Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-01-2011, 21:02   #