Błyskotliwy, jak się początkowo wydawało plan, okazał się totalną klapą. Nie dość, że Gerard został "przyskrzyniony" to na dodatek na grupę szarżowali uzbrojeni napaleńcy z orkiem na czele...spoglądając kątem oka na mierzącego do łucznika
Xandera sięgnął za plecy, zmarznięte palce zacisnął na dębowej rączce, umocowanej w skórzanej kieszeni od wewnątrz peleryny. Lekka, ręczna i co najważniejsze naładowana kusza kluczyła przed okiem półelfa...
"Wybory...wybory..."
Łucznik już leżał skowycząc na ziemi
"...jeszcze dwóch...plus ork....ork...topór, nogi..."
- Któryś z was pamiętam lubił rąbać orki. No to do roboty. Ale zaraz, zaraz - najpierw ja - powiedział
Tim trącając przy okazji
Iana ramieniem.
Pokaz był co najmniej...imponujący - niziołek bez większych problemów powalił dwóch rosłych mężczyzn i mocno sponiewierał dowodzącego nimi orka...magia jest niebezpieczna...figlarna i spontaniczna, tworzy prawdziwych tytanów z nawet niepozornych osobników.
- Nooo chłopcy. Huzia na Józia! Ktoś z was pamiętam, że lubił ciąć orki. Bądźcie delikatni to może nam jeszcze co nieco powiedzą - Ork nic nie powie - warknął
Ian przechodząc obok maga.
Zbrojny pląsał skulony wpół, trzymając łapska na głowie, jego topór leżał metr dalej...
Świat zawęził swój obszar do pola na którym znajdował się tylko on i zielony, śmierdzący topornik.
Nie uderzył go ani nie kopnął, spoglądał jedynie pełnym obrzydzenia wzrokiem...ork ledwo podniósł łeb...kuszę miał dosłownie przed ślepiami...
bełt wysunął się z łoża...opancerzone cielsko z pociskiem w czaszce padło na śnieg...
- Już pewnie nas usłyszeli...- powiedział przeładowując broń i ruszając w stronę rannego łucznika -
może on coś nam powie.