Irma wróciła niespiesznie do Jacka, ten właśnie chował telefon do kieszeni. Nie dała mu dojść do słowa, tylko uśmiechnęła się, przysiadając do jego stolika.
-Gdzie moja kawa? – Uniosła brew. Chcąc nie chcąc, wstał i podszedł do kontuaru, by zamówić dla niej najmocniejszy napój, jaki byli w stanie zaparzyć. Dopiero łyknąwszy aromatyczny wrzątek, który każdego normalnego człowieka przyprawiłby o wstrzymanie akcji serca, dziewczyna mrugnęła do niecierpliwie bębniącego palcami w blat stolika Walkera. Jack najwyraźniej głęboko nad czymś rozmyślał, bowiem dopiero gdy drugi raz powtórzyła swoją wypowiedź, w ogóle ją dosłyszał.
- Powiedziałam, że mam wspaniałą wiadomość. Załatwiłam nam dwa bilety na spektakl. Dzisiaj wieczorem. Propozycja nie do odrzucenia, wiesz.
Patrzyli na siebie chwilę w milczeniu.
- Jaki spektakl?
- Opowiem ci później.
- To nawet lepiej, bo mamy teraz inne sprawy na głowie. Chłopaki chcą się spotkać.
- No i co?
- Umówiłem się z nimi. Za godzinę w mieszkaniu Jerycha.
Przewróciła oczami.
- Zaczekaj – uprzedził jej ewentualne uwagi. - Mam plan.
- Czuję, że to będzie wymagało drugiej kawy... najlepiej z whisky... albo może w ogóle whisky...
- Nie, nie, czekaj. Przede wszystkim – nie oddajemy towaru temu kolesiowi, co groził Tobie i Sheltonowi.
- Aha. Lepiej niech mnie rozwali, tak?
- Nie popadajmy od razu w pesymizm. Zresztą, w razie czego będę przynosił kwiaty na twój grób.
- Piękne dzięki.
- Dalej. Pomyślmy, co z Japońcem. Waham się nad połową dla niego. Będziemy odwlekać i napuszczać ludzi na siebie. Przy odrobinie szczęścia wszystkie nasze problemy wyeliminują się same.
Słuchała go ze swoją zwyczajową zblazowaną miną, czekając, aż skończy. Walker tymczasem rozpędzał się najwyraźniej.
- Czyli gramy na czas. Po drodze do chłopaków można by gdzieś ten koks schować... Znaczy połowę, połowa do japońca pójdzie.
- Gdzie? Przecież nie u byłego ćpuna. U mojego brata też nie, mogą go śledzić przecież.
- Hmm... To robimy tak: wchodzisz do jakiegoś mediamarktu, zamawiasz tv na adres, który ci wskażę. Potem ja, udając pracownika, wchodzę do magazynu i tam obsługuję zamowienie. I połowa towaru opuszcza miasto.
- I dokąd niby chcesz ją wysłać? Lemurom na Madagaskar?
- Do znajomej.
- Że niby możemy jej zaufać?
- Ufam jej.
- Tylko czy ja mogę zaufać tobie...
Błysnął zębami w olśniewającym uśmiechu.
- Nie dowiesz się, jeśli nie spróbujesz.
Wzruszyła ramionami.
- No dobra. A co z chłopakami? Co im mówimy?
- Jak to co? Że cudem wyciągnęliśmy połowę towaru podczas zamieszania w banku. Potem możemy nawet stwierdzić, że wszyscy mamy poważne kłopoty. To zawsze zacieśnia więzy w grupie i skłania do kooperacji. Tylko najpierw trzeba sprawić Ci telewizor. - Puścił do niej oko.
I tak właśnie zrobili.
__________________ "Umysł ludzki bardziej jest wszechświatem niż sam wszechświat".
[John Fowles, Mag] |