Zygfryd leżał półprzytomny na bruku niczym prosię przed zaszlachtowaniem, nie bardzo świadomy tego co się za chwilę stanie. Jucha sączyła mu się z ust, nosa i czoła, tworząc razem rozszerzonymi źrenicami jego oczu, iście makabryczny widok. Zbir jednak wcale się tego nie wystraszył, a wręcz przeciwnie uśmiechnął się z satysfakcją podnosząc do ciosu śmiercionośne żelastwo i wtedy coś się stało. Kamień wielkości kulki, jakiej używają bretońscy chłopcy w popularnej grze, pieprznął zakapiora prosto w zęby. Jego kumple zaczęli więc rozglądać się w poszukiwaniu nowego niebezpieczeństwa.
Organizm rycerza zareagował prawie odruchowo i korzystając z nadarzającej się okazji wystrzelił stopę odzianą w okuty wojskowy bucior, prosto między nogi wypluwającego zęby zdrajcy. Dźwięk jaki wydał z siebie zbir był jedną z nielicznych rzeczy jakie Zygfryd zapamiętał wtedy wyraźnie. Potem nadbiegła pomoc. Rycerz nie wiedział jak skończyło się całe zajście, gdyż jakieś ręce wywlekły go z tej ludzkiej ciżby, ratując jednocześnie przed zadeptaniem. |