Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-01-2011, 20:50   #11
Fearqin
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
Wyglądało na to, że bitwa miała skończyć się tak szybko jak się zaczęła. Vivien, Hans i Ethan świetnie radzili sobie z mniejszymi pomiotami, a strażnicy i wciąż napływający z fortecy obrońcy zabijali kolejne. Z początku wszyscy zostawili Dantusa i Amadiego samych w wielkim demonem. Nogi stwora były silnie opancerzone, tak jak i cały on. Jednak moc jaką niegdyś Khyber napełnił broń Dantusa była wieczna i miała się utrzymać już do końca istnienia tego młota, który stał się świętą relikwią dzierżoną przez świetnego inkwizytora. Pierwsze uderzenie wywołało spory rozbłysk na nodze potwora, a raczej miało wywołać jak przy każdym uderzeniu młotem. Jednak demon pochwycił młot swoją wolną dłonią i przymierzył się drugą ręką, która trzymała broń, do ciosu. Wtedy właśnie zealot Amadi skoczył do stwora ze sprawnością wręcz niemożliwą biorąc pod uwagę jego pancerz. Jednak powszechnie było wiadomo, że ci którzy służyli Kościołowi poprzez stawanie się zealotem nie byli już osobami ograniczanymi jakąkolwiek normą fizyczną. Skoczył więc i jeszcze w locie ciął swoim toporem zza głowy. Dzięki temu demon był zmuszony by zablokować cios swoją wielką bronią. Ciął na odwet mając nadzieję na przecięcie jaszuroczłowieka na pół, ale ten po prostu walnął toporem w jego broń, tak mocno, że sam odleciał z powrotem na miejsce z którego zaczął biec do wyskoku, a demon postąpił dwa kroki w tył, puszczając młot inkwizytora. Ten zaś ponownie ruszył do ataku, uderzył ja potwór zablokował cios młota swoją broń. Rozbłysło święte światło a Dantus dalej wyprowadzał ciosy, które demona bawił. Blokował je z ogromną łatwością, Dantus jednak wciąż był tylko śmiertelnikiem. Amadi zaś stał i modlił się. Była to najwyraźniej bardzo długa modlitwa i jak na razie nie przynosiła wielkiego pożytku.

W tym czasie Vivien i Hans przerzucili się na wielkiego demona strzelając do niego. Gretting celował w głowę i oczywiście bełty leciały tam gdzie trzeba, ale skorupy na ramionach potwora zakleszczyły się tuż nad jego głową blokując wszystkie pociski. Co prawda wbijały się w pancerz skorup, ale nic poza tym. A demon o dziwo dalej widział i blokował ciosy Dantusa mimo, że oczy miał zasłonięte.
Pomiędzy pancerzem naturalnym i tym przyczepionym demona były luki odsłaniające jego ciało. Tam tez trafiała uczennica Hansa. Demona to bolało, ale potrzeba było więcej niż kilku strzał by naprawdę się tym przejął, tak więc strzelała dalej.
Ethan najwyraźniej nie miał prawa na przerwę. Nie wiadomo skąd wyskoczył na niego mniejszy demon ze szpikulcami. Szybko zgiął się w pół tak by demon przeskoczył nad nim i gdy wylądował Ethan już się obracał i przeciął demona na pół. Kolejne już nadbiegały, ale strażnicy i magowie którzy uraczyli dziedziniec swą osobą zaczęli się za nie zabierać.

Hans widząc, że demonowi nic nie zrobi wrócił do miecza i zabijania mniejszych demonów. Wtedy to Dantus w końcu trafił młotem w nogę demona. Wielki rozbłysk i kawałka zbroi na nodze demona nie było. Drugie uderzenie w to miejsce i nie ma kawałka mięsa. Wkurzony demon kopnął drugą noga i Dantus wylądował nieco dalej niż chciał, jednak nic sobie nie złamał. Wtedy też Vivien odpowiednio wpakowała strzałę w dłoń demona, skurcz był tak silny, że demon wypuścił bron z ręki, ale stał się naprawdę zdenerwowany. Skorupy oddzieliły się od siebie i znów widać było jego głowę. Na to czekał Amadi. Skończył modlitwę i cały się świecił niebieskim, lekkim światłem. Ruszył biegiem i wyskoczył parę metrów przed demonem. W powietrzu zgiął się w łuk i ciął toporem zza głowy. Wbił się w wąska klatkę piersiową demona. Równocześnie walnął w niego nogami, okutymi w ciężki metal z taką siłą, że potwór zaczął upadać. Gdy już leciał na ziemię, rycząc jaszczur wyrwał topór i postąpił krok na ciele lecącego demona. Teraz wbił topór w jego łeb, idealnie w momencie w którym demon runął na ziemię. Wszystko trwało maksymalnie dziewięć sekund. Mimo to czas jakby zwolnił.

***

Gdy walka dobiegła końca pojawił się generał Keldorn Orhal w towarzystwie kapłanki.
- Nie ma mnie parę godzin a dochodzi do kolejne bitwy. Nie możemy ryzykować, nie mamy bramy i muru a więcej demonów pewnie do nas idzie. Musimy...
- Panie generale, proszę mi wybaczyć, że przerywam, ale coś jest nie tak. - Powiedziała elfia kapłanka. - Ten demon, to jeden z kasty Rustin.
Ta sama kasta do której należał Sindri. Oni jednak nie angażowali się w ataki. Musieli żyć by w razie czego wskrzesić Gabriela.
- Słyszałam o tym, że jeden z nowych demonich lordów zbuntował się przeciw Gabrielowi. Pogłoski mówiły, że jego wojsko walczyło z hordami Gabriela, możliwe, że inne wyższe demony poszły w jego ślady.
- Nawet jeśli, to nie możemy ryzykować. Natychmiast wyruszamy stąd. I tak dość tu zrobiliśmy! Zaś wy! - Wskazał na piątkę, która miała wyruszać - Udowodniliście ponownie, że jesteście godni zaufania w was pokładanego. Wyruszajcie i niech Khyber ma was w swej opiece. Nie przejmujcie się nami, a w drodze powrotnej udajcie się po prostu do najbliższego miasta.

Gdy wyruszali po krótkiej przerwie widzieli jak w pośpiechu jest opuszczany fort. Symbol nadziei, który został tak szybko i niespodziewanie złamany. Niczym zapałka, która wznieciła przecież taki wielki pożar.
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^
Fearqin jest offline