Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-01-2011, 16:50   #22
stega
 
stega's Avatar
 
Reputacja: 1 stega jest po prostu świetnystega jest po prostu świetnystega jest po prostu świetnystega jest po prostu świetnystega jest po prostu świetnystega jest po prostu świetnystega jest po prostu świetnystega jest po prostu świetnystega jest po prostu świetnystega jest po prostu świetnystega jest po prostu świetny
Było późna noc kiedy wszyscy zebrali się w “Trzech Wronach”. Ostatni wrócił Ankarian. Jakąś godzinę przed nim w karczmie pojawił się Ernest. Pytania towarzyszy co robił do tej pory zbył milczeniem. Jak zwykle rozsiedli się przy stole ulokowanym w rogu izby. Panował tu nieco mniejszy hałas niż na środku sali, więc można było rozmawiać bez potrzeby przekrzykiwania zgromadzonego we “Wronach” tłumu, od którego karczma pękała w szwach.

Eugen zasugerował, że będzie w stanie uzyskać dostęp do kociołka lub przynajmniej dowiedzieć się czegoś więcej na temat samego klubu i jego bywalców. Miał zamiar jeszcze tej nocy udać się w pewne miejsce celem dostarczenia wiadomości. Ponieważ nie było ochotników do towarzyszenia mu po drodze sam opuścił karczmę.

Ankarian, siedząc przy stole ręce miał cały czas schowane w kieszeni. Powodem tego było to , że przez brak alkoholu, zaczęły się one lekko trząść, a nie chciał tego pokazywać towarzyszom. Dopiero po chwili wyjął z kieszeni kawałek materiału, który zdobył na poszukiwaniach i zaczął się mu przyglądać, kryjąc ręce pod stołem.

- Byłam “Pod Spasionym Wieprzem” - oznajmiła Sharlene po chwili przerywając milczenie jakie zapadło po wyjściu Eugena. - Prawie namierzyłam kryjówkę tego hycla, Icheringa.

- Jak już wspomniałem odwiedziłem “Kociołek”, ale poza rozmową z służbą przed drzwiami z nikim nie nawiązałem kontaktu. Ogólnie jestem pewien, że jakieś 12-13 dni temu Kemper tam był, ale jego zaproszenie zostało odwołane na co się oburzył i po kłótni odszedł. Czekamy na Eugena czy patrzymy na zawartość księgi? - powiedział Oskar chwytając za księgę.

- Proponowałbym zabrać się za księgę od razu - powiedział Ernest.

Sharlene poparła go skinieniem głowy.

- Dobra otwieraj tą ksiegę i zobaczymy co jest w środku. - Mruknął pod nosem, nawet nie spoglądając na żadnego z towarzyszy.


Nie mówiąc nic więcej halfling położył wolumin na środku stołu i delikatnie otworzył. Nie chciał aby wiekowe zapiski zostały uszkodzone. Zagadki w zagadkach... Gdy tylko niziołek otworzył księgę ich oczom ukazały się stronice gęsto zapisane chaotyczną, przynajmniej na pierwszy rzut oka, plątaniną cyfr, liter i kilkunastu innych symboli, z którymi żadne z nich wcześniej się nie spotkało. Po krótkich oględzinach okazało się, że każda ze stronic jest zapisana tą samą ilością znaków - równo po pięćdziesiąt linii, 60 znaków w każdej.

- Wygląda na to, że bardzo zależało mu na tym, żeby nie odczytała tego nieodpowiednia osoba... - mruknęła Sharlene oglądając stronice księgi.

- To już nie ma większego znaczenia. Po tym jak prosty był zameczek mogliśmy się spodziewać tego albo czegoś jeszcze gorszego. Ktoś ma jakiś pomysł? Ktoś poza standardowymi cyframi i literami rozpoznaje te pokręcone znaczki? - zagadnął halfling.

Dziewczyna pokręciła głową. Nigdy z podobnymi symbolami nie miała do czynienia. Oskar zerknął na zapiski w księdze i przez chwile starał się coś rozpoznać. Niestety bez rezultatów.

- Nic nie poznaje. - powiedział po chwili.

- Biorąc pod uwagę przeszłość Kempera to może być jakiś szyfr wojskowy - zasugerował Ernest.

