Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-01-2011, 01:15   #24
Raeynah
 
Raeynah's Avatar
 
Reputacja: 1 Raeynah jest po prostu świetnyRaeynah jest po prostu świetnyRaeynah jest po prostu świetnyRaeynah jest po prostu świetnyRaeynah jest po prostu świetnyRaeynah jest po prostu świetnyRaeynah jest po prostu świetnyRaeynah jest po prostu świetnyRaeynah jest po prostu świetnyRaeynah jest po prostu świetnyRaeynah jest po prostu świetny
- Bynajmniej się nie wybieram - odparła z uśmiechem, na co młodzieniec zmarszczył brwi. Wyglądał, jakby mimo wszystko wróżył jej właśnie taki koniec.

- Cóż... Właściwie to ile powiedzieli ci Schantzheimerowie odnośnie szans powodzenia tego planu?

- Wiem tylko, że ich plan ma większe szanse, niż zabicie samego hycla -
odpowiedziała rozglądając się po pomieszczeniu, które wytapetowano drogimi, stylowymi, ciemnoczerwonymi tapetami. Pomieszczenie to bardzo przypominało jej wnętrze jednego z pokoi w gospodzie, w której kiedyś kelnerzyła.

- O to na pewno - roześmiał się Doenitz, wyrywając ją z chwilowej zadumy. - Sęk w tym, że Ichering nie tylko siebie otacza chmarą ochroniarzy. To samo tyczy się jego psów. Wśród stałych bywalców Jamy krąży plotka, że traktuje je lepiej niż miał w zwyczaju traktować swoją świętej pamięci małżonkę. Bez względu na to ile w tym prawdy, zaplecze lokalu jest dobrze pilnowane. Aby dostać się do zwierząt ty i ci, którzy się z tobą zabiorą będą potrzebować sporo szczęścia lub sprytu. Co do mojej świty, bracia pewnie powiedzieli, że mogę wziąć jeszcze jedną osobę, na przykład jako służącego. Mógłbym zabrać nawet dwójkę sług ale w takim wypadku możemy mieć problem z dostaniem się do środka. Draby, których zatrudnia hycel nie chcą zbyt wielu nowych twarzy w Jamie naraz.

- Wspomniał, wspomniał
- przeszła parę kroków przyglądając się wzorom na tapecie. - Uzgodniłam już z pewnym przyjacielem, że będzie nam towarzyszył. Nie wiem tylko, czy znajdziesz dla niego odpowiedni rozmiar przebrania, jeśli zamierzasz nam takowego użyczyć - powiedziała podchodząc do wiszącej na wieszaku sukni i przyglądając się faudkom czarnej satyny. - Towarzyszyć nam będzie niziołek.

- Nawet jeśli nie da się niczego znaleźć, to znam krawca, który za odpowiednią opłatą sporządzi liberię w jego rozmiarze i to szybko. Nie mamy zresztą zbyt wiele czasu. Najbliższe walki odbywają się pojutrze a bracia naciskają mnie by przeprowadzić akcję jak najszybciej.

- Rozumiem, zatem podasz mi adres i postaramy się skontaktować z nim jak najszybciej.

- Z adresem może być mały problem. Widzisz, cały lokal hycla usytuowany jest pod ziemią. Wiem tylko, że jest położony gdzieś na pogorzelisku. Goście odwiedzający klub wchodzą do jednego z kilku przejść stanowiących pozostałość sieci wykopanej bodajże kilkaset lat temu przez kilku przedsiębiorczych kupców chcących sprowadzać towary do miasta bez płacenia składowego. Z tych przejść prowadzeni są przez ludzi Icheringa tunelami przecinającymi w kilku miejscach sieć kanalizacyjną. Kilka razy nawet starałem się mierzyć czas - spacerek trwa mniej więcej pół godziny. Przejścia usytuowane są na granicy pogorzeliska. Stąd moje przypuszczenie, że Jama leży gdzieś w jego centrum.

Dziewczyna obeszła wieszak dookoła i bawiąc się sznurkami od gorsetu spojrzała na mężczyznę wesoło unosząc brwi.

- Pytałam o adres krawca - zaśmiała się cicho. - Ale te informacje również się przydadzą.

- Krawca znajdziecie na Nitzernstrasse pod numerem 6. Wchodząc powołaj się na mnie.


- Dobrze - odpowiedziała krótko. Mężczyzna wydał jej się jednym z tych, co to unikają zbędnego mielenia ozorem. Stał w jednym miejscu i podążał za nią wzrokiem. - Rozumiem, że walki organizowane są wieczorem?

- Zgadza się. Dlatego też chciałbym byście odpowiednio wcześniej stawili się tutaj. Mój powóz zawiezie nas wszystkich na skraj pogorzeliska.


