Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 29-12-2010, 02:03   #41
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
Czuł się źle. Bardzo źle.
Nie będąc w Lusan Kaldor czuł się bardzo odsłonięty, jakby wszystko co żywe w okolicy przyglądało mu się bacznie i tylko czekało na odpowiednią okazję do zaatakowania. Kto wie, może i tak było... po lasach żyją przecież różne istoty od zwierząt począwszy, na dzikich elfach i goblinach skończywszy. Albo i gorzej.

W każdym razie nie miał zamiaru dawać im okazji do działania. Między nogami postawił sobie nabitą i gotową do strzału kuszę, w kilku strategicznych miejscach ubrania miał powtykane sztylety do rzucania, a przy pasku kilka flakonów ognia alchemicznego.
Ponadto gdzieś w jukach miał kilka różdżek magicznych o różnych zastosowaniach. Nie żeby je kupił, ale był przekonany że ich pierwotni właściciele już ich nie będą potrzebować.
A poza tym...


Rozmyślając nad różnymi sprawami prawie przeoczył fakt, że Auraya oddaliła się od nich na znaczną odległość do przodu. Westchnął ciężko. Jego siostra. Cudownym sposobem odnaleziona w jakiejś zaplutej Luskańskiej spelunie.
Spojrzał także na Cerlyna, swojego brata, który odnalazł się kilka godzin przed Aurayą. I wyciągnął go z miasta na kilka miesięcy na coś w rodzaju wakacji.

Kurwa... Nic tylko usiąść i zacząć płakać. I jeszcze ten tatuaż na prawym ramieniu. Czy raczej znamię. Miał nadzieję że po drodze natrafią na jakiegoś uzdrowiciela, mędrca, czy innego choleryka.
I że wreszcie wyjadą z tego cholernego lasu. Lasu w którym on, elf, czuł się gorzej niż niejeden krasnolud. Kolejny powód to śmiechu.

Nagle poczuł ból. Auraya zaczęła się do nich zbliżać. Lewe ramię, z którego teraz wystawała krzywa i dziwnie krótka strzała odmówiło mu nagle posłuszeństwa zmuszając go jednocześnie do wrzasku z bólu.

Gobliny. Tego mu było trzeba. Małe, parszywe gnojki, żeby się wyżyć. Ale... chwila. Zielonoskórzy mieli wsparcie. Duże, mięsiste wsparcie trzymające jakiś pniak w łapach.
Ogr.

Niewiele myśląc, Kaldor wyszarpał zdrową ręką buteleczkę zza pasa i cisnął nią w monstrum.
Leci... Leci... Trafiony!
Ogr zaczął się bardzo ładnie palić, wrzeszcząc przy tym jeszcze ładniej, jednak to był dopiero początek ich kłopotów - zza drzew wychodziło pół tuzina goblinów z łukami gotowymi do strzału.

Elf zszedł z wierzchowca możliwie szybko i możliwie nie obciążając przy tym lewego ramienia. Zdrową ręką wyszarpnął sztylet zza pasa i... czekał co mu los przyniesie.
 
Gettor jest offline  
Stary 31-12-2010, 18:40   #42
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Szybka jazda pod gwiazdami to czysta przyjemność, szczególnie jeśli ma się odpowiednie towarzystwo. A czyż można sobie wyobrazić lepszych towarzyszy podróży niż odnalezione po latach rodzeństwo?
Na to pytanie, choć z zasady powinno zostać zaliczone do retorycznych, można było znaleźć odpowiedź. Jak powiadali mądrzy ludzie, rodziny się nie wybiera. A że mądrzy ludzie miewali czasami rację, to i ta oczywista oczywistość znajdowała potwierdzenie w tej sytuacji.
Co o nich wiedział?
Praktycznie biorąc nic. Chociaż kiedyś znali wprost swe myśli, to od tego czasu minęło ładnych kilka lat. On się zmienił, więc tamta dwójka z pewnością również. Czy ta wspólna wycieczka pozwoli przywrócić stare więzi, czy też za dwa miesiące spojrzą na siebie i pomyślą ‘nareszcie koniec...’
Kaldor... Czym się zajmował? Jakie interesy prowadził? Bo jakoś nie wyglądało na to, by był zwykłym praworządnym obywatelem.
A Auraya? O Lisie słyszał. Wystarczająco dużo słyszał by wiedzieć, z kim ma do czynienia. Ale była jego siostrą... I z kim to rozmawiała w tej chwili jego ukochana siostrzyczka? Kim był tajemniczy jeździec, którego cień pojawił się nagle koło niej? Zleceniodawcą? Wyrzutem sumienia? Kochankiem?
Znajdował się zbyt daleko, by usłyszeć co mówiła. A nawet gdyby był bliżej... czy miał prawo wdzierać się w jej tajemnice? Chyba nie.
Jeśli zechce, to powie.

