-
A jak to działa?- młody chłopak wskazał palcem mechanizm lekkiej kuszy, którą trzymał szef ulicznego gangu. Brudny Joe, bo takie miano do niego przylgnęło słynął z tego że choć dobry był z niego karczemny wojownik i niezgorszy nożownik to jednak najlepszą wprawę miał w strzelectwie. Łuki były dla niego zbyt banalne, jak to sam określał. Wolał kusze. Choć raziły przeciwnika z mniejszej odległości, to jednak nie dawały mu niemal żadnych szans na przetrwanie takiego ciosu.
-
Patrz, kiedy naciskasz ten spust, zwalniasz cięciwę...- tłumaczył chłopcu, zaś grupa kamratów Joego przyglądała się tej życiowej lekcji ciekawskiego chłystka, który wykazał się niemałą odwagą zaczepiając pytaniem przywódcę grupki. Faktycznie. Lekcja była życiowa.
***
-
Czwarty...- syknął kusznik gdy kolejny już osobnik padł od jego bełtu. Był z siebie dumny bo po raz kolejny nie ucierpiał w boju. Wybrał dogodną pozycję, z której mógł wiele zdziałać, a w dodatku nikt go nie zauważył, a jeśli nawet to była to ostatnia chwila w jego życiu. Jego bystre oczy śmigały wartko po polu bitwy, w poszukiwaniu kolejnego celu, który mógłby ustrzelić, niczym łowca polujący na spanikowane stadko kaczek. Wszystko poszło na marne, choć bardzo się starał. Frajer znalazł w sobie dość sił, by dmuchnąć jeszcze w zasraną piszczałkę. Cała reszta działa się już zawrotnie szybko. Kompani mieli rację. To był odpowiedni czas by odejść zwycięzcą z pola bitwy. Jeff złapał za kilka bełtów porozrzucanych po drodze do Markusa, narzucił kuszę na plecy i wsiadł na wierzchowca.
-
Racja. Spierdalajmy!-