Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-01-2011, 12:49   #37
kanna
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Łzy Rosalindy – czy to na skutek kropelek, czy też z innych powodów - obeschły sekundę po wyjściu Forestera . Mały spektakl , który urządziła specjalnie dla medyka , pozwolił jej upewnić się co do czystości jego intencji. I w dodatku udało mu się powstrzymać od zaproponowania jej swojego ramienia do wypłakania.. Dziewczyna zaczęła czuć do lekarza coś na kształt szacunku. Poza oczywistym uznaniem dla jego kompetencji.
Wyszła z łóżka, nieco mniej zwinnie niż zwykle, alby odebrać od praczki swoje ubranie. Szybkie obmacanie szwów sukni i podszewki kubraka upewniło ją, że rzeczy schowane tam na czarną godzinę nadal schowane pozostają.
Ledwie zdążyła ułożyć się na powrót w pościeli, kiedy – bez pukania – pojawił się kapitan Sommersmith.

- Pani de Villon? Jak się Pani miewa? Nasz doktor zaręcza, że nie grozi Pani zdrowiu żadne niebezpieczeństwo ... jednak odradzał mi rozmowę z Panią, by nie powodować niepotrzebnych emocji. Jednak jeżeli chcemy dowiedzieć się czegoś istotnego o napastnikach, to rozmowa była by nie od rzeczy ...

- Kapitanie…
- wyszeptała Rosalinda z zakłopotaniem starając się naciągnąć na siebie prześcieradło. Nie do końca się jej to udało - zupełnie przypadkiem odsłoniła zdrowe udo i biodro, a materiał nadal ledwie zakrywał obnażone do połowy piersi.
- Czuje się całkiem dobrze – zapewniła go słabym głosem – i będę potrafiła zapanować nad moimi emocjami. Proszę pytać. Ale najpierw – wyciągnęła ku niemu rękę i spojrzała mu w oczy – proszę proszę przyjąć moje najszczersze podziękowanie.

- Niesienie pomocy w tym mieście należy do moich obowiązków …
- wzrok kapitana mimowolnie zbaczał w udostępnione mu rejony - … i absolutnie nie należą mi się podziękowania a wręcz połajanki. Wszak to w moim mieście została Pani napadnięta. Za to najmocniej przepraszam - wyraźnie starał się trzymać oczy na wodzy, jednak pokusa była zbyt wielka - Jeżeli ma pani jakieś przypuszczenia co do tożsamości zleceniodawców, to proszę o podzielenie się ze mną tymi informacjami … o ile nie stoi to sprzeczności z Pani misją dyplomatyczną. - Kształtne biodro, było tym co rozpraszało go najbardziej.

Rosalinda cofnęła rękę i jednocześnie przekręciła się nieco tak, żeby Kapitan miał lepszy widok na to, co przyciągało jego wzrok.
- Jakie połajanki, kapitanie – żachnęła się – panu zawdzięczam moje ocalenie… Niestety, byłam tak przerażona całą sytuacja, ze nie udało mi się zaobserwować nic znaczącego – jej oczy wypełniły się smutkiem – martwi mnie to, bo jak pomyśle, że inna damę mógłby spotkać mój los.. – pokręciła głową, a potem spojrzała na niego z nadzieją – chyba, że udało się panu ich złapać? Sadze, że chodziło o moją sakwę, może listy… Czy odnaleziono jakieś moje rzeczy?

- Przyznam, że niestety nie. Mamy rysopis draba, który uciekał z miejsca zdarzenia z jakimiś pakunkami, być może były to właśnie Pani rzeczy. Dokładniej widziała go pani Mist, ale … ona widzi zwykle zbyt dużo.
- Sam kapitan chyba też uznał, że pozwala sobie na zbyt wiele i podszedł do okna. Teraz tylko gdy odwracał głowę ku niej, miał względny prospekt … - To rudowłosy marynarz z tatuażem węża morskiego. Dokładnie takiego, jakie zwykle noszą piraci Jeremiacha Bereka. - ponownie popatrzył uważnie na kobietę - Dowiedziałem się też, że pewien Monteński szlachcic pytał o panią i o Pirannię. Nie sądzę, by była pani przypadkową ofiarą … - był już poważny i walczył o zachowanie własnej godności. Wszak podglądanie napadniętej damy nie licowało się z oficerskim honorem.

