Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-01-2011, 18:45   #52
Feataur
 
Feataur's Avatar
 
Reputacja: 1 Feataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetny
Kohen spoglądnął na Sakurę, zastanawiając się sam, czym się tak martwi. Czy może nad czym zastanawia. Bo miał dziwne wrażenie, jakby coś przeoczył. Coś, co w Nagoi było na wyciągnięcie dłoni. Uśmiechnął się lekko, słysząc jej słowa o tęsknocie.
- Z pewnością będzie mi brakować twego towarzystwa, Sakuro - powiedział po chwili wpatrywania się w kobietę – I tego, że przynajmniej na chwilę mogłem się poczuć jak zwykły człowiek. I wierzę, że karma sprowadzi nasze ścieżki w jedną. Być może nie na długo, lecz mam nadzieję, że wystarczającą chwilę, by przynajmniej powtórzyć wczorajszy wieczór.
- Albo uczynić przyjemniejszym.
-zaśmiała się kobieta i spytała. – Jak wyglądałam... po tej całej wizycie w “Tańcu zmysłów”?
- Jednocześnie oszałamiająco, jak i całkowicie inaczej
- powiedział Takami, uśmiechając się – Swoją urodą przyćmiłaś nawet Maruiken-san. Aż dziwne, że Płomień nie zaczął ubiegać się o twoje względy.
Wypowiadając ostatnie zdanie, roześmiał się serdecznie.
- Czarujesz coraz lepiej Takami. - skinęła głową i czarką, nieco rozlewając alkohol. – Nie bardzo wierzę w to przyćmiewanie Mauriken. Ale miło to usłyszeć. A kimono zatrzymam. Może mnie jeszcze kiedyś w nim zobaczysz. Wiesz... to dziwne uczucie. - spojrzała w gwiazdy.
- Bycie... kobiecą? - spytał z wahaniem w głosie, wiedząc, że może lepiej było nie poruszać takich tematów. Jednak ta noc wydawała się idealna do rozmów o tym, o czym się zazwyczaj milczało. Nawet Kohen zdawał sobie z tego sprawę. Szczególnie, jeśli towarzystwo było tak przyjemne – To masz na myśli?
Przybliżył się nieco do kobiety, by nie rozmawiać z nią na dalszą odległość, jak i by spojrzeć w niebo.
- Od dzieciństwa nie nosiłam takich kimon. To zabawne, ale nie wiem jak być kobietą - odparła Sakura.
Podejrzewał, że tak mogło być, więc nawet nie komentował słów Sakury, tylko spoglądnął na nocne niebo.
- Mamy dziś piękną noc. Dziwnie spokojną, w porównaniu do ostatnich - powiedział cicho, jakby z nutką melancholii w głosie – Przypominają się czasy, kiedy wszystko było prostsze.
- To były czasy?
- spytała Sakura zamykając oko. Westchnęła cicho – Wydaje mi się, że to był sen, miły i cichy... spokojny sen przeszłości.
- To wtedy by znaczyło, że trzeba się było obudzić...
- odparł cicho Takami – Nie, to nie mógł być sen, gdyż zapomnielibyśmy o nim również szybko, jak o corocznym śniegu. Bo przecież tylko ów sen popycha nas ku walce z oni. A przynamniej mnie...
Zamilkł, jakby szukał jeszcze jakiś słów, którymi mógłby wyrazić to, co go niepokoiło.
- Świat się zmienia, Sakura - powiedział w końcu – Nic nie jest takie, jakie było wcześniej. Obawiam się również, że mimo naszych starań, tamten sen nas już nie dogoni. Że pozostaniemy w tym koszmarze, zwanym tu i teraz. W tym, jak i w następnych życiach.
- Za dużo wypiłeś Takami, albo za mało.
- wybuchła śmiechem kobieta. Westchnęła. – Nie chcę marnować tak pięknej nocy, na ponure myśli. Idziemy na spacer.
- Obawiam się, że nie starczy mi ziół, aby leczyć dolegliwości picia
- odparł również śmiechem Kohen – Ale co do przechadzki, masz rację. W końcu to może ostatnia noc w Nagoi. Gdzie chcesz iść?
