Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-01-2011, 11:35   #25
Karagir
 
Karagir's Avatar
 
Reputacja: 1 Karagir jest po prostu świetnyKaragir jest po prostu świetnyKaragir jest po prostu świetnyKaragir jest po prostu świetnyKaragir jest po prostu świetnyKaragir jest po prostu świetnyKaragir jest po prostu świetnyKaragir jest po prostu świetnyKaragir jest po prostu świetnyKaragir jest po prostu świetnyKaragir jest po prostu świetny
Spacer po znanych mu doskonale uliczkach Altdorfu przebiegł bez większych problemów. Pomijając oczywiście strach przed samotnym chodzeniem. Nie była to jednak wycieczka ciasnymi, zamkniętymi tunelami, więc jakoś to przeżył. Opanowanie się szło mu coraz lepiej.

Po około 20 minutach dotarł pod sporą, dobrze wyglądającą kamienicę. Nie było żadnych szyldów ani jakichkolwiek oznaczeń – poza symbolem Mannslieba namalowanym czerwoną farbą na ciężkich, okutych drzwiach. Spojrzał na elfa strzegącego wejścia.
- Dobrze pamiętam różne wydarzenia…- zaczął. Elf zainteresował się nim w końcu.
- A co ciekawego działo się w 1876?
- Proso podrożało o pięć procent, efekt suszy z poprzedniego roku – odparł Eugen. Elf bez słowa otworzył drzwi.
Osoby nieznające doskonale historii Imperium nie miały czego tu szukać. Taki sposób filtrowania gości był dość niecodzienny, ale dzięki temu było wiadomo, jakiej klasy, poziomu i wykształcenia były wizytujące lokal osoby.

W środku nic się nie zmieniło – porządna, czysta podłoga, pięknie zdobione obrazami ściany, czyste stoliki, uśmiechnięta obsługa, było cicho, żadnych pijackich śpiewów. Tylko dźwięk harfy delikatnie roznosił się po lokalu. Za ladą siedziała jak zwykle Ilona, jak zwykle krótko ostrzyżona, jak zwykle ubrana na fioletowo. Zauważywszy Eugena uśmiechnęła się, nalała wina do dwóch lampek i podeszła do niego.

- Cześć, staruszku, jak leci? – powiedziała, całując go w policzek.
- W miarę, dzięki. Twoje zdrowie, Illy – wypili. – Co się ciekawego działo przez ostatnich parę miesięcy?

Spojrzał na nią. Byli w tym samym wieku, ale Ilona się bardzo ładnie trzymała. Oczy nadal pełne blasku i ciekawości świata, włosy chyba już były trochę podfarbowane na czarno, ale nie było tego absolutnie widać. Ładna figura i idealnie skrojone ubrania, tyle, że w nietypowym kolorze. Tak czy siak jako właścicielka „Krwawego Księżyca” była nadal piękną, stylową i uśmiechniętą kobietą.

- Usiądźmy może, co? Chodź, spoczniemy trochę. Nie pytaj, wiem, że chcesz coś zjeść. Na koszt firmy dzisiaj będzie, bo dawno cię nie widziałam – uśmiechnęła się, po czym podniesionym głosem wydała kelnerce polecenia. Po dosłownie paru minutach na stół wjechała potrawa – na oko podsmażony kurczak, ryż, jakiś dziwny sos i surówki na oddzielnym talerzu. Eugen przełknął ślinę. Otworzyli butelkę wina.

- Nie będę pytać, ile u Ciebie kosztuje ta potrawa, Illy, ale wino smakuje tak, jak mój zarobek z paru miesięcy… – zaczął Eugen.

Porozmawiali chwilę. Ilona opowiadała, jak idzie jej interes – ‘Krwawy Księżyc’, pomimo kryzysu wywołanego Burzą Chaosu trzymał się dzielnie. Być może dzięki temu, że Altdorf w małym stopniu odczuł skutki wojny, dopiero teraz ceny żywności się podnosiły, a lepiej urodzeni albo po prostu bogatsi cały czas mieli sakiewki pełne brzęczących monet. Interes się kręcił cały czas, Ilona chciała otworzyć filie swojego lokalu w Marienburgu i Middenheim – jak tylko skończy się odbudowa tego drugiego.

