Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 22-12-2010, 11:29   #11
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
Kiedy M. odpieczętowała i przeczytała swój liścik, nastąpiła eksplozja. Eksplozja owa była gigantyczną erupcją niekontrolowanego śmiechu, jakiej nie powstydziliby się najbardziej świrnięci i oderwani od lokalnej rzeczywistości Malkavianie. Chichot wypełnił całe pomieszczenie, kolana ugięły się pod niewiastą a ona sama uderzyła o ziemię jak kłoda, nieznacznie przechylając się to na lewo, to na prawo. Całość spektaklu trwała nieco ponad pół minuty – wystarczająco długo aby co poniektórzy miłośnicy czerwonego płynu poczuli się w towarzystwie platynowej dziewuchy kapkę mniej komfortowo.
- Hahahaha… haah… ha… hi.
Podniosła się chwiejnie z parkietu, wciąż cichutko świergocząc w rozbawieniu. Wykorzystała stolik jako oparcie dla jednej z rąk, drugą zaś dokładnie starła krwawe łzy które zaczęły wypływać miniaturowymi kaskadami z jej ślepi. Zaczerpnęła głęboko tchu, co zapewne stanowiło nawyk sięgający sobą jeszcze jej śmiertelnych dni.
- No dobrze dzieciaczki, przyznać mi się zaraz… gdzie jest ukryta kamera? To żart, prawda? Do tego w kiepskiej formie, bo chyba wszyscy jesteśmy w stanie się zgodzić, że absurdalność tej wiadomości jest wystarczająca aby przenosić sobą łańcuchy górskie.
Przez moment szukała jakiejś formy potwierdzenia w ich oczach. Wystarczyłby jakikolwiek ślad, chociażby drobna iskierka. Jednak znalazła tam tylko zdziwienie pokrywające się z tym które sama odczuwała.

Usiadła na krześle i odchyliwszy do tyłu głowę, przeczesała włosy.
- Usadowcie się wygodnie, bo opowiem wam teraz dowcip moi mili. Dwie sekty liczące pięćset lat istnienia i gotowe utopić się nawzajem w łyżce wody. Zwalczające się na każdym kroku, zabijające wrogich popleczników setkami, bez najmniejszej prowokacji. Posiadające całkowicie sprzeczne ideały i dążenia, tylko czekające aby wbić sobie sztylet w plecy… aż tu nagle siódemka żółtodziobów dostaje kopertki z opisem „Wszystkie grzechy są wam odpuszczone! Nie gniewamy się! Dostaniecie także toster i dwadzieścia darmowych minut!”.
Poczekała aż jej słuchacze zaabsorbują wszystko co powiedziała do tej pory. Zakryła górną część twarzy dłonią, trochę jak początkujący aktor w teatrze.
- Och, ach! Jaki może być powód zaistnienia tak cudownej sytuacji?! Bo mnie nie przychodzi do głowy nic poza wykopaniem w czyimś ogródku kopii Księgi Nod, albo odnalezienia u kogoś na strychu sarkofagu przedpotopowca. Przypomnę przy okazji, że Camarilla zaprzecza istnieniu tych ostatnich. Dalej, dlaczego wybrano nas? Oba stronnictwa mają przecież od groma ślepo lojalnych i posłusznych psów. Psów lepiej od nas wyszkolonych, potężniejszych, które zamieniłyby nas w proch niczym więcej jak tylko mrugnięciem. To wszystko brzmi po prostu jak mokry sen jakiegoś tandetnego pisarczyka, który dorwał się swoimi przepoconymi łapskami do książek Anne Rice. Jak tak dalej pójdzie, za chwilę przez drzwi po lewej wejdzie seksowny francuz o imieniu Lestat de Lioncourt.
Przez chwilę M. siedziała w absolutnej ciszy. Do momentu aż nie przypomniała sobie najważniejszej i najistotniejszej rzeczy pod słońcem.
- A właśnie… czy też zauważyliście, że w nazwie klanu Sabatu ktoś palnął rażący błąd? „Tzimisce” nie „Tzimizce”. Tsk! Jak słowo daję, brak znajomości poprawnej pisowni to coraz poważniejszy problem naszego społeczeństwa.
Pokręciła głową jak rozczarowana nauczycielka.

W tym momencie mogła oczywiście podnieść swoje cztery litery i udać się do pokoju, aby w ciszy i spokoju zgłębić tajemnice jakie skrywał przed nią laptop. Zdecydowała się jednak poczekać, na wypadek gdyby zawarte tam informacje miały okazać się jeszcze bardziej zwariowane niż korespondencja pochodząca nie z tego świata. Poza tym, bardzo chciała usłyszeć odczucia innych na temat liścików. Miała tylko nadzieję, że jej sojusznicy posiadają lepszą samokontrolę od niej, bo w innym wypadku całe domostwo czekała masowa epidemia głupawki. A to nigdy nie kończyło się dobrze.
 
Highlander jest offline  
Stary 26-12-2010, 13:56   #12
 
Vampire's Avatar
 
Reputacja: 1 Vampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znany
Kenneth zapisał sobie adres willi na kartce, którą schował do wewnętrznej kieszeni płaszcza. Gdy Książę skończył ukłonił mu się i razem z resztą wyszedł z pokoju do windy.
- Muszę jeszcze coś załatwić, jeśli pozwolicie. Za jakiś czas dołączę do was w willi, jakby coś się działo, tu macie mój numer. – wyciągnął z portfela czarną wizytówkę, na której widniał gotyckie litery układające jego imię i nazwisko, a poniżej numer telefonu. Po drugiej stronie widniał obrazek kostuchy z czerwoną gitarą w kształcie litery V. Poszedł na parking, gdzie stał jego motocykl i popatrzył się na niego przez chwilę. Myślał. „Ta cała Emilia słuchała gotyckiej muzyki, miała 19 lat. Bogata. Idealny materiał na… jeśli to ich sprawka, to mam przesrane! Na razie lepiej do nikogo, a zwłaszcza do James’a, ewentualnie Czarna będzie mogła pomóc, ale lepiej poczekać, aż trop będzie wyraźniejszy. Najlepiej będzie pojechać do Emilie, pewnie siedzi teraz albo w DeathCrow, albo w Devil’s Den. Jeśli dobrze pamiętam, to DeathCrow o tej godzinie powinien być zamknięty dla Emilie i reszty śmiertelników. Czyli Devil’s Den.”

Wsiadł na motocykl, włożył kask i nacisnął gaz. Jechał przez niecałe piętnaście minut. Klub Devil’s Den mieścił się w dzielnicy, w której znajdowało się mieszkanie Emilie. Miało specyficzny klimat, mieściło się w wyremontowanych piwnicach wielkiego bloku. Odnaleźć ten klub było dość ciężko, trzeba było znać labirynt uliczek by bez błędów dojechać na miejsce. Zostawił motor na parkingu, zdjął kask i wszedł do środka. Już przed wejściem uderzyły w niego znajome dźwięki Genitorturers. Lecher Bitch, jakby wiedzieli wszystko o wampirzych dziwkach. Wszystkie wampirzyce są pieprzonymi dziwkami, pijawkami, którym tylko krew, pieniądze i seks w głowie. Tak samo te, które są w drużynie śledczej. Czy ktoś widział kiedyś normalną Torrie? Nie, to darmowe dziwki oddające się na prawo i lewo chcące tylko, jak one to mówią „poznawać piękną sztukę”. Zimne i bezduszne Ventrue. Pieniądze i wpływy – gry o niepotrzebne stanowiska, panie niewolników! Jakie to obrzydliwe. To też dziwki, są w stanie oddawać się wszystkim wokół byleby dostać awans! Wszystkie wampirzyce są żałosne i plugawe, a Lecher Bitch doskonale to oddawało.

