Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-01-2011, 09:39   #173
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Powitanie niezbyt miłym wydało się Peterowi, gdy szczęk naciąganych kusz usłyszał. Zdało mu się, że połowa bełtów w jego stronę jest skierownana, jakby on właśnie był głównym sprawcą całego zamieszania. Przytulił się do końskiej szyi w złudnym odruchu poszukiwania ochrony. A potem odetchnął z ulgą, gdy bełty poszły górą, a wśród ludzi du Ponta rozległy się okrzyki bólu.
Byli bezpieczni.
Przynajmniej przez chwilÄ™.

- My w służbie D’Arvill! Ocaliliśmy haniebnie uwięzionego Lorda Berengera, a ci tam, to jego porywacze! W służbie tego psa, Du Ponte! - odparł na pytanie nader dociekliwego wojaka.
Wojak, choć ludzi garstką dowodził, decyzji i tak podjąć żadnych sam z siebie nie mógł. Ale strzelać nie kazał, tylko iść za sobą, co nie było złym objawem. Jeśli zdołają zamienić kilka zdań z kimś rozsądnym, to może im się uda stąd zniknąć, zanim ludzie du Ponta na pomysł głupi wpadną by rzekę przekroczyć i kontynuować pościg.

Nadzieja matką głupich.
Ten, co miał stać się ocaleniem dla Berengera i jego ludzi znalazł się na ziemi szybciej, niż poprzednio na konia wsiadł. Ale gdy padło nazwisko Hugona de Rais, to Petera wcale nie zaskoczył taki, a nie inny koniec wystąpienia kolektora.
De Rais znany był, przynajmniej z nazwiska, również i jemu, chociaż Peter nie spędził na tych ziemiach tyle czasu, co rodowici mieszkańcy. Sława infamisa rozprzestrzeniała się jednak szybko i szeroko i nie było tygodnia, żeby jakieś o nim wieści nie dotarły na zamek.
Czy jego słowa były prawdą?
Mówiono, że równie często dotrzymuje słowa, jak i łamie je. które to zachowanie zależało tylko od humoru dobrze urodzonego zbója.
Stugębna plotka głosiła, iż razu pewnego dziewicę nienaruszoną ze swych rąk wypuścił, nawet pod spódnicę jej nie zaglądając. Co prawda byli tacy co powiadali, że dziewka szpetna była nad podziw...
Trudno było orzec, co należy uczynić. Rzucenie broni przez Petera wymagałoby najpierw sięgnięcia po nią, co ani chybi uznane byłoby za akt wrogości i skończyłby jak jaśnie wielmożny Bertrand Vadier, co nie było perspektywą zachwycającą. Poza tym, jako mag, pewnie musiałby sobie ręce odciąć, a zapewne i język, co było perspektywą jeszcze gorszą.

Już zaczął w głowie układać przemowę o rannym krewniaku, którego do domu wieźli, by mógł we własnym łożu skonać, syna wcześniej przed śmiercią ujrzawszy, gdy wszystkie plany pokrzyżował mu Yavandir.

Elf nie raz dowiódł, że strzelać to on potrafi. W panującym ferworze nikt nie spodziewał się, że ktokolwiek z ludzi kolektora podniesie rękę na Hugona, bo imię jego sławne było na całą Bretonię i blady strach padł na cały niemal komunik. Nikt więc nie zwrócił uwagi na elfa, który uniósł bokiem napięte łęczysko kładąc na nim dwie strzały. Strzał niemal niemożliwy do wykonania zważywszy też na cel, jaki dla nich obrał. Ciemność nocy jednak ostrzałowi sprzyjała. W harmidrze jaki zapanował po słowach Hugona słów elfa też nikt nie usłyszał. Strzały w ciemności pomknęły niczym aniołowie śmierci...
Tyle, że nie sposób było w taki sposób strzelić. Pierwsza ze strzał w locie pomknęła hen w bok znikając wirując i tracąc na prędkości w gęstwinie leśnej nad głowami raubritterów. Druga... trafiła dokładnie tam, gdzie mierzył elf. Weszła w oko siedzącego w siodle Hugona wprawiając go w nagły tan i trzepotkę, której i koń wytrzymać nie był w stanie. Przerażone zwierzę jęło się miotać jako i ludzie Hugonowi najbliżsi. Krzyki, przekleństwa i urąganie w jednej chwili wybuchły gwałtownym gwarem. A kilku najbardziej zapalczywych z wściekłym grymasem na twarzach dobyło broni i ruszyło zarżnąć śmiałków, którzy odważyli się podnieść rękę na ich przywódcę. Na tych czekało już kilka bełtów, bo i kusznikom kolektora udało się w końcu napiąć drżącymi rękoma kusze...

Co było lepsze? Przedrzeć się przez tłum pachołków kolektora i uchodzić?
Z konia się ześlizgnąć i, korzystając z ciemności, w krzakach się zaszyć i przeczekać zamieszanie?
Rozpocząć walkę z ludźmi Hugona?
- Bierz lorda i uciekaj - syknÄ…Å‚ wprost do ucha Kosmy.

- Ludzie du Ponta przez rzekę idą! Atakują! - wrzasnął na całe gardło. - Za broń chwytać i opór stawiać, bo wszyscy gardło damy!
Cóż z tego, że skłamał. Zanim prawda na jaw wyjdzie, dużo może się wydarzyć.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 09-01-2011 o 09:43.
Kerm jest offline