| Łzy Rosalindy – czy to na skutek kropelek, czy też z innych powodów - obeschły sekundę po wyjściu Forestera . Mały spektakl , który urządziła specjalnie dla medyka , pozwolił jej upewnić się co do czystości jego intencji. I w dodatku udało mu się powstrzymać od zaproponowania jej swojego ramienia do wypłakania.. Dziewczyna zaczęła czuć do lekarza coś na kształt szacunku. Poza oczywistym uznaniem dla jego kompetencji.
Wyszła z łóżka, nieco mniej zwinnie niż zwykle, alby odebrać od praczki swoje ubranie. Szybkie obmacanie szwów sukni i podszewki kubraka upewniło ją, że rzeczy schowane tam na czarną godzinę nadal schowane pozostają.
Ledwie zdążyła ułożyć się na powrót w pościeli, kiedy – bez pukania – pojawił się kapitan Sommersmith.
- Pani de Villon? Jak się Pani miewa? Nasz doktor zaręcza, że nie grozi Pani zdrowiu żadne niebezpieczeństwo ... jednak odradzał mi rozmowę z Panią, by nie powodować niepotrzebnych emocji. Jednak jeżeli chcemy dowiedzieć się czegoś istotnego o napastnikach, to rozmowa była by nie od rzeczy ...
- Kapitanie… - wyszeptała Rosalinda z zakłopotaniem starając się naciągnąć na siebie prześcieradło. Nie do końca się jej to udało - zupełnie przypadkiem odsłoniła zdrowe udo i biodro, a materiał nadal ledwie zakrywał obnażone do połowy piersi.
- Czuje się całkiem dobrze – zapewniła go słabym głosem – i będę potrafiła zapanować nad moimi emocjami. Proszę pytać. Ale najpierw – wyciągnęła ku niemu rękę i spojrzała mu w oczy – proszę proszę przyjąć moje najszczersze podziękowanie.
- Niesienie pomocy w tym mieście należy do moich obowiązków … - wzrok kapitana mimowolnie zbaczał w udostępnione mu rejony - … i absolutnie nie należą mi się podziękowania a wręcz połajanki. Wszak to w moim mieście została Pani napadnięta. Za to najmocniej przepraszam - wyraźnie starał się trzymać oczy na wodzy, jednak pokusa była zbyt wielka - Jeżeli ma pani jakieś przypuszczenia co do tożsamości zleceniodawców, to proszę o podzielenie się ze mną tymi informacjami … o ile nie stoi to sprzeczności z Pani misją dyplomatyczną. - Kształtne biodro, było tym co rozpraszało go najbardziej.
Rosalinda cofnęła rękę i jednocześnie przekręciła się nieco tak, żeby Kapitan miał lepszy widok na to, co przyciągało jego wzrok.
- Jakie połajanki, kapitanie – żachnęła się – panu zawdzięczam moje ocalenie… Niestety, byłam tak przerażona całą sytuacja, ze nie udało mi się zaobserwować nic znaczącego – jej oczy wypełniły się smutkiem – martwi mnie to, bo jak pomyśle, że inna damę mógłby spotkać mój los.. – pokręciła głową, a potem spojrzała na niego z nadzieją – chyba, że udało się panu ich złapać? Sadze, że chodziło o moją sakwę, może listy… Czy odnaleziono jakieś moje rzeczy?
- Przyznam, że niestety nie. Mamy rysopis draba, który uciekał z miejsca zdarzenia z jakimiś pakunkami, być może były to właśnie Pani rzeczy. Dokładniej widziała go pani Mist, ale … ona widzi zwykle zbyt dużo. - Sam kapitan chyba też uznał, że pozwala sobie na zbyt wiele i podszedł do okna. Teraz tylko gdy odwracał głowę ku niej, miał względny prospekt … - To rudowłosy marynarz z tatuażem węża morskiego. Dokładnie takiego, jakie zwykle noszą piraci Jeremiacha Bereka. - ponownie popatrzył uważnie na kobietę - Dowiedziałem się też, że pewien Monteński szlachcic pytał o panią i o Pirannię. Nie sądzę, by była pani przypadkową ofiarą … - był już poważny i walczył o zachowanie własnej godności. Wszak podglądanie napadniętej damy nie licowało się z oficerskim honorem.
Rosalinda zrozumiała sytuację Kapitana i z szacunku dla niego owinęła się szczelnie prześcieradłem.
- Kim jest pani Mist? - zapytała - Wiadomo, kto o mnie pytał?