Kenneth zapalił papierosa i wszedł do klubu. Tylko wszedł i jego ghul rzucił się na niego bez ostrzeżenia. Gdy zaczęła mówić i z jej ust wypłynęły dwa słowa „Nathael Freeman” Kenneth prawie się zakrztusił, ale i tak by to przecież nic nie dało – on przecież już nie żył. To, co powiedziała potem, całkowicie zbiło go z tropu. Emilie Role – złamałaś maskaradę, powinnaś za to położyć głowę… Za jego czarnymi Leonkami szalał strach i zdezorientowanie. Ścisnął ręce w pięści, chciał ją uderzyć i wtedy pojawiła się ona…
- Ja Cię… Nathael Freeman? - spytał lekko zdezorientowany.
- We własnej osobie. - spojrzała się na twoją uniesioną pieść po czym dodała- Znam się na sztukach walki, jak, jak każdy ale uderz ją to Ciebie zatłukę... Z której komórki jesteś? Bo nie poznaję Ciebie
-A no tak, nie zamierzam jej uderzyć, źle to odczytałaś, prawda Emilie? - odrzekł
- Och, przecież ty mnie kochasz, nie byłbyś w stanie- odpowiedziała i pocałowała go.
-No właśnie. Może usiądziemy? Mogę nam załatwić wejście do loży VIP. - uśmiechnął się do Nathael mając nadzieję, że Emilie nie jest aż tak głupia i zaskoczy, że jest dla niego ważna.
Nathael zmierzyła go z góry na dół i po chwili przytaknęła.
- W sumie nie takie głupie, tym bardziej, że odkąd jesteśmy w tej całej brygadzie to ciężko poszukać kogoś spoza projektu, a to, że jesteśmy wampirami od razu rzuca się w oczy.- po czym uśmiechnęła się przyjaźnie.
-Dobrze, to chodźmy. Właśnie! Nie przedstawiłem Ci się jeszcze, jestem Kenneth Moon, ale pewnie Emilie już pewnie powiedziała Ci o mnie wszystko... - zmierzył ghula wzrokiem po czym ucałował jej dłoń i zaczął prowadzić w stronę loży. Gdy znaleźli się przed wejściem powiedział coś na ucho bramkarzowi, jedynym, co udało się usłyszeć spośród wypowiedzianych słów było “...Czarnej...”. Poprowadził je do wolnego stolika i wskazał czarną sofę. Gdy dziewczyny usiadły sam zajął miejsce naprzeciwko nich na czarnym fotelu z tego samego kompletu. Uśmiechnął się i milczał, na początku trzeba by było ją wybadać, zwłaszcza z tego, jakie tematy będzie poruszać.
Gdy już siedzieliście wygodnie, a kobieta poczuła się komfortowo zagaiła
- No ja jestem Nathael “Krwawa” Freeman. Jestem dowódczynią oddziału, jestem od niedawna w tym projekcie CIA. Kto by pomyślał, że stworzą mityczne istoty, takie jak wampiry jako szpiegów? Jednak za cenę nieśmiertelności, czemu by nie. Szkoda, że musiałam zerwać wszystkie kontakty i rzucić drugą połowę... no ale coś za coś. Jestem nowa i nie wiem wszystkiego, ale ty musisz być z drugiej albo pierwszej komórki, bo inaczej bym Ciebie znała. Kto jest Twoim przełożonym? - widać było, że jest zainteresowana rozmową z tobą.
Na szczęście Kenneth wciąż miał nałożone okulary i nie było widać jego wytrzeszczonych oczu. Cudem udało mu się utrzymać w miarę neutralną minę.
-Więc ty musisz być z trzeciej komórki? Ja jestem swego rodzaju “singlem”, że tak to ujmę. Imię mojego przełożonego wolałbym utrzymać w tajemnicy, bo mam zadanie specjalne. Nie należę ani do pierwszej, ani do drugiej komórki, wykonuję bardziej złożoną misję i powiem Ci, że jeśli dobrze pójdzie mógłbym załatwić Ci awans, gdybyś pomogła mi w tej sprawie. Jednak musiałbym na początku zobaczyć jak bardzo jesteś zapoznana z faktami i jak bardzo jesteś lojalna dla rządu. Czy mogę? - jeśli CIA zaczęło szkolić wampirów i jeśli oni nic nie wiedzą o prawdziwych Kainitach... Powstaje trzecia siła w Jihadzie. Kwestii klanu jeszcze lepiej nie poruszać, bo nie wiadomo, jak do tego podeszły władze CIA.
-Pewnie, że tak. Poza plotkami o tym, że nijaka panna Zorg znalazła jakiegoś wampira w mezopotiamii niewiele wiem czy słyszałam, chętnie odpowiem na pytania i... i nie wiem - tutaj nagle widać było jej zakłopotanie- Czasem mam wrażenie, że nie wszystko nam mówią, że potrafiłabym na przykład siłą woli zmusić się do biegu tak szybkiego jak szybko mogą jeździć samochody ale za to potrafię uderzyć w pancerne drzwi tak, żeby z zawiasów wyleciały. Jest coś, czego mi nie mówią i może po awansie... Zatem pytaj, wypytuj i jestem otwarta - Po tych słowach można by było przysiąc, że mrugnęła do niego.
Czyżby to możliwe, że CIA nie dało im wiedzy na temat dyscyplin, mocy krwi? W takim razie ma nad nią przewagę, chyba, że stara się grać... ale to znikoma możliwość.
-To może na razie napijemy się, Emilie, bądź tak dobra i przynieś nam vit... krew, dobrze? - odwrócił się do Nathael - Dobrze, na początku, chciałbym wiedzieć, jak dużo wiesz o nas... wampirach. Co wiesz na nasz temat? - spytał i oparł się kładąc dłonie na kolanie.
- Kiedyś bym powiedziała o wielu mitach i bajkach...bo ale... Na początku był Kain i on był ojcem wampirów, którzy zginęli w i to nazywało się potopem albo jakoś tak. Niewiele o sobie mówił... Ochraniałam panne Zorg bo ona wykopała Kaina, mówiła, iż to ten bibilyjny Kain no i jak okazało się, to wampir, twierdzi, że leżał tutaj kilka tysięcy lat i pamięta bunt ale nic nie chciał o nim mówić. Taka plotka. Nie wiem nawet czy to Kain czy Abel czy kto bądź, no, ale co wiem... wiem, że jestem silniejsza, szybsza niż przeciętny człowiek, żywię się krwią. Wiem, że mam jakieś zdolności, czuję je, nie wiem, jakie... Nic nam prawie nie mówią. Od tej całej Zorg dowiedziałam się, o jakiejś księdze Nóg albo Nog, teraz nie pamiętam...to jakaś biblia czy coś. Ona twierdziła, że ten w trumnie to Kain i tak go wszyscy nazywali. Na ile to prawda to nie wiem. W ogóle go nie spotkałam w życiu. Ponoć ci najbardziej zasłużeni idą na trening do niego. - Tutaj zamyśliła się na chwilę- Nie wiem na ile prawdy w tym wszystkim ale ponoć on ,żywi się krwią innych wampirów, tak słyszałam, są to pozamieniane istoty przez jeszcze inne komórki i one dostarczają mu w ten sposób jedzenie... ale to tylko plotki... jak już mówiłam, nie wszystko mi mówią..ale niechcący usłyszałam, jak ktoś mówił coś o gehennie i wyrównaniu rachunków ale tego już w ogóle nie rozumiem.- spojrzała na niego- I jest coś jeszcze. Dostałam kopię tego i nic nie rozumiem - w tym momencie ze swojej torebki wyciągnęła kilka zskerowanych stron. Widzisz, co to jest. Fragment księgi Nod.
Kenneth nie powstrzymał się. Gdy zobaczył te ksera skoczył ku niej i wyrwał jej skany. Ściągnął okulary i zaczął z zaciekawieniem czytać. To było nie do pojęcia! Jak?! Kain?! Księga Nod?! CIA szkoląca wampiry i nic im niemówiąca o dyscyplinach i prawdziwym świecie?! JAK?!
-S-skąd? Skąd Ty TO masz?! J-jak?! - odparł pochłaniając wersy. -Wiesz strasznie dużo... a jednak tak mało... ja pierdolę, ja pierdolę, ja pierdolę, ja pierdolę! Powiem Ci wszystko o prawdziwym świecie, jeśli zgodzisz się napić mojej krwi. Będziesz bardzo potężna i dowiesz się wszystkiego. Wiedza i moja krew, w zamian za lojalność. Rozumiesz? - nie wiedział, czy mówi z sensem, czy mówi w ogóle składnie, czy poprawnie. Starał się usnuć jakiś plan, więzy krwi, były dla niego najlepsze na chwilę obecną.
Wampirzyca spojrzała się na niego i rzekła.
- Wiedziałam, że czegoś mi nie mówią! W sumie, czemu by nie? I tak jestem głodna, a Twoja dziewczyna nie przynosi żadnego jedzenia...
-Jaka dziewczyna? - Ten głos należał do wściekłej osoby, ten głos należał do osoby, która miała lód w głosie, zmrażający wszystko w okół. To była Czarna...
-Czarna... Hej kochanie... Ona mówi o Emilie, nie wie, kim ona jest do końca. Poznajcie się. To jest moja dziewczyna, Irish Crow, możesz jej mówić jak wszyscy “Czarna”, a to jest Nathael Freeman, zwana “Krwawą”. Zobacz to kochanie i powiadom resztę Opustoszałych, że możemy zdobyć przewagę. - powiedział wręczając jej fragment Księgi Nod. Sam chwycił własną rękę i do trzech szklanek napuścił trochę swojej krwi. -Nie pij ich zaraz jeden po drugim. Odczekaj parę minut, wtedy Twoja moc bardziej się zwiększy. Ja powiem Ci, kiedy możesz wypić drugą szklankę. - wstał, zalizał ranę i podszedł do Czarnej. Zaczął jej szeptać do ucha. -Ona nic nie wie, ponoć Kain się przebudził i jest w rękach CIA, muszę ją od siebie uzależnić, jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, uda nam się zdobyć władzę i zrzucić zasranych Ventrue z tronu. Zostaw nas kochanie, proszę... - starał się hipnotycznym ruchem dłoni po jej ciele odwrócić uwagę Nathael od słów, które mogła usłyszeć.
Gdy Czarna zobaczyła, co miał, bez słowa, ale z uśmiechem wyszła, na odchodne rzuciła coś, że zaopiekuje się Emilią. Na wszelki wypadek. Ty dałeś znak. Wtedy usłyszałeś huk, ale o ile w jedne sekundzie byłeś w środku o tyle w drugiej już na zewnątrz. Obok Ciebie Nathael:
- W ostatniej chwili... To nie było tykanie zegarka jednak, ale bomby... Masz tutaj mój numer wewnętrzny, ja muszę uciekać do zobaczenia, jak mam nadzieję - uśmiechnęła się dając swój numer, a gazety nazajutrz rozpisywały się o wybuchu gazu...
-Czekaj! Słuchaj, w nic nie wierz swoim przełożonym, to ludzie, których każde słowo to kłamstwo, możesz ufać tylko mi i moim znajomym. Spotkajmy się jutrzejszego wczesnego wieczoru w klubie DeathCrow. Wtedy postaram Ci się wszystko wytłumaczyć. - odrzekł, odebrał numer i wsiadł na motor.
- Do jutra - rzuciła i poszła w swoim kierunku.
Kenneth odprowadził ją wzrokiem, aż nie zniknęła mu z oczu. Teraz najważniejsze były Czarna i Emilie. Odpalił motor i z dużą szybkością przemierzał okolicę, aż po dłuższej chwili znalazł je na głównej ulicy. Wymienił z nimi parę słów i powiedział, że musi jechać. Odpalił motor i pojechał. Na początku musiał trochę ochłonąć, ostygnąć… Zrobił parę rundek po mieście, zanim skierował się w stronę willi. Wreszcie tam dojechał.
 