Ostrzegawczy syk Tree zaalarmował Celryna wcześniej, niż zrobił to widok zawracającej Aurayi czy krzyk ranionego Kaldora.
Grupka bandytów, jaka wysypała się z lasu na trakt, stanowiła nieco nietypową zbieraninę jak na te okolice. Zwykle grasowali tu ludzie. Jeśli ludźmi można nazwać takie wyrzutki społeczeństwa. Ale gobliny i ogry? To było coś nowego.
Smugi magicznych pocisków przecięły powietrze. Trzy z nich trafiły zielonego kurdupla, który w biegu uniósł łuk do strzału. Nie zdążył zrealizować swego zamiaru. Stanął w pół kroku i zwalił się na piaszczysty trakt.
Jego sąsiad miał tyle samo szczęścia. Lub pecha. Otworzył usta, gdy magiczne pociski trafiły go w pierś. I to było wszystko, co zdążył zrobić przed rozstaniem się z tym światem.

Dokąd gobliny idą po śmierci?
Te dwa już o tym wiedziały, ale wypytywanie ich o to byłoby stratą czasu, niepotrzebną zresztą, jako że życie pogrobowe zielonoskórych stworów nigdy Celryna nie interesowało. Poza tym mieli na karku ważniejsze sprawy do załatwienia.
Co najmniej cztery sprawy.

Celryn zeskoczył z wierzchowca, który ustawił się tak, by stanowić choćby częściową osłonę przed kolejnymi strzałami.
- Haizea!
Podmuch wiatru podniósł z gościńca piasek i liście, by unieść je w stronę łuczników.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 31-12-2010 o 18:44.
Kerm jest offline  
Stary 02-01-2011, 14:47   #43
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację
Szczęściem nie oddaliła się zbytnio od braci. Wyrzucając sobie w myślach swoją nierozwagę zatrzymała rozpędzone zwierzę tuż za linią oporu jaką utworzyli. Chwilę trwała pochylona nad końską grzywą zbierając siły by z siąść i do walki się przyłączyć. Nie mogła przecież pozwolić by sami stawiali czoła przeciwnikowi wyraźną przewagę liczebną posiadającemu. Dlaczego aż tak osłabła? Wszak zazwyczaj niemoc chwilę jedynie trwała, krótką niczym oka mgnienie. Zazwyczaj jednak odchodził łagodnie układając ją do snu lub czułym pocałunkiem przerywając połączenie mocy. Przekląwszy w myślach swą słabość uniosła głowę by sprawdzić jak się sprawy na trakcie maja.

Uśmiech rozjaśnił jej twarz gdy zdała sobie sprawę że jedynie czterech przeciwników wciąż na nogach stało. Dobrą drużynę los jej zesłał skoro sami przeciw znacznym wroga siłom stanąwszy takie spustoszenie zdołali uczynić.
Podmuch wiatru niosący w swych objęciach falę rozmokłych liści niczym zasłona odgrodził ją od widoku wroga. Imponująca sztuczka, jednak Auraya doszła nagle do wniosku że wolałaby jej jednak nie widzieć. Nie wiedząc czemu nie przepadała za magia i czarodziejami. Długo wpajane przestrogi głęboko w sercu wyryły tą niechęć którą nawet siostrzana miłość nie mogła złagodzić. Magowie byli wrogami. Podstępni i zaprzedani złu. Byli zagrożeniem dla ... Nie była pewna dokładnie lecz skoro On ją przestrzegał przed nimi to kimże ona była by w prawdziwość tych przestróg wątpić?

Z bezsensownych rozmyślań wyrwało ją okrzyk bojowy jaki zza zasłony się wydobył. Czując że chwila odpoczynku swoje zrobiła, przerzuciła nogę i już prawie ją na rozmokłym trakcie postawiła gdy nagłe szarpnięcie połączone z ostrym bólem pozbawiło ja równowagi. Zupełnie jakby czas nagle zwolnił swój bieg, ujrzała jak palce dłoni zaciśnięte do tej pory na łęku siodła, rozwierają się a samo siodło wraz z koniem oddalają. Spotkanie z ziemią wydarło z jej ust cichy jęk zabarwiony nutką zaskoczenia.

- Jedno z głowy. - Usłyszała męski głos dziwnie znajomy i zdecydowanie dobiegający ze zbyt bliskiej odległości.
- Zajmijcie się pozostałymi. Ja....

Nie zdążył dokończyć. Odległość bowiem była zdecydowanie za bliska, a instynkt zdecydowanie za dobrze rozwinięty by pozwolić jej leżeć i czekać aż byle zbir zaszlachtuje ją na byle drodze. Nie myśląc wiele przewróciła się na brzuch ignorując nową falę bólu i cichy trzask, po czym chwyciwszy za cholewkę najbliższego przeciwnika pociągnęła z całej siły. Śliskie błoto zrobiło resztę posyłając go na łopatki w której to pozycji dokończył swój marny żywot ozdobiony rękojeścią sztyletu wystającą z jego pozbawionej tchu klatki piersiowej.