- To praczka i najwieksza plotkarka w mieście. Nie omieszkała zresztą zająć się dzisiaj osobiście pani odzieżą, jakby to mogło jej w czymś pomóc. A co do pytających … nazwiska nie poznałem jeszcze. Wysoki postawny mężczyzna, podobno z zachowania oficer. Z wyraźnym akcentem i wąsikiem.
- Hm - Rosalinda przygryzła kciuk zastanawiając się – znam kilku takich dżentelmenów z dworu, ale który to konkretnie mógłby być... Pani Mist odniosła mi odzież? mogłabym ją spotkać ponownie?
- To nie będzie żadnym problemem. Zapewne czai się gdzieś w pobliżu, czatując na sensację … - westchnął wyraźnie
- Bardzo proszę - uśmiechnęła się do Kapitana i zawahała na sekundę - Kpt. Sommersmith, czy... miałam za gors... no, przy sobie.. pisma. Czy znaleziono je?
Zmieszał się nieznacznie - Żołnierze o niczym takim mi nie donieśli, tak jak i doktor. Choć może … - rozejrzał się po pokoju i nagle, dość szybkim ruchem podszedł do stojącej opodal komody - Takie pisma? - Pokazał je, samemu nawet nie patrząc na pieczecie. Pech chciał … nie były to te. Na dodatek, te były dość świeżo napisane i na pewno nigdy nie były przechowywane w najpewniejszej z kobiecych skrytek. Pieczęć wskazywała, że wystawił je doktor …
Rosalinda zacisnęła wargi, niezadowolona. Zmieszanie Kapitana nie uszło jej uwadze. Ciągle owinięta prześcieradłem wstała z łóżka i podeszła do komody. Wyjęła pismo z rąk Sommersmitha i przejrzała pobieżnie. Zalecenia doktora odnośnie stosowania maści zlekceważyła, drugi list adresowany był do Emili Forester, Dwór królewski w Montaigne. Rosalinda nie kojarzyła takiej osoby, ale postanowiła list zabrać ze sobą.
Potem spojrzała kapitanowi w oczy
- Dlaczego mam wrażenie, że nie jest pan wobec mnie szczery? - zapytała miękko, przesuwając dłonią po przodzie jego kurtki, od kołnierzyka w dół - Nasza współpraca od trzech lat dobrze się układała.. nigdy nie narzekał pan na gratyfikację...skąd taka odmiana?
- Nieszczery? - zdziwił się wyraźnie, i cofnał o pół kroku. Więcej nie mógł, gdyż dalej stała komoda. - Raczej zaniepokojony obrotem spraw. Bo nie wyobrażam sobie w jaki sposób te pisma mogły zaginać. Bandyci nie mieli czasu na … tak dokładne przeszukiwanie. - Wzrok mężczyzny odruchowo podążył w dół. Jasnym stało się też, że jest już bardzo spięty. Czy to jednak z powodu nieprawdomówności, czy może bliskości i zachowania kobiety - nie sposób było teraz rozpoznać. - Może … ten pani wybawiciel? Albo doktor? Ja na pewno zaraz przepytam moich ludzi.
- Kto zdejmował ze mnie ubranie, jak mnie tu przyniesiono? Proszę przywołać tą osobę.
- Zaraz się dowiem i sprowadzę. - wyszedł szybkim krokiem.
Korzystając z nieobecności kapitana Rosalinda szybko ubrała się, chowając list do panny Forester przy sobie, a potem przejrzała pozostałe szuflady.
Zawartość niestety rozczarowała. Leżały tam zmiany pościeli, obrusów i elementy zastawy stołowej. Tylko górną szufladę zostawiono do dyspozycji potencjalnych gości.
Wrócił kilka minut później w towarzystwie dwóch kobiet wyglądających na sprzątaczki i doktora. Kapitan wyglądał na odprężonego i nawet się uśmiechnął wchodząc.
- Wszystko się wyjaśniło, proszę pani. Proszę zerknąć pod swoją poduszkę.
Faktycznie. Leżały tam wszystkie pisma.
Rosalinda rozpromieniła się.
- Kapitanie, Doktorze....proszę przyjąć moje najszczersze podziękowania. Dopilnuje, żebyście zostali odpowiednio wynagrodzeni.
Spojrzała na kapitana
- Chciałabym jeszcze - za pana pozwoleniem, oczywiście - porozmawiać z panią Mist.
Jedna z kobiet - mniej więcej czterdziestolatka - dygnęła głęboko. - To ja dobrodziejko.
Rosalinda uśmiechnęła się.