Pokiwała głową na znak, że zrozumiała. Uśmiechając się do siebie odwróciła wzrok od sukienki i podeszła do stolika. Chwytając za stojącą na nim butelkę wina ponownie skierowała wzrok na młodzieńca.

- Chyba często bierzesz udział w takich rozrywkach? Schantzheimerowie mówili, że miałeś u nich spory dług.

- Podobnie jak u hycla. Stąd moja chęć współpracy w ich przedsięwzięciu. Jeśli plan się powiedzie bracia anulują mi dług a hycel będzie miał na głowie większe zmartwienia niż śiganie dłużników. Kiedy wieść się rozejdzie, że jego interes szlag trafił ludzie, którym zalega - a paru takich by się znalazło dobiorą mu się do skóry.


- Zatem zmuszony jesteś we mnie położyć całą nadzieję. Wiesz, że jeśli się nie uda będziesz miał kłopoty równie spore, co ja i mój przyjaciel?

- Moja droga, coś bardzo podobnego mnie czeka jeśli nie spłacę Schantzheimerów.

Uśmiechnęła się. Nie dostrzegła na jego twarzy cienia jakichkolwiek emocji.

- Tak czy siak... Skoro często obstawiasz walki, może możesz mi pomóc.

- Zależy w czym.


Biodrem oparła się o stolik i wpiła w niego swój wzrok.

- Znajome jest ci może nazwisko “Kemper”?

- Niech pomyślę..
. - szlachcic zadumał się na chwilę. - Tak, myślę, że spotkałem go kilka razy. Raz u braci i może dwa - trzy razy u Icheringa. Starszy jegomość, z pociągiem do piwska. Czy to o niego ci chodziło?

- Tak, właśnie o niego
- pokiwała głową. - Jesteś w stanie powiedzieć mi, kiedy ostatni raz go widziałeś?

- Jakieś dwa albo trzy tygodnie temu. Pamiętam ze względu na fakt, że po tym jak oddał hyclowi dług tamten, przy wszystkich gościach, kazał swoim drabom wyrzucić go z lokalu. Powiedział staremu, że ma się więcej u niego nie pokazywać.

Zmarszczyła brwi.

- Mówisz, że spłacił dług? Hmm... Szukam tego człowieka. Dowiedziałam się, że Ichering mu groził. O tym, że spłacił dług mi nic nie wiadomo, więc podejrzewałam, że hycel nasłał na niego swoich ludzi.

- Ichering grozi każdemu, kto mu zalega. W tym również mi. Kemper sprawił na mnie wrażenie człowieka, który sam przyciąga kłopoty. Może wykończył go ktoś inny.

- Optymistyczne nastawienie - uśmiechnęła się kącikiem ust. Jeszcze raz spojrzała na sukienkę i odkorkowawszy butelkę napełniła stojące obok kieliszki. - Rozumiem, że to cudeńko do zwrotu?

- Jeśli nam się uda możesz ją zatrzymać. Jeśli nie... cóż w takim wypadku ta kiecka nie przyda się ani mi ani tobie.

- Nawet jeśli się uda wątpię, że kiecka to przetrwa...

- Pozwolisz zatem, że przejdę do szczegółów planu -
podszedł do stolika i pochylił się nad swoimi bazgrołami. Sharlene poszła w jego ślady. - Jak widzisz, no podstawie tego co udało mi się wyciągnąć od kilku pomocników hycla sporządziłem szkic Jamy. Szkoda, że nie chcieli zdradzić dokładnej lokalizacji, może niektórzy z nich jej nie znają podobnie jak goście. Trudno powiedzieć. Rozkładu pomieszczeń dostępnych dla klientów mogę być pewien. W przypadku zaplecza to co tam zastaniecie może w rzeczywistości nieco odbiegać od mapy. Zacznijmy od wejścia. Przy głównych drzwiach - wskazał na korytarz wiodący do centrum lokalu - zawsze stoi co najmniej dwóch ludzi. Jeśli jest ruch może ich być nawet trzy razy tyle. Po rozpoczęciu walk przechodzą do pomieszczenia z areną by pilnować tam porządku, pozostawiając przy wrotach jednego człowieka.- Szlachcic podsunął mapę w stronę dziewczyny i zakreślił palcem krąg na centralnym pomieszczeniu Jamy. - W tej sali znajduje się szynkwas i kilka stolików, przy których goście mogą się napić. Po przeciwnej stronie są kasy. Tu wnosi się zakłady i odbiera wygrane. Zależnie od ruchu urzęduje tu dwóch do pięciu kasjerów. Obok szynkwasu znajdują się drzwi na zaplecze - czyli pomieszczenie dla służby i niewielki składzik. Za kontuarem, przy którym pracują kasjerzy stoją drzwi wiodące do liczarni - tam wedle słów jednego z moich informatorów utarg jest liczony, dzielony i po jednym czy dwóch dniach odprowadzany do ludzi, dla których hycel pracuje. Tam też znajduje się skarbiec. Obsługa składuje tam utarg. To właśnie z liczarni można dostać się na drugi poziom Jamy. Oczywiście można tam się dostać przez drzwiczki wewnątrz areny ale ta droga z oczywistych względów odpada. Co tu jeszcze... Aha, arena - w pomieszczeniu z areną są trzy rzędy trybun jednak mało kto z nich korzysta. Tłum z reguły tłoczy się przy barierkach. Co do loży jest to niewielski pokoik, gdzie Ichering przyjmuje znamienitszych gości. Urządzona jest trochę lepiej od reszty lokalu i zasiadający tam ze względu na brak tłoku mają dobry widok na to co się dzieje wewnątrz areny. Na drugim poziomie Jamy znajdują się dwa pomieszczenia z klatkami dla zwierząt, pokój dla treserów i skład z żywnością. Nie wiem ilu zbrojnych pilnuje zaplecza w trakcie meczu. Dlatego też ciężko mi powiedzieć jak trudno będzie przeprowadzić całą operację.