- Świat jest okrutny... -
Wyszeptała jeszcze po czym nieco chwiejnie podniosła się na nogi i dobywszy miecza ruszyła na pomoc walczącym braciom.
 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]
Midnight jest offline  
Stary 02-01-2011, 17:06   #44
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
Pociemniało mu w oczach, lecz tylko na chwilę.
Świat w tamtej chwili kręcił się zdecydowanie zbyt szybko, by mógł pomyśleć o czymś istotnym.

Wyrywając strzałę z ramienia zdusił krzyk bólu, jednak ledwo. Potrzebował kilku chwil, żeby opanować promieniujący ból w ręce, po czym przeszedł do działania.
- Skurwysyny. - powiedział wyciągając z jednej z sakw przy pasie mały, gruby kijek koloru niebieskiego.
Złamał go zdecydowanie w połowie, po czym... zniknął. Tak to przynajmniej wyglądało.

Obraz wokół niego stał się całkowicie szary - przestał dostrzegać jakiekolwiek kolory, jednak to było normalne w przypadku zaklęcia niewidzialności.
Z grymasem wściekłości ruszył bokiem traktu w biegu wyciągając długi sztylet.
Z twarzy zniknęły mu jakiekolwiek emocje, pozostał tylko beznamiętny wyraz, któremu towarzyszyły lodowato zimne, obojętne na wszystko oczy.
Jednak nikt nie mógł tego wtedy zobaczyć.

Bez trudu zaszedł zielonoskórych od tyłu i wymierzył pierwszemu z nich sprawiedliwość przez łopatkę aż po pierś. Na wylot.
Przeciwnicy nie mieli szansy zareagować, mimo iż Kaldor był już widzialny. Wyszarpnął broń błyskawicznie i ciął szeroko drugiego z goblinów. Krew trysnęła z szyi, zaczął charczeć, puścił łuk i upadł na ziemię.

W tym samym czasie zabójca wygiął się i kopnął w pierś trzeciego, ostatniego już przeciwnika. Tutaj też szybkie pchnięcie leżącego zakończyło sprawę.
Ale chwila... tam był ktoś jeszcze...

Skulony Kaldor wyprostował się momentalnie mierząc sztyletem w gardło Aurayi.
Nie rozpoznawał jej... ciemne plamy migały mu przed oczami. Przewrócił oczami, odchylił głowę w bok i padł na ziemię nieprzytomny.
Broń wypadła mu z ręki, zaś rana na lewym ramieniu zdradzała paskudne, zielone zabarwienie.
 
Gettor jest offline  
Stary 03-01-2011, 08:53   #45
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Wszystko szło bardzo ładnie, bardzo szybko i całkiem po myśli. Tyle tylko, że nie do końca po ich myśli...
Kaldor na ziemi, Auraya w niewiele lepszym stanie, ledwo gramoląca się na nogi, z zakrwawionym bokiem i wymachująca jakimś ostrzem. Co prawda na drodze pozostał tylko jeden goblin, ale, jeśli Tree się nie mylił, jeszcze ktoś się czaił w krzakach.
Dobrze by było zostawić kogoś przy życiu by się dowiedzieć, czy to był planowy zamach, czy też czysty przypadek. Może pajęczyna?
Koń nawet nie drgnął, gdy w jego szyję wbiła się goblińska strzała. Oto przewaga magicznego tworu nad zwykłym stworzeniem. Przed kolejnymi pociskami nie zdołał jednak ochronić Celryna. Magia ma swoje zalet, ale ma i swoje wady. Są też inni, niestety, którzy znają tę szlachetną sztukę. I potrafią ją wykorzystać przeciwko swym wrogom.

Smugi magicznych pocisków wyleciały z zarośli, nieomylnie kierując się ku wybranemu celowi. Celryn nie zdążył nic zrobić - mógł tylko liczyć na to, że jego ochronne zaklęcia zadziałają tak, jak trzeba.
Miedziany, niepozorny pierścionek, wchłonął magiczną energię, rozsypał się w pył i uleciał z wiatrem. Podobnie jak z wiatrem uleciały myśli o wzięciu kogoś żywcem.
- Hodei toxikoa! - krzyknął Celryn i nad krzakami, w których chowali się przeciwnicy zakłębiła się brudno-żółta chmura.
 
Kerm jest offline  
Stary 04-01-2011, 00:02   #46
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację
W spowitym mgłą umyśle Aurayi jasnym światłem rozbłysły dwie myśli. Pierwsza tyczyła się spostrzeżenia jakie udało się jej poczynić. Otóż wyglądało na to że jako jedyna z rodzeństwa nie stosuje w walce magii. Czy to tej naturalnej czy tej kupionej. Ona sama nigdy nie zdobyłaby się na skalanie swej mocy krwią. Jej dar pozostał czysty.

