Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-01-2011, 00:57   #18
Ratkin
 
Ratkin's Avatar
 
Reputacja: 1 Ratkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwu
Caesar wszedł do swojego pokoju i zamknął za sobą drzwi. Rozejrzał się ze zniesmaczeniem, którego szczytowy moment osiągnął z głośnym parsknięciem, kiedy jego wzrok spoczął na laptopie. Czarny, niezbyt duży plecak wylądował na posłaniu łóżka.

Kolejne schronienie. Przydatna sprawa, zwłaszcza pod kątem lokalizacji. Jego dotychczasowe schronienie było "spalone" po zdarzeniach w szpitalu. Tak, lokalizacja bardzo mu odpowiadała... Z drugiej jednak strony - kolejne zmartwienie, kolejna sprawa rozpraszająca jego uwagę. Caesar lubił koncentrować się na jednej sprawie. Obsesyjnie wręcz można by rzec, choć on oczywiście unikał tego słowa...

Podszedł do okna by zaczerpnąć świeżego powietrza. Obcowanie z tą bandą chodzących trupów przyprawiało go o niemiły posmak w ustach. Widok z okna miał raczej średni, więc nie było do czego powzdychać. Dyskomfort w ustach pozostał, więc Caesar podszedł do plecaka i wygrzebał z niego taśkę z przyborami toaletowymi.

Kretynka, ja, przypudrowaną twarz? - burknął cicho do siebie. - Moja wina że za życia byłem blady? Dobrze że chociaż zdążyłem się ogolić przed Przeistoczeniem. - uśmiechnął się do siebie gładząc się po aksamitnym policzku, faktycznie bardzo nawet jak na żywego trupa bladym.

Wycisnął pastę na włosie szczoteczki i rozpoczął żmudny proces czyszczenia swojej jamy ustnej. Mruczał jeszcze coś pod nosem, ale w zasadzie nie było to nic poza osobistymi uwagami wobec jego ostatniej rozmówczyni, a nie było to nic wartego przytaczania...

Wędrował po pokoju gadając do siebie i żywiołowo gestykulując wolną ręką. Od niechcenia wcisnął przycisk włączający laptopa i podszedł znów do okna. Wyjrzał je, chcąc jeszcze raz przyjrzeć się widokowi jaki się z niego roztaczał, nim zasunie przeciwsłoneczne rolety.

Na dole stał Jocker z Batmana i gapił się na niego z miną bardzo pijanego człowieka, z wszystkich sił starającego się upewnić że widzi tylko jednego rozmówcę, a nie bliźniaki, do tego cholernie szybko wirujące.

Caesar szybko skorygował dwa drobne błędy swojej percepcji. Pierwszym była pomyłka co do tego, na kogo parzył Joker. Stety bądź też niestety, najwyraźniej patrzył on właśnie w kierunku okna sąsiedniego pokoju, a nie na myjącego zęby Caesara. Dobrze że nie chodził teraz po domu nago, jak to się mu czasem zdarzało. Drugim, był fakt że to nie Joker a jeden z jego nowych "kolegów".

Wyglądał... no wyglądał niewiele gorzej niż wtedy na "audiencji generalnej". W umyśle Caesara znów zaświeciły dwie lampki. Pierwsza, bardzo ochoczo przypominała skąd to "kolega" wracał. Druga nieśmiało przypominała mu że o ile dobrze pamiętał, to pokój obok zajmowała właśnie wyszczekana blondynka. Pewnie łaziła pinda jedna roznegliżowana po pokoju i się zagapił "kolega"...

W zasadzie nie najbrzydsza jest, pomyślał sobie Caesar, jednak nie miał zbyt dużo czasu na rozmarzenie się jakby to koleżanki nie puknął gdyby był jeszcze śmiertelnikiem, gdyż tym razem "Joker" patrzył się już z całą pewnością na niego. Caesarowi pozostawało wierzyć, że "kolega" nie czytał w myślach, albo co gorsza nie należał do tych, którzy preferują męski a nie damski negliż...

Uzbrojony w tarczę swej wiary i oręż w postaci szczoteczki do zębów, wykonał w kierunku "Jokera" szereg szybkich gestów, jednoznacznie zapraszących go na rozmowę do niego...

