Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-01-2011, 00:44   #128
Gettor
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
Niezależnie od wszystkiego, David musiał stwierdzić że miasto było tamtego dnia, albo chociaż wieczora, jakieś... opustoszałe. I chodziło tu bardziej o ilość strażników na ulicach, niż ludzi. Czyby Tormiści coś knuli? Nie wiedział, musiał dotrzeć do wskazanej przez tropiciela gospody.

Tak samo Amaretta - kiedy elfka kończyła drugie, bezowocne niestety, kółko wokół miasta, została zaczepiona przez Kaldora i jego towarzyszkę, którzy pokierowali ją do Pieczonego Wieprza na spotkanie reszty drużyny i omówienie planu działania.
Sama karczma zaś do tego czasu zaczęła już tętnić swoim zwyczajnym życiem - większość gości stanowili wędrowni najemnicy, którzy podobnie jak drużyna utknęli w Gistrzycach.


Głośne rozmowy, śmiechy i śpiewy wypełniały już lokal doszczętnie, tak że Aranon zaczął się obawiać o to że zostanie znów zaczepiony przez swoją inność. Jednak stare porzekadło "W kupie siła" sprawdzało się fenomenalnie - zamiast rękoczynów, bywalcy ograniczyli się do głośnych pomruków i wrogich spojrzeń w jego kierunku. Co i rusz rozlegał się czyiś krzyk, albo w powietrze wędrował kufel. W pewnym momencie użyto nawet krzesła jako broni i miejscowy wykidajło już musiał kogoś przez drzwi wyrzucić. W końcu jednak wszyscy towarzysze po raz pierwszy zebrali się razem. No, prawie wszyscy.

Udało im się zająć duży stół w sali. Kiedy wszyscy zgromadzeni już usiedli, Cristin zaczęła:
- [i]To są nasi nowi towarzysze niedoli. Trubadur David Bas De Winter, oraz tropicielka Amaretta Calithar - przedstawiła nowoprzybyłych, po czym odwróciła role. - To zaś są Dant Shivan, Bared Selawar, oraz Aranon Kevalynnthir. I... hmm... Cerre chyba się zagubiła przy tych murach. No trudno, jutro jej poszukamy. Ach tak, jeszcze mój narzeczony - Kaldor Darett, ale jego chyba wszyscy już znają.

- Bez zbędnych grzeczności Cristin - wtrącił tropiciel kładąc łokieć na stół. - Mamy sprawę do załatwienia. Ma sierść, ostre szpony, wrogie nastawienie i jakieś dwadzieścia łap. - uśmiechnął się kątem ust rozbawiony własnym żartem. - Chodzi o wilkołaki oczywiście, bo gdyby był tylko jeden to by było zbyt pięknie. Dzięki informacjom uzyskanym przez barda wiemy, że mogą kręcić się gdzieś w pobliżu południowej bramy. Kiedy zapadnie zmrok, czyli za jakieś dwie godziny, wyruszymy na łowy. Znalezienie ich nie powinno być zbyt trudne, kiedy już wyjdą z kryjówki - wystarczy kierować się krzykami przerażonych kobiet i innymi jękami. A wyjdą na pewno, dziś jest pełnia.

- Mam nadzieję, że macie coś srebrnego, albo umiecie czarować... - kontynuował Kaldor, a Amaretta mogła się pochwalić zakupem srebrnych grotów, zaś Dant i Aranon potwierdzili znajomości sztuk tajemnych. - Świetnie, w takim razie tylko wy dwaj możecie im nagwizdać... hmm... chyba że jako przynęta...
- Kaldor! - Rudowłosa uderzyła go w ramię. - Nikogo nie będziemy wysyłać samotnie na pastwę tych bestii! Jeszcze ich zarażą i dopiero będziemy mieli problem.

- Dobra, może przy odrobinie szczęścia uda się wam ich drasnąć tym waszym żelastwem - skwintował tropiciel. - A wymyślił ktoś jak zabić te stwory tak, żeby pośmiertnie zostały porośnięte sierścią? Bo wiecie, martwe lykantropy wracają do ludzkiej postaci. A wtedy nici z dodatkowej nagrody za ich głowy. - Kaldor przekalkulował naprędce. - Dwanaście tysięcy za robotę i sześć za każdą głowę... hmm... dużo.... a dokładniej... czterdzieści dwa tysiące, jeśli jest ich pięciu!
- Jesteś pewien, że zapłacą za każdą głowę? - spytała rudowłosa z naciskiem na "każdą".
- Oczywiście. - odparł z przekonaniem tropiciel. - Potrzebują ich do jakiejś alchemii, czy magii, więc potrzebują tyle ile tylko się da.
- Skoro tak... to co z innymi częściami ciała? - Cristin nie dawała za wygraną.
- A bo ja wiem... chyba nie zaszkodzi spróbować. - wzruszył ramionami. - Ale ja słyszałem tylko o głowach. Może chodzi o zęby, czy oczy...

Takiej sumie towarzysze nie mogli pozwolić się wyślizgnąć. Tylko trzeba było mieć plan... a nikt z nich się nim nie zajął.
W ostateczności pozostawał dość radykalny sposób - zabić wilkołaka przez odcięcie mu głowy. Powszechnie było wiadome, że odcięte kończyny lykantropa nie wracają do ludzkiej postaci, więc to mógł być dość skuteczny sposób. Szkoda tylko, że trudny do zrealizowania.
 
Gettor jest offline