Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-01-2011, 22:11   #84
Avaron
 
Avaron's Avatar
 
Reputacja: 1 Avaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetny
Pożar szalał niepowstrzymany. Choć wokół Rava i Aglahada zebrała się niewielka grupka, to jednak większość wpatrywała się niemo w pożerające Dom płomienie. Huk ognia zdawał się zagłuszać wszelki zdrowy rozsądek.

Anduval leżał otoczony przez akolitów. Stali nad nim i jego uczniem bez słowa, wpatrując się w maga.

- Degary! - Chłopak usłyszał słaby głos Anduvala. - Nie mam już wiele czasu, więc wytęż uszy i to co masz między nimi!

Dłoń starego maga w zadziwiająco silnym uścisku zamknęła się na jedynym nadgarstku Trzmiela. Chłopak zastygł. W pierwszym odruchu chciał zignorować słowa Anduvala biorąc je za mniej istotne niż konieczność sprowadzenia Asmodeusza, ale stanowczość z jaką starzec go zatrzymał była zbyt… sam nie wiedział jaka. Czuł jednak, że nie powinien dyskutować.

- Mistrzu… - tym razem głos mu się lekko załamał. Wytarł szybko nos rękawem by przegnać wrogie rozsądkowi emocje i słuchał…

- Esencja... - Głos maga łamał się, gdy ten z trudem łapał oddech. Starał się mówić szybko jakby bał się, że nie zdąży powiedzieć wszystkiego. - Esencja Chaosu, sedno wszelkiej mocy i zniszczenia. Potężniejsze niż Szary Klejnot... To moc równa boskiej, a może i większa... Zakony postanowiły ukryć to po kres czasów. Białe szaty stworzyły klucz i strzegą go do dziś, Czerwone wiedzą jak go użyć a Czarne... Czarne ukryły to przed światem. Jestem strażnikiem... Strażnikiem klucza... Laska, musisz ją odnaleźć...

- Ale… Esencja Chaosu? Ja przecież nie wiem… - zaczął kręcić głową. Powinien zapamiętywać, ale głos mu wiązł a myśli skakały pourywane...

- Słuchaj! - Anduval mrużył oczy jakby z trudem dostrzegał swojego ucznia - Przybyłem tu, by... Miałem cię szkolić, na mojego następcę. Lizi była moją uczennicą. Ona odkryła w tobie moc... Wielką moc... Musisz... W Palanthas, gdy odnajdziesz już laskę... Naya... Zapamiętaj!

Otworzył usta… ale nic nie powiedział. Słuchał. Z sercem walącym miast wolniej, to coraz szybciej. Jakby smok nadal tu był.

- Pamiętnik chłopcze... - Dłoń starca była strasznie zimna, a jego dotyk słabł z każdą chwilą. - To... odpowiedź. Na miejscu... zrozumiesz... Będziesz wielkim magiem. Jestem... dumny...

Głos Anduvala umilkł, spojrzenie umknęło gdzieś w dal, a jego dłoń opadła bezwładnie. Ostatni oddech, a potem cisza.

- Mistrzu… - zagryzł bezsilnie dolną wargę. W złości, wściekłym żalu, bezsilnym gniewie… Wyschnięta jak pergamin skóra na bladej dłoni starca niosła teraz ze sobą tyle różnych wspomnień, że Degary nie mógł wykonać niemal żadnego ruchu. Opornie uniósł pełne bojaźni spojrzenie na oblicze mentora. Bał się tego co zobaczy.

Pozbawione ducha spojrzenie wycisnęło z niego nieznany wcześniej smutek. Smutek, który tak strasznie bolał. Zacisnął z całej siły oczy, z których popłynęły gęsto łzy.

Amy nachylała się nad Zimirą. Medalion w jej dłoni zdawał się żyć własnym życiem, niczym mały ptaszek, którego schwyciła w dłoń. Szamotał się chcąc się wyrwać ku wolności wraz ze słowami jej modlitwy. I gdy Amarys otworzyła dłoń, w której ściskała znak Habbakuka, ta zakwitła błękitnym blaskiem, który rozlał się na leżącą opodal kapłankę.

- Amarys...

Głos Zimiry był tak cichy. Lecz słyszała go. Mocniej ścisnęła dłoń kapłanki, a jej modlitwa pomknęła pod niebo, wypełniając ciało Amy niesamowitym ciepłem. Habbakuk był z nią, czuła jego siłę i wolę. Już wiedziała co ma robić. Wszystkim w koło zdawało się, że dziewczynka jaśnieje wewnętrznym blaskiem.

- Powstań Zimiro! - Powiedziała Amarys, lecz zdawało się, że głos nie należał do niej, jakby pochodził gdzieś z oddali. - Powstań w imię Błękitnego Feniksa!

- Amarys... - Zimira wpatrywała się w dziewczynkę, odzyskawszy świadomość.

Padły sobie w ramiona, a niezwykły blask otoczył je obie w nagłym rozbłysku by po chwili zgasnąć jakby go w ogóle nie było. Na twarzy Amarys łzy zmieszały się z deszczem. Zaczęło padać.




Deszcz padał nieprzerwanie od dwóch dni. Ciężkie, ciemne chmury zasnuły niebo niczym żałobne całuny. Strugi deszczu obmywały zgliszcza jakie pozostały po Domu dla Sierot imienia Radnego Bidneya. Krople deszczu uderzały raz po raz w mokre płótno wielkiego baldachimu. Dwa dni minęły nie wiadomo kiedy. Dwa dni pośród ruin dawnego życia. Pamiętacie jedynie urywaną krzątaninę i starania by ocalić jak najwięcej się da. Pamiętacie przerażenie przybyłych z miasta ludzi na wieść o ataku. Wszystko było porwane i niejasne niczym koszmarny sen, z którego nie można się obudzić, przepełnione potwornym zmęczeniem i ponurą determinacją. A teraz staliście pośród wszystkich tych, którzy przeżyli i wielu gości przybyłych z Haven. Nastał dzień pogrzebu.

Pod naprędce rozstawionym baldachimem, w samym środku miejsca, które było głównym hallem Domu przygotowano stos, dla tych którzy zginęli. Monotonne dudnienie deszczu przerywały tylko ciche odgłosy płaczu dobiegające ze wszystkich stron. Patrzyliście wprost na ułożone pośrodku stosu ciała, okryte mokrymi od oleju bandażami, a w oczach same rodziły się łzy.

Nagle przed tłum wyszedł Rankiel. Twarz miał pobladłą i cały drżał. Nawet nie wiedzieliście, że wrócił do domu. Zapadła cisza, nawet deszcz przycichł gdy Rankiel zaśpiewał łamiącym się głosem.


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=jY9dQ8hUi7U[/MEDIA]

Gdy umilkły słowa jego pieśni Zimira, podtrzymywana przez Amy, skinęła Trzmielowi. A jej głos mimo iż cichy i przepełniony żalem pełen był niezwykłej siły:

- Pożegnaj swego mistrza ostatnim zaklęciem, magu.
 

Ostatnio edytowane przez Avaron : 12-01-2011 o 22:25.
Avaron jest offline