Rosalinda zrozumiała sytuację Kapitana i z szacunku dla niego owinęła się szczelnie prześcieradłem.
- Kim jest pani Mist? - zapytała - Wiadomo, kto o mnie pytał?
- To praczka i najwieksza plotkarka w mieście. Nie omieszkała zresztą zająć się dzisiaj osobiście pani odzieżą, jakby to mogło jej w czymś pomóc. A co do pytających … nazwiska nie poznałem jeszcze. Wysoki postawny mężczyzna, podobno z zachowania oficer. Z wyraźnym akcentem i wąsikiem.

- Hm
- Rosalinda przygryzła kciuk zastanawiając się – znam kilku takich dżentelmenów z dworu, ale który to konkretnie mógłby być... Pani Mist odniosła mi odzież? mogłabym ją spotkać ponownie?

- To nie będzie żadnym problemem. Zapewne czai się gdzieś w pobliżu, czatując na sensację …
- westchnął wyraźnie

- Bardzo proszę - uśmiechnęła się do Kapitana i zawahała na sekundę - Kpt. Sommersmith, czy... miałam za gors... no, przy sobie.. pisma. Czy znaleziono je?

Zmieszał się nieznacznie - Żołnierze o niczym takim mi nie donieśli, tak jak i doktor. Choć może … - rozejrzał się po pokoju i nagle, dość szybkim ruchem podszedł do stojącej opodal komody - Takie pisma? - Pokazał je, samemu nawet nie patrząc na pieczecie. Pech chciał … nie były to te. Na dodatek, te były dość świeżo napisane i na pewno nigdy nie były przechowywane w najpewniejszej z kobiecych skrytek. Pieczęć wskazywała, że wystawił je doktor …

Rosalinda zacisnęła wargi, niezadowolona. Zmieszanie Kapitana nie uszło jej uwadze. Ciągle owinięta prześcieradłem wstała z łóżka i podeszła do komody. Wyjęła pismo z rąk Sommersmitha i przejrzała pobieżnie. Zalecenia doktora odnośnie stosowania maści zlekceważyła, drugi list adresowany był do Emili Forester, Dwór królewski w Montaigne. Rosalinda nie kojarzyła takiej osoby, ale postanowiła list zabrać ze sobą.
Potem spojrzała kapitanowi w oczy
- Dlaczego mam wrażenie, że nie jest pan wobec mnie szczery? - zapytała miękko, przesuwając dłonią po przodzie jego kurtki, od kołnierzyka w dół - Nasza współpraca od trzech lat dobrze się układała.. nigdy nie narzekał pan na gratyfikację...skąd taka odmiana?

- Nieszczery?
- zdziwił się wyraźnie, i cofnał o pół kroku. Więcej nie mógł, gdyż dalej stała komoda. - Raczej zaniepokojony obrotem spraw. Bo nie wyobrażam sobie w jaki sposób te pisma mogły zaginać. Bandyci nie mieli czasu na … tak dokładne przeszukiwanie. - Wzrok mężczyzny odruchowo podążył w dół. Jasnym stało się też, że jest już bardzo spięty. Czy to jednak z powodu nieprawdomówności, czy może bliskości i zachowania kobiety - nie sposób było teraz rozpoznać. - Może … ten pani wybawiciel? Albo doktor? Ja na pewno zaraz przepytam moich ludzi.

- Kto zdejmował ze mnie ubranie, jak mnie tu przyniesiono? Proszę przywołać tą osobę.

- Zaraz się dowiem i sprowadzę.
- wyszedł szybkim krokiem.

Korzystając z nieobecności kapitana Rosalinda szybko ubrała się, chowając list do panny Forester przy sobie, a potem przejrzała pozostałe szuflady.
Zawartość niestety rozczarowała. Leżały tam zmiany pościeli, obrusów i elementy zastawy stołowej. Tylko górną szufladę zostawiono do dyspozycji potencjalnych gości.
Wrócił kilka minut później w towarzystwie dwóch kobiet wyglądających na sprzątaczki i doktora. Kapitan wyglądał na odprężonego i nawet się uśmiechnął wchodząc.

- Wszystko się wyjaśniło, proszę pani. Proszę zerknąć pod swoją poduszkę.
Faktycznie. Leżały tam wszystkie pisma.
Rosalinda rozpromieniła się.
- Kapitanie, Doktorze....proszę przyjąć moje najszczersze podziękowania. Dopilnuje, żebyście zostali odpowiednio wynagrodzeni.
Spojrzała na kapitana
- Chciałabym jeszcze - za pana pozwoleniem, oczywiście - porozmawiać z panią Mist.

Jedna z kobiet - mniej więcej czterdziestolatka - dygnęła głęboko. - To ja dobrodziejko.