Sharlene wyprostowała się i odgarnęła włosy z twarzy. Jeszcze raz obiegła mapkę wzrokiem. Trudno będzie dotrzeć do psiarni. Jeśli któreś z nich się tam dostanie, to prędzej ona, niż niziołek.

- Powiedz mi, jak jest przy wejściu. Jak bardzo kontrolują gości? Są jakoś szczególnie przeszukiwani?

- Na ogół nie. Jeżeli ochroniarz zna kogoś z widzenia nigdy go nie sprawdzi. To samo tyczy się honorowych gości, tych zasiadających w loży. Co innego obcy. Jeśli delikwent wyda im się podejrzany mogą zechcieć go sprawdzić. To był jeden z powodów, dla których chciałem ograniczyć liczebność grupy do minimum. Nie sądzę jednak, by któryś z drabów hycla chciał przy wejściu rewidować ciebie. Co innego twój towarzysz... Choć, skoro jest niziołkiem, to też raczej nikt nie zwróci na niego uwagi.

- Lepiej nie ryzykować. Skoro mnie raczej nie zrewidują, to ja przechowam trutkę... ewentualnie później się wymienimy - myślała na głos. Wątpiła jednak, że Oskarowi uda się wedrzeć na dół. Prawdopodobnie sama będzie musiała podłożyć trutkę. - Powiedz mi, w spiżarni przechowują karmę dla psów, tak?

- Tak, w tej na dole.

Pokiwała głową. W jej myślach zaczął tworzyć się powoli kolejny, przedwczesny plan. Uśmiechnęła się tylko do siebie i spojrzała na młodzieńca czekając na dalsze instrukcje.

- Na koniec najważniejsza sprawa. Jak już wcześniej powiedziałem. Większa część dochodów z Jamy nie trafia do kieszeni hycla tylko ludzi, którym podlega. Nie wiem kim są ale biorąc pod uwagę dochód jaki rzekomo Ichering osiąg z walk są to wpływowi ludzie. Jeżeli uda nam się wyjść z tego cało przysporzymy sobie potężnych wrogów. Ja w niedługim czasie po akcji opuszczam stolicę. Ponieważ jestem osobą dość znaną wśród bywalców Jamy dłuższy mój pobyt w stolicy byłby równoznaczny z samobójstwem. Wasza sytuacja wygląda nieco lepiej. Będziecie tam po raz pierwszy więc pewnie nikt was nie zapamięta. Musicie dołożyć wszelkich starań by ograniczyć krąg potencjalnych świadków do minimum, jeśli rozumiesz o co chodzi.

- Zobaczymy
- odparła beznamiętnie. - Możliwe, że likwidacja świadków niepożądanych wpędzi nas w kłopoty przedwcześnie, a tego byśmy nie chcieli. Nie wiesz, czy podczas walk na dole jest dużo ludzi?

- Niestety, tego nie wiem. Jeśli coś pójdzie nie tak z Jamy jest tylko jedna droga ucieczki
- przez drzwi wejściowe. No, chyba, że rozważacie skorzystanie z któregoś z otworów na nieczystości. Każdy z nich ma wymiary metr na metr i wiedzie do kanałów. Można przy ich pomocy zjechać w prost do któregoś z większych tuneli, oczywiście jeśli po drodze nie udusicie się od smrodu.

