Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-01-2011, 23:07   #34
Raghrar
 
Raghrar's Avatar
 
Reputacja: 1 Raghrar nie jest za bardzo znanyRaghrar nie jest za bardzo znanyRaghrar nie jest za bardzo znanyRaghrar nie jest za bardzo znanyRaghrar nie jest za bardzo znanyRaghrar nie jest za bardzo znanyRaghrar nie jest za bardzo znanyRaghrar nie jest za bardzo znany
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=mbMpRZSovbg[/MEDIA]

Darleth z westchnieniem zapadł się głęboko w miękkie obicie swego ulubionego fotela. Oparł ciężko głowę na ramieniu, marszcząc brwi i przecierając zmęczone oko. Ostatnie dni nie należały do najprzyjemniejszych. Najpierw z równowagi wytrąciły go wydarzenia w Port Wander, następnie brutalny i bezczelny zamach na jego bibliotekarzy i zbiory danych, a teraz jeszcze paskudny spaczniowy sztorm. Prace nad katalogowaniem zasobów wiedzy zgromadzonej na Czarnej Gwieździe nieco zwolniły. Musiał do tego więcej uwagi poświęcić szkoleniu swego nowego zastępcy. Nie zdecydował jeszcze nawet, któremu ze starszych bibliotekarzy przypadnie to brzemię, miał już jednak potencjalnych kandydatów. To nie praca jednak najbardziej męczyła umysł seneszala. Najtrudniej było mu przetrwać czas, który musiał spędzać sam ze sobą.

Zerwał się gwałtownie, kiedy po plecach przebiegły mu zimne dreszcze. Paskudne uczucie, niepokojący lęk przeszywający trzewia, pełznąc aż do potylicy. Od kiedy opuścił Vigil, to wrażenie nachodziło go za każdym razem, kiedy zostawał sam, zaś wokół zapadała kompletna cisza. Sięgnął w stronę pokrętła odtwarzacza ustawionego na honorowym miejscu, pośrodku stolika. Z urządzenia zaczęły sączyć się dźwięki pianina. Niewielkie radyjko, zbawca i lekarstwo seneszala. Otarł pot z czoła. Po raz kolejny oczyma wyobraźni zobaczył ten sam obraz. Wykrzywiona szyderczo na swój posępny sposób morda istoty z Vigil. Zaraz po niej pusty wzrok odciętej głowy psionika z Todor V, a później jeszcze chłodne oblicze hereteka z Port Wander. Chciał przełknąć ślinę, ale w gardle zrobiło mu się sucho. Oblizał nieprzyjemnie ciężkim językiem spierzchnięte usta. Ściągnąwszy przepoconą koszulę, ruszył w stronę barku. Tym razem zamiast wódki, nalał sobie szklankę wody. Zdjął ze ściany rytualny bicz, po czym uklęknął przed symbolem imperialnego orła. Wymierzając sobie kolejne uderzenia, szeptał słowa modlitwy. Ból i rytuał były jedynymi lekarstwami jakie znał. Wieczorna, bolesna kontemplacja pozwalała mu też zająć myśli, odpędzić lęki i zachować jako taką przytomność umysłu.

Panicznie bał się ciszy. W pewnych momentach zaczynał bać się samego siebie. Szczególnie wtedy, kiedy myśli wracały do Todor V i momentu, w którym wpadł w szał na skutek oddziaływania obcego artefaktu. To w tamtej chwili, bo wcześniej nigdy nie doświadczył takiego uczucia, zaczął czerpać przyjemność i satysfakcję z zabijania. Żądza krwi nie była czymś, o czym myślał na co dzień, jednak kiedy przychodziło do walki, pragnął zabijać. Posoka tryskająca ze zranionego przeciwnika napawała go radością, nie wspominając już o euforii, którą poczuł siedząc za sterami karabinów maszynowych promu i w jednej chwili kończąc życie wielu istnień. Później pościg uliczkami Port Wander. Kolejna dawka adrenaliny doprawionej krwawym trofeum. Silniejsze niż zwykle uderzenie naznaczyło skórę na plecach czerwonym śladem. Czy został splamiony, podobnie jak ci, których darzył głęboką pogardą i żarliwą nienawiścią? Jak daleko posunęło się jego zepsucie? Czy zaczęło się już na Vigil, a może dopiero po masakrze dokonanej na Todor V? Czasami tracił panowanie nad swym człowieczeństwem. To nie ulegało wątpliwości. Potrafił zachować się jak rozjuszony, głodny ogar, ścigający swą zdobycz i czerpał satysfakcję gdy dopadał swą ofiarę. To musiało się skończyć. Wymierzył sobie kolejne uderzenia. Smagał bark i plecy powtarzając proste wersety litanii. Jak co wieczór, dźwięk bicza i przyśpieszony oddech kontrastowały ze spokojną, kojącą muzyką.
 
__________________
"Hope is the first step on the road to disappointment"
Raghrar jest offline