- Odważny jesteś. Nie uciekasz tylko walczysz do końca. Nie miałbym honoru gdybym tego nie docenił. Oszczędzę Cię. Naszą walkę uznaje w tym momencie za zakończoną.
- Kurwa! - pomyślał brodacz – Trolla mać i wszystkie przekleństwa świata. Jak można mieć takiego pecha? - pytał się sam, nie czekając wcale odpowiedzi – Ani zwycięstwa, ani śmierci. Chyba Bogowie chcieli mnie ukarać za moje grzechy. Może i mieli rację. - przelatywały mu przez głowę wściekłe myśli.
Słysząc kłótnie dryblasa ze szczurkiem. Zdecydował się odezwać do swego byłego adwersarza. - Więc jesteś najmitą, a nie zwykłym drabem. Powiedz jak cię zwą. Odszukam cię pewnego dnia i wtedy stoczymy uczciwy pojedynek. Muszę się zrewanżować za darowane życie, a honorowy sparing będzie odpowiedni. A teraz wybacz, muszę pomóc przyjaciołom.
Nie było czasu opatrzyć rany poza tym nie było tak źle siekiera minęła główne arterie ramienia, więc otwarcie aż tak nie krwawiło. Khazad chwycił topór w jedną zdrową rękę, co prawda ciężko się włada tak masywną bronią jedną ręką ale nie była to pierwsza taka sytuacja w życiu Mordrinsona. Wiedział, że da rade unieść topór i zadać nim kilka ciosów bądź sparować kilka sztychów wroga. Prawą ręką dobył sztyletu, dotychczas ukrytego w bucie, teraz może się przydać.
Nie wiele myśląc pędem ruszył w kierunku Tasselhofa. Wiedział, że nie zdąży przed długo-uchym skurwysynem. Miał jedynie nadzieję, że dobiegnie na czas by uratować niziołka.
- Trzymaj się Tass, nie umieraj mi tutaj cholero jedna! |