Vampire jest offline  
Stary 03-01-2011, 16:45   #13
 
Nadiana's Avatar
 
Reputacja: 1 Nadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemu
Nowy dom. Nie podobało jej się to za bardzo. Przyzwyczaiła się do swojego mieszkania, no i ono było odpowiednio przerobione. A tutaj kompletnie nie wiedziała czego się spodziewać. Betonowy bungalow pozujący na coś lepszego. Budynek udający coś zupełnie innego. Maskarada.
Uśmiechnęła się do siebie na tą myśl. W środku było lepiej, konsekwentnie. Barok. Mila nie lubiła baroku, w przeciwieństwie do swojego stwórcy, nigdy nie zagustowała w bogatych zdobieniach i pulchnych amorkach. Za to był Nosferatu, tak brzydki, że aż piękny. Było coś fascynującego w jego powykręcanych rysach, szpetocie. Był znacznie ciekawszy wizualnie niż wszyscy pozostali razem wzięty. Wampirzyca nie mogła zaprzeczyć fascynacji, którą odczuwała na widok tego klanu. Smród już nie był pociągający i Mila powstrzymała skrzywienie, kiedy przechodził obok.

Szybko jednak zapomniała o nieznajomym na widok listu. Jego treść była… ciekawa. Tak, to odpowiednie słowo. Chciała przeczytać wiadomość jeszcze raz, ale całą uwagę przykuła blondynka. Jej zachowanie nie było czymś co mieściło się w normach zdrowia psychicznego.
- Atak epilepsji? – pytanie było retoryczne, jednak określało pierwsze skojarzenie, które wpadło do głowy ciemnowłosej.
Na jej sugestie nie odpowiadała, czuła się zbyt dużym świeżakiem. Nigdy też przedtem nie spotkała nikogo z Sabatu; słyszała legendy, bajania i wzajemne oskarżenia. Stanowczo za mało by wydawać jakąkolwiek opinię.

Wzdychają cicho wyjęła telefon i zadzwoniła na jeden z numerów z szybkiego wybierania. Dave odebrał od razu, dobrze. Rozmawiała przy innych, bo chociaż nie świadczyło to o zbyt dobrych wychowaniu pozwalało oszczędzić czasu no i wmówić rozmówcy, że jest na ważnym spotkaniu. Bo w sumie tak było.

- Dwóch powiadasz?
- …
- Tak, naprawdę przerażające.
- …
- U mnie nic nowego.
- …
- Kino? Mam duże zlecenie chwilowo, może jak je skończę. Muszę kończyć. Pa.


- Było dwóch, dwóch morderców w szpitalu –
tym razem zwróciła się do zebranych – Jedna osoba przecięła kabel zasilania, druga zabiła. Tak przynajmniej uważa policja.

Jeżeli nikt nie miał nic do dodania, Mila zdecydowała się pójść do siebie, przebrać, zapoznać z dostarczonymi materiałami i skontaktować z Rudolfem odnośnie pięknej gospodyni balu.
 
Nadiana jest offline  
Stary 04-01-2011, 22:30   #14
 
Ratkin's Avatar
 
Reputacja: 1 Ratkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwu
Caesar bardzo starannie przyglądał się otrzymanemu bilecikowi. Najpierw z jednej strony. Potem także z drugiej. Próbował przyglądać się krawędziom, jednak szybko rozbolały go od tego oczy i wrócił do przyglądania się awersowi karteczki. Delikatnie, gładził ją opuszkami palców, starając się wyczuć fakturę papieru z którego została wykonana. Im bardziej starał się ją "wyczuć", tym bardziej niczego nowego w niej nie odkrywał. Była to zwykła kartka papieru. Nie było w niej nic, dosłownie nic niezwykłego.

Spróbował jeszcze raz zgłębić tekst który ją wypełniał, nadając jej tak ogromną - rzekomo - wartość. Bardzo, ale to bardzo starał się ignorować ględzenie gderającej koło niego blondynki. Bardzo się starał. Przeczytał jeszcze raz trzymane w ręku pismo. Potem zrobił to jeszcze raz, spokojnie. Za czwartym razem wkurwił się nie trzymał...

-Doprawdy, nie chcę nawet zgadywać, skąd Pani ma taką rozległą wiedzę o Czarnej Ręce. Taka wiedza jest zbędna do spokojnej egzystencji, a Pani widać szuka guza w swoim nie-życiu, skoro interesują Panią takie tematy. Żaden szanujący się członek Rodziny pozostający przy zdrowych zmysłach nie martwi się zresztą pisownią słowa którego nie powinien nawet na oczy widzieć na papierze, dlatego w Pani domniemanym pochodzeniu doszukam się przyczyn takiego zachowania...

Opanował się. Tak, oczywiście że się opanował. Emocje nigdy nie mąciły jego trzeźwego osądu sytuacji. Teraz na przykład na trzeźwo myśląc, Caesar zdecydował że nie wytrzyma...

-Swoją drogą, jak widać posiadanie tej wątpliwej wiedzy nie uczyniło z Pani kogoś lepszego od reszty zgromadzonego tu towarzystwa, zmartwię Panią, ale wszyscy bez wyjątku jesteśmy tutaj tanim mięsem armatnim, nie zależnie czy wiemy jak się zapisuje po angielsku jakieś słowo obcego pochodzenia, stworzone zapewne zresztą ze słuchu z jakiegoś wschodnio-europejskiego bełkotu, czy też tej wiedzy nie posiadamy. Dostaliśmy broń na słonie, melinę wynajętą zapewne na tydzień, bo przecież dłużej to my nie pożyjemy w tej sytuacji, oraz punkty zaczepienia "śledztwa" które nieodmiennie przypominają mi tropy słoni. Afrykańskich zresztą, nie indyjskich, jeśli już Pani taka pedantyczna. Trzeba tu poszukać pluskiew i podsłuchów, bo pewnie prawdziwa koteria wyznaczona do zbadania tej sprawy woli wiedzieć gdzie jesteśmy żebyśmy im przypadkiem na coś nie wpadli i nie przeszkadzali. W piwnicy pewnie Nosferatu mają pokoik ze sprzętem, a szczury i karaluchy donoszą im na wyścigi za odrobinę krwi. Jeszcze ten internet cały. No dobra, sądząc po tym jak Książę zna się na poczcie elektronicznej to może jeszcze mamy szansę, by nie dowiedział się zbyt szybko że będziemy sieć zapewne sprawniej wykorzystywać do zdobywania "krwawej marry" niż do rozwiązania śledztwa.