- Wygląda mi pani na bystrą i doświadczoną kobietę - powiedziała - a spódnica jest oczyszczona znakomicie, praczki z dworu królewskiego często oddawały mi ją w gorszym stanie. - odczekała kilka sekund i dodała - Podobno widziała pani, jak na mnie napadli?
- Dziękuję dobrodziejko - po jej minie znać było, że właśnie Rosalinda włożyła jej do reki broń nie lada - pochwałę przy trzech innych osobach. - Tak, widziałam wszystkie te okropne sceny, które panią spotkały, bo właśnie na drugim piętrze wykładałam pościel do wietrzenia na tarasie. Niemal mi serce z piersi uciekło, jak z tych pistoletów strzelili. Myślałam, że to pani okręt z dział wszystkich wystrzelił, taki huk był. Szkoda, że w morze będzie wychodzić, choć słyszałam, że do królowej pani kapitan chce płynąć, żeby szybciej było … Ah, przepraszam. Ich ze czterdziestu panią tam obskoczyło i gdyby nie ten kawaler co pomiędzy panią a tą tłuszczą stanął, to byli by tam panią rozszarpali, albo i co gorzej! I trzech tam było jakichś obcych, znaczy nie z Avalonu. Jeden z nich to potem gdzieś na północ miasta, tam gdzie rudery bandyckie stoją pobiegł, drugiego był zabił ten kawaler a trzeci jakoś zniknał w tym wszystkim. - kobieta nabierała już powietrza by zacząć nawijać dalej, ale wydawało się, że teraz to już będą tylko jakieś bzdury.
- Że też nie uciekła pani a wytrwała do końca - Rosalinda przerwała bez pardonu i pokręciła głową mając nadzieje, że w tym geście wystarczająco dużo podziwu dla odwagi kobiety zawarła - I mówi pani, że moja kapitan do królowej płynie? To nie może być prawda - zrobiła powątpiewającą minę licząc, że w ten sposób panią Mist do dalszej opowieści zachęci
- Ależ musi być prawda, mości dobrodziejko. Anett Wilor slyszała jak wasza kapitana werbowała kilku marynarzy, bo podobno na statku za mało. I tam coś wspomniała, że śpieszą się, żeby odpłynać jeszcze teraz, bo niedługo odpływ. A jak zostaną, to królowa gotowa pojechać gdzieś indziej i wtedy to już zostanie droga lądowa.
- Taaak.. dziekuje pani, pani Mist. Kapitan panią wynagrodzi za fatygę - spojrzała znacząco na Sommermitha
Kiedy kapitan i lekarz z kobietami wyszli, Rosalinda przysiadła na łóżku. Ktoś chciał jej uniemożliwić dotarcie do Królowej, tego była pewna. Zwykli rabusie wybrali by sobie inna ofiarę , nie ją, strzeżoną przez ludzi Sommersmitha. Dokładnie wiedzieli, że – jak zawsze – po zawinięciu do portu uda się wprost do Kapitana. Ale nie przypłynęła flagowym okrętem. Teoretycznie, nikt z napastników nie powinien widzieć o jej przybyciu. Pomyślała o swoich nowych towarzyszach , o Kpt. Somersmitcie i jego adiunkcie. Ktoś z nich musiał ją zdradzić. Nie sądziła, że wyznaczona mogła być za nią nagroda (z jakiego niby powodu?), a jeżeli nawet – to jej nowi znajomi mieli za mało czasu, żeby do oferentów dotrzeć. Wszystko wskazywało na kogoś Kapitanatu, niestety.
Podjęła decyzję. Rozpruła – z dużą niechęcią, uwielbiała ta spódnicę - jeden ze szwów i wyciągnęła schowane tam monety. Powinno wystarczyć. Nasunęła na głowę kapelusz i przechyliła go nieco, maskując opatrunek i chowając twarz w cieniu ronda. Uchyliła okno i poczekała, aż boczna uliczka na którą wychodziło opustoszeje. Przerzuciła nogi przez parapet po chwili oddalała się już od budynku, kierując w stronę nabrzeża. Kurt nie mógł daleko odejść, ktoś musiał opatrywać mu łokieć. Zapamiętają go. Wystarczyło popytać w barach, może ktoś go zauważył, albo przekierują ją do miejscowego lekarza. Może nico gorzej ubranego niż Forester, ale też z pewnością tańszego.
Nie wiedziała dlaczego, ale z jakiegoś powodu stanął w jej obronie. To – jak na razie – wykluczało go w jej oczach z grona zdrajców. Odnajdzie Kurta, a potem się zobaczy.
__________________ A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić. |