- Zawsze dobrze jest mieś plan “b”. Gdzie w takim wypadku znaleźlibyśmy najbliższe wyście z kanałów?
- powiedziała bez zastanowienia, po czym prychnęła pod nosem. - Zapomniałam, że nie rozmawiam z bywalcem takich miejsc jak ścieki. Mój błąd - westchnęła. Z tym człowiekiem rozmawiało się gorzej niż z Ankarianem. Tamten od czasu do czasu chociaż zmieniał wyraz twarzy. - Będziemy musieli pewnie improwizować.

- Z mojej strony to będzie wszystko... chyba, że masz jeszcze jakieś pytania. Wychodząc zabierz suknię i plany. Postaraj się jak najszybciej załatwić krawca i razem ze swoim towarzyszem staw się tu pojutrze o umówionej porze.


- Hmmm, na razie żadne pytania mi się nie nasuwają - chwyciła za lampkę wina. - Chyba, że... Możliwe, że paru moich znajomych podąży naszymi śladami, żeby w razie czego zapewnić nam drogę ucieczki. Nie będzie stanowiło to chyba problemu, dopóki nie zechcą błąkać się za nami po pogorzelisku. Wystawiają na powierzchni jakieś czujki, czy coś w tym stylu?

- Jeśli tak robią to dotychczas żadnego z tych ludzi nie zauważyłem. Co do twoich przyjaciół - mogę podstawić drugi powóz w pewnej odległości od klubu. Jechałby naszymi śladami aż do pogorzeliska i zatrzymał w bezpiecznej odległości od wejścia, z którego będziemy korzystać.


Uśmiechnęła się i ostentacyjnie wzniósłszy dłoń z kieliszkiem w ramach mini-toastu wychyliła parę łyków.

- Dobre - mruknęła do siebie, oblizawszy wargi, po czym zwróciła się spowrotem do szlachcica. - To chyba wszystko, drogi panie.

- Zatem bywaj i powodzenia - bogowie raczą wiedzieć jak bardzo oboje będziemy go potrzebować.


Dopiła wino i odstawiwszy kieliszek zdjęła suknię z wieszaka. Zgarnęła mapy, zawinęła to wszystko w sensowny sposób i wzięła pod pachę. Wyszła rzucając przez ramię krótkie, obojętne “bywaj”.

***

We “Wronach” nie znalazła żadnego z towarzyszy. Pobiegła do siebie i tam zostawiła zwiniętą suknię, potem usiadła na dole i czekała na Oskara. Kiedy tylko wszedł do gospody z nadzieją na odpoczynek podbiegła do niego i pociągnęła go za sobą z powrotem na ulicę. W biegu wyjaśniła, że idą do krawca, na co na zmęczonej twarzy niziołka pojawił się grymas niezadowolenia. Wyraźnie chciał już odpocząć, ale nie dała mu się zatrzymać nawet na chwilkę.

- W karty? Ja ci dam “w karty” - rzuciła w odpowiedzi na niespójne tłumaczenia Oskara, kiedy szli już uliczkami dzielnicy kupieckiej. Zbliżał się wieczór i bała się, że zanim tam dojdą zakład może być już zamknięty, więc narzucała dość szybkie tempo narzekając jednocześnie, że Oskar tak późno wrócił do “Wron”. Halfling ledwo za nią nadążał, niemal biegł próbując nawiązać konwersację przerywaną głośnym świstem wdychanego powietrza. - Mamy pojutrze nadstawiać tyłki dla paru nędznych informacji a ty sobie w karty pogrywasz!

Na szczęście dotarli na miejsce zanim zamknięto lokal. Sharlene, zgodnie z poleceniem szlachcica powołała się na jego nazwisko, dodając, że zamówienie jest na rachunek młodzieńca. Niemal natychmiast krawiec zaczął mierzyć hobbita od stóp do głów. Po jakimś czasie zostali zapewnieni, że strój będzie gotowy na jutro na południe. Wyszli i skierowali się ku gospodzie idąc już tempem, które odpowiadało niziołkowi. Sharlene nieco już ochłonęła i przeprosiła Oskara za ochrzan, jakiego mu udzeliła.

Denerwowała się bardziej niźli dała po sobie poznać i ktokolwiek mógłby przypuszczać. Świadomość ryzyka i różne obawy z upływem godzin wzbierały niczym woda w czasie przypływu. Nie narzekała na swoje życie, i nie miała zamiaru zakończyć go na tak wczesnym etapie.

Zastali tam resztę ekipy. Dosiadając się do ich stolika przysłuchali się informacjom zdobytym przez towarzyszy, po czym sami zaczęli przekazywać im wszystko czego się dowiedzieli. Potem dziewczyna udała się na górę i położyła się spać, długo nie mogąc zasnąć.
 
__________________
"Jeśli płomień mnie nie oślepia i nie spala to ja jestem płomieniem"

Ostatnio edytowane przez Raeynah : 16-01-2011 o 16:00.
Raeynah jest offline