Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-01-2011, 23:12   #128
Arvelus
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację
Urizjel udał się na spacer. Ostatnio nawiedzały go wspomnienia. Zamknął oczy i już był w pierwszym dniu akademii...

* * *

Młyniec nad głową i rąbnął w krzyż Balasiego bokenem pokaźnych rozmiarów. Kolejny pokonany. Sam był nieźle obity, nie był jakimś mistrzem, ale radził sobie lepiej niż większość i potrafił wykorzystać bardzo znaczną przewagę zasięgu jaką dawały mu jego rozmiary oraz dłuższa broń. Wzniósł ręce w geście triumfu zadowolony z siebie
-Następny!
-Ja- Odwrócił się i ocenił krytycznie swojego przeciwnika
-Nie walczę z dziewczynami... ktoś inny?- obrócił się poszukując wśród zebranych którzy akurat nie walczyli
-Ja jestem twoim przeciwnikiem. Chyba, że się boisz...
Urizjel pochylił głowę i zaśmiał się cicho
-Stary numer z wjechaniem na ambicję. Jak zawsze skuteczny. Spojrzał na nią poprawiając chwyt na broni. Szykuj się.
Kobieta stanęła kucnęła i położyła rękę na ziemi. Ajajaj... Urizjel nie przepadał za walką z elementalistami. Cóż. Trzeba pokazać przewagę mężczyzn w wojennym rzemiośle. Odczekał taktowne trzy sekundy by mogła się skupić i zaszarżował. Nagle ukończyła. Wyrwała z ziemi jakiś podłużny kształt. Nie było czasu się przyjrzeć. Zaraz polecą w niego skały. Odskoczył w bok gdy kształt przeleciał obok niego i skierował się w stronę przeciwniczki gdy nagle poczuł uderzenie. Na szczęście był w ruchu i sam ten fakt mocno zamortyzował atak w plecy. Przetoczył się przez bark i skoczył w tył. Ona nie była elementaliastką. Tym kształtem było coś w stylu drewnianego smoka zbudowanego z segmentów połączonych łańcuchem. Uśmiechnął się i znów zaszarżował. Teraz wiedział czego się spodziewać. Musiał tylko dostać się do niej i uderzać po dłoniach. To nie powinno być zbyt trudne...

Urizjel stał nad kobietą dysząc jakby własnie przebiegł maraton, ona nawet za bardzo się nie spociła. Ale walka była zakończona, ona leżała na ziemi a pomiędzy obojczykami leżał koniec bokena trzymanego przez wojownika
-Wygrałem... wstawaj- cofnął miecz "chowając" go za plecami tak, że wystawał mu znad lewego barku i wyciągnął do niej rękę by pomóc jej wstać
-Miałeś szczęście- ale przyjęła pomoc- Gdyby nie ten kamień bym cię miała za kilka minut. Już ledwie zipiesz- To była prawda...
-Od kilku minut... ganiam cię wokół niego byś... w końcu się przewróciła. To była ładna walka. Jestem Urizjel. A Ty?
-Sarhi.


Tak zaczęli znajomość. Od wtedy spędzali ze sobą wiele czasu. Sarhi nie była jak większość dziewczyn. Nawet wojowniczek. Nie uznawała się za dojrzalszą od chłopaków w jej wieku, wiedziała jaką radość daje rywalizacja, nie trzeba było na nią uważać, potrafiła sobie radzić. Nawet podczas walki. Często urządzali sparingi. Wyniki były bardzo różne. Urizjel był wytrzymalszy, ona miała większy zasięg... Dawało im to wiele, w zasadzie głównie jej, bo Urizjel był bardziej typowym wojownikiem, ale od kiedy zaczęła stosować humanoidalne marionetki też nie miał na co narzekać.

-Remis!- zakrzyknął Ragni.
Smok był luźno owinięty wokół Urizjela a ona na gardle miała koniec jego miecza. W prawdziwej walce prawdopodobnie oboje by zginęli bo Blackhearth potrzebował teraz ułamka sekundy by pchnąć a ona nie miała jak uciec bo była przyparta do drzewa, ale przed śmiercią zdążyłaby poszatkować nieskończonego ostrzami które by miał jej smok.
Rewanż rozstrzygnęli w karty...