Eugen przeprosił Ilonę, tłumacząc, że zbyt dużo czasu nie ma. Obiecał wpaść na dłuższą rozmowę (i picie), jak tylko skończy wykonywać powierzone mu zadanie.

- Przekaż to proszę Gustavovi, na pewno tu dzisiaj będzie. Do zobaczenia! – pożegnał się z Illy, wręczając list, który napisał wcześniej. Odprowadziła go tęsknym spojrzeniem, po czym wróciła do swoich obowiązków.

***

Gdy wrócił do „Trzech Wron” spróbował przeanalizować szyfr z księgi. Niestety nieskutecznie. Towarzysze opowiedzieli mu o wszystkim, co przegapił, nie przebywając z nimi. Napili się jeszcze, po czym trzeba było iść spać.

***

Wstał z lekkim bólem głowy. Odświeżył się, zjadł śniadanie, zamówił kąpiel. Zastanowił się, jak podejść do wizyty w „Szkarłatnej damie”. Na pewno nie może się przedstawić swoim nazwiskiem. Przydałoby się też coś zrobić z wyglądem. Altdorf to duże miasto, ale nie wolno ryzykować.

"Skiff mi wisi bardzo duuuużą przysługę. Prowadzi sklep z ubraniami. Hmmm."
Godzinę później był już w sklepie, który prowadził Skiff. Klientów obsługiwała jego żona – właściciel jeszcze leżał w łożku po zabiegach, które przeprowadził na nim Eugen.
„Po wycięciu macki z pleców trochę jeszcze poleży”. Kobieta go zauważyła i natychmiast podbiegła do niego.

- Czegoś trzeba, wybawicielu? – uniżoność kobiety była zdaniem Eugena mocno przesadzona. No tak, uratował jej męża, co przypłacił mocnym niewyspaniem i ryzykiem wsypania, ale nie lubił takich sytuacji. Tym bardziej, że chciał wykorzystać jej wdzięczność.

- Chcę wyglądać tak, aby nikt mnie nie rozpoznał, albo przynajmniej, żeby to nie było łatwe. Myślę, że wystarczy, jeżeli dobierzemy mi zupełnie inne ubranie, jakiś kapelusz może też… A macie tutaj peruki?

Po 40 minutach przygotowań Eugen wyruszył dalej. Obiecał zwrot ubrań kobiecie, zresztą zostawił u niej swoje rzeczy. Skierował się w stronę „Szkarłatnej Damy”. Nie chciał nawet myśleć, jak wygląda. Chyba nie było źle, bo nie zauważył, żeby każdy patrzył na niego zdziwionym wzrokiem.

Eugen dotarł na Kreutzplatz po południu. Lokal mieścił się na niewielkim placu, w większości zajętego przez sklepy. Mosiężny szyld kołyszący się nad wejściem przedstawiał sylwetkę kobiety trzymającej wachlarz. Otworzył ciężkie okutych drzwi i śmiało przekroczył próg. Znalazł się w niewielkim pokoiku, którego jedynym wyposażeniem był drewniany stołek. Siedział na nim łysy drab pełniący tu funkcję ochroniarza. Spojrzał na przybysza spode łba i warknął:

- Czego?

- Witam, wielu znajomych i przyjaciół opowiadało mi same superlatywy o państwa wielce zacnym lokum...
– zaczął Eugen.

- To przyjdź pan tu wieczorem, żeby samemu się przekonać ile w tych opowieściach prawdy. Lokal otwieramy dla gości po zmierzchu.

„Czemu na to wcześniej nie wpadłem??” – zganił się Eugen w myślach. Trzeba było szybko działać. „Takie szachy na czas. W sumie zaczyna mi się podobać zajęcie awanturnika.”
- Ekhm, pan wybaczy, ale chciałem zawczasu dowiedzieć się, czy to miejsce rzeczywiście zasługuje na rekomendację, mam paru zacnych i wysoko postawionych znajomych, którzy pragną dobrze spędzić czas, a na pewno zostawić o wiele więcej Karli niż ja panu teraz... – mówiąc to włożył oprychowi dość sporo grosza. – Czy aby na pewno nie mogę zrobić chociaż rekonesansu, aby mieć pewność, że moi goście będą zadowoleni?

Drab zmierzył Eugena wzrokiem po czym chciwie zgarnął monetę do kieszeni.