- Nie wiem.
- wstała i podeszła na Kohena, nachylając się i znowu prezentując swój dekolt w pełnej okazałości. – Najpierw robota, a potem zapewne przyjemność. A skoro pić nie możesz, to jakie przyjemności ci chodzą po głowie?
Biorąc pod uwagę położenie w jakim obecnie się znalazł, głowe Takamiego zaczęły wypełniać tylko jedne przyjemności. Starając się jednak tego nie okazywać, rzucił krótko.
- Może jakieś pobliskie wzgórze? Z widokiem na miasto? Do tej pory nawet nie miałem okazji obejrzeć go w całej swojej okazałości... - ostatnie zdanie niemal wyjąkał, starając się nie patrzeć w dekolt Sakury.
- Czemu nie. Wolałabym inne przyjemności. Na szczęście nie jestem dość pijana. - wyprostowała się kobieta. Potarła dłonią po karku. – Ten “Taniec Zmysłów”, przypomniał mi o moich wygłupach. No to ruszamy?
- Oczywiście
- pokiwał głową i ruszył do wyjścia.
***
Pilnowanie spokoju miasta, byłoby zdecydowanie monotonnym zajęciem, gdyby nie Sakura idąca obok, raz żwawiej raz wolniej, pochylając się nad kwiatkami i wypinając dumnie pierś. Nieświadomie prezentując przez czarownikiem wszystkie swe krągłości. I będąc dla niego swego rodzaju rozrywką. Miasto było ciche. Żadnych żywych, trupów, żadnej mgły, żadnej magii w powietrzu, żadnych oni. Cisza i spokój. I nieliczni przechodnie. Nagoja spała.
Spokój... normalnie mogłoby to Kohena zdenerwować, ale dziś?
Dziś nie. Dziś Takami uważał, że to niemal łaska od kami, że może cieszyć się spokojem tego miasta. Obserwował Sakurę, jej zachowanie, gesty, najprostsze czynności, jakie wykonywała, ucząc się ich, jakby chcąc zapamiętać każdy jej szczegół. Nie wiedział tylko dlaczego. Nie zdawał sobie sprawy, że to, co mógł teraz odczuwać, zwykły człowiek nazwałby zauroczeniem. Ba! Nawet Kirisu wiedziałby co to znaczy. Dla Takamiego jednak, który niemal całe swoje życie spędził wśród ascetycznych mnichów, lub uganiał się po cmentarzach za oni, to uczucie było całkowicie obce, jak i jego definicja. Niemniej jednak, chłonął je niczym gąbka, ciesząc się z tych krótkich chwil spokoju. Niedługo też stanęli na stóp jednego z okolicznych pagórków. Droga na jego szczyt była prosta, stopnie zadbane i wykute w kamieniu. Słyszał o nim, kiedy wypytywał o miejsca, w których można widzieć całe miasto. Miał to być jego punkt, z którego miał wypatrywać oni, jednak... nadałoby się i na miejsce nocnego spotkania.
- To już niemal tutaj - powiedział, wstępując na pierwszy stopnień.
- Łażenie po górkach. No cóż... oby widoki były tego warte. - Sakura wyminęła szybko Kohena, więc on już miał na co patrzeć. Na jej zgrabne łydki i uda, czasem całkiem dobrze widoczne, o krągłych pośladkach nie wspominając.

Pierwsze widoki, choć niekoniecznie miasta, Takami podziwiał już od samego podnóża. Wędrując za Sakurą, starał się utrzymywać stosowną odległość, by w razie nagłego zatrzymania się kobiety, nie wylądować nosem w jednej z piękniejszych części jej ciała...
Droga na szczyt, ku niesłychanej rozpaczy Takamiego, była krótka. Jednakże widok, jaki rozciągał się na miasto niemal w pełni zrekompensował zawód maga.
Kiedy znaleźli się na szczycie, pierwsze co rzuciło im się w oczy to mały sad wiśniowych drzew. Co więcej, w pełnym rozkwicie. Lekki powiem podnosił opadające na ziemię płatki rozkwitających wiśni, powodując, iż wzlatywały one w olśniewającym tańcu. Szczególnie, kiedy to księżyc kierował swoje srebrzyste odbicie pomiędzy dwa rzędy drzew.