* * *

Rozłożył skrzydła i wzbił się w powietrze. Oczami wyobraźni widział ją lecącą obok. Pamiętał doskonale jak wyglądała. Wirował po spirali, krążyli wokół siebie. Ścigali się. Pamiętał te zawody. Kto pierwszy do akademii, kto pierwszy do jeziora, kto wyżej się wzbije, kto dłużej wytrzyma kręcąc się w kółko... To była sielanka. Nauka w akademii była trudna. Szarzy Strażnicy to była elita, ale radzili sobie, wraz z Davelem, Lisą, Lenerusem i Kagurielem byli najlepsi. Z tego powodu się przyjaźnili. Rywalizowali ze sobą, ale w zdrowy sposób. Był wtedy szczęśliwy jak nigdy i nie potrafił tego docenić. Nagle raj pękł... gdy postanowił zapolować na upadłych. Odwrócił wzrok od obrazu który sobie wyobraził. Od Sarhi na której ciele zaklęcie tworzy takie same symbole jakie on ma. Gdy jej skrzydła ciemniały, kiedy czarna magia wypalała jej osobowość. Gdy jego kobieta umierała by odrodzić się pod drugiej stronie barykady. I to z jego winy... Poczuł pieczenie na prawej łopatce. Machnął ręką by przegnać marę wytworzoną przez jego umysł. Po co się zadręczać? Znowu... Powinien był ją obronić. Pokręcił głową. Nie chciał o tym myśleć. Doleciał do wielkiego drzewa. Poleciał kawałek wzdłuż niego aż znalazł wystający kawał kory na którym usiadł

* * *

-Mam coś dla ciebie, zamknij oczy
Cóż miał zrobić Urizjel? Zamknął i wsłuchał się w szum rzeki. Poczuł jak Sarhi kładzie mu coś na klanach.
-Otwórz
Uśmiechnął się podnosząc srebrną harmonijkę z wygrawerowanymi literami U&S otoczone zarysem skrzydeł. Jedno brązowe, drugie białe.
-Dzięki- pocałował ją w policzek, jednak nie mogąc ścierpieć jej morderczo-obrażonego spojrzenia uśmiechnął się i poprawił w usta
-No- skwitowała zadowolona
-Ale przecież wiesz, że nie potrafię grać na niczym
-Ale zawsze chciałeś się nauczyć, nie?
-No niby tak...
-A harmonijka to jeden z prostszych do nauki instrumentów. Da się całkiem łatwo nauczyć samemu. Na pewno o niebo łatwiej niż choćby na skrzypcach.
Urizjel nie odpowiedział, uśmiechnął się i objął ją ramieniem

* * *

Sięgnął do skórzanej sakwy na pasie na lewym biodrze. Odwiązał nadwęglony rzemyk. W zasadzie go rozerwał, bo nie nadawał się już do niczego innego. Wyciągnął z niego harmonijkę. Srebrną z wygrawerowanym U&S, z tym, że lewe skrzydło zamazane było zaschniętą krwią. Zrobił to niedługo po tym koszmarze. Upuścił krople krwi i rozmazał po brązowym skrzydle. To był symbol. Zwykłe dobicie się, jak to robi się w rozpaczy. Nigdy się nie nauczył grać. Ta harmonijka to pamiątka, nie instrument. Pierwszy raz podniósł ją do ust i wydał dźwięk. Krzywy, bezbarwny. Spróbował jeszcze raz, i jeszcze, i jeszcze. Siedział tak kolejną godzinę, spokojny, że go nikt nie słyszy mógł ćwiczyć, choć nie miał zamiaru się nauczyć. Był to swoisty hołd złożony dawnym czasom. Wydawały się takie odległe... a przecież to stało się niecałe trzy lata temu... Była to też modlitwa. Bez wyraźnie zwerbalizowanej intencji. Chciał ją kiedyś spotkać... spotkać i zabić, by uwolnić ją od przekleństwa jakim jest upadek. Potem jeszcze Davela. To by zakończyło jego pokutę. Pozwoliło znów cieszyć się życiem. Może wrócić na ścieżkę Szarego Strażnika... Powiedziano wyraźnie, że nigdy nim nie zostanie, ale chyba by się zgodzili, że coś takiego wystarczy by zmazać grzechy.
Grał dalej nagle zorientował się, że gra bardzo dobrze... wręcz doskonale. Chwilę potem dołączyły do gry skrzypce i klaszczące dłonie.
[media]http://www.youtube.com/watch?v=Cv98PrS8BqI[/media]Rozejrzał się w poszukiwaniu towarzysza gry, samemu nie przestając. Domyślał się co się dzieje. Chwilę potem zobaczył dwa duchy lewitujące przed nim. Jeden w elegancki, ze skrzypcami i drugi wojownik o zbroi w kolorach czerni i czerwieni...
 
Arvelus jest offline