- No dobra – uśmiechnął się pokazując rząd żółtych zębów – co pan chcesz wiedzieć?


- Hm, na początek powiedz mi, szlachetny ochroniarzu, ile atrakcji czeka za tymi drzwiami...i czy są jakieś egzotyczne atrakcje, co z innych świata stron pochodzą... może łyka doskonałego wina? –
mówiąc to podsunął drabowi swój bukłak.

- Nie... Wszystkie dziewczyny są ze śmierdzieliska i wiosek pod miastem. A co do napitków to jest tylko Ambrosius i jakieś tanie wino, które szef sprowadza z Averlandu. W sumie jak masz pan tu sprosić swoich znajomych to lepiej będzie gadać o tym z szefem.

To mówiąc otworzył drzwi wiodące do wnętrza lokalu i gestem dłoni dał Eugenowi znać by ten za nim podążał. „Szkarłatna Dama” od środka prezentowała się nieco lepiej niż na zewnątrz, jednak nieudolne próby wywołania na obserwatorze wrażenia przepychu mogły się powieść tylko w stosunku do mieszkańców dzielnicy, w której lokal się mieścił. Obrazy, którymi udekorowano ściany, w większości przedstawiające dosyć kiczowate pejzaże oraz myśliwskie trofea mające za sobą czasy świetności dowodziły, że właściciel przybytku oszczędzał na czym tylko się dało. Eugen poczuł nieprzyjemny ucisk w dołku na myśl o tym jak mogą wyglądać tutejsze „piękności”.

Ochroniarz zaprowadził go na piętro, gdzie po obu stronach korytarza znajdował się rząd drzwi. Otworzył pierwsze po prawej i wprowadził gościa do gabinetu, w którym rezydował właściciel przybytku. Alfred Bauer, tak bowiem według Oskara nazywał się ów jegomość, musiał mieć co najmniej pięćdziesiąt lat na karku. Ważył co najmniej sto kilogramów co przy wzroście metr sześćdziesiąt sprawiało, że kształtem przypominał melon. Ubrany był skromnie, niczym kupiec, któremu przez wiele lat z rzędu nie wiodło się w interesach i sądząc po długich przetłuszczających się włosach oraz okruszkach jedzenia na brodzie, niezbyt dbał o wygląd zewnętrzny. Uniósł brązowe świńskie oczka znad dokumentu, który czytał i rzucił pytające spojrzenie ochroniarzowi.

- Szefie, ten pan chciałby tu sprosić przyjaciół co grosza nie skąpią ale przedtem pragnie dowiedzieć się o „Damie” czegoś więcej.

Bauer od razu się rozpromienił:

- W takim razie chętnie pana oprowadzę. Nazywam się Alfred Bauer i jestem właścicielem tego skromnego przybytku. Jak mam się do pana zwracać?
- Witam, nazywam się Traubert Stoffel – zaczął Eugen bez zająknięcia – I chciałbym zrobić rekonesans tego miejsca, za pańskim pozwoleniem. Oczywiście jak już obejrzymy miejsce, chciałbym skorzystać z szerokiego... – rozejrzał się – ...wachlarza usług. – Interesują mnie przede wszystkim nietypowe...atrakcje, oczywiście mówimy o żeńskich atrakcjach, żeby nie było żadnych wątpliwości. Będę mieć gości dziś lub jutro wieczorem, są to ważne dla mnie persony i nie chcę, by byli zawiedzeni i podpisali umowy, rozumie pan...- mówiąc to Eugen wyciągnął jedną ze swych ksiąg na parę centymetrów, żeby zrobić wrażenie na rozmówcy.

- Wobec tego zapraszam na dół.

Eugen ruszył w ślady Bauera. Staruch zaprowadził go do niewielkiego saloniku ulokowanego na parterze, gdzie na kilku rozpadających się sofach siedziały miejscowe atrakcje. „Stajnia” tego przybytku liczyła raptem dziewięć kobiet spośród których dwie zdaniem Eugena były w takim wieku, że mogłyby uchodzić za matki pozostałych siedmiu. Nie miał zresztą pewności, czy przypadkiem tak właśnie nie było bowiem jedna z „seniorek” miała rysy twarzy łudząco podobne do najmłodszej z „kurtyzan” – dziewczęcia niewiele starszego od szkrabów, które widział kilka dni temu na Hebrenstrasse.

