Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-01-2011, 20:19   #82
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Wściekła Amy biegła przez las w stronę Trzmiela. Głupi Rav! Głupi, tępy Rav! Chciała się uczyć by nie być dla niego ciężarem, by umieć mu pomóc i może nawet kiedyś uratować, a on oczywiście klapki na oczu i fru do przodu! Uuuuch! Kopnęła jakąś kępę trawy. Miała ochotę płakać ze złości, ale zbyt szybko dogoniła młodego maga, a potem...

Potem las się zmienił. Dziewczynie ciarki chodziły po plecach, a nogi poruszały się jak w gęstej mazi. Coś było nie tak. Coś było bardzo, bardzo źle. Atmosfera przypominała jej tą przed przeniesieniem się w podziemia i w nich samych. Strach oplatał ją lepkimi mackami. Miała wrażenie, że zamiast w stronę bezpiecznego Domu idą w stronę... czego właściwie? Zagłady? To było zbyt ciężkie słowo. Lecz zdecydowanie nie miała ochoty tam iść, a równocześnie czuła, że musi i powinna. Zarówno ona, jak i pozostali.

Dalsze wydarzenia nie mieściły jej się w głowie. Baśnie, opowieści, historyczne księgi i śpiewane cichaczem ballady z czasów wojny - wszystko to nagle zmaterializowało się na podwórzu Domu dając im przedsmak (a raczej aż zbyt pełny smak!!) owej Przygody, za którą tęsknili chłopcy.

I potwornej bezradności, której nienawidziła Amy.

Dopiero głos Rava nawołujące do gaszenia pożaru, a przede wszystkim widok Zimiry opadającej na ziemię podworca przywróciły jej zdolność działania. Z krzykiem rzuciła się w stronę leżących na podwórzu trzech wielkich opok Domu. Tyle że teraz wcale nie wyglądali na opoki. Stara kapłanka oddychała z wyraźnym trudem, a bladość twarzy było widać nawet przy jej ciemnej karnacji. Kurczowo przyciskała dłonie do piersi, nie będąc w stanie wykrztusić słowa.

- Mateczko! Mateczko Zimiro! - Amy przypadła do kapłanki, nie wiedząc, jak powinna się nią zająć. Nikt nie nauczył jej jeszcze leczniczych modlitw a teraz wcale nie była pewna, czy 'zwyczajna' modlitwa cokolwiek da; zwłaszcza że w ogóle nie wiedziała co jej jest! Rany Edrina były takie straszne... No i pierwszy raz w życiu widziała martwego człowieka (przynajmniej nie pamiętała wcześniejszych), a do tego jeszcze człowieka, który wydawał się zawsze taki... wieczny! - Wszystko będzie dobrze, tylko powiedz mi co mam robić?! - "O, Habbakuku", jęknęła w myślach, "jeśli to kara za naszą kłótnię w lesie, to czemu nie spuściłeś tego smoka na nas, a nie na Dom?!".

Twarz Zimiry, choć ściągnięta strasznym cierpieniem, na chwilę wypogodziła się, a przez blade usta przemknął cień uśmiechu. Ciemna dłoń kapłanki ruszyła na spotkanie dłoni Amy. Niewidzące oczy skupiły na niej swoje spojrzenie. Amarys przypomniało się co mówiła staruszka w świątyni zaraz po wizji dziewczyny. Być razem by przetrwać trudne czasy... wierzyć i ufać... Amy nie rozumiała jak można wierzyć i ufać skoro to piekło, które rozpętało się wokół Domu było niczym w porównaniu z tym, co smoki były w stanie zrobić... Ale w czasie wojny ludzie wierzyli i ufali - i to kapłani i bogowie właśnie wyprowadzili świat z chaosu. Zresztą cóż innego jej pozostało? A raczej - czyż nie po to właśnie chciała zostać kapłanką? Ścisnęła mocno dłoń Zimiry, drugą ręką medalion Błękitnego Feniksa, po czym zaczęła się żarliwie modlić, z trudem przełykając łzy i kaszląc z powodu dymu. Nie wiedziała co jest staruszce, jednak Habbakuk mógł przecież wszystko! Wkrótce też Zimira zaczęła lżej oddychać, a z jej ust wreszcie wydobył się głos.
 
Sayane jest offline