Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-01-2011, 11:02   #49
Midnight
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację
Błogosławiona czerń miłosiernie przygarnęła ją do siebie. Otulona jej opiekuńczymi ramionami unosiła się w bezpiecznej pustce. Wreszcie wolna.
Ile czekała na tą chwilę?
Przywołane pytaniem pojawiają się sceny z życia, które właśnie dobiegło końca. Zielona sukienka, mały kucyk, wianek z leśnych kwiatów. Ponaglający głos matki, dotyk jej dłoni na policzku, uśmiech. Ojciec. Srogie spojrzenie i władczy głos. Ich wzajemne oddanie, czułość w spojrzeniu i duma. Kaldor. Rozwiane na wietrze włosy łaskoczą ją w nos doprowadzając do wybuchu niekontrolowanego śmiechu. Celryn. Psotne spojrzenia rzucone na chwilę przed ucieczką. Głośny pisk gdy im się udało.
Obrazy przyspieszają. Auraya na pierwszym balu z nieodłącznymi braćmi przy boku. Nieco większa elfka z roziskrzonymi oczami towarzysząca im na polowaniu. Ukochane oblicza zasłuchane w jej nowy utwór wygrywany na zdobnej lutni. Słońce lśniące na ostrzu miecza podczas ich wspólnych ćwiczeń. Śmiech, głośny i szczery. Szum morza i smak soli na ustach. Ciche słowa zapewniające że zaraz będzie lepiej.
Kłamliwe, mające zamydlić oczy przed bólem który szponiastymi dłońmi wyrywa ją z bezpiecznego schronienia. Opada coraz szybciej i szybciej. Szarpana coraz to nowymi falami doznań, których nie chce czuć. Krople deszczu na twarzy, czyjś dotyk, chłód i ból połączony z niesprecyzowanym uczuciem zagrożenia. Dłoń na próżno starająca się zacisnąć na czymś co powinno się w niej znajdować. Sztylet. Usłużna pamięć przywołuje obraz srebrnego ostrza, dłoni i pustego spojrzenia. Próbuje wstać jednak nie jest w stanie pokonać silnych rąk uparcie utrzymujących ją w miejscu. Jęk, wyrwany na wolność z okowów posiniałych z zimna ust, wznosi się w stronę nieprzychylnego nieba. Nie jest sam, tuż za nim podąża imię wypowiedziane słabym ale przepełnionym wrogością głosem.

- Cykada...

Nie jest w stanie wymówić jego prawdziwego imienia. Nie, dopóki ma ten obraz przed oczami. Przestając się szarpać otwiera je by spojrzeć w twarz swemu prześladowcy.

- Celryn?

Zdziwiona na chwilę zapomina o krępującej jej ruchy sile.

- Gdzie mój sztylet?

Następne pytanie miało już w sobie nieco więcej przytomności ale i żądzy mordu która rozświetla spojrzenie dzikim blaskiem.

- Zaraz dostaniesz - uspokajającym tonem powiedział Celryn. Spojrzenie Aurayi sugerowało coś całkiem przeciwnego, ale wolał jej nie denerwować.

- To dobrze. - Uśmiech bynajmniej nie umniejsza wrażenia jakie pozostawił po sobie ów błysk.
- Mógłbyś mnie już puścić?

Nim zdążyły przebrzmieć słowa, spojrzenie Aurayi rozpoczęło wędrówkę po dostępnym jej fragmencie świata w poszukiwaniu czegoś, lub kogoś. Nim jednak odnalazło zgubę przez szum deszczu, który zdawał się nie mieć końca, przedarł się znajomy głos. Podążając wzrokiem za jego brzmieniem tylko na chwilę zboczyła z kursu by zmierzyć Celryna chłodnym spojrzeniem.

- Mój sztylet. - Powtórzyła po czym wróciła do obserwowania drugiego z braci.

- Za chwilkę! - Tym razem w głosie Celryna zabrzmiała wyraźna sugestia, że owa chwila nastąpi dopiero wówczas, gdy on wyrazi na to zgodę. - Leż spokojnie i ciesz się życiem.

Śmiech jaki wydobył się z jej gardła nie miał w sobie nic radosnego.

- O tak... Z przyjemnością będę się nim cieszyć... - Na krótką chwilę zrezygnowała z obserwowania każdego ruchu zdrajcy by baczniej przyjrzeć się niespodziewanej przeszkodzie.
- Gdy już odzyskam swoją broń. - Dokończyła z przymilnym uśmiechem na ustach.

- Oczywiście, siostrzyczko. - Uśmiech Celryna z powodzeniem mógłby konkurować z jej uśmiechem. - Ale nie po to się z tobą tak namęczyłem, żebyś teraz wyrzucała moją pracę w błoto. Spróbuj usiąść - dodał po sekundzie.

Upewniwszy się że krępujące ją dłonie zniknęły, ostrożnie uniosła się do pozycji siedzącej. Świadoma czujnego wzroku braciszka opuściła głowę upewniwszy się wcześniej, że to co było jej potrzebne znajduje się w zasięgu jej dłoni.

- Podejrzewam że nie masz przy sobie wina? - Zapytała słabym głosem, jednocześnie dla pewności kładąc lewą dłoń na błotnistej ziemi.

- Twój medyk chwilowo nie poleca wina
- odparł kryjąc uśmiech.-
Ale niedługo będziemy w Czerwonym Jabłku. Będziesz mogła wypić nawet cały dzbanek.

Westchnienie żalu które wydobyło się z jej piersi było niemal autentyczne.

- To może chociaż... - Uniosła głowę by spojrzeć błagalnie na brata gdy nagle jej oczy rozszeżyło wprawnie udawane przerażenie.
- Celrynie za tobą...

Za nim nie mogło być nic, prócz powietrza. No i magicznego wierzchowca, który sam z siebie nie zrobiłby nawet kroku. Poza tym cokolwiek by się tam zjawiło, wywołałoby wcześniejszą reakcję Tree, którego refleks był dużo lepszy, niż któregokolwiek z tu obecnych.

- Tak? - zamarkował ruch głową do tyłu, w rzeczywistości obserwując Aurayę kątem oka.

Przerażenie natychmiast ustąpiło miejsca stalowemu błyskowi, gdy głowa Celryna, a z nią jego przenikliwe spojrzenie, powędrowały we wskazanym przez nią kierunku. Błyskawicznie obróciła się na lewą stronę i chwyciła w dłoń sztylet ignorując zdradzieckie, czarne plamy które na chwilę przysłoniły jej pole widzenia. Teraz wystarczyło jedynie zebrać siły i wstać. Mając nadzieję że porusza się wystarczająco szybko, zerwała się z mokrego podłoża i odwróciwszy w stronę upragnionego celu zrobiła pierwszy, za zaraz za nim kolejny chwiejny krok.

- Gelditasuna! - Głos Celryna dotarł do jej uszu. I zatrzymał w pół kroku.
 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]
Midnight jest offline