Wziął długi wdech. W zasadzie chciał jeszcze trochę powykonywać takie zbędne, relaksacyjne czynności, ale niestety nie miał na to obecnie czasu.

-Przepraszam, czy ktoś ze zgromadzonych ma pod ręką kawałek blachy, gruby w miarę możliwości? Chciałbym sobie podkleić tą karteczkę zanim zawieszę ją na szyi, tak na wysokości serca. Wtedy może ten "list żelazny" będzie miał jakąś wartość praktyczną... - rzucił jeszcze wychodząc w kierunku swojego nowego "schronienia".

Z odległości dało się jeszcze usłyszeć -Pani niech się czepia tego fragmentu o potwierdzeniu tożsamości! Ci ruscy komuniści chyba zapomnieli gdzie żyją! Po czym oni nas będą identyfikować? Po prawie jazdy?!

Po prawdzie, Caesara martwiło raczej że ktokolwiek z Czarnej Ręki cokolwiek o tej sprawie wie. Potrzebował zadzwonić i to szybko...

Wrócił się jeszcze na moment, ot tyle tylko by poprawić się - Przepraszam, gdzie NIEżyją... - i zniknął...
 
__________________
-Only a fool thinks he can escape his past.
-I agree, so I atone for mine.


Sate Pestage and Soontir Fel

Ostatnio edytowane przez Ratkin : 04-01-2011 o 22:32.
Ratkin jest offline  
Stary 05-01-2011, 12:54   #15
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
Cezar okazał się być dość zabawną personą, o czym zaświadczyła jego werbalna erupcja. Święte oburzenie pajacyka stanowiło dla M. bardzo dobry element komediowy, choć starała się jak tylko mogła aby powstrzymać kolejną, chaotyczną lawinę chichotów.
- Doprawdy, nie chcę nawet zgadywać, skąd Pani ma taką rozległą wiedzę o Czarnej Ręce. Taka wiedza jest zbędna do spokojnej egzystencji, a Pani widać szuka guza w swoim nie-życiu, skoro interesują Panią takie tematy. Żaden szanujący się członek Rodziny pozostający przy zdrowych zmysłach nie martwi się zresztą pisownią słowa którego nie powinien nawet na oczy widzieć na papierze, dlatego w Pani domniemanym pochodzeniu doszukam się przyczyn takiego zachowania…
Dziewczyna dała miłośnikowi nadmiernego makijażu skończyć swoją myśl, po czym wyjęła z kieszeni kurtki okulary do czytania i założyła nogę na nogę. Splotła palce opierając dłonie na kolanach i zyskując wygląd typowo kojarzony z osobą psychologa.
- Hmmm… to zadziwiające jak szybko potrafi pan przejść z apatii w gniew, panie Cezary! Przyznam, że jest to sytuacja dosyć kuriozalna, bo jestem święcie przekonana, że słowem nie wspominałam o Czarnej Ręce, która zdaje się wprawiła pana w ten podekscytowany nastrój…być może jest coś w pańskim skromnym życiu czym chciałby pan podzielić się z resztą grupy? Nie? Jaka szkoda. A jeśli chodzi o mą małą osóbkę… cóż. Z chęcią pomogłabym panu podając numer dowodu i identyfikacji podatkowej, ale obawiam się, że mogą być odrobinkę nieaktualne. Życzę jednak powodzenia w „doszukiwaniu się”.
Jej głos charakteryzowała monotonia podobna do tej którą przejawia szary człowiek podczas rozwiązywania zagmatwanych równań matematycznych, lub wypełniania PIT'ów. Ton był bardziej wyniosły i dystyngowany niż do tej pory. Tak, bez wątpienia kpiła ze swojego rozmówcy.

- Swoją drogą, jak widać posiadanie tej wątpliwej wiedzy nie uczyniło z Pani kogoś lepszego od reszty zgromadzonego tu towarzystwa, zmartwię Panią, ale wszyscy bez wyjątku jesteśmy tutaj tanim mięsem armatnim, nie zależnie czy wiemy jak się zapisuje po angielsku jakieś słowo obcego pochodzenia, stworzone zapewne zresztą ze słuchu z jakiegoś wschodnio-europejskiego bełkotu, czy też tej wiedzy nie posiadamy…
- Byłam pewna, że osoba, która sama jest chodzącą anomalią będzie zainteresowana odstępstwami od normy w swoim otoczeniu. A te znajdujące się na żelaznych liścikach odnotowałby nawet sześciomiesięczny świeżak. Widać mocno przeliczyłam się jeśli chodzi o pański instynkt samozachowawczy. Zaś osoby które tak desperacko dążą do zostania „szanującymi się członkami rodziny” a nie „mięsem armatnim” powinny chyba wiedzieć co ma szansę uciąć ich starania w zarodku. Zanim jakiś nieznany oponent odgryzie im z mlaśnięciem te zadufane w sobie cztery litery, naznaczone nadmierną ilością tandetnego, teatralnego makijażu. Czego oczywiście panu nie życzę, boże broń.
Uśmiechnęła się do niego tak słodko i sztucznie, że stwarzała złudzenie siksy wyciętej z jakiegoś taniego magazynu o modzie i kosmetykach.

- Podsumowując więc… treść listów wywraca na głowę normy naszej społeczności, sprawia wrażenie czegoś napisanego przez napaloną czternastolatkę i zawiera rażący błąd dla każdego, kto nie obawia się, że nadmierna znajomość pisowni będzie przyczyną przymusowej wizyty w solarium O zadaniu nie wiemy praktycznie nic, a nasza współpraca zaczęła się przepięknie, co dokładnie zobrazował pan Cezary.
Oczywiście blond-włosa dziewczyna była świadoma faktu, że promienie UV nie działają na wampiry tak skutecznie jak zasłużona, złota kula. Nie widziała jednak sensu w nadmiernym mądrowaniu się na tematy nie związane z przedłożoną im robotą.
- Proponuję więc żeby każdy udał się teraz do siebie, sprawdził skrzynkę i zaliczył podstawowy kurs informatyczny. A potem otulił fałszywym poczuciem bezpieczeństwa, że te przerośnięte pukawki zdadzą nam się na cokolwiek kiedy zza rogu wybiegnie na nas paczka wyjących, umorusanych juchą, sabatniczych Gangreli.
Ponownie skierowała wzrok na chłopca ze źle nałożonym, scenicznym makijażem.
- Aha i jeszcze jedno, zanim kompletnie zapomnę! Skoro już idziesz Cezary, bądź tak miły i pozdrów swojego opiekuna. Doktor Caligari to taki przemiły człowiek. Mam tylko nadzieję, że znowu nie zamknie cię w trumnie gdy będziesz niegrzeczny…
M. uniosła głowę i puściła oko w stronę „wybitnego” śledczego.
 
Highlander jest offline  
Stary 05-01-2011, 23:50   #16
 
one_worm's Avatar
 
Reputacja: 1 one_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputację
Ravy

Ravy stał w miejscu z listem w ręku. Niby fajnie, mniej-więcej wie kto jest kto, przejechał się pierwszy raz w życiu limuzyną, z nadzieją że ktoś podstawi tutaj też jego stary dobry motocykl, a teraz trzymał sporo kasy w kieszeni. W dodatku mają własną służbę, ochronę oraz katów w razie gdyby coś poszło nie tak.
Akt przysięgi nietykalności od sabatu oznaczał że cała sprawa jest znacznie grubsza niźli początkowo mogłoby się wydawać…Jednak nikt nie mówi że muszą ją rozwikłać, im większy ogrom jej powstawał, tym większe nadzieje iskrzyły wewnątrz młodego kainity, na szansę wykradzenia dokumentów i ucieczkę, bez zbędnych problemów.
Zacisnął z całej siły rękę w której miał list, zamykając również oczy, sprawni wzrokowo może dostrzegliby w nich i łzy.
"Dwa lata, raptem dwa lata minęły od przemiany, a z dnia na dzień staję się bardziej i bardziej podły. Raptem spotkałem księcia i szukam sposobu aby wyrwać się od niego. Ledwo dostałem się do NY i szukam wyjścia. Czy to przed tym przestrzegał mnie Reamiel? Świat wampirów i ludzi to rzeczywiście dwa różne wymiary scalone jedną ziemią. Jednak dla czego nie możemy tego po prostu wykorzystać? Dlaczego po prostu nie da się pominąć tego wszystkiego, stworzyć świat zarówno dla ludzi i dla nas, możemy znacznie uprościć ich życie, a zarazem nie musimy ich zabijać gdy się pożywiamy..." - przeszło mu przez myśl, ten atak wzniosłości nie miał ani logicznego powodu wystąpienia ani głębszego sensu, jednym stanowczym obrotem odwrócił się do drzwi, przecierając drugą ręką oczy - "o czym ja myślę? Ten świat od zawsze ukrywa się w mroku obawiając się siły swoich ofiar, i bijąc z samym sobą, choć...gdy skończę z tą sprawą, może uda mi się znaleźć miejsce godne obu gatunków, jak długa podróż by to nie była. Taka jest rzeczywistość."
Schował ręce do kieszeni, stanął w drzwiach pomieszczeniach i zawołał sługę z holu.
- Ej, ty! Zaprowadź mnie do pokoju. - stwierdził, po czym odwrócił się jeszcze do reszty zgromadzenia - jeśli ktoś ma jakąś sprawę, wiecie gdzie mnie szukać, jednak wchodzić bez broni. - "kto wie jaki teatrzyk książę mógł przygotować" dodał w myślach.