Rosalinda uśmiechnęła się.
- Wygląda mi pani na bystrą i doświadczoną kobietę - powiedziała - a spódnica jest oczyszczona znakomicie, praczki z dworu królewskiego często oddawały mi ją w gorszym stanie. - odczekała kilka sekund i dodała - Podobno widziała pani, jak na mnie napadli?

- Dziękuję dobrodziejko
- po jej minie znać było, że właśnie Rosalinda włożyła jej do reki broń nie lada - pochwałę przy trzech innych osobach. - Tak, widziałam wszystkie te okropne sceny, które panią spotkały, bo właśnie na drugim piętrze wykładałam pościel do wietrzenia na tarasie. Niemal mi serce z piersi uciekło, jak z tych pistoletów strzelili. Myślałam, że to pani okręt z dział wszystkich wystrzelił, taki huk był. Szkoda, że w morze będzie wychodzić, choć słyszałam, że do królowej pani kapitan chce płynąć, żeby szybciej było … Ah, przepraszam. Ich ze czterdziestu panią tam obskoczyło i gdyby nie ten kawaler co pomiędzy panią a tą tłuszczą stanął, to byli by tam panią rozszarpali, albo i co gorzej! I trzech tam było jakichś obcych, znaczy nie z Avalonu. Jeden z nich to potem gdzieś na północ miasta, tam gdzie rudery bandyckie stoją pobiegł, drugiego był zabił ten kawaler a trzeci jakoś zniknał w tym wszystkim. - kobieta nabierała już powietrza by zacząć nawijać dalej, ale wydawało się, że teraz to już będą tylko jakieś bzdury.

- Że też nie uciekła pani a wytrwała do końca - Rosalinda przerwała bez pardonu i pokręciła głową mając nadzieje, że w tym geście wystarczająco dużo podziwu dla odwagi kobiety zawarła - I mówi pani, że moja kapitan do królowej płynie? To nie może być prawda - zrobiła powątpiewającą minę licząc, że w ten sposób panią Mist do dalszej opowieści zachęci

- Ależ musi być prawda, mości dobrodziejko. Anett Wilor slyszała jak wasza kapitana werbowała kilku marynarzy, bo podobno na statku za mało. I tam coś wspomniała, że śpieszą się, żeby odpłynać jeszcze teraz, bo niedługo odpływ. A jak zostaną, to królowa gotowa pojechać gdzieś indziej i wtedy to już zostanie droga lądowa.

- Taaak.. dziekuje pani, pani Mist. Kapitan panią wynagrodzi za fatygę
- spojrzała znacząco na Sommermitha


Kiedy kapitan i lekarz z kobietami wyszli, Rosalinda przysiadła na łóżku. Ktoś chciał jej uniemożliwić dotarcie do Królowej, tego była pewna. Zwykli rabusie wybrali by sobie inna ofiarę , nie ją, strzeżoną przez ludzi Sommersmitha. Dokładnie wiedzieli, że – jak zawsze – po zawinięciu do portu uda się wprost do Kapitana. Ale nie przypłynęła flagowym okrętem. Teoretycznie, nikt z napastników nie powinien widzieć o jej przybyciu. Pomyślała o swoich nowych towarzyszach , o Kpt. Somersmitcie i jego adiunkcie. Ktoś z nich musiał ją zdradzić. Nie sądziła, że wyznaczona mogła być za nią nagroda (z jakiego niby powodu?), a jeżeli nawet – to jej nowi znajomi mieli za mało czasu, żeby do oferentów dotrzeć. Wszystko wskazywało na kogoś Kapitanatu, niestety.
Podjęła decyzję. Rozpruła – z dużą niechęcią, uwielbiała ta spódnicę - jeden ze szwów i wyciągnęła schowane tam monety. Powinno wystarczyć. Nasunęła na głowę kapelusz i przechyliła go nieco, maskując opatrunek i chowając twarz w cieniu ronda. Uchyliła okno i poczekała, aż boczna uliczka na którą wychodziło opustoszeje. Przerzuciła nogi przez parapet po chwili oddalała się już od budynku, kierując w stronę nabrzeża. Kurt nie mógł daleko odejść, ktoś musiał opatrywać mu łokieć. Zapamiętają go. Wystarczyło popytać w barach, może ktoś go zauważył, albo przekierują ją do miejscowego lekarza. Może nico gorzej ubranego niż Forester, ale też z pewnością tańszego.
Nie wiedziała dlaczego, ale z jakiegoś powodu stanął w jej obronie. To – jak na razie – wykluczało go w jej oczach z grona zdrajców. Odnajdzie Kurta, a potem się zobaczy.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline