Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-01-2011, 11:57   #14
baltazar
 
baltazar's Avatar
 
Reputacja: 1 baltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znany
Robot, Pani Doktor i Stary Sum

No to gracze zaczynali się zmieniać przy stoliku z zielonym obrusem. Dość zaskakująco odpadli Kuternoga i Czarny Pies i równie niespodziewanie co dużo za szybko pojawił się Moloch. Dużo za szybko…

Ćpun nigdy nie był najmocniejszym ogniwem w planie DeLucci, wręcz przeciwnie. Jednak nie spodziewał się tego, że jeszcze w NY postanowi spróbować go wyrolować. James przez chwilę był gwarantem tego, że będzie w miarę sprawiedliwy podział znaleziska… a właściwie wiedzy jaką dysponowała pani doktor. Gdyby go zabrakło niektórzy zyskaliby możliwość sprzedaży uzyskanych informacji wedle własnego widzimisie czy partykularnych interesów. Ale gdyby Moloch miał blond włosy, cycki i otwartą dla wszystkich szparkę to by mógł zrobić karierę w Vegas.

Mike skończył za szybko, a może po prostu nie wytrzymał… niektórzy faceci tak mają. Są po prostu za szybcy. Mike był za szybki i martwy. Gdyby poczekał, aż James obróci się do niego całkowicie, jeszcze te dwie sekundy. Tak żeby nie widzieć kierowanej do niego spluwy wszystko by poszło po jego myśli. Ale nie… podniecił się i musiał szybko strzelić i to właśnie on okazał się ździrą która skończyła z dwoma zakrwawionymi dziurami. James nie był fighterem. Nie lubił tego, a wręcz każdą taką sytuację traktował jak osobistą porażkę… jednak miał instynkt, który pozwolił mu przeżyć na tym gównianym świecie już kawał czasu. Szybkie skrócenie dystansu, wejście pod broń tak żeby głowa już nie była u wylotu lufy ćpuna i błyskawiczna riposta – BOOM w podbrzusze tak tylko, żeby przygotować grunt. BOOM i zakłamana gęba zmieniła się w krwawą miazgę murzyn dokończył robotę.

Derek i Alice nie zareagowali. Nie chcieli czy nie zdążyli? Przebiegło przez myśl Jamesa. Tylko Walt zareagował jak należy i teraz kolejna niespodzianka... noc pełna wrażeń. Słodko! Jeszcze parę minut wcześniej James miał na ręce karetę… a teraz ledwo co parę dupków. Właśnie kiedy do gry zasiadł Moloch. Pojawienie się łowców sprawiło, że sytuacja się pogarszała. Murzyn jako pierwszy miał sposobność doświadczyć jak śmiertelnie są niebezpieczni. James miał kiedyś okazję widzieć jak jedna taka maszynka walczyła z bardzo sprawnym gladiatorem i jak zrobiła z niego szaszłyki i teraz właśnie jego dzieliło od takiej maszynki ledwie parę metrów i parę kul. Szybko ocenił sytuację, szybko ostatnio było synonimem szansy przeżycia… jeżeli coś by się nie zadziało błyskawicznie to równie dobrze mogłoby się nie zadziać wcale.

- Charli, chyba wiesz co się robi z pistoletem… Podnieś go, wal we wszystko co nie jest nami i do wyjścia. Dodatkowa lufa teraz bardzo by się im przydała.

Umiejętności strzeleckie Derek’a były znacznie bardziej rozwinięte niż Alice dlatego James zdecydował się strzelać do tego samego cel co ona… a właściwie do innego jak Derek. Czyli zajął się tym na samochodzie. Przymierzenie i strzał, i strzał. Jednocześnie lewa ręka powędrowała pod marynarkę po metalową pałkę teleskopową zawsze to dawało jakąś iluzję obrony przed kilkudziesięciocentymetrowymi ostrzami. Nie był jakimś pieprzonym bohaterem ani rycerzem dlatego nie miał oporów przed tym aby nie być na pierwszej linii ataku… wręcz przeciwnie krok w tył uwidaczniał jego zamiary.

Nie było co się zastanawiać. Sprawa była prosta. Wy i Moloch. Ktoś musiał zginąć czy raczej zostać zniszczony, jakoś się nie garnęliście do tego byście to byli Wy.
Gdy Charli podnosiła pistolet Derek i James już celowali, w miarę zgrani wybrali różne cele. DeLucca przycelował krótko i oddał strzał prosto w łeb robota.. Kula urwała jedno z szczypiec i utkwiła w metalowej głowie. Cofnął się słysząc strzał Newsom z Mike’owego siga i głośniejszy, rewolweru Dereka. Doktor niestety spudłowała, co gorsze stanęła za plecami Jamesa utrudniając mu cofanie się. DeLucca wystrzelił ponownie jednak tym razem pudłując.
Łowca nie pozostawał bierny. Zeskoczył na maskę dziurawiąc ją swoimi nogami a potem na ziemię rozpoczynając swój bieg. Gdzieś niedaleko rozległ się okropny huk, potem drugi od którego mimowolnie skuliliście się i przymkneliście oczy. Ktoś napieprzał z wielkiej armaty. Gdy się opanowaliście pająk był już blisko Was, może ze dwa metry. Mieliście dosłownie sekundy na działanie.

James nie był żołnierzem… w gangu. Tym bardziej nie był na froncie, żeby walczyć z takim mechanicznym ustrojstwem. Miał kurwa ludzi od strzelania i od rozwalania ryjów. Miał, właśnie do jasnej cholery miał… bo już ich nie miał… Zostali mu typowy cyngiel do straszenia alfonsów i obmierzła, bezużyteczna córcia tatusia. I… pieprzona wola przeżycia. Najrozsądniejsze co mógłby teraz zrobić to złapać zmarzlinę za kłaki i rzucić robocikowi dla zyskania paru chwil na ucieczkę… Jednak jak ktoś jest solidnie wkurwiony tym, że w ciągu paru sekund rozwala się coś co planował od tygodni może zachowywać się nierozsądnie i nieracjonalnie. James DeLucca nie był jakimś cholernym skamieniałym w środku draniem. Czasem, tak jak teraz poddawał się emocjom. Nie załatwi go jakiś zdezelowany toster.

- Ty pierdolona kosiarko, ja cię kurwa nauczę szacunku… zdychaj, zdychaj… ZDYCHAJJJJJJJJ!!!!!!!!!!!!

Zupełnie nie przeszkadzał sobie tym, że jego głos był zagłuszany kanonadą z glocka. Do póki robot był poza zasięgiem jego pałki do póty miał szczęście… bo potem zaczęło się solidne klepanko. James przyjebał raz i drugi. Metal stukał o metal…

- ZDYCHAJ!!!

Ciężar siga nie był tak obcy, jak można by się spodziewać. Pierwszy strzał posłała w kosmos – trzy dekady to dostatecznie dużo, żeby zaburzyć koordynację ręka – oko przynajmniej na jakiś czas. Odskoczyła, kryjąc się za Sumem. Uniosła broń, i podpierając drugą ręką wycelowała. Sum wrzeszczał, jego świta słała kule, a Charlie nie miała pojęcia co się dzieje. Naprzeciwko niej stał stwór napędzany chorą wyobraźnią fanów sci-fi. W jej pierwszy życiu podobne rzeczy obejrzeć można było w kinie, toteż nie mogła się pozbyć towarzyszącego jej, słyszanego głęboko w głowie szumu projektora. Jezusie Nazarejski. A więc wycelowała – choć nie miała pojęcia w które miejsce należałoby celować spodziewając się największego efektu – w korpus tego... robota? Pociągnęła za spust, zastanawiając się ile pocisków zostało w magazynku. Kiedyś umiała to określić na podstawie ciężaru broni. Trudno, okoliczności nie pozwoliły jej się bliżej zapoznać z nieoczekiwanym prezentem.
 

Ostatnio edytowane przez baltazar : 09-01-2011 o 15:18.
baltazar jest offline