Gdy tylko znalazł się w swoim pokoju, zamknął drzwi, schował oświadczenie sabatu do kieszeni, wziął laptop i rzucił się z nim na łóżko, nie zwracając zbytniej uwagi na wystrój pomieszczenia, prędzej czy później i tak wszystko będzie leżało wszędzie.
Nie marnował czasu, choć z chęcią by sobie teraz przespał problemy, śpieszył się. Co mogło być dziwne, śpieszył się dla wygody, o ile to było możliwe.
Zaczął szukać w laptopie wszelkich możliwych informacji, wiadomości i danych o poszukiwanej, zwłaszcza w temacie jej ulubionych klubów.

Laptop błysnął i całą ścianę oraz ciebie oświetlił błysk i niebieskie światło. Po kilku chwilach udało ci się zalogować na swoje konto w laptopie i wszedłeś w przeglądarkę internetową. W końcu wklepałeś adres wyszukiwarki i hasło i po kilku chwilach pojawiło się pełno wyników. Z linków, które tam były dogrzebałeś się do informacji o tym, iż wspierała bardzo chętnie i chojnie wszelakie wyprawy archeologiczne.
Dalej były równie ciekawe informacje na jej temat, na temat jej zasług i różne wycinki z gazet dotyczące jej bądź też jej za sponsorowanych ekip. W końcu znalazłeś informację na plotkarskim serwisie, by dowiedzieć się, iż kiedyś ja ktoś widział w klubie dla typowych osób z pewnymi dewiacjami na temat seksu, szczególnie jeżeli chodzi o różnego rodzaju bdsm. Szybko wyszukałeś adres lokalu. Patton street numer bloku bądź lokalu 254. Klub nazywał się "Ciernista Różyczka".


Kenneth

Dojechałeś do willi, okazało się, że znajduje się ona w miejscu, gdzie nie powstydziłby się zamieszkać żaden nowobogacki. Podjechałeś motorem pod bramę, ta się po chwili otworzyła i wjechałeś motorem przy pełnym warkocie silnika na posesję. Zauważyłeś nieczynną fontannę i plamę krwi ściekającą z jednego z okien. Zgasiłeś motor, postawiłeś nóżkę i zacząłeś rozglądać się za jakimś garażem czy zadaszeniem i wtedy dotarło do Ciebie co właśnie zobaczyłeś. Popatrzyłeś się jeszcze raz w tamto miejsce, jednak niczego nie zauważyłeś. Normalnie byś zwalił to na krab zmęczenia czy omamu, tak dobrze znanego ci za czasów życia, jednak teraz… definitywnie musiała być to krew. Chociaż, może to wpływ tegoż fragmentu księgi? A może to jednak umysł płata figle i tak naprawdę nic tam nie było? Tylko kto by wtedy wkładał wizję do głowy?

Reszta z salonu

Po krótkiej, aczkolwiek rzeczowej wymianie zdań, wszyscy obecni w salonie patrzyli się na was w osłupieniu. Zarówno Caesar dał konkretny popis jak i M. Co ciekawsze, wymienili się zdaniami, tonem specjalistów, nie neonatów, którymi to jesteście, lecz tonem specjalistów. Czuliście, że cały ten Malkavian ma rację, jedynie do czego przydałyby się wam te całe listy, to tylko po to, żeby powiesić sobie na ścianę. Z drugiej strony, jeżeli faktycznie by powstał sojusz… to by musiało być coś grubszego i to o wiele bardziej. Cesar w jednym na pewno miał rację. Byliście mięsem armatnim, zwykłymi pionkami w grze nieśmiertelnych, w grze bez jasnych zasad, gdzie pionek mógł być poważną figurą, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Po całej wymianie zdań, wszyscy wyszliście z salonu i udaliście się do swoich pokojów.

Milla

Weszłaś do pokoju, był urządzony w dobrym smaku, choć jednak trochę nie w Twoim guście, po obrazach odgadłaś, że ktoś chciał podrobić Rudolfa i mu to nie wyszło, może przeciętny wampir albo tępy nieśmiertelnik. Tak czy tak wzięłaś telefon do ręki i po chwili w słuchawce dało się słyszeć sygnał. Pierwszy… drugi… trzeci… czwarty…
-Halo tu Rudolf, witaj Millo, czym mógłbym Tobie służyć?

M.

M. Weszła do pokoju. Pierwsze co zrobiła po zamknięci drzwi to powiedziała tylko do osobnika czającego się w koncie:
-Witaj Sebastianie, głupio zrobiłeś, że tutaj przyszedłeś. Wiesz, że już nie utrzymujemy kontaktów?
-Wiem, tak samo jak i wiem, że ty też jesteś jedną z nas. My dbamy o swoich, nie tak jak oni. Masz to dla Ciebie, zapewne domyślasz się od kogo?- po tych słowach dodał tylko z przekąsem i pewnym rozbawieniem w głosie-I dlaczego ich się wstydzisz? Nie ukarzesz swej prawdziwej natury, że tak powiem? Nie wiem czemu ktokolwiek chciałby się przejmować ale na herbatę nie zostaje. Po tych słowach postać ulotniła się z Twojego pokoju, razem z lampką nocną, która powędrowała w kierunku krzaków, przez otwarte okno. Na stole leżał list. List był opatrzony znaną Tobie pieczęcią. Spalić go? Podrzeć? Wyrzucić przez okno za lampką z nocnego biurka? A może otworzyć? Zapoznać się? ”A niech to szlag”

Brigitte
siedziałaś we własnym pokoju pogrążona w myślach, uruchomiłaś laptopa.
Zalogowałaś się.
I nic. Pustka w głowie. Wtedy to zadzwonił telefon był to Victor.

Wolfgang, Brigitte, Ravy

Siedzieliście w swoich pokojach zastanawiając się nad ewentualną ucieczką…
 
__________________
Do szczęścia potrzebuję tylko dwóch rzeczy. Władzy nad światem i jakiejś przekąski.

Ostatnio edytowane przez one_worm : 06-01-2011 o 09:42.
one_worm jest offline  
Stary 07-01-2011, 10:46   #17
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
Blondynka runęła ciężko na łóżko i z precyzją typową dla filatelisty usunęła wosk z otrzymanej korespondencji. Zaraz potem złożyła w całość literki zapisane wyjątkowo fikuśnym pismem. Czuła się zupełnie jakby czytała list od dawnego kochanka. Jedyne czego brakowało w tym obrazku to bukiet róż i karteczka z przeprosinami. Jednak mimo iż M. odczytała przekaz z sowitą dawką sceptycyzmu, trudno było się oprzeć zawartej tam pokusie. Odczuwała wewnętrzne rozdarcie - z jednej strony stare więzi, z drugiej możliwość zaczęcia wszystkiego od nowa. Bez konieczności wiecznej gry, ciągłego udawania. A nawet jeśli to cóż, przynajmniej nie na taką skalę jak obecnie.
- Ugh… i co ja mam z tobą zrobić, co?
Burknęła w stronę świstka, jakby ten mógł ją zrozumieć. Zaraz po tym pozbyła się wszelkich dowodów istnienia korespondencji. Musiała nieco uporządkować swoje myśli, dać sobie trochę czasu na zastanowienie. Wybór padł na spacer wieczorową porą.

Pogoda była iście paskudna, nawet księżyc pozostawał skrzętnie ukryty za grubą zasłoną utkaną z chmur. Tej nocy można było pozwolić sobie na drinka, niezależnie od obecnego stanu egzystencjalnego. Co najwyżej drink różnił się nieco składem i opakowaniem. M. wyszła przed bramę, jednak nie zdążyła nawet rozprostować nóg nim dostrzegła kogoś po drugiej stronie ulicy. Tamta osoba również ją zauważyła. Uniosła rękę w geście pozdrowienia, jakby chciała zaprosić platynową pannę bliżej, w celu odbycia wspólnego spaceru. Nie trudno było dopatrzyć się u niej cech typowych dla pijawki. Tego tylko brakowało.

