teraz czas na najważniejszą kwestie tego trybunału przed tym, jak przymniemy delegacje wilkołaków. – Zakomunikował Diakon. Nie mógł patrzeć na Ravnę, on doskonale rozumiał co to dla niej znaczy. Adam wzdrygnął się delikatnie. Wyszeptał do szamanki, że chyba ktoś go sondował. Chyba, chyba i chyba – pokreślił swoją niepewność kilka razy. Aureliusz kontynuował. -Według wstępnych ustaleń, mieliśmy jutro wraz z wilkołakami zająć się kwestią jeziora i tutaj uważam, że wszyscy zgodziliby się. Natomiast problematyczna wydaje się kwestia propozycji złożonej przez wilkołaka zwanego Akinem. Zaproponował układ. On podczas naszego przybycie na jezioro wmanewruje technokracje w wojsku w przybycie na jezioro. W takiej okoliczności wilkołaki na pewno, wobec konieczności, rozprawią się z przybyłymi, postawimy ich post facto z utajenia. Postawił tylko jeden warunek dotyczący ich wewnętrznych intryg. Rzeczywisty przywódca Crin i jego brat Carcarin mają przeżyć walkę, natomiast formalny przywódca wilczego zjazdu Vovk ma... Najlepiej umrzeć. Aby być całkowicie szczerzy, muszę przyznać, iż nawarstwienie spraw czyli połączenie likwidacji jeziora z technokracją będzie bardzo niebezpieczne. Jestem pewny, Białe Kruki, że nam się uda. Lecz muszę powiedzieć, że jeśli przyjmiemy propozycje Akina, będziemy mordercami. Nie samego Vovka ale sporej cześć wilkołaków. Kiedy pojawi się technokracji, oni nie uciekną. Rzucą się im do gardeł, wielu padnie, a potem razem z nami wykończa jezioro. Zamordujemy ich intrygą.

-Mistrz Robert by tego nie chciał – mruknął pod nosem z goryczą Gustaw do którego dotarło co stało się z jego mentorem.

Amy dane było od dłuższego czasu obserwować kilku członków fundacji – najbardziej w oczy rzucał się jej Grigorij. Ten długowłosy muzyk zaśpiewał im na przywitanie akompaniament sobie gitarą, pewną piosenkę. Dzisiaj jej słowa zdawały się amerykance wręcz prorocze. ”Z kamienną twarzą siedzę przy stole” – oddawało pełnię wizerunku Rosjanina, jego dziwne spojrzenie współgrało z ”Przy nim ludzie których mniej trochę wolę” dźwięczącym w głowie dziewczyny wspomnieniem przyjazdu. ”To stało się tak nagle jakby dziełem przypadku” – musieli myśleć wszyscy. Musiała myśleć Wiktoria nawijająca swoje włosy na palec cielęcym spojrzeniem obdarzając Diakona jakby dowiedziała się skąd się biorą dzieci, zdezorientowany Gustaw oraz Isamu, spokojny i spocony. To wszystko dziełem przypadku. ”Za ścianą, słyszę, kłócą się frakcje. W tym roku chyba nici z wakacji.” Zaraz wybuchną spory, Amaryllis to czuła, czuł to również Richy.Rublewski ze swym z skamieniałym obliczem miał głowę opuszczona na dół, pod stołem trzymał dłonie. ”Kręcił młynek palcami. Obserwuję paznokcie pod stołem. Nie daję poznać, że trochę się boję.” Jakież to było oczywiste. Każdy się bał. Tylko głupi się nie bali. Każdy mniej lub bardziej udolnie kamuflował swe odczucia, wszak... Znowu wspomnienia śpiewu przy przyjeździe... ”Trzeba trzymać fason w każdej chwili. Nawet wtedy, kiedy wszystko się wali.”
Muzyk spojrzał na stół pewnym wzrokiem, uśmiechnął się smętnie. Potem trochę mocniej, udzielił się mu nastrój Nataly. Amy mogła dopowiedzieć w myślach. Prawdę. ”Trzeba szybko robić coś konkretnego. Bo inaczej wywloką stąd każdego. Już nie słucham co się dzieje obok na sali. Właściwie to się zdecydowałem.”. Trzeba było się zdecydować. Niepewni pójdą w ziemię, padną, zginą. Tylko czemu gdzieś w głębi duszy, ta niepewna cząstka wmawiała jej, że pewni też padną.

-Dlatego też, jako przewodniczący rady zarządzam głosowanie. Będziemy się wypowiadać od uczniów, studentów, adeptów i kończąc na mistrzach. Można komentować.

Gustaw zagłosował przeciw. Nie argumentował. Siergiej również nie bawił się w mowy, acz sądzać po małomówności, gruboskórności czy też, jako to kreślił Driscoll – obrzydliwości – Czarny uważał swój sprzeciw za wystarczające słowa. Grigorij był już zdecydowany, Amy miała racje. Dreszcz po skórze przeszedł Mówczyni Marzeń kiedy muzyk wypowiedział tak. Jakby było mu wstyd przed samym sobą, opuścił głowę. Mrożący oczy Isamu tym razem się odezwał. Powoli, flegmatycznie i ospale. Pocił się jak mysz.

-Musimy. Może będziemy jak dekabryści, może nawet jak narodnicy. Przygniotą nas sumienia. Nie ich zabijemy, a siebie. Swe dusze. Ale musimy.

Wiktoria chwilę się zastanawiała. Coraz szybciej nawijała włosy na palce. Najwierw wymruczała coś, że nie wie. Ravna doskonale usłyszała, że powiedziała, iż nie chce. Nie chciała decydować. Gotka pokiwała przecząco głową. Niemy głos negacji był jej głosem. Potem się poprawiła się, już na głos: -Tak, musimy.
Przyszła czas na głosy czwórki adeptów, a potem tylko hermetyk, chórzysta i wirtualny adept. Potem wszystko się zaważy. Nana poczuła się słabo. Nie na ciele, ale na duchu. W pełnej krasie przypomniał się jej mentor, o co z niego zostało. Okaleczone, skażone i cierpiące kruszyny. Przypominała sobie również pewne słowa. Przypominała? „Ona jest chora, ona jest zakażona.” mówił jej avatar o niej samej. Wypominał pewną kwestie. Iż prawie się poddała, poszła na układ z okiem. Iż w tym śnie-widzeniu-podróży prawie sprzedała ludzi, którym miała przyjść na pomoc. Tak prosił ja Igor. Ostatnia prośba jej mentora która zdobył z siebie wydobyć została znieważona. Kobieta poczuła się mała w pogardliwym wzroku Hadesa.
Colin poczuł pewną sympatię do Nazarovej – jakby byli w tej samej sytuacji. Nic dziwnego, Driscoll mógł przeglądać się zawirowaniem w konienie drzewa, w którym buszowały kruki. Drgania liści, magowi wyczulonemu na entropię, układały się w uroborosa. Lecz wąż pękał, zakrzywiał się w oko. Oko wpatrywało się w inspektora. Wpatrywało sięwzrokiem wszystkich śpiących ofiar rozprawy z technokratą. Potem.. Oko spłonko, jakby zapłakało całym sobą. Tak jak z góry spłynęło szkło. Hermetyk mrugnął, już fale liści w nic się nie zmieniały. Czuł natomiast gęste, śmiertelne obłoki w pobliżu paru osób. Diakona, Rasputina. Wiktorii oraz Nany i Amy. Lepkie jak sama śmierć. Złe wróżby, przeznaczenie zbliża się do... Oka. Te wyczucie przeznaczeń magów niezwykle wiązało się z okiem.
Przymknął oczy, ujrzał spiralę roztaczającą się nad stołem obraz, niczym wir w lodowej toni ściągający wszystko głębiej i głębiej. Był pewny, że to nie rzeczywisty rezonans. Nie dość, że był przekonany intuicyjnie, to jeszcze stara hermetyca szkoła mówiła, że wystarczająco silny rezonans aby się nim przejmować, doświadcza się zazwyczaj przynajmniej dwoma zmysłami. Wzrok to zwid. Zwid jakże przejmujący. I kolejny element zwidu przy oczach przysłoniętych ciemnością powiek. Dwa białe ptaki spadające w wir oka.


Czas było wypowiedzieć się i głosować. Wszyscy. Diakon lustrował salę przekrwionymi oczyma.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest offline