- Piękne... - powiedział mimowolnie Takami, podziwiając ów magiczny taniec natury. Nie sądził, że pytając o miejsce widokowe, ludzie będą skłonni wskazać mu tak uroczy punkt. Domyślał się, że gdyby nie obawa przed pojawieniem się oni, z pewnością wzniesienie to stałoby się miejscem podziwiania kwiatów wiśni. Lecz w tej chwili wydawało się, że byli tu jedynie we dwoje.
- W zashadzie... thak. - uśmiechnęła się Sakura, nabijając fajeczkę. Zapaliła, pociągnęła kilka dymków i rzekła. – W święto kwitnącej wiśni musi tu być tłoczno. Hanami... zabawne. Nie pamiętam kiedy ostatnio obchodziłam to święto..
- Hanami... tak samo jak i yukimi
- powiedział stojący obok mag – było w klasztorze czasem, kiedy to mnisi bawili się, podziwiając piękno świata i dziękując za łaskę Buddy. To był też jedyny czas...
Mówiąc te słowa zrobił kilka kroków do przodu
- ...kiedy mnisi pozwalali mi użyć magii, by...
Kilka przerywanych słów, kilka dość ciężkich do zauważenia ruchów dłoni maga...
Silny podmuch wiatru, pochodzący jakby od dwóch stron otaczających ich drzew wzbił leżące na ziemi płatki wiśni. Wystrzeliły one w powietrze, unosząc się wysoko nad koronami drzew. A w następnej chwili stało się coś, czego raczej kobieta się nie spodziewała. Kohen klasnął w dłonie, a setki małych płatków i liści zajęło się leciutkim ogniem. Niektóre grupowo, inne zaś pojedynczo, tak że stworzyły mozaikę na tle drzew i gwiazd.
- ...zapłonęły Niebiosa. Hotarubi no hikari - Blask Świetlików.
Odwrócił się do Sakury, a na jego twarzy widniał spokojny uśmiech. Nawet nie był on tak paskudny jak zazwyczaj. Szczególnie, kiedy dookoła opadały, to wznosiły się tlące, to zapalające się na nowo płatki wiśni. O dziwo, żadne z drzew nie zajęło się płomieniem, żadne z liści czy płatków, tkwiących jeszcze w matczynym drzewie, nie było narażone na głodne płomienie ognia.
Kobieta była zdecydowanie zaskoczona, ale w pozytywnym znaczeniu tego słowa. Uśmiechała się radośnie ćmiąc fajeczkę. – Zdecydowanie, łowy na oni nie są twoim przeznaczeniem Takami. Mógłbyś być artystą.
Spojrzała na Kohena i szybko dodała.
-Gome... uznaj to za komplement. Bynajmniej nie umniejszam skuteczności twych czarów, tam na cmentarzu.
Skłoniła się lekko, by podkreślić wagę swych przeprosin.
Takami oddał ukłon.
- Kiedyś mogłoby tak być - powiedział z uśmiechem – A jeśli kiedykolwiek uznam, że mój czas polowań dobiegnie końca, rozważę to co powiedziałaś.
Uśmiechnął się i spojrzał za siebie, na opadające “świetliki”.
- Taaak... magia to nie tylko zniszczenie i destrukcja - powiedział, zbliżając się do kobiety – To również tworzenie rzeczy, o jakich można tylko zamarzyć.
- A co marzysz stworzyć, Takami ? - spytała spoglądając mu wprost w oczy i ćmiąc fajkę.
- Własne, normalne życie - powiedział, po czym ze śmiechem dodał – Plus oczywiście odwdzięczyć się tym, którzy okazali mi dobroć. A nie było ich zbyt wielu.
- Normalne życie... żona, dzieci.
- spojrzała na niego uśmiechając się nieco lisio. – Teraz wiem, czemuś był taki opanowany “Płatku Sakury”. Ty już masz wybrankę serca. W takim razie głupio mi za te... spoufalanie wobec ciebie. Gomen nasai Takami.