Nie robiąca użytku z płuc, blada dziewoja sprawiała wrażenie postaci wyjętej z jakiegoś komiksu Noir, a socjalizacja z takimi zwykle posiadała więcej aspektów negatywnych, niżeli pozytywnych. Oczywiście M. nie słynęła z oceniania książek po okładce, czy też spisywania ludzi na straty za sam wygląd. Starając się ukryć rozbudzone właśnie zainteresowanie, zbliżyła się powolutku do tajemniczej nieznajomej, zachowując przy tym należytą ostrożność.

Osoba ta posiadała nieprzeciętną urodę. Mogłaby startować i wygrać bez problemu zawody miss piękności kraju. Co ciekawsze, najwidoczniej nie było to piękno sztuczne, uzyskane na przykład przy użyciu jakiejś dyscypliny krwi. Chociaż jej ubiór zdawał się bardzo skutecznie niwelować naturalną urodę. Trudno się dziwić, ubrana była bowiem w… mundur lejtnanta Armii Czerwonej. Gdy tylko odległość uległa zmniejszeniu, rozległ się przyjemny dla ucha głos:
-Witaj, jestem Natasha… wy jesteście nowymi sąsiadami, jak widzę? Może to nie moja sprawa, ale tam jest pewna Niemka, Brigette… nie wiem w jakich żyjecie stosunkach, ale czy możemy sobie trochę poplotkować?

- M. Zagadywanie nieznajomych osób w środku nocy w celu puszczania ploteczek… bardzo ciekawe hobby pani Natasho. Plus, dosyć oryginalne. Poplotkujmy więc, ja zacznę… kim właściwie jest dla pani ta cała Brigette?
Czerwona miłośniczka militariów i złotowłosy kociak z przydużym kołnierzem. Ciekawe co też mogło je łączyć? To naprawdę zabawne, jak bezmyślne gderanie na temat zasłyszanych informacji może szybko zmienić się w typowe przesłuchanie.

-Normalnie bym się, nie przejęła ale… pani Brigette… cóż, nie wiem jak się wam przedstawiła, ale o ile ja jestem dobrą, porządną komunistką z GRU i do tego w stopniu porucznika, o tyle ona… NKWD dawno się nią zainteresowało, otóż owa kobieta była pułkownikiem w sonderkommando H - H od Hexe. Stosowali magię nekromancką w praktyce, z powodzeniem. Coś, co NKWD, a później GRU razem z KGB chcieli odtworzyć. Kwestią tego jest, że parę rzeczy i ja posiadam, ale nie mam pewności kim jest ona, zastanawiam się czy czasem nie włoszką. - po tych słowach obróciła głowę w stronę M. W oczach malował się jej strach - Jeśli jest Giovanni to naruszyliby stary “traktat” pokojowy…- na słowo traktat zrobiła palcami w powietrzu cudzysłów -…mogłoby to oznaczać wojnę. Dlatego muszę wiedzieć. Każdy ma jakieś rozkazy. Książę dogadał się ponoć z wilkołakami. Nie wiem na ile to prawda, ale ten cały francuzik jest najgorszym Ventrue z całego tego zasranego klanu. Uważaj na niego młoda damo bo jeśli tak jest, to nasze posesje są na ich terenie. Ponoć wasz dom jest na caernie, o ile wiesz co to…

Minęła długa chwila. M. stała jak zastygnięta przed nowopoznaną osóbką. Nie odzywała się ani słowem, nie drgnęła pojedynczym mięśniem. Aż tu nagle, niespodziewanie uniosła dłoń do góry i strzeliła sobie z płaskiego w twarz. Następnie pokręciła głową, jakby próbowała otrząsnąć się z jakiegoś narkotycznego transu.
- Przepraszam najmocniej, ale przestałam nadążać po tym jak padło stwierdzenie, że owa dziewoja należała do nazistów. Mózg wyłączył mi się od nadmiaru absurdu. Coś jak mentalny bezpiecznik, rozumie pani.
Platynowa blondi zaczerpnęła głęboko tchu, jakby przed chwilą dostała ataku zadyszki i wciąż nie mogła dojść do siebie, mimo dobrej kondycji i szczerych chęci. Ostatnimi czasy M. była przeświadczona, że podąża za nią niewidzialna ekipa telewizyjna, a wszyscy jej rozmówcy są święcie przekonani, że robi na ich temat dokument. W zasadzie to wyjaśniałoby dlaczego zaczynają opowiadać jej najmroczniejsze sekrety i całe biografie przy najmniejszej nawet prowokacji. Banda cholernych szajbusów.
- Zanim przejdziemy dalej i całkiem już utoniemy w otchłani odrealnienia… chciałabym dowiedzieć się, z jakiego pani właściwie jest klanu. Jeśli można spytać.
A miała pewne podejrzenia, oj miała. Zdawać by się mogło, że w mieście mocno obrodziło ostatnio przedstawicielami klanu Malkavian.

-Klany nie są ważne. Możesz wierzyć w to co wszyscy, że Toreadorką jestem… ale to już nie moja broszka, moja młoda przyjaciółko…
W tym momencie fanatyczka militariów nachyliła się i powiedziała M. coś na ucho. Reakcja blondi była dosyć dziwna – zdziwienie, które zostało pośpiesznie zastąpione zgrzytnięciem zębów i słabo zakamuflowaną złością.
- Chodzi mi o tę waszą blondyneczkę z sonderkommando, o ile to ona. Stare zdjęcia nie są takiej dobrej jakości jak obecnie. Chyba niebawem będzie świtać. Jutro wieczorem zapraszam zatem do swojej willi… Do tego czasu, miłej nocy, reszty co jej zostało.
Kobieta zawróciła i podeszła do bramy, a później zniknęła w budynku. Miała rację, powoli zbliżał się świt. M. stała jak posąg jeszcze przez kilka minut, nie kryjąc buchającej wręcz ze swego wnętrza pogardy. Piąstki pozostawały zaciśnięte, twarz pełna nienawiści. Oczy pluły jadem niczym węże, jednak nie mogły już dostrzec godnego celu. Aż się w niej gotowało, a wszystko przez pojedyncze słowo, które padło z ust rozmówczyni. W końcu obróciła się na pięcie i ruszyła na powrót do willi. Plany relaksującego spaceru szlag jasny trafił.
 
Highlander jest offline  
Stary 11-01-2011, 00:57   #18
 
Ratkin's Avatar
 
Reputacja: 1 Ratkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwu
Caesar wszedł do swojego pokoju i zamknął za sobą drzwi. Rozejrzał się ze zniesmaczeniem, którego szczytowy moment osiągnął z głośnym parsknięciem, kiedy jego wzrok spoczął na laptopie. Czarny, niezbyt duży plecak wylądował na posłaniu łóżka.

Kolejne schronienie. Przydatna sprawa, zwłaszcza pod kątem lokalizacji. Jego dotychczasowe schronienie było "spalone" po zdarzeniach w szpitalu. Tak, lokalizacja bardzo mu odpowiadała... Z drugiej jednak strony - kolejne zmartwienie, kolejna sprawa rozpraszająca jego uwagę. Caesar lubił koncentrować się na jednej sprawie. Obsesyjnie wręcz można by rzec, choć on oczywiście unikał tego słowa...

Podszedł do okna by zaczerpnąć świeżego powietrza. Obcowanie z tą bandą chodzących trupów przyprawiało go o niemiły posmak w ustach. Widok z okna miał raczej średni, więc nie było do czego powzdychać. Dyskomfort w ustach pozostał, więc Caesar podszedł do plecaka i wygrzebał z niego taśkę z przyborami toaletowymi.

Kretynka, ja, przypudrowaną twarz? - burknął cicho do siebie. - Moja wina że za życia byłem blady? Dobrze że chociaż zdążyłem się ogolić przed Przeistoczeniem. - uśmiechnął się do siebie gładząc się po aksamitnym policzku, faktycznie bardzo nawet jak na żywego trupa bladym.

Wycisnął pastę na włosie szczoteczki i rozpoczął żmudny proces czyszczenia swojej jamy ustnej. Mruczał jeszcze coś pod nosem, ale w zasadzie nie było to nic poza osobistymi uwagami wobec jego ostatniej rozmówczyni, a nie było to nic wartego przytaczania...

Wędrował po pokoju gadając do siebie i żywiołowo gestykulując wolną ręką. Od niechcenia wcisnął przycisk włączający laptopa i podszedł znów do okna. Wyjrzał je, chcąc jeszcze raz przyjrzeć się widokowi jaki się z niego roztaczał, nim zasunie przeciwsłoneczne rolety.

Na dole stał Jocker z Batmana i gapił się na niego z miną bardzo pijanego człowieka, z wszystkich sił starającego się upewnić że widzi tylko jednego rozmówcę, a nie bliźniaki, do tego cholernie szybko wirujące.

Caesar szybko skorygował dwa drobne błędy swojej percepcji. Pierwszym była pomyłka co do tego, na kogo parzył Joker. Stety bądź też niestety, najwyraźniej patrzył on właśnie w kierunku okna sąsiedniego pokoju, a nie na myjącego zęby Caesara. Dobrze że nie chodził teraz po domu nago, jak to się mu czasem zdarzało. Drugim, był fakt że to nie Joker a jeden z jego nowych "kolegów".

Wyglądał... no wyglądał niewiele gorzej niż wtedy na "audiencji generalnej". W umyśle Caesara znów zaświeciły dwie lampki. Pierwsza, bardzo ochoczo przypominała skąd to "kolega" wracał. Druga nieśmiało przypominała mu że o ile dobrze pamiętał, to pokój obok zajmowała właśnie wyszczekana blondynka. Pewnie łaziła pinda jedna roznegliżowana po pokoju i się zagapił "kolega"...

W zasadzie nie najbrzydsza jest, pomyślał sobie Caesar, jednak nie miał zbyt dużo czasu na rozmarzenie się jakby to koleżanki nie puknął gdyby był jeszcze śmiertelnikiem, gdyż tym razem "Joker" patrzył się już z całą pewnością na niego. Caesarowi pozostawało wierzyć, że "kolega" nie czytał w myślach, albo co gorsza nie należał do tych, którzy preferują męski a nie damski negliż...

Uzbrojony w tarczę swej wiary i oręż w postaci szczoteczki do zębów, wykonał w kierunku "Jokera" szereg szybkich gestów, jednoznacznie zapraszących go na rozmowę do niego...

Kenneth wgapiał się w okno willi. Krew. Była tam? Czy nie było? Refleks świetlny? Raczej nie, zbyt ciemno i nie ma czegoś jak śnieg, czy wypucowane lustro. Jak mogła zniknąć plama krwi? Zamyślił się patrząc w parapet zsuwając z nosa okulary. Znał wiele dziwnych sztuczek, ale krew, która znika po dwóch sekundach, nie jest tym, co potrafią wampiry. Chociaż patrząc z drugiej strony... To, czego dowiedział się dzisiaj całkowicie zbiło go z tropu, więc czy może już wierzyć własnym zmysłom? Trzymał w ręku Księgę Nod, Może siła, jaka go wzmocniła była aż tak silna, że otępiła jego percepcję? Powinien się z tym przespać...

Wnet zobaczył w oknie ze szczoteczką do zębów w ustach wystraszonego Kainitę, którego widział na spotkaniu u Księcia. Był w stu procentach Malkavianem, co dawało dużo możliwości mimo wszystko. Kenn nieznosił wampirów, pieprzone pijawki, zasrane pasożyty, ale to właśnie Malkavianie wydawali się być najbardziej znośni z całej tej hordy skorumpowanych i intryganckich gnojków. Chorzy na umyśle, pieprzenie. Malkavianie dostąpili wyższego poziomu wtajemniczenia odnosząc się do potęgi krwi Kaina płynącej w żyłach każdego spokrewnionego. Romantyzm. W tą epokę nie ingerowali tylko Toreadorzy, ale również Malkavianie. W wielu utworach literackich można spotkać motyw uświęcenia dla chorób psychicznych, oni widzieli więcej i to samo wiedział Kenneth. Tak więc ten cały Malkavianin był na początku jedyny warty rozmowy.

Zapalił papierosa i zaciągnąwszy się dymem ruszył w stronę drzwi willi. Skierował się w stronę pokoju wymachującego rękami w jego stronę kainity. Nie pukał. Od razu otworzył drzwi, wszedł i kopnął je, by się zatrzasnęły.
- No, słucham. - odparł zimno Kenn. Może ten gość był wart rozmowy, ale nie warto było się od razu pokazywać jak hippis kochający wszystko i wszystkich.

Kiedy "Joker" tak bez pardonowo skorzystał z otrzymanego zaproszenia, zastał swojego gospodarza spokojnie wypakowującego swój plecak. Na łóżku idealnie złożone leżały zapasowe ciemne podkoszulki, bielizna i skarpetki. Kosmetyczka z przyborami toaletowymi nieco niedbale w kąt posłania przyciągała wzrok swoim rozmiarem dając do myślenia co do zapasów w sobie mieszczonych...
-Dobranoc. - odpowiedział spokojnie Caesar nie odwracając się i zamykając plecak. Spokojnie odwrócił się i zarzucił go sobie na ramię. - To znaczy, w zasadzie dobrywieczór, ale skoro śmiertelnicy w zasadzie żyją w dzień a my w nocy to może powinniśmy się witać tak jak oni żegnają? Nieważne... co to ja chciałem od Pana...-
Caesar był ewidentnie zbity z tropu przez kilka sekund. - W zasadzie chyba należałoby zacząć od przywitania się.

-Proszę mi mówić Caesar, choć oczywiście nie jest to moja prawdziwe imię.-podał dłoń "Jokerowi". -Chciałem z Panem porozmawiać, ale atmosfera tego miejsca jest tak sztuczna, że nie sprzyja moim zdaniem do budowania jakichś między... międzyludzkich relacji. Mam wrażenie że jedyne co możemy tutaj zbudować, to relacje raczej między-nie-ludzkie, typowe dla starszych członków Rodziny. Nie wiem jak Pan, ale ja nie zamierzam się wyzbywać swojego człowieczeństwa... no ale o tym porozmawiamy może potem i przede wszystkim, nie tutaj? Zaproponowałbym pewnie miejsce na mieście, wystarczająco "publiczne" a zarazem zapewniające anonimowość, w sam raz na bezpieczną i niezobowiązującą rozmowę...
Kenneth ze spokojem przyjął chaotyczne słowa Malkaviana, lecz takie owijanie wszystkiego w niepotrzebne słówka było zwykle dla Kenna dosyć irytujące.
- Ja jestem Kenneth, miło mi. - odrzekł zaciągając się papierosem. - Nie ma problemu, jak dla mnie... to miejsce... jest dość dziwne, jeśli mogę się tak wyrazić. Chciałem jeszcze coś zobaczyć, więc może umówmy się przed wejściem za jakieś... piętnaście minut? Pasuje? - spytał wydmuchując dym, który unosił się pod sufit.

-Mnie również. Widzimy się więc przy wyjściu...
 
__________________
-Only a fool thinks he can escape his past.
-I agree, so I atone for mine.


Sate Pestage and Soontir Fel
Ratkin jest offline  
Stary 11-01-2011, 14:49   #19
 
Nadiana's Avatar
 
Reputacja: 1 Nadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemu
Jak zawsze odebrał, Mila musiała przyznać, że jego umiejętność radzenia sobie z aktualnymi technikami była godna podziwu. W końcu dla kogoś kto liczy sobie kilkaset lat to spory wysiłek.
- Witaj Rudolfie. Słuchaj, wybierasz się może na to przyjęcie do Natashy?
Była niemal pewna, że tak. Ale i tak miała zamiar wypytać go o komunistkę, a także o swoich kompanów, może będzie wiedział coś nowego.
-Naturalnie, że tak! To będzie jeden z tych balów, które zapadają w pamięć. Zawsze co kilka lat organizuje takie bale i zabawa jest naprawdę godna uznania. Nasza gospodyni będzie zapewne jak co roku starać się i stanie na wysokości zadania.
- Słyszałam plotki, że związana jest z radzieckimi służbami specjalnymi...
- Stare dzieje, niektórym się wydaje, że w swym nieżyciu zajmują się sprawami, którymi zajmowali się za życia. Owszem, była kiedyś komunistką, pracowała w jakiejś jednostce specjalnej, jednak wtedy jeszcze żyła... Później jednak została Dzieckiem Nocy i przestała się interesować zarówno komunizmem jak i walką klas, a tym bardziej pracą dla służb specjalnych Związku Radzieckiego.
- Jesteś pewien? No, skoro tak. A słyszałeś może o Brigette Wibeke?
- Hmm... Zasadniczo tak - powiedział ostrożnie- a po co ci konkretne informacje? W sumie nie tyle po co co skąd ty wiesz o niej?
- Spotkałam ją niedawno - Mila również ostrożna, znała tego starego arystokratę nieźle, nie na tyle jednak by mu bezgranicznie ufać - Spotkałam ją i wydała mi się nieco... specyficzna.
-Interesująca osoba, nieprawdaż? - odpowiedział wymijająco- Jest całkiem miłą kobietą jak się ją pozna z bliska. Może nie dałbym jej czegoś na przechowanie ale rozmawiać mógłbym długo
Kleptomanka?
- Na przechowanie, ale czemu?- kobieta była autentycznie zdumiona.
- Sie ist Hexe - powiedział po niemiecku Rudolf- jest Niemką, jest ze starej dobrej rodziny ale ma w sobie to coś, co sprawia, że nie chcesz mieć z nią za wiele do czynienia ale jest coś co sprawia, że też Ciebie pociąga. To uczucie... Pamiętasz, jak się poznaliśmy? Właśnie o czymś takim mówię, ona będzie udawać nieprzystępną albo i będzie nieprzystępna ale w końcu jak się z nią porozmawia i Ciebie polubi to wtedy koniec. Z jednej strony masz ochotę uciekać, a z drugiej słuchać jej i słuchać.
- Mhm, dziękuje ci. To widzimy się na przyjęciu prawda?