Kenneth wgapiał się w okno willi. Krew. Była tam? Czy nie było? Refleks świetlny? Raczej nie, zbyt ciemno i nie ma czegoś jak śnieg, czy wypucowane lustro. Jak mogła zniknąć plama krwi? Zamyślił się patrząc w parapet zsuwając z nosa okulary. Znał wiele dziwnych sztuczek, ale krew, która znika po dwóch sekundach, nie jest tym, co potrafią wampiry. Chociaż patrząc z drugiej strony... To, czego dowiedział się dzisiaj całkowicie zbiło go z tropu, więc czy może już wierzyć własnym zmysłom? Trzymał w ręku Księgę Nod, Może siła, jaka go wzmocniła była aż tak silna, że otępiła jego percepcję? Powinien się z tym przespać...

Wnet zobaczył w oknie ze szczoteczką do zębów w ustach wystraszonego Kainitę, którego widział na spotkaniu u Księcia. Był w stu procentach Malkavianem, co dawało dużo możliwości mimo wszystko. Kenn nieznosił wampirów, pieprzone pijawki, zasrane pasożyty, ale to właśnie Malkavianie wydawali się być najbardziej znośni z całej tej hordy skorumpowanych i intryganckich gnojków. Chorzy na umyśle, pieprzenie. Malkavianie dostąpili wyższego poziomu wtajemniczenia odnosząc się do potęgi krwi Kaina płynącej w żyłach każdego spokrewnionego. Romantyzm. W tą epokę nie ingerowali tylko Toreadorzy, ale również Malkavianie. W wielu utworach literackich można spotkać motyw uświęcenia dla chorób psychicznych, oni widzieli więcej i to samo wiedział Kenneth. Tak więc ten cały Malkavianin był na początku jedyny warty rozmowy.

Zapalił papierosa i zaciągnąwszy się dymem ruszył w stronę drzwi willi. Skierował się w stronę pokoju wymachującego rękami w jego stronę kainity. Nie pukał. Od razu otworzył drzwi, wszedł i kopnął je, by się zatrzasnęły.
- No, słucham. - odparł zimno Kenn. Może ten gość był wart rozmowy, ale nie warto było się od razu pokazywać jak hippis kochający wszystko i wszystkich.

Kiedy "Joker" tak bez pardonowo skorzystał z otrzymanego zaproszenia, zastał swojego gospodarza spokojnie wypakowującego swój plecak. Na łóżku idealnie złożone leżały zapasowe ciemne podkoszulki, bielizna i skarpetki. Kosmetyczka z przyborami toaletowymi nieco niedbale w kąt posłania przyciągała wzrok swoim rozmiarem dając do myślenia co do zapasów w sobie mieszczonych...
-Dobranoc. - odpowiedział spokojnie Caesar nie odwracając się i zamykając plecak. Spokojnie odwrócił się i zarzucił go sobie na ramię. - To znaczy, w zasadzie dobrywieczór, ale skoro śmiertelnicy w zasadzie żyją w dzień a my w nocy to może powinniśmy się witać tak jak oni żegnają? Nieważne... co to ja chciałem od Pana...-
Caesar był ewidentnie zbity z tropu przez kilka sekund. - W zasadzie chyba należałoby zacząć od przywitania się.

-Proszę mi mówić Caesar, choć oczywiście nie jest to moja prawdziwe imię.-podał dłoń "Jokerowi". -Chciałem z Panem porozmawiać, ale atmosfera tego miejsca jest tak sztuczna, że nie sprzyja moim zdaniem do budowania jakichś między... międzyludzkich relacji. Mam wrażenie że jedyne co możemy tutaj zbudować, to relacje raczej między-nie-ludzkie, typowe dla starszych członków Rodziny. Nie wiem jak Pan, ale ja nie zamierzam się wyzbywać swojego człowieczeństwa... no ale o tym porozmawiamy może potem i przede wszystkim, nie tutaj? Zaproponowałbym pewnie miejsce na mieście, wystarczająco "publiczne" a zarazem zapewniające anonimowość, w sam raz na bezpieczną i niezobowiązującą rozmowę...
Kenneth ze spokojem przyjął chaotyczne słowa Malkaviana, lecz takie owijanie wszystkiego w niepotrzebne słówka było zwykle dla Kenna dosyć irytujące.
- Ja jestem Kenneth, miło mi. - odrzekł zaciągając się papierosem. - Nie ma problemu, jak dla mnie... to miejsce... jest dość dziwne, jeśli mogę się tak wyrazić. Chciałem jeszcze coś zobaczyć, więc może umówmy się przed wejściem za jakieś... piętnaście minut? Pasuje? - spytał wydmuchując dym, który unosił się pod sufit.

-Mnie również. Widzimy się więc przy wyjściu...
 
__________________
-Only a fool thinks he can escape his past.
-I agree, so I atone for mine.


Sate Pestage and Soontir Fel
Ratkin jest offline