- Panie – odezwał się Bauer – przywitajcie naszego gościa. Pan Stoffel chciałby sprosić do nas kilku swoich przyjaciół a przedtem poznać się nieco na waszych wdziękach. Czy któraś z pań wpadła panu w oko? Może Ursula – wskazał na najmłodszą, na oko czternastoletnią dziewczynę – nasz najnowszy nabytek.

Eugen postarał się nie patrzeć za długo na najnowszy „nabytek” Bauera. Szkoda mu było dziewczyny. Nawet ładna, ale nie miałby sumienia… poprosił „damy”, aby się przedstawiły. Zainteresował się Klaudią, na oko siedemnastoletnią dziewczyną, która nawet mu się podobała. Wiedział, że Kempera raczej nie byłoby stać na takie młode dziewczęta, z drugiej strony starsze pracownice lokalu powinny być lepiej doinformowane – zawsze były traktowane przez resztę kobiet jako wsparcie i osoby do zwierzania się. Chcąc nie chcąc, musi wziąć też starszą. Co prawda tylko na rozmowę, ale co sobie o nim pomyśli Bauer „świńskie oczka”? Nieważne. Podjął się zadania, trzeba je wykonać. Młodsza to Klaudia, starsza to Gudrun.

- Dzień dobry, chciałem się przygotować na wizytę...moich gości, aby mieć zupełną pewność, że wszyscy moi znamienici goście, chciałbym wypróbować... tę panią – wskazał na Klaudię oraz tę panią – wskazał na Gudrun. Ile będzie mnie kosztować ta przyjemność?

- Dwie panie? Normalnie policzyłbym panu trzydzieści szylingów jednak skoro przysporzy nam pan nowych klientów powiedzmy dwadzieścia za obie.

- Oczywiście – przytaknął Eugen – do dzieła zatem. Gdzie zaczniemy?

- Każda pani ma do dyspozycji swoją sypialnię – odparł Bauer. – Skoro jesteśmy już rozliczeni, pozwolę sobie zostawić pana i wrócić do liczenia rachunków.
Eugen skinął głową.

Jak na klasę lokalu młodsza dziewczyna była wyjątkowo zadbana i czysta. Wychodząc od niej Eugen czuł się jednak dziwnie. Nie byłby mężczyzną, gdyby nie czuł się zrelaksowany i spokojny, ale myślał cały czas o tym, czemu los pcha niektórych ludzi w takie miejsca, do takiej pracy.
Od razu poszedł do Gudrun, najstarszej pani z przybytku. Gdy zamknął drzwi, wyciągnął bukłak z winem, poczęstował kobietę i usiadł. Gdy stało się jasne, że z nie będzie z nią spać, spojrzała na niego zdziwiona.

- Tak naprawdę, chciałbym z Tobą pogadać. Tak szczerze – powiedział Eugen, wyciągając koronę i wkładając ją w rękę kobiety.

- O czym, drogi panie? – kobieta uśmiechnęła się zalotnie pokazując niekompletną kolekcję krzywych zębów.

- Chciałbym się dowiedzieć, czy nie...obsługiwałaś tutaj jednego człowieka. To dość skomplikowana sprawa, ale nie będę jej tłumaczyć, szkoda czasu – Eugen opisał kobiecie Kempera, przedstawiając go jako człowieka, dzięki któremu poszedł na studia, a który potem, z tego co słyszał Eugen się stoczył. Pożyczył mu trochę pieniędzy, ale nie o nie chodzi – chciałby się z nim spotkać, niestety nie ma po nim śladu, a ma trochę tropów do sprawdzenia.

- Zaraz, zaraz... Może Rudi? Nie wiem jak ma na nazwisko ale to może być on.

- O tak, zapomniałem! - ożywił się Eugen. "Trafiony!" - Jak najbardziej, tak na niego mówiono...znasz go może?

- Mieszka niedaleko stąd na Hebrenstrasse. Zajdź tam i popytaj miejscowych. Wskażą ci jego dom.

- Byłem już tam, niestety tam go nie ma – Eugen zaczął szeptać – Z tego, co wiem, to wpadł w jakieś tarapaty finansowe, chyba nawet waszemu szefowi wisiał trochę grosza? Nie bój się, nie wkopie go, po prostu chcę go odnaleźć...

- Tak te czterdzieści karli... Rudi może i jest pijakiem ale nie głupim. Nikt kto nie ma noża na gardle nie pożycza do Alfreda. Nigdy wcześniej nie prosił go o pieniądze. Coś bardzo złego musiało się stać. Nie znam szczegółów ale dwa tygodnie temu szef wrócił tu wyzywając Rudiego pod niebiosa. Może wtedy miał mu zwrócić pieniądze. Biedak pewnie nie miał z czego. Na takich dłużników Alfred nasyła Borysa, którego widziałeś przy wejściu i kilku jego przyjaciół z doków. Boję się myśleć co oni mu zrobili...
- Czy któraś z was może wiedzieć więcej niż Ty? Dziękuję tak czy siak, bardzo mi pomogłaś – Eugen dołożył jeszcze pół korony.

- Nie sądzę. Rudi najczęściej przychodził do mnie. Nie powiem, że jestem zdziwiona, iż zaginął. Od jakiegoś czasu zmienił się. Jakby czegoś się bał. Ostatnie dwa razy kiedy tu był, może przed miesiącem nawet przyszedł trzeźwy. Znamy się ze trzy lata a to były jedyne dwa razy gdy go widziałam jak nie był napity.

- Hm. I nic nie mówił, nie pojawiły się żadne nazwiska w jego opowieściach? Mam wrażenie, że był taką osobą, z którą się dało też pogadać?

- Trudno powiedzieć. Rudi o swojej przeszłości mówił niechętnie. Kiedy był już mocno spity. Czasem się śmiał, że to jak teraz żyje to kara za to co zrobił przed laty. Kilka razy nawet próbowałam wyciągnąć z niego coś więcej ale tylko bełkotał coś o jakiejś wiedźmie. W każdym razie to było najłagodniejsze przezwisko z całej gamy jakie kierował pod jej adresem w pijanym widzie.

- Dobrze, bardzo mi pomogłaś. Jeszcze jedno pytanie. Czy mówił coś o zagadkach matematycznych, nie żartował sobie czasem na temat ukrywania zapisków, wiesz, mam od niego list, którego do tej pory nie potrafię rozszyfrować, gdybym wiedział chociaż, czy interesował się historią wojskową Imperium, czy też Kislevu, może bym rozwikłał zagadkę, lubiliśmy pisać sobie takie rzeczy, żeby potem się przekonywać, czy któryś z nas odgadnie, czy będzie się musiał poddać...

„Beznadziejne pytanie, Eugen” – zganił się w myślach – „Ale próbować warto...chyba”.

- Nie Rudi nigdy o tych rzeczach nie wspominał.

- Dziękuję ci bardzo. Do zobaczenia...

Kiedy miał już wyjść z pokoju kobieta zatrzymała go.

- Przypomniałam sobie coś – Gelder – tak brzmiało nazwisko kobiety na którą tak bluzgał.

- Dziękuję Ci bardzo. Jak uda mi się go w końcu odnaleźć to będzie Twoja zasługa.

Wrócił do sklepu Skiffa, aby oddać ubranie i perukę, przebrał się, obejrzał jeszcze raz pacjenta, który kazał żonie dać mu jakieś dobre wino z piwniczki.

Wpadł jeszcze do "Krwawego Księżyca", gdzie czekała na niego wiadomość od Ivy. Gustava znowu nie było.
Eugen, stary rozrabiako!
Znam jednego typa, ale chwilę mi zajmie umówienie Cię z nim. Daj mi jeszcze jeden, dwa dni i się jakoś ustawimy.
Kiedy się spotkamy sam na sam?


Uśmiechnął się, czytając wiadomość. Zanotował sobie w głowie, żeby codziennie sprawdzać, czy nie ma jakichś nowych informacji dla niego.

Udał się w stronę „Wron”.

Zamówił kąpiel, po jej zakończeniu zszedł na dół, gdzie siedzieli jeszcze towarzysze, przekazał im wszystko – prawie wszystko, pominął historię z Klaudią, zjadł coś i poszedł spać.
 

Ostatnio edytowane przez Karagir : 13-01-2011 o 12:02.
Karagir jest offline