Nie widziała konieczności kontynuowania tej rozmowy dalej. Rudolf wiedział dużo, ale większość z tych informacji sama zamknęła się w mózgu, w szufladce z etykietką “nieistotne”. Podziękowała mu grzecznie za informacje i rozłączyła się. Pomyślała, że warto by jeszcze zadzwonić do Scottiego, dziennikarze nie raz bywali lepiej poinformowani od policji. Może on wie coś o masakrze...
 
Nadiana jest offline  
Stary 15-01-2011, 00:58   #20
 
Rudzielec's Avatar
 
Reputacja: 1 Rudzielec jest na bardzo dobrej drodzeRudzielec jest na bardzo dobrej drodzeRudzielec jest na bardzo dobrej drodzeRudzielec jest na bardzo dobrej drodzeRudzielec jest na bardzo dobrej drodzeRudzielec jest na bardzo dobrej drodzeRudzielec jest na bardzo dobrej drodzeRudzielec jest na bardzo dobrej drodzeRudzielec jest na bardzo dobrej drodzeRudzielec jest na bardzo dobrej drodzeRudzielec jest na bardzo dobrej drodze
Myślała, miała na to czas, Viktor musiał dzwonić rozmawiać szukać. Po namyśle zdecydowała, że mu przeszkodzi i poinformuje o zmianie swojej lokalizacji. Będą jej potrzebne rzeczy jeśli ma tu siedzieć, choć wprawdzie Książę nic takiego nie powiedział i wydawało się, że dom został im wyznaczony jako baza wypadowa ot z grzeczności. Ale Książe był Ventrue, czyli politykiem czyli manipulatorem dla którego byli tylko pionkami. A sytuacja była tak dziwna, że każdy pionek z resztką instynktu samozachowawczego-lub paranoi jak nazywali to niektórzy- zastanawiał się w imię czego chcą go poświęcić. Dziwaczny „list żelazny” nie mogła sobie wyobrazić co miałoby skłonić Camarille i Sabat do rozejmu choćby na chwilę, łącznie z końcem świata. Więc jaki miały mieć cel? Uspokojenie? Zapewnić poczucie bezpieczeństwa na czas akcji? Niemożliwe, nikt kto zobaczyłby takie listy nie pomyślałby ”Och super to już mi nic nie grozi ze strony tych psychopatów” raczej „Ktoś mnie w ciula robi” skarciła się w myślach za słownictwo niegodne damy. Lecz zaraz potem wzruszyła ramionami, najwyraźniej tresura jej rodziców była skuteczniejsza niż myślała. Odepchnęła jednak te myśli one prowadziły do wspomnień o Wolfgangu, a to zawsze paskudnie na nią działało. Wróciła myślami do obecnej sytuacji oceniając ją jak partię szachów. Nie znała celu gry nie znała przeciwników i widziała tylko kilka figur, nie najlepsze zestawienie. Ale w takim razie jej cel pozostawał bez zmian, przeżyć. To zawsze było zwycięstwem. Na razie trzeba było odnaleźć dziewczynę którą chciał dorwać Książę dowiadując się o sytuacji ile się da i nie dawać tego po sobie poznać. Wyciągnęła komórkę, trzeba dać znać gdzie jest i czego potrzebuje i będzie musiała porozmawiać z tutejszą służbą. Koniecznie musi wiedzieć więcej o tym miejscu jeśli ma tu zostać. W tym momencie zadzwonił Viktor, zaskoczona omal nie upuściła telefonu.

-Viktor? Co się stało? Masz coś?-zapytała.
-Mam i nie spodoba się to Tobie. Primo, możemy już mówić w około "Heil Hitler", książę uznał, że skoro jesteśmy na jego domenie to primogen może znać naszą przeszłość. Postąpił zresztą w ten sposób z innymi z tej waszej koterii... Ciekawe, że o tym malkavianie nic nie można się dowiedzieć sensownego... Ale gadanie z Malkavianami nigdy nie należało do najprostszych. Ten z którym rozmawiałem zaczął układać fortyfikację z jedzenia. Secundo, tak czy inaczej jest problem. Natasha, ta od tego balu. Ona jest z GRU, wcześniej NKWD... z komórki która szukała waszego komanda, wie o programie Hexe i co ciekawsze nic z tym konkretnego nie robi, więc tym bardziej jest niebezpieczna...zaś co tyczy się dziewczyny. Była kimś kto wspiera archeologię i to hojnie. Bogata, młoda, żyć nie umierać. Teraz kwestia jej śmierci, jak stoisz to usiądź. Mam niepotwierdzone informację, iż Sabat z polecenia naszego księcia stał za jej porwaniem, muszę to sprawdzić. Nie wiem, potrzebujesz tam coś? Mogę podrzucić bez problemu...

~Czyli księciunio uznał, że lepiej zdmuchnąć naszą przykrywkę w świecie Spokrewnionych? Niedobrze, możliwe, że uznał naszą dwójkę za nieprzydatną czyżby znalazł sobie kogoś innego na posyłki? Może jedno z jego niewydarzonych potomków? Nieważne, nasza „spec grupa” najwyraźniej ma posłużyć za wabia podczas gdy ta gadzina przeprowadzi swój prawdziwy plan kiedy nas będzie wykańczał jego przeciwnik. Sam przecież stwierdził, ze zaprzeczy jakimkolwiek powiązaniom z naszą grupą a potem podstawił nas praktycznie od nos innym graczom więc cokolwiek się stanie jest czysty i może wyjść tylko in plus. Tylko co spodziewa się zyskać?~
Szybko podała adres i poprosiła o swoje rzeczy, chciała mieć Viktora przy sobie ale uznała to za zbytnie ryzyko, jeśli dom był pułapką a oni przynętą to wolała mieć kogoś na zewnątrz kto przynajmniej spróbowałby ją wyciągnąć.

-A co z resztą? Zorg, Freeman i szpitalem? Jakieś wieści czy trzeba ci więcej czasu?-Wtedy ją olśniło-Jesteś pewien tego zlecenia od Księcia?
-Ufam swoim źródłom, nie mam dowodów ale mój informator to potwierdza.
-Wpadnij tu jak najszybciej, i weź rzeczy. Musimy pogadać-rozłączyła się jeszcze raz śledząc tok swego rozumowania. Książe ma jakieś powiązania z Sabatem, wysyła nas na dziwaczną misję. Grupę niezgranych nie ufających sobie wampirów zupełnym przypadkiem takich za którymi by nie tęsknił. Przyjmijmy, że dziewczyna jest ważna, może to źródło nacisku dające duże wpływy wśród wampirów? W każdym razie kiedy my się rozbijamy bezskutecznie po mieście on po cichu wysyła ekipę zawodowców ci łapią laskę a my na przykład giniemy w czasie dziwnego wypadku może eksplozji instalacji gazowej w samo południe? Wtedy oficjalnie Książę sie starał i ma dziewczynę którą może wykorzystać do uzyskania lub umocnienia swej władzy. Możliwe, że do zatarcia śladów wywoła nawet małą wojenkę z Sabatem, tak by jego kontakty po tamtej stronie również poszły do góry w hierarchii albo wręcz przeciwnie w dól do piachu żeby nie było świadków...

~Opanuj się.~ skarciła się w myślach~Snuciem teorii spiskowych tylko zasłaniasz sobie obraz rzeczywistości. Zbierz dowody, poszlaki ślady. Każda informacja może cię wyciągnąć z tego bajzlu.~ Wzięła głębszy oddech, właściwie z przyzwyczajenia, zawsze tak robiła przed trudnym zadaniem. ~Chyba wypadałoby porozmawiać z resztą, możliwe, że doszli do podobnych wniosków lub mają dowody na ich nieprawdziwość. No i może coś przekąsić, lepiej stawia się czoła światu z pełnym żołądkiem.~Przeszło jej też przez myśl że musi pogadać ze służbą, może wyciągnie z nich coś użytecznego?
 
Rudzielec jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:36.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172