- Trafne spostrzeżenie. Też uważam podobnie i wiem nawet kto pomógłby nam to odczytać, ale czy chcemy komuś zdradzać zawartość? Poza tym nie widziałem tej osoby od jakiegoś czasu.- powiedział Oskar z zadumą.

Sharlene obejrzała się za siebie i wzrokiem obiegła izbę. Żadnej znajomej twarzy nie dostrzegła.

- Mogłabym spytać Gabriela - powiedziała opierając podbródek na ręce. - Nie wiem tylko, czy chcę go w to mieszać...

Elf schował kawałek materiał do kieszeni płaszcza i jeszcze raz zerknął na zapiski w księdze.

- Jeśli miałby to być szyfr wojskowy, to może bym coś z tego rozszyfrował. Przez ostatnie dwa lata byłem na wojnie. - Wyjaśnił po krótkim namyśle, ale nie był pewien czy uda mu się to zrobić.

- Dobrze. Przyjrzyj się temu dokładniej elfie a może nie będzie trzeba poszukiwać pomocy z zewnątrz. - mówiąc to niziołek powoli podsunął tomisko bliżej Ankariana.

Przez następnych kilkanaście minut elf uważnie studiował księgę, stronica po stronicy, jednak mimo usilnych prób nie udało mu się odcyfrować zapisów woluminu.

- Nic. - Mruknął cicho, odsuwając od siebie księgę.

- Może Eugen coś na to poradzi. Zdaje się miał już styczność z podobnymi rzeczami.

- Księga księgą ale mamy jeszcze kilka innych tropów, które należałoby sprawdzić. Poczynając od tego burdelu, o którym kiedyś wspominał Oskar. Co prawda Eugen był gotów się tam wybrać wolałbym jednak, aby przynajmniej jedno z nas mu towarzyszyło. Jeżeli nikt inny nie będzie miał czasu mogę to być ja. Kolejna sprawa, Ankarianie, pokaż co znalazłeś na Hebrenstrasse, może będę mógł powiedzieć o tych przedmiotach coś więcej.

Elf wyjął z pod płaszcza strzałę którą został ogłuszony i położył ją na stół, to samo zrobił z kawałkiem materiału.

- Nic więcej nie znalazłem. - Oznajmił od razu.

Ernest obejrzał uważnie oba przedmioty po czym rzekł:

- Z materiałem niewiele poradzę. Można by się przejść po kilku zakładach krawieckich. Co do strzały. Hmm... pocisk jest dosyć nietypowy i to może nam pomóc. Jeżeli pokarzemy to komuś, kto specjalizuje się w wyrabianiu uzbrojenia prawdopodobnie uda się coś ustalić na temat zastosowań tego typu amunicji - na przykład kto jej używa, bo zwykłych żołnierzy czy myśliwych możemy od razu wykluczyć. Kto wie, przy odrobinie szczęścia może dowiemy się czegoś na temat ludzi, którzy mogą nas obserwować.

- Skoro mowa o zakładach krawieckich może bym się tam wybrał, ale znacznie więcej mogę się dowiedzieć u jakiegoś kowala wyrabiającego groty do tego rodzaju strzał. Mam znajomych wśród Khazadów i zapewne mógłbym bez problemu namierzyć, któregoś z krasnoludzkich kowali. Jak wiecie są niezrównani więc może będą mogli nam pomóc. - rzekł Oskar.

- W takim razie ty zajmiesz się jutro ustaleniem, kto wykonał strzałę - to mówiąc wręczył niziołkowi pocisk - ja w przeszłości bywałem w Altdorfie celem załatwiania sprawunków dla mojego pana. Jakiś rok temu, może nawet wcześniej, kupowaliśmy suknię w jednej z lepszych pracowni w mieście. Pamiętam adres, więc jutro mógłbym się tam udać. Pozostaje kwestia “Szkarłatnej Damy” i tej kryjówki Icheringa. Mówiłaś, że prawie udało ci się ją zlokalizować - zwrócił się do Sharlene.

- Tak, prawie. Widzicie, spotkałam przypadkiem tych braci Schantzheimer. W zamian za przysługę obiecali udzielić mi pewnych informacji - tu uśmiechnęła się do siebie pod nosem. - Sęk w tym, że problem, który mamy dla nich rozwiązać, to wtargnięcie do samej Jamy, kryjówki naszego poszukiwanego hycla i wybicie jego psów. Myślę, że to dużo więcej informacji, niż mogliby przypuszczać. Jeśli uda nam się przeniknąć do Icheringa można by wybadać dokładnie, czy miał coś wspólnego z zaginięciem Kempera.