Druga rozjaśniła jej spojrzenie dzikim blaskiem. Tyczyła się śmierci i jej zapraszających dłoni wyciągniętych na jej powitanie. Nigdy nie uda się jej dotrzeć do Niego. Przynajmniej nie tak jak to planowała. Nie spojrzy mu w oczy i nie dojrzy w jego spojrzeniu dumy połączonej z miłością. Skoro jednak miała pogrążyć się w mroku to przynajmniej zabierze ze sobą tylu ilu się da.
Zacisnąwszy zęby by nie jęczeć z bólu ruszyła w stronę najbliższego goblina. Droga zdawała się dłużyć. Srebrzyste krople deszczu spadając na obnażoną klingę miecza wygrywały ostatnią melodię. Czysty dźwięk wdzierał się w duszę przygotowując ją do ostatniej i najważniejszej drogi. Dodawał odwagi by brnąć dalej mimo iż buty ślizgają się po mokrym podłożu, a widok zasłaniają wirujące płaty czerni.

Nagle wszystko cichnie. Srebrne ostrze sztyletu wynurza się znikąd by dotknąć delikatnej szyi. Zdziwiona spogląda w pustkę jej własnego spojrzenia. Chwila zdaje się trwać wieki. Wróg? Jednak wróg? Ta dłoń która nieraz chroniła ją przed upadkiem, która opiekuńczo przygarniała gdy łzy smutku przysłaniały świat. Ta sama dłoń wyciągnięta w jej stronę, pragnąca zabrać wszystko jednym, starannie wymierzonym pchnięciem.

Powracają dźwięki. Niczym fala przypływu zagłuszają myśli pozostawiając odruch obronny. Cofając się o krok traci równowagę i niemal upada. Zdziwiona że wciąż żyje spogląda na bezwładne ciało brata.

- Kaldor?


Ciche pytanie podszyte trwogą nie ma szans przebić się przez szum deszczu. Drżącą dłonią unosi miecz. Ostrze rozbłyskuje srebrnym blaskiem przetaczającej się przez niebo błyskawicy. Czyste, niemal dziewicze. Nie ma na nim krwi. Czy powinna opuścić je by zakosztowało posoki zdrajcy? Wzrokiem przeszukuje pole walki. Celryn zajęty walką zdaje się nie zwracać uwagi na rodzeństwo. Czy jest to tylko gra? Wszak spotkała ich razem.
Niepomna na ból prostuje się i zdecydowanym krokiem podchodzi do brata. Miecz posłuszny nakazowi unosi się lekko ponad ciało leżącego. Chłodna stal dotyka odsłonięty fragment szyi. To samo miejsce w które chwilę wcześniej wymierzony został sztylet. Pozostaje jedynie pchnąć.

- Żegnaj bracie.

Uczucie zagrożenia odwraca jej myśli od planowanego czynu. Posłuszna podszeptom instynktu chwyta mocniej miecz i ugiąwszy lewe kolano tnie z półobrotu. Głowa skradającego się goblina z głośnym plaśnięciem ląduje w pobliskiej kałuży. Ciemna posoka niemal natychmiast znika z powierzchni miecza. Osłabiona Auraya próbuje wstać by dokończyć to co jej przerwano. Ciało odmawia jednak posłuszeństwa zmuszając ją do opadnięcia na kolana. Miecz wypadając z bezwładnej dłoni z głośnym mlaśnięciem ląduje w błocie. Ostatkiem sił wyciągnęła zapasowy sztylet. Jednak nawet to ostrze zdaje się być zbyt wielkim ciężarem. Pokonana opuszcza głowę czekając na błogosławiony mrok i ciszę śmierci.
 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]
Midnight jest offline  
Stary 04-01-2011, 14:10   #47
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Z okrytych potraktowanych czarem krzewów wyszedł zgięty w pół człowiek. Zrobił dwa kroki i padł, wijąc się w niekontrolowanych drgawkach. Trudno było sądzić, że zdoła się podnieść i zrobić coś niebezpiecznego, lecz na wszelki wypadek Celryn unieruchomił go siecią pajęczyny, rzuconą z wyciągniętej zza pasa różdżki.
Pełne niepokoju popiskiwanie, jakie wydobywało się z ust Tree nie dotyczyło, na szczęście, kolejnych wrogów, tylko tak zwanej sytuacji ogólnej, a dokładniej tego, co działo się towarzyszami Celryna.
Do Kaldora, spoczywającego wśród kurzu i pyłu, dołączyła Auraya, blada niczym trup.
Celryn sięgnął po kolejną różdżkę. Leczenie nie należało do jego specjalności, ale przynajmniej tyle mógł zrobić dla Kaldora.
Błysk jasny jak promień słońca połączył na moment różdżkę z ciałem leżącego, wsączajac w jego żyły zyciodajną energią.
Celryn przykleknął przy siostrze. Jej stan wydał mu się znacznie poważniejszy. Wystraczyło popatrzeć na śmiertelną bladość oblicza. Ale oddychała.
Kolejny błysk, jasnością dorównujący słońcu. I następny.
Najchętnies spróbowałby ją obudzić, ale najpierw trzeba było usunąć ten nieszczęsny bełt. A w tym celu przydałaby mu się pomoc. Małe łapki Tree, chociaż nad wyraz sprawne, niezbyt się nadawały do przytrzymania Aurayi.
Czar, drugi.
- Przytrzymajcie ją.
Dwie pary niewidzialnych rąk unieruchomiło leżącą dziewczynę. Celryn chwycił za bełt.
- Zaraz będzie lepiej - zapewnił. A nuż słyszała...
Szarpnął.
 