Kohen zaśmiał się głosno.
- Ja i wybranka mojego serca? - te słowa rozbawiły maga niemal do łez – Nie, Sakuro, nie... To nie życie przeznaczone dla Kohen Takamiego. Być może gdzieś tam tkwi takie marzenie, ale jest one niemal równie nieosiągalne, co zostanie kami.
Rozejrzał się dookoła, szukając miejsca, gdzie mogliby usiąść. Nieopodal znajdowała się trawiasty kawałek ziemi, pod jednym z drzew. Wskazał je kobiecie i po chwili sam już siedział, opierając się plecami o pień drzewa.
- Moim marzeniem jest normalne życie, lecz nie wymagam od siebie za dużo - powiedział, wpatrując się w gwiazdy – Dom? Dzieci? Wątpię. Chciałbym po prostu osiąść gdzieś, gdzie mógłbym do końca życia cieszyć się spokojem, czy to poświęcając się medytacjom, czy po prostu czerpiąc z życia ile się da. Jeśli przydarzy mi się ta łaska zostania obdarowanym kobietą, z pewnością będę wdzięczny kami za ich dar. Jednak...
Zastanawiał się przez chwilę. W tym czasie Sakura siadła obok, otrzepując fajeczkę.
- Pytałaś o moje opanowanie w “Płatku Sakury” - powiedział po chwili milczenia – To jest coś, czego każdy mnich musiał się nauczyć. Być niewrażliwym na otaczające nas pokusy ciała i duszy. Bo szczerze mówiąc, jesteś pierwszą kobietą, z którą rozmawiam tak swobodnie.
Ukłonił się jej w podziękowaniu.
Uśmiechnęła się w odpowiedzi i spytała.
- Długo broniłeś się przed tymi pokusami w “Tańcu Zmysłów” Takami? O ile się orientuję, Płomyczek dość szybko skapitulował, mimo wzroku zawieszonego na swej partnerce.
- Na tyle długo, by nie dać się poznać, jako człowiek o rozpustnej naturze
- zaśmiał się Takami – lecz nie aż tak długo, by urazić uczucia tej dziewczyny. Podstawą jest utrzymanie harmonii nawet w tak przyziemnych sprawach. Co zaś tyczy się Kirisu... Podejrzewam, że nie umrze on śmiercią naturalną, jeśli jego zwierzęca natura będzie aż tak łatwa do przejrzenia.
- Kto wie.
- położyła się na trawie i spoglądając w gwiazdy. – Ja mu mimo wszystko zazdroszczę. Wydaje się być... szczęśliwy.
- Szczęście bywa ulotne, niczym życie motyla
- powiedział Takami, jednak nie zaprzeczył do końca słowom Sakury – Jest wciąż młody, i pełen zapału.. To po nim widać.
- Lepiej być szczęśliwym chwilę, niż...
- Sakura spojrzała na swoją dłoń, na swoją jedyną dłoń.- …wcale, ne? Byłeś szczęśliwy w klasztorze Takami?
- Czy mógłbym to nazwać szczęściem?[/i] - zastanowił się na głos – Pewnie tak. W swoim specyficznym podejściu, życie wśród mnichów było szczęśliwe. Byłem tam akceptowany,. choć wiedziałem, że to życie nie jest do końca dla mnie. Sam Rennyo nawet tak uważał. I nie żałuję lar spędzonych wśród tych ludzi. Jedynie wojny, która mi ich odebrała.
Spojrzał na Sakurę i powędrował za jej spojrzeniem.
- Ty najwyraźniej nie uważasz się za szczęśliwą - powiedział po chwili.
- A czy można być szczęśliwą? Z jedną ręką i okiem? Oszpeconą? Bez rodziny czy przeszłości do której można by wrócić? Gome... - wstała i spojrzała w niebo. – Za mało wypiłam, robię się melancholijna. Za dużo wspominam. Nie chcę psuć tej chwili moim marudzeniem.
