Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-01-2011, 10:46   #17
Highlander
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
Blondynka runęła ciężko na łóżko i z precyzją typową dla filatelisty usunęła wosk z otrzymanej korespondencji. Zaraz potem złożyła w całość literki zapisane wyjątkowo fikuśnym pismem. Czuła się zupełnie jakby czytała list od dawnego kochanka. Jedyne czego brakowało w tym obrazku to bukiet róż i karteczka z przeprosinami. Jednak mimo iż M. odczytała przekaz z sowitą dawką sceptycyzmu, trudno było się oprzeć zawartej tam pokusie. Odczuwała wewnętrzne rozdarcie - z jednej strony stare więzi, z drugiej możliwość zaczęcia wszystkiego od nowa. Bez konieczności wiecznej gry, ciągłego udawania. A nawet jeśli to cóż, przynajmniej nie na taką skalę jak obecnie.
- Ugh… i co ja mam z tobą zrobić, co?
Burknęła w stronę świstka, jakby ten mógł ją zrozumieć. Zaraz po tym pozbyła się wszelkich dowodów istnienia korespondencji. Musiała nieco uporządkować swoje myśli, dać sobie trochę czasu na zastanowienie. Wybór padł na spacer wieczorową porą.

Pogoda była iście paskudna, nawet księżyc pozostawał skrzętnie ukryty za grubą zasłoną utkaną z chmur. Tej nocy można było pozwolić sobie na drinka, niezależnie od obecnego stanu egzystencjalnego. Co najwyżej drink różnił się nieco składem i opakowaniem. M. wyszła przed bramę, jednak nie zdążyła nawet rozprostować nóg nim dostrzegła kogoś po drugiej stronie ulicy. Tamta osoba również ją zauważyła. Uniosła rękę w geście pozdrowienia, jakby chciała zaprosić platynową pannę bliżej, w celu odbycia wspólnego spaceru. Nie trudno było dopatrzyć się u niej cech typowych dla pijawki. Tego tylko brakowało.

Nie robiąca użytku z płuc, blada dziewoja sprawiała wrażenie postaci wyjętej z jakiegoś komiksu Noir, a socjalizacja z takimi zwykle posiadała więcej aspektów negatywnych, niżeli pozytywnych. Oczywiście M. nie słynęła z oceniania książek po okładce, czy też spisywania ludzi na straty za sam wygląd. Starając się ukryć rozbudzone właśnie zainteresowanie, zbliżyła się powolutku do tajemniczej nieznajomej, zachowując przy tym należytą ostrożność.

Osoba ta posiadała nieprzeciętną urodę. Mogłaby startować i wygrać bez problemu zawody miss piękności kraju. Co ciekawsze, najwidoczniej nie było to piękno sztuczne, uzyskane na przykład przy użyciu jakiejś dyscypliny krwi. Chociaż jej ubiór zdawał się bardzo skutecznie niwelować naturalną urodę. Trudno się dziwić, ubrana była bowiem w… mundur lejtnanta Armii Czerwonej. Gdy tylko odległość uległa zmniejszeniu, rozległ się przyjemny dla ucha głos:
-Witaj, jestem Natasha… wy jesteście nowymi sąsiadami, jak widzę? Może to nie moja sprawa, ale tam jest pewna Niemka, Brigette… nie wiem w jakich żyjecie stosunkach, ale czy możemy sobie trochę poplotkować?

- M. Zagadywanie nieznajomych osób w środku nocy w celu puszczania ploteczek… bardzo ciekawe hobby pani Natasho. Plus, dosyć oryginalne. Poplotkujmy więc, ja zacznę… kim właściwie jest dla pani ta cała Brigette?
Czerwona miłośniczka militariów i złotowłosy kociak z przydużym kołnierzem. Ciekawe co też mogło je łączyć? To naprawdę zabawne, jak bezmyślne gderanie na temat zasłyszanych informacji może szybko zmienić się w typowe przesłuchanie.