Kerm jest offline  
Stary 05-01-2011, 12:17   #48
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
Była ciemność. Jednak nie ta przerażająca, przez którą wydawało się że coś za chwile na niego skoczy. Nie... ten mrok był kojący. Dający schronienie, bezpieczeństwo. Pozwalał mu skupić się, zebrać myśli, rozejrzeć spokojnie...

Jednak nie trwał długo - jaskrawe światło, z czyjąś twarzą w tle, rozświetliło okolicę. Chyba poznawał tą twarz... A może tylko mu się zdawało?
Wraz ze światłem przyszedł ból, na początku silny, potem coraz słabszy, niknący w głębi. Szlag by to wszystko trafił.

Blask zmieniał się miarowo w różne kolory. Zieleń, brąz, żółć... nadawał im kształty, dopóty, dopóki Kaldor nie uświadomił sobie że leży na drodze w lesie, a Cerlyn obok niego robi coś z Aurayą.
A niech sobie robi, gówno go to obchodziło. Pomasował kark prawą ręką, następnie to samo zrobił z prawym ramieniem.

Potem dostrzegł kogoś przy lesie...
- Czy ja odleciałem aż tak bardzo, czy tam jest jakiś człowiek szarpiący się z pajęczyną? - spytał Kaldor siadając na ziemi.
- Ano jest - Celryn skinął głową, nie odrywając wzroku od Aurayi. - A jeśli się szarpie to znaczy, że udało mu się przeżyć. Dziwne.
- Daj mi parę chwil, to się do niego przejdę. - Kaldor syknął z bólu wstając. - I wszyściutko mi wyśpiewa, jak na spowiedzi.
- Jeszcze chwilkę tak poleży. - zapewnił Cerlyn. - Masz. - Wyciągnął niewielki flakonik i rzucił bratu. - Wypij.

Otworzył buteleczkę, powąchał zawartość, a następnie wypił. Ciepło, jakie rozeszło się po jego ciele było nader przyjemne, kojące dla zranionej ręki i pozwoliło mu wstać.
A także naciągnąć kaptur na głowę.

Co prawda człowiek zaplątany w sieć zapewne widział jego twarz, jednak warto było zaryzykować dla dodatkowego czynnika zastraszającego.
- Jak się nazywasz? - spytał Cykada
- Gówno ci do moje... - zaczął, lecz zabójca chwycił go mocno za szyję.
- Zła odpowiedź. Powiem to raz i tylko raz. Jeśli nie odpowiesz na moje pytania, potraktuję cię toksyną pewnego bardzo wrednego rodzaju pająka, przez którą twoje płuca zostaną powoli sparaliżowane i będziesz umierał w męczarniach przez kilkanaście minut. - Wyciągnął zza pasa niewielki nóż, którego ostrze świeciło się na fioletowo. - Taak, to właśnie to. Więc zacznijmy jeszcze raz. - puścił człowieka. - Jak się nazywasz?

Teraz Cykada widział, że tamten jest przerażony.
- Alden, panie! - wykrzyczał.
- Bardzo dobrze. Teraz powiedz, czemu zaatakowały nas te gównojady.
- Ja nie... - znów nie zdążył dokończyć, bo Cykada przyłożył mu zatruty nóż do gardła tak, że Alden musiał mocno wychylić głowę do tyłu.
- Znowu zła odpowiedź. Złe odpowiedzi wprawiają mnie w nerwowy nastrój. A kiedy jestem nerwowy, dłoń mi drży. - syknął zabójca, demonstracyjnie, acz nieszkodliwie, poruszając ostrzem po jego szyi.
- To... hrabia Resoła... dowiedział się o twojej zdradzie... - człowiek oddychał szybko i jąkał się.
- Dziękuję, byłeś niezwykle pomocny. - odparł Cykada, po czym przejechał ofierze nożem po gardle. Tym razem bardzo szkodliwie.

- P..przecież... - zawołał za nim ledwo zrozumiały bełkot Aldena krztuszącego się własną krwią.
- Tak wiem, ale mnie wkurzyłeś. - stwierdził beznamiętnie zabójca chowając ostrze za pas. Ściągnął kaptur.

Kiedy się odwrócił, z Aurayą wydawało się być już lepiej, a i jego lewe ramię już prawie nie bolało.
- Co teraz? Ruszamy dalej? - spytał.
 