- Podali ci jakieś szczegóły, czy sami mamy opracować plan i następnie zająć się psami? Mówili coś o tym, jak dobrze to miejsce jest strzeżone, czy w razie czego łatwo będzie stamtąd czmychnąć? Tego rodzaju informacje mogą decydować o życiu i śmierci.

- Spokojnie, Ernest. Właśnie do tego zmierzałam. Otóż dokładnych informacji mi jeszcze nie podali, dlatego użyłam słowa “prawie”. Jutro mam spotkać się z nimi “Pod Wieprzem”. Dostanę dokładną mapę Jamy, instrukcje dotyczące wejścia i trutkę na psy. Potem spotkamy się z człowiekiem, który nas tam wprowadzi. Będę potrzebować pomocy. Jeśli uda nam się podtrzymać elfa trzeźwego, to pójdzie ze mną - spojrzała na Ankariana. - Ichering chodzi z obstawą, myślę, że jego kryjówka również będzie strzeżona. Jeśli coś pójdzie nie tak, to przyda się ktoś, kto umie machać mieczem.

- Przepraszam Sharlene. Może i wiem mało na temat Icheringa, ale wydaje mi się, że jak coś pójdzie nie tak to przyda się ktoś kto umie szybko biegać a nie dobrze machać mieczem. Jak sama powiedziałaś hycel ma w tej “Dziupli” swych ludzi, którzy pewnie na swoim terenie nie będą mieli problemów z nawet doskonale wyszkolonym żołnierzem. Jak dla mnie Ankarian powinien z tobą pójść, ale nie ze względu na jego umiejętność walki. Najważniejsza będzie jak zwykle gra aktorska i na to kładłbym nacisk przy tym zadaniu. - powiedział hobbit z uśmiechem.

- Zabrać alkohol , a potem wymagać niewiadomo czego. Może mam jeszcze przebrać się za błazna? - mruknął pod nosem, chwytając się za głowę.

- Za błazna to nieee - wyszczerzyła się. - Skombinujemy ci żabot i wystąpisz w roli służącego. Taka opcja ci bardziej pasuje?

- CO!? - podniósł natychmiast głos, słysząc słowa Sharlene. - Ja mam udawać służącego? - dodał, próbując się uspokoić.

- A co z resztą? W końcu możemy śledzić was do tej całej “Jamy” i w razie czego pomóc gdy sprawy przybiorą niemiły obrót, na przykład ktoś was nakryje na truciu tych psów.

- Dobry pomysł - pokiwała głową. - Jednak trucie psów nie wydaje mi się... z resztą, ja tego nie zrobię! Nie miałabym serca tak po prostu je wszystkie wybić...

- Ja mam serce i jak bym z tobą poszedł bym się tym zajął. Wolę nie myśleć co weseli bracia z tobą zrobią jak się dowiedzą, że nie zrobiłaś tego po co cię wysłali. Poza tym te psy z biegiem czasu same się wytłuką w tych walkach. Nie żebym źle im życzył, ale taka jest brutalna prawda. - powiedział halfling myśląc “Za to dużo czasu z Khazadami. Teraz i ja mam znieczulicę”.

- Jak chcesz... To skoro elf nie popiera mojego pomysłu - tu uśmiechnęła się do niego - to Oskar pójdzie ze mną. Wy będziecie szli za nami. Trzymajcie odpowiedni dystans, bo jak ktoś się dowie, że mieliśmy towarzystwo, to nawet wasza pomoc na nic nam się zda. Dobra, myślałam nad tym, żeby się rozdzielić w Jamie, jeśli zajdzie taka okazja. Oskar, dam ci tą trutkę, sobie wezmę troszeczkę. Można by napuścić na siebie Icheringa i Schantzheimerów, to odciągnęłoby może uwagę od nas... Spróbuję się z nim spotkać i wybadam co i jak, a potem powiem mu, że kazali mi otruć jego... Gdyby się udało, to upieklibyśmy dwie pieczenie przy jednym ogniu. Zanim Ichering dotrze do Schantzheimerów my dowiemy się, co oni mają do powiedzenia.

- Skoro nie jestem ci potrzebny w “Jamie” to lepiej pozwól mi się napić piwa, bo zwariuje zaraz. - powiedział po chwili do Sharlene.

