- Nooo to pięknie. A mówiłem, mówiłem. Tylko ba... nikt nie słucha niziołka, co to większości ledwo do pasa dorasta... a czasem warto. Teraz masz ci babo placek - płacz będzie. Chłopcy... zróbcie miejsce wybawicielowi - powiedział Tim zakasając rękawy a myślami przelatując już po stronicach przeglądanej rano księgi magii zastanawiając się czym też ugotować celujących w jego towarzyszy złoczyńców - Kto to widział, żeby magus pchał się bezmyślnie w kłopoty jak jakiś durny, okuty w stal wo.... - niziołek ugryzł się w język zdając sobie sprawę, że otaczają go właśnie tacy okuci w stal wojownicy, a po chwili zastanowienia kontynuował - ...ork...
Już miał rzucać czar mający wybawić Gerarda i Kaldora z kłopotów, gdy jego uszu dobiegł chrapliwy głos wypowiedziany przez wyjątkowo szpetną mordę.
- A propo orków... normalnie jakbym sobie wykrakał - powiedział mag w chwili, gdy pocisk wystrzelony przez jednego ze zbirów wbił się w drzewo obok kompana. W tym momencie Tim dziękował Tymorze za dwie rzeczy - pierwszą z nich był fakt, że to nie mag był celem, drugi powód to taki, że strzelec najwyraźniej nie był górnych lotów.
- Któryś z was pamiętam lubił rąbać orki. No to do roboty. Ale zaraz, zaraz - najpierw ja - powiedział Tim szperając w jednej ze swoich kieszeni. Chwilę później ściskał w dłoni malutki woreczek z którego naprędce wyciągnął garść kolorowego pyłu.
Szarżujący ork i jego kompani nie mieli zapewne jeszcze pojęcia co ich czeka. Tim przesunął się tak by dobrze widzieć wspomnianą trójkę po czym wyrzucił w ich stronę trzymany w ręce kolorowy pył wypowiadając jednocześnie niezrozumiałe dla większości słowa mocy. Pył poderwał się do lotu napędzany siłą zaklęcia i poszybował w stronę nadciągających wrogów. Niziołek nie lubił bezsensownej przemocy ani zabijania, ale rozumiał że w niektórych sytuacjach trzeba dokonać wyboru - albo zrobi się coś czego się nie lubi, albo samemu stanie się szaszłykiem ponakłówanym różnego rodzaju żelastwem. Mag zbyt bardzo lubił swoje życie, żeby chcieć już teraz oddać się w ramiona bogów. Zresztą... co by powiedzieli rodzice... Wybór był zatem prosty.
W chwili, gdy strzała wypuszczona moment temu przez Xandera powaliła pozostałego na wzgórzu łucznika, kolorowy pył dotarł do nadciągającej trójki i rozbłysnął, wybuchając feerią barw niczym rozszerzająca się we wszystkie strony fala eksplozji. Gdy światło zniknęło pozostały jedynie dwa leżące na ziemi ciała ludzi oraz potykający się o własne nogi ork z wyjątkowo tępą miną, nawet jak na orka.
- Nooo chłopcy. Huzia na Józia! Ktoś z was pamiętam, że lubił ciąć orki. Bądźcie delikatni to może nam jeszcze co nieco powiedzą - powiedział Tim klaskając w dłonie z zadowolenia i otrzepując resztkę pyłu - Aaa... tylko to nie będzie trwać wiecznie, więc weźcie się ktoś do roboty.
__________________ Wisdom of all measure is the men's greatest treasure.
Ostatnio edytowane przez Cosm0 : 11-01-2011 o 19:22.
|