- Nie doceniasz się, Sakuro
- powiedział Takami – Czy dziś nie byłaś damą wieczoru? Wzrok wszystkich mężczyzn spoczywał na tobie. Po prostu nie dopuszczasz do siebie takiej ewentualności. Czym zaś jest dom? Mój spłonął, gdy miałem trzynaście lat. Razem z ciałem mojej matki i demona, który ją zabił. Dom to tylko przenośnia, Sakuro. Tak naprawdę, jedynie to, co nosimy we własnym wnętrzu stanowi o naszym uroku i miejscu, w którym owe To zasadzimy.
- Możliwe.
-uśmiechnęła się i dodała. – Może i byłam, ale nie czułam się damą wieczoru. Myślisz, że będą jakieś oni tej nocy?
Pokręcił głową.
- Nie czuję w ogóle magii dzisiejszej nocy - odparł Takami – Być może ten, kto wzywa demony, wie, że jeśli dziś się one nie zjawią, to my jutro opuścimy miasto.
-Tak. Trochę szkoda, nieprawdaż? - przeciągnęła się uśmiechając. – Całkiem nieźle się tu pracowało. Jedzenie dobre. Miejsce do spania, lepsze niż... w wioskach.
- Pan dał, pan zabrał, jak zwykli mawiać wyzyskiwani chłopi
- wzruszył ramionami – Więc gdzie teraz się udasz? Kolejne zlecenie i pogoń za oni?
- Hai. Jak i ty.
- mruknęła, uśmiechnęła się dodając. – Na tych samych ziemiach.
I zmieniła temat.
- Ładnie się prezentowałeś w ich kimonie, Takami.
Pochyliła się nad nim, tak że znowu jej dekolt był dobrze widoczny w świetle księżyca. A zapach pachnideł, którymi ją natarto w “Tańcu Zmysłów” otoczył czarownika niczym mgiełka.
- Jak naprawdę przystojny mężczyzna.
“Raczej jego truchło”
, przemknęło mu przez myśl... Jednak może się mylił? Nie wiedział, gdyż nigdy nie został tak oceniony przez kobietę. Nawet wśród mężczyzn ze względu na swoją fizjonomię budził odrazę. Jednak ten komplement mile poprawił nastrój maga.
- Przesadzasz, Sakuro... - powiedział cicho, gdyż kobieta była bardzo blisko – Nie dla mnie te dworskie przywileje...
- Może tak.
- zachichotała i pogłaskała go po twarzy dłonią. Zaczęła chichotać, po chwili zanosząc się śmiechem dodała. – Gome Takami, masz taką zabawną minkę, gdy się peszysz. Przepraszam, nie powinnam tak żartować, ale jesteś taki uroczy, gdy cię dotykam. Jak bezbronne dziecko. Gome.
“A ja nie powinienem być bezbronny”
, pomyślał mimochodem. Jednak przy niej wydawał się być szczególnie podatny na takie działania.
- Nic nie szkodzi... - wybąkał, wpatrując się w nią i chłonąć każdy dźwięk jej głosu.
- Szkodzi, szkodzi. - wyprostowała się mrucząc pod nosem. – Wiem, że czasami potrafię być okropna.
Spojrzała na miasto i spytała.
- To wracamy?
Pokiwał głową, choć wcale nie miał ochoty stąd się ruszać.
- Najwidoczniej dziś obędzie się bez większych przygód z oni - powiedział, wstając i otrzepując się z płatków wiśni – Zdążymy dojść do karczmy i zażyć nieco snu, nim nastanie świt - zauważył, również spoglądając na miasto.
Podała mu dłoń.
- No to chodźmy Takami, bądź delikatny dla mnie.
I zachichotała tak jakoś ...nieśmiało, dziewczęco. Po czym dodała.
- To była miła noc, ne?
Chwycił ją za rękę.
- Owszem, warta zapamiętania - odparł z uśmiechem i skierował się w stronę schodów.
Dotarli po niedługim spacerze do karczmy, gdzie rozdzielili się, by na następny dzień każde z nich ruszyło w swoją stronę.
***
Las.
Las był tym, co Kohen lubił. Spokój, cisza, harmonia.. Nie licząc ciała, i wilków, które owo truchło niemal rozwłóczyły.