-Normalnie bym się, nie przejęła ale… pani Brigette… cóż, nie wiem jak się wam przedstawiła, ale o ile ja jestem dobrą, porządną komunistką z GRU i do tego w stopniu porucznika, o tyle ona… NKWD dawno się nią zainteresowało, otóż owa kobieta była pułkownikiem w sonderkommando H - H od Hexe. Stosowali magię nekromancką w praktyce, z powodzeniem. Coś, co NKWD, a później GRU razem z KGB chcieli odtworzyć. Kwestią tego jest, że parę rzeczy i ja posiadam, ale nie mam pewności kim jest ona, zastanawiam się czy czasem nie włoszką. - po tych słowach obróciła głowę w stronę M. W oczach malował się jej strach - Jeśli jest Giovanni to naruszyliby stary “traktat” pokojowy…- na słowo traktat zrobiła palcami w powietrzu cudzysłów -…mogłoby to oznaczać wojnę. Dlatego muszę wiedzieć. Każdy ma jakieś rozkazy. Książę dogadał się ponoć z wilkołakami. Nie wiem na ile to prawda, ale ten cały francuzik jest najgorszym Ventrue z całego tego zasranego klanu. Uważaj na niego młoda damo bo jeśli tak jest, to nasze posesje są na ich terenie. Ponoć wasz dom jest na caernie, o ile wiesz co to…

Minęła długa chwila. M. stała jak zastygnięta przed nowopoznaną osóbką. Nie odzywała się ani słowem, nie drgnęła pojedynczym mięśniem. Aż tu nagle, niespodziewanie uniosła dłoń do góry i strzeliła sobie z płaskiego w twarz. Następnie pokręciła głową, jakby próbowała otrząsnąć się z jakiegoś narkotycznego transu.
- Przepraszam najmocniej, ale przestałam nadążać po tym jak padło stwierdzenie, że owa dziewoja należała do nazistów. Mózg wyłączył mi się od nadmiaru absurdu. Coś jak mentalny bezpiecznik, rozumie pani.
Platynowa blondi zaczerpnęła głęboko tchu, jakby przed chwilą dostała ataku zadyszki i wciąż nie mogła dojść do siebie, mimo dobrej kondycji i szczerych chęci. Ostatnimi czasy M. była przeświadczona, że podąża za nią niewidzialna ekipa telewizyjna, a wszyscy jej rozmówcy są święcie przekonani, że robi na ich temat dokument. W zasadzie to wyjaśniałoby dlaczego zaczynają opowiadać jej najmroczniejsze sekrety i całe biografie przy najmniejszej nawet prowokacji. Banda cholernych szajbusów.
- Zanim przejdziemy dalej i całkiem już utoniemy w otchłani odrealnienia… chciałabym dowiedzieć się, z jakiego pani właściwie jest klanu. Jeśli można spytać.
A miała pewne podejrzenia, oj miała. Zdawać by się mogło, że w mieście mocno obrodziło ostatnio przedstawicielami klanu Malkavian.

-Klany nie są ważne. Możesz wierzyć w to co wszyscy, że Toreadorką jestem… ale to już nie moja broszka, moja młoda przyjaciółko…
W tym momencie fanatyczka militariów nachyliła się i powiedziała M. coś na ucho. Reakcja blondi była dosyć dziwna – zdziwienie, które zostało pośpiesznie zastąpione zgrzytnięciem zębów i słabo zakamuflowaną złością.
- Chodzi mi o tę waszą blondyneczkę z sonderkommando, o ile to ona. Stare zdjęcia nie są takiej dobrej jakości jak obecnie. Chyba niebawem będzie świtać. Jutro wieczorem zapraszam zatem do swojej willi… Do tego czasu, miłej nocy, reszty co jej zostało.
Kobieta zawróciła i podeszła do bramy, a później zniknęła w budynku. Miała rację, powoli zbliżał się świt. M. stała jak posąg jeszcze przez kilka minut, nie kryjąc buchającej wręcz ze swego wnętrza pogardy. Piąstki pozostawały zaciśnięte, twarz pełna nienawiści. Oczy pluły jadem niczym węże, jednak nie mogły już dostrzec godnego celu. Aż się w niej gotowało, a wszystko przez pojedyncze słowo, które padło z ust rozmówczyni. W końcu obróciła się na pięcie i ruszyła na powrót do willi. Plany relaksującego spaceru szlag jasny trafił.
 
Highlander jest offline