Pokręciła głową.

- Będziesz trzeźwy. W Jamie mi się nie przydasz, skoro nie chcesz się wygłupić, ale na zewnątrz będziesz stanowił plan “B”. Usłyszałbyś mnie, gdybym się zawołała ze środka?

- Co to za pytanie? Oczywiście, że bym cię usłyszał - Powiedział po chwili i zaczął się nad czymś zastanawiać. - A jeśli pójdę z tobą do tej cholernej Jamy i przebiorę się za służącego, to po powrocie pozwolisz mi się napić jednego piwa? - Zapytał zrezygnowany.

Sharlene parsknęła śmiechem.

- Co za pijak! Nie jestem jednak przekonana, czy z grą aktorską poradziłbyś sobie lepiej niż Oskar. Skoro mnie usłyszysz, to masz być w pełni świadom otaczającego cię świata, kochany.
Musisz być w stanie ruszyć z pomocą, gdyby zaszła taka potrzeba, a istnieje duże prawdopodobieństwo, że zajdzie... Odpowiadając na twoje pytanie... Tak, jeśli pozostaniesz jutro trzeźwy i w miarę pomocny, to łaskawie pozwolę ci się napić piwa.


- Jak dla mnie Ankarian mógłby wypić o ile będzie mógł się opamiętać. Nawet jeżeli będzie nam potrzebny w pełni sprawy to jedno czy dwa piwa nic mu nie zaszkodzą. Aha! Nie przekombinuj z tymi braćmi i hyclem, bo naprawdę za dużo różnych manipulacji i możesz się sama w tym nie połapać. Nie chciałbym aby coś Ci się stało i do tego nie ma mowy o pomyłce. Ja takich błędów nie popełniam. - powiedział z uśmiechem Oskar.

- Żadnych insynuacji, proszę. Pomyśl, informacje od Icheringa mogą być dwa razy bardziej przydatne niż te od braci.

- A co jeśli jednak nie będę musiał wkraczać do akcji? Wtedy nie pozwolisz mi się napić? - Zapytał po krótkim namyśle. Wolał się upewnić.

- Jak wrócimy z akcji postawię ci całą kolejkę, pasuje? - uśmiechnęła się szeroko.

- Pasuje - mruknął pod nosem w odpowiedzi.

- A kolejka na teraz, ktoś jeszcze chętny? - zapytał Eugen po powrocie ze swojej wycieczki.

- Przepraszam, ale musiałem wyruszyć na chwilę. Myślę, że moja wycieczka będzie owocna, ale dowiemy się tego dopiero jutro wieczorem. Co ustaliliśmy? Jakie propozycje?

Halfling z uśmiechem opowiedział Eugenowi cały przebieg rozmowy. Wszystkie plany zostały mu przekazane nie bez komentarzy innych towarzyszy.

- Oskarze, mogę obejrzeć teraz księgę? Może mi się coś skojarzy?

- Pewnie. - mówiąc to halfling wręcza Eugenowi tomiszcze.

Eugen wziął wolumin do ręki. “To ciekawe, może uda się ustalić, jaki był szyfr”. Trochę wiedzy matematycznej i wojskowej posiadał, jeżeli nie był to jakiś arcytrudny klucz, powinien sobie z nim kiedyś poradzić... Jednak mimo usilnych prób Eugen nie odnalazł żadnej prawidłowości w symbolach zapisanych w księdze. Podobnie jak dla Ankariana i innych treść woluminu pozostała dla niego tajemnicą.

“A niech to szlag! Chyba mnie nie było na paru wykładach...nieważne, trzeba będzie się z tym przespać”. Eugen położył otwartą księgę na stole i przepisał jedną kartę. Pociągnął spory łyk piwa i zaczął myśleć.

Sharlene

32 Jahrdrung 2524

Sharlene wstała przed południem i po szybkim śniadaniu udała się na spotkanie z Schantzheimerami. Na miejscu zastała nieco większy tłumek niż wczoraj. Większość stołów była zajęta a oberżystę w jego pracy wspomagała młoda dziewczyna. Gdy tylko mężczyzna zauważył ją jak rozglądała się po sali gestem dłoni wskazał stół ustawiony w rogu izby. Siedział przy nim człowiek, z którym wczoraj rozmawiała w asyście starego krasnoluda. Khazad miał długie siwe włosy, grubo ciosaną twarz z haczykowatym nosem, na którym nosił okulary. Broda i wąsy była starannie uczesane. Ubierał się skórzane brązowe spodnie, kamizelkę tego samego koloru i białą koszulę. Bordowa peleryna leżała obok niego na ławce. Dziewczyna nie przypominała sobie by widziała go kiedy zawitała tu wczoraj.

