Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-01-2011, 00:24   #83
woltron
 
woltron's Avatar
 
Reputacja: 1 woltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumny
Zły Aglahad podążył za Ravem. Miał ochotę opuścić Dom już teraz, natychmiast, nie czekając na nic i na nikogo. W głębi serca nie chciał by Rav wystąpił u ojca Edrina o jego adopcję. Nie chciał zamieniać przyjacielskiej relacji na coś innego, być komukolwiek, cokolwiek winnym. Nikomu nic nie zawdzięczać.
Z rozmyślań wyrwała Aglahada dziwna, zimna mgła i nienaturalna, przerażająca cisza, którą zakłócały jedynie kroki ich czwórki. Czwórki, ponieważ na jednym z zakrętów Aglahad i Rav dogonili Amy i Trzmiela. Cała czwórka zatrzymała się, gdy doszedł do nich potężny głos, który przeszył ich serca strachem. Nogi same odmówiły posłuszeństwa, a Aglahad zapewne by uciekł w przeciwnym kierunku, jak najdalej od domu, ale Rav ruszył do przodu. Wysoki chłopak szybko zniknął im z oczu.
- Do diabła – powiedział Aglahad, po czym pobiegł za Ravem.
Z każdym krokiem, przybliżającym ich do domu, mgła coraz bardziej zmieniła się w duszący, ciężki dym. W końcu wyszli z lasu, a ich oczom ukazały się kontury tak znajomych budynków.
Nagle zatrzęsła się ziemia, a mgła i dym zostały przecięte jednym potężnym podmuchem ukazując na krótką chwilę ogrom zniszczeń, a także bestię, która się do nich przyczyniła.
„Smok!!!” stwierdził z przerażeniem Aglahad. Rozsądek nakazywał uciekać jak najdalej, ale przerażony chłopak nie mógł się ruszyć, mięśnie odmówiły mu posłuszeństwa. Jedyne co mógł zrobić to patrzeć jak potężny, czarny kształt unosi się ciężko i znika w oddali. Przez chwilę Aglahadowi zdawało się, że smok patrzy na niego z politowaniem, że zaraz na niego spadnie i rozszarpie go dla zabawy. Nic takiego się jednak nie stało. Smok odleciał.
Ruszyli przed siebie i po chwili stali przed tym co przez całe życie nazywali „Domem”. Aglahad czuł się bezsilny, bo choć nienawidził tego miejsca i chciał je opuścić to jednocześnie na swój sposób je kochał, a teraz mógł jedynie patrzeć i modlić się by stał się cud, by ci którzy byli w środku ocaleli.
I cud się stał. Z gryzącego dymu i strzelających jęzorów ognia wyłonił się Anduval z dziećmi, a tuż za nim matka Zimira i kilkoro akolitów. Brakowało tylko ojca Edrina. Dopiero po chwili do świadomości chłopaka dotarło, iż to co trzyma w ramionach Zimira to niemal całkowicie zniszczone i spopielone ciało Edrina. Aglahadowi zebrało się na wymioty, jednak powstrzymał się i opanował nerwy.

- Aglahad! – Rav zwrócił się do przyjaciela. - Przynieś cebrzyki z ogrodu. Szybko!
Chłopak tylko pokiwał głową, ale nie zamierzał wykonać polecenia. Widząc dwóch wysokich wyrostków powiedział:
- Słyszeliście co trzeba zrobić. Ruszajcie się!!! – krzyknął. – Rav sprawdzę czy ktoś jeszcze nie wydostał się z środka i nie potrzebuje pomocy – powiedział, po czym znikł we mgle.
 
__________________
"Co do Regulaminów nie ma o czym dyskutować" - Bielon przystający na warunki Obsługi dotyczące jego powrotu na forum po rocznym banie i warunki przyłączenia Bissel do LI.
woltron jest offline