Gettor jest offline  
Stary 07-01-2011, 11:02   #49
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację
Błogosławiona czerń miłosiernie przygarnęła ją do siebie. Otulona jej opiekuńczymi ramionami unosiła się w bezpiecznej pustce. Wreszcie wolna.
Ile czekała na tą chwilę?
Przywołane pytaniem pojawiają się sceny z życia, które właśnie dobiegło końca. Zielona sukienka, mały kucyk, wianek z leśnych kwiatów. Ponaglający głos matki, dotyk jej dłoni na policzku, uśmiech. Ojciec. Srogie spojrzenie i władczy głos. Ich wzajemne oddanie, czułość w spojrzeniu i duma. Kaldor. Rozwiane na wietrze włosy łaskoczą ją w nos doprowadzając do wybuchu niekontrolowanego śmiechu. Celryn. Psotne spojrzenia rzucone na chwilę przed ucieczką. Głośny pisk gdy im się udało.
Obrazy przyspieszają. Auraya na pierwszym balu z nieodłącznymi braćmi przy boku. Nieco większa elfka z roziskrzonymi oczami towarzysząca im na polowaniu. Ukochane oblicza zasłuchane w jej nowy utwór wygrywany na zdobnej lutni. Słońce lśniące na ostrzu miecza podczas ich wspólnych ćwiczeń. Śmiech, głośny i szczery. Szum morza i smak soli na ustach. Ciche słowa zapewniające że zaraz będzie lepiej.
Kłamliwe, mające zamydlić oczy przed bólem który szponiastymi dłońmi wyrywa ją z bezpiecznego schronienia. Opada coraz szybciej i szybciej. Szarpana coraz to nowymi falami doznań, których nie chce czuć. Krople deszczu na twarzy, czyjś dotyk, chłód i ból połączony z niesprecyzowanym uczuciem zagrożenia. Dłoń na próżno starająca się zacisnąć na czymś co powinno się w niej znajdować. Sztylet. Usłużna pamięć przywołuje obraz srebrnego ostrza, dłoni i pustego spojrzenia. Próbuje wstać jednak nie jest w stanie pokonać silnych rąk uparcie utrzymujących ją w miejscu. Jęk, wyrwany na wolność z okowów posiniałych z zimna ust, wznosi się w stronę nieprzychylnego nieba. Nie jest sam, tuż za nim podąża imię wypowiedziane słabym ale przepełnionym wrogością głosem.

- Cykada...

Nie jest w stanie wymówić jego prawdziwego imienia. Nie, dopóki ma ten obraz przed oczami. Przestając się szarpać otwiera je by spojrzeć w twarz swemu prześladowcy.

- Celryn?

Zdziwiona na chwilę zapomina o krępującej jej ruchy sile.

- Gdzie mój sztylet?

Następne pytanie miało już w sobie nieco więcej przytomności ale i żądzy mordu która rozświetla spojrzenie dzikim blaskiem.

- Zaraz dostaniesz - uspokajającym tonem powiedział Celryn. Spojrzenie Aurayi sugerowało coś całkiem przeciwnego, ale wolał jej nie denerwować.

- To dobrze. - Uśmiech bynajmniej nie umniejsza wrażenia jakie pozostawił po sobie ów błysk.
- Mógłbyś mnie już puścić?

Nim zdążyły przebrzmieć słowa, spojrzenie Aurayi rozpoczęło wędrówkę po dostępnym jej fragmencie świata w poszukiwaniu czegoś, lub kogoś. Nim jednak odnalazło zgubę przez szum deszczu, który zdawał się nie mieć końca, przedarł się znajomy głos. Podążając wzrokiem za jego brzmieniem tylko na chwilę zboczyła z kursu by zmierzyć Celryna chłodnym spojrzeniem.

- Mój sztylet. - Powtórzyła po czym wróciła do obserwowania drugiego z braci.

- Za chwilkę! - Tym razem w głosie Celryna zabrzmiała wyraźna sugestia, że owa chwila nastąpi dopiero wówczas, gdy on wyrazi na to zgodę. - Leż spokojnie i ciesz się życiem.

Śmiech jaki wydobył się z jej gardła nie miał w sobie nic radosnego.

- O tak... Z przyjemnością będę się nim cieszyć... - Na krótką chwilę zrezygnowała z obserwowania każdego ruchu zdrajcy by baczniej przyjrzeć się niespodziewanej przeszkodzie.
- Gdy już odzyskam swoją broń. - Dokończyła z przymilnym uśmiechem na ustach.

- Oczywiście, siostrzyczko. - Uśmiech Celryna z powodzeniem mógłby konkurować z jej uśmiechem. - Ale nie po to się z tobą tak namęczyłem, żebyś teraz wyrzucała moją pracę w błoto. Spróbuj usiąść - dodał po sekundzie.

Upewniwszy się że krępujące ją dłonie zniknęły, ostrożnie uniosła się do pozycji siedzącej. Świadoma czujnego wzroku braciszka opuściła głowę upewniwszy się wcześniej, że to co było jej potrzebne znajduje się w zasięgu jej dłoni.

- Podejrzewam że nie masz przy sobie wina? - Zapytała słabym głosem, jednocześnie dla pewności kładąc lewą dłoń na błotnistej ziemi.

- Twój medyk chwilowo nie poleca wina
- odparł kryjąc uśmiech.-
Ale niedługo będziemy w Czerwonym Jabłku. Będziesz mogła wypić nawet cały dzbanek.