- Podejdź do nas słonko. – zawołał mężczyzna.

Kiedy tylko Sharlene zasiadła przy stole przeszedł do rzeczy:

- Zaszła mała zmiana planów. Nie mogłem się spotkać z moim człowiekiem toteż mapa jamy zostanie ci przekazana w „Szarej Gęsi”. Poza tym wszystko zostaje tak jak to uzgodniliśmy wczoraj. Po tym jak stąd wyjdziesz udasz się do klubu. Przy wejściu powiesz, że zaprosił cię Ulrich von Doenitz. Obsługa wpuści cię do środka i zaprowadzi do niego. Na miejscu omówisz termin i szczegóły akcji. Kiedy uda mi się potwierdzić wykonanie zadania przekażę ci informacje. Teraz kwestia trucizny...

Głos zabrał krasnolud. Położył na stole niewielki woreczek po czym rzekł:

- Wewnątrz znajdziesz środek w ilości wystarczającej do otrucia kilkudziesięciu zwierząt. Wystarczy szczypta by położyć trupem jedno z bydląt hycla. Nie wiemy czy a jeśli tak to jak dokładnie będą was sprawdzać przy wejściu. Może zajść potrzeba podzielenia specyfiku na mniejsze porcje. W takiej sytuacji musisz pamiętać by nie dotykać go nieosłoniętą ręką. Tego rodzaju kontakt ze środkiem nie zabije cię ale możesz mieć potem problemy z koncentracją lub nawet stracić przytomność co wziąwszy pod uwagę okoliczności może cię kosztować życie.

- To by było na tyle - rzekł mężczyzna - Ja i mój przyjaciel - wskazał khazada - mamy pewną sprawę do omówienia więc musisz nas zostawić. Bywaj i powodzenia w Jamie.

Po opuszczeniu oberży Sharlene udała się do dzielnicy kupieckiej, gdzie po krótkich poszukiwaniach odnalazła „Szarą Gęś”. Przy wejściu pilnowanym przez rosłego ochroniarza podała nazwisko swojego kontaktu. Drągal wszedł do środka i po krótkiej chwili wrócił z odzianym w liberię sługą. Ten zaprowadził dziewczynę do pokoju ulokowanego na piętrze przybytku. Klub wystrojem dorównywał temu co wdziała w „Beim Starken Mensch”. W bogato urządzonej izbie, przy rzeźbionym stole czekał na nią szlachcic, z którym miała się spotkać. Obok niego dostrzegła stojak z suknią. Lokaj skłonił się i wyszedł pozostawiając ich samych.


Mężczyzna miał trochę ponad dwadzieścia lat. Był wysoki i dobrze zbudowany. Ubrany był w bogato wykończony czarny kaftan, spodnie tej samej barwy i niebieską koszulę. Starannie ogoloną twarz o łagodnych rysach otaczała kaskada czarnych loków. Duże brązowe oczy uważnie obserwowały dziewczynę. Na stole, przy którym siedział były rozłożone plany, przedstawiające zapewne lokal Icheringa. Obok kartek stała butelka wina i dwa kieliszki.

- Witam. Pan von Doenitz, jak mniemam - zaczęła Sharlene.

- Zgadza się - powiedział szlachcic wstając z krzesła i podając jej rękę - Schantzheimerowie będą pewnie pewnie chcieli załatwić sprawę jak najszybciej. Najbliższa okazja nadarzy się pojutrze. Nie wiedziałem czy dysponujesz strojem odpowiednim do okazji toteż na wszelki wypadek przygotowałem ten. Muszę przyznać, że inaczej cię sobie wyobrażałem.

- A czemuż to drogi panie?

- Bo nie wyglądasz na osobę, która wybiera się na tamten świat.
 
__________________
Nie możesz być pewien swej racji, jeśli o argumentach swoich oponentów nie będziesz wiedział więcej od nich samych.

M. Friedman

Ostatnio edytowane przez stega : 09-01-2011 o 16:57.
stega jest offline