Takami zbliżył się do zwłok, ignorując zarówno zapach padliny, jak i kłótnię, jaka rozpętała się za jego plecami, a której powodem były owe zwłoki. Korzystając z chwili nieuwagi reszty towarzyszy, Takami uklęknął przy ciele i szybko zbadała wzrokiem oraz dotykiem rany zmarłego. Zmarszczył brwi, po czym w ciszy wyciągnął sztylet tanto, nacinając dłoń tak, że strumyczek krwi pokapał na czoło bushi. Następnie wypowiedział kilkanaście skomplikowanych głów oraz wykonał parę gestów. Wzywał ducha zmarłego, aby odpowiedział mu na jego pytanie.
Twarz zamarła dotąd w odruchu bólu i przerażenia, ożyła na moment, oczy spojrzały na czarownika, szczęki poruszyły się. A z ust trupa wyrwał się szept.
- Kto wzywa? Kto narusza porządek rzeczy?
- Miłosierny Buddo - powiedział Kohen, aby ulżyć bólowi duszy zmarłego – Jestem Kohen Takami, uczeń wielkiego Rennyo-sama. Wzywam cię, abyś powiedział, kto lub co jest odpowiedzialne za twoją śmierć.
- Potwór, straszliwa poczwara i jej dzieci. Strzeż się potomstwa, uciekaj przed bestią. Przejrzyj maskę i...
- z ust trupa wylała się krew, a głowa zaczęła charczeć i martwe zwłoki rzucały się przez chwilę w drgawkach. Cokolwiek zabiło tego nieszczęśnika, nie tylko ciało uszkodziło.
Kohen spojrzał na znieruchomiałe już ciało.
- Równie dobrze mógłby to być różowy królik z małymi... - warknął z przekąsem. Jednak słowa zmarłego utkwiły mu w podświadomości. Więc nie powinien być to człowiek, lecz coś... czego dokładniej określić nie potrafił. “Przejrzeć maskę? “, pomyślał. Ale o jaką maskę chodziło? Czyżby to był kolejny oni z białą maską na twarzy? Takami tego nie wiedział i na razie obawiał się, że to, co dowiedział się od trupa, musi zostać jego tajemnicą. Tym bardziej sposób, w jaki otrzymał informację. Nie czekając jednak na nikogo wrócił do oględzin ran.
Mięśnie brzucha zostały rozerwane na boki, najwyraźniej stwór, bądź stwory nie lubiły mięsa. Z małym wyjątkiem. Bowiem nie pogardziły sercem. Wyjadły wszelkie narządy wypełniające jamę brzuszną. Od jelit poprzez płuca, wątrobę, trzustkę, do serca właśnie. Na ciele widać było ślady zaschniętego błota. A tuż obok trupa, ślady ciągnięcia zwłok. On tu nie zginął. On tu został przyciągnięty i porzucony. I co gorsza, był ciągnięty z kierunku w którym zmierzali.
Kohen spojrzał w kierunku, w którym zmierzali. Cokolwiek go tu przytargało, jest wielce prawdopodobne, że czeka na nich gdzieś w oddali. Przejechał jeszcze palcem po brzegach ran, starając się znaleźć coś, co mogłoby należeć do owej bestii. Wątpił, że coś znajdzie, lecz nigdy nic nie wiadomo...
“Jest!”, niemal wykrzyknął Takami, wyczuwając coś pod palcami. Niemal wyrwał to wraz z częścią ciała, jednak kiedy odkrył co znalazł, niezmiernie się ucieszył. Przynajmniej z początku. Czarny pazur, przypominający drapieżny, koci szpon, czy może bardziej dość duży gadzi pazur. Mag przyglądał mu się przez chwilę w skupieniu, po czym schował go do jednej z sakw. Na chwilę obecną nie zamierzał dzielić się jeszcze ze swoimi przemyśleniami i odkryciem. Szczególnie, że towarzystwo jeszcze na to nie zasłużyło. Odwrócił się i skierował w stronę Kazamy i Yasuro.
 
Feataur jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem