Odpowiedź co do wierzchowców zadowoliła inkwizytora. Przynajmniej jeden problem z głowy. Jednak po ostatniej wyprawie wiedział on, że to nie był największy problem. Skoro miał trochę czasu, to poszedł coś zjeść i trochę się pomodlić. Jakoś po tym co musiał wytrzymywać w czasie powrotu z pierwszej wyprawy, wolał nigdzie nie wyruszać głodnym. Gdy zbliżał się czas wyruszenia, przywdział swój pełny płytowy rynsztunek, przewiesił młot przez ramię i ruszył do stajni. Trochę niepewnie wsiadł na swojego konia, ale odetchnął z ulgą, gdy okazało się, że zwierzę go utrzymało. Ruszył za resztą drużyny i nie mógł uwierzyć, widząc demona, który rozwalił bramę. Nawet nie wyruszyli, a już czekała ich walka. Nie czekając ani chwili, zsiadł z wierzchowca. - Hans, mam nadzieję, że Twoja ręka jest już sprawna. - Rzucił do łowcy i zmówił krótką modlitwę do Khybera. - A więc, Khyberze miej nas w Swojej opiece! - Niemal to wykrzyczał i ruszył na demona. Natychmiastowo zdjął młot z ramienia i chwycił go mocno oburącz. Zbliżając się do demona, nie miałby nic przeciwko temu, aby Khyber znowu mu pomógł w taki sposób, jak wtedy, przy walce z demonem, którego wyruszyli zabić na pierwszej wyprawie. Jednak nawet bez tego nie miał zamiaru się poddawać. Na początek postanowił zrobić coś, aby demon nie był taki wysoki, bo to utrudniało walkę i to bardzo. Od razu zaczął kierować uderzenia młotem w nogi demona, uważając na jego ewentualne ataki. Gdy tylko wrócił do Her-Galam, kazał wykuć dla siebie wytrzymalszą zbroję, ale nie było okazji, aby wypróbować jej wytrzymałość. Jednak jakoś mu się teraz do tego nie śpieszyło. |