Westchnienie żalu które wydobyło się z jej piersi było niemal autentyczne.

- To może chociaż... - Uniosła głowę by spojrzeć błagalnie na brata gdy nagle jej oczy rozszeżyło wprawnie udawane przerażenie.
- Celrynie za tobą...

Za nim nie mogło być nic, prócz powietrza. No i magicznego wierzchowca, który sam z siebie nie zrobiłby nawet kroku. Poza tym cokolwiek by się tam zjawiło, wywołałoby wcześniejszą reakcję Tree, którego refleks był dużo lepszy, niż któregokolwiek z tu obecnych.

- Tak? - zamarkował ruch głową do tyłu, w rzeczywistości obserwując Aurayę kątem oka.

Przerażenie natychmiast ustąpiło miejsca stalowemu błyskowi, gdy głowa Celryna, a z nią jego przenikliwe spojrzenie, powędrowały we wskazanym przez nią kierunku. Błyskawicznie obróciła się na lewą stronę i chwyciła w dłoń sztylet ignorując zdradzieckie, czarne plamy które na chwilę przysłoniły jej pole widzenia. Teraz wystarczyło jedynie zebrać siły i wstać. Mając nadzieję że porusza się wystarczająco szybko, zerwała się z mokrego podłoża i odwróciwszy w stronę upragnionego celu zrobiła pierwszy, za zaraz za nim kolejny chwiejny krok.

- Gelditasuna! - Głos Celryna dotarł do jej uszu. I zatrzymał w pół kroku.
 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]
Midnight jest offline  
Stary 08-01-2011, 00:56   #50
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
- Co tu się dzieje?! - powiedział głośno zabójca instynktownie wyjmując sztylety i patrząc nerwowo to na Cerlyna, to na Aurayę.
Celryn wzruszył ramionami. Przy okazji zmierzył wzrokiem odległość między swoim rodzeństwem.
- To już powinieneś się dowiedzieć, że tak powiem, u źródła. - Wskazał głową Aurayę.
Tree zapiskał nerwowym głosem do ucha Celryna. Ten pogłaskał go, nie spuszczając wzroku z Kaldora.
- Twój tressym ci tak powiedział? - warknął Kaldor, po chwili zwracając się ku Aurayi i podchodząc do niej szybko, by wybić jej broń z ręki.
Daleko nie zaszedł. Może gdyby nie trzymał tych noży...
- Horma potentzia!
Celryn nawet nie musiał podnosić głosu. Kaldor zatrzymał się nagle, jakby wpadł na ścianę.

- Cerlyn kurwa! - żachnął się zabójca macając niewidzialną zasłonę. - Co ty odpierdzielasz?!
Clryn uniósł lewą brew w wyraźnie kpiącym geście.
- Chcę wam dać równe szanse - powiedział. - Za chwilkę Auraya odzyska możliwość ruchu, to sobie wymienicue poglądy. A jakiś czas później zniknie i ta ścianka. Tylko nie sprawdzaj, gdzie się kończy, bo mam też w zanadrzu wersję w kształcie szklanki.
Nie raczył poinformować, że ta druga wersja jest dość szczelna...
- Do czego ty kurwa zmierzasz?! Chciałem jej tylko broń zabrać. - usprawiedliwił się zabójca krzykiem. - Przecież widziałeś co próbowała zrobić!
- Chciałeś, nie chciałeś... Na czole nie miałeś tego wypisanego. W dodatku te twoje nożyki wyglądają mało pokojowo - Celryn skomentował słowa brata. - Najlepiej je schowaj i cofnij się o parę kroków.

Zabójca prześwidrował Cerlyna wzrokiem, po czym prychnął i schował broń za pas.
Szkoda, że jego brat nie wiedział jaka mała jest różnica między Kaldorem z bronią schowaną w pochwie, a Kaldorem z bronią w dłoniach. Te sztylety miały naprawdę paskudny nawyk samoistnego wskakiwania do rąk...
- Zadowolony? - rzucił sarkastycznie robiąc krok w tył. - Zechcesz wykorzystać te swoje sztuczki do czegoś użytecznego i zabrać “jej” broń?
- Tobie też nie zabrałem. - Celryn szczerze żałował, że doszło do spotkania całej trójki. Ale nie potrafił cofnąć czasu. - Może powinienem ją związać, albo i co... Ale jestem ciekaw jej motywów. Widać nabrała do ciebie jakichś urazów.

W ramach działań zapobiegawczych między sobą a rodzeństwem również postawił ścianę mocy. Tyle że w znacznie cichszy sposób.
- Askatasuna. - Wskazał dłonią na Aurayę.
Auraya odzyskawszy możliwość ruchu i będąc pewna że póki co nie musi się obawiać drugiego z braci, odwróciła głowę w stronę Celryna.
- Troskliwy braciszek, aż się niedobrze robi. Szkoda że nie byłeś tak samo zapobiegawczy gdy ta zdradliwa szuja przyłożyła mi sztylet do gardła.

- Zdradliwa... co?! - wrzasnął Kaldor. - O czym ty bredzisz?! Cerlyn, czy ona uderzyła się w głowę? Albo nafaszerowałeś ją jakimś... czymś?!
Dłoń zabójcy tylko czekała na pretekst ze strony siostry, by sięgnąć z powrotem za pas i wyciągnąć broń.
Tree ponownie zaćwierkał do ucha Celryna.
- Zdaje się, że Auraya mówi prawdę. Niestety w tym czasie byłem zajęty ratowaniem naszych tyłków - odparł Celryn. - Ale Tree wszystko widział.

Dumnie unosząc głowę spojrzała na swego przeciwnika.
- Nadal uważasz że bredzę? Może to jednak ciebie czymś nafaszerowano jak potulne prosię? Co braciszku? Chyba że przykładanie ostrza do siostrzynego gardła jest twoim nowym sposobem okazywania radości z jej odzyskania?
- Przykładanie... chwila. - zabójca uniósł dłoń ku górze. - Pierw zabiłem te oto trzy gobliny, później mnie trucizna zmogła, ale pamiętam, że ostrze przyłożyłem do GOBLINA, nie do ciebie! Nie jestem damskim bokserem... a poza tym po co miałbym to robić? Czyżbyś miała powody się mnie obawiać?
- O którym goblinie mówisz? - Zapytała zamaszystym ruchem ręki prezentując walające się po ziemi truchła.
- Gdy już ładnie padłeś zemdlony ostatni z nich stracił życie, lecz nie od sztyletu a od cięcia miecza. Swoją drogą całkiem ładnego. Czy o tym mówiłeś? A może nie jesteś w stanie odróżnić mnie od tych pokrak?
Celryn stłumil mimowolny uśmiech. Ten cios był celny.
- Albo ci się coś przyśniło, albo masz poważne kłopoty ze wzrokiem - stwierdził.

Kaldor stał przez dobrą chwilę z otwartymi ustami. Nie wiedział co powiedzieć, oskarżenia sypały się na niego ze wszystkich stron. Został zepchnięty do obrony słownej! SŁOWNEJ! On, Cykada, musiał się tłumaczyć własnej siostrze i bratu z używania sztyletów! Co się z nim stało...
Warknął groźnie wskazując palcem pierw na Cerlyna.
- Nie podważaj moich zdolności, bo nawet nie wyobrażasz sobie do czego mogę być zdolny. - syknął z wzrokiem wwiercającym się w brata. Później palec skierował się na Aurayę. - A ty... Dobrze wiesz, że nie mam żadnych powodów cię zabić, a to był “ten” goblin, którego zabiłaś. Koniec kwestii, wynosimy się stąd.
Po tych słowach zabójca skierował się ku swojemu wierzchowcowi.
- Co za korzyść z uiejętności władania sztyletami, skoro się nie widzi, co znajduje się po drugiej stronie ostrza - stwierdził Celryn, co zdaje się nie dotarło do uszu Kaldora.

- Najwyraźniej nasz braciszek ma pewne kłopoty z sobą. - Rzuciłą Auraya chowając jednocześnie sztylet. - Zresztą nie on jeden. - Dodała cicho po czym pytająco spojrzała na Celryna. - Byłbyś tak miły i usunął tą.. ścianę?
- No nie wiem.... - Celryn udał, że się zastanawia. - Powinienem w zasadzie postawić taką na stałe. Miedzy tobą a nim.
Wykonał dłonią skomplikowany gest.
- Już - powiedział.
- Masz coś przeciwko obejrzeniu ciał naszych napastników? - spytał.
- Rozgość się. - Wykonała zamaszysty ruch mający oznaczać zaproszenie. - Ja w tym czasie pozbieram swoją własność.
- A ja pozwiedzam okolicę przed nami. - wtrącił Kaldor już na wierzchowcu. - Dołączcie do mnie, jak skończycie się tu bawić.
- Cóż za kusząca propozycja. - Nie mogła pozwolić by zabrał jej przyjemność ostatniego słowa. - O niczym innym nie marzę jak o bezpiecznej podróży pod troskliwym okiem rodziny.
- Auri... - Celryn spojrzał na siostrę z ukosa. - Daj na razie spokój, dobrze?
Uniosła dłonie w geście poddania.
- Dobrze, już dobrze. Jestem grzeczna, potulna i wciąż chce mi się pić.

Oddalając się od rodzeństwa, Kaldor prychnął i wciąż miał groźną i niezadowoloną minę. Spojrzał na swoją prawą dłoń prostując ją kilkakrotnie. Pomasował jeszcze prawe przedramię, a kiedy przejeżdżał obok ciał goblinów, przyjrzał im się dokładniej.
W końcu potrząsnął jednak głową i ruszył dalej, by za rogiem zatrzymać się i zaczekać na tamtą dwójkę w ciszy i spokoju.
 

Ostatnio edytowane przez Gettor : 08-01-2011 o 00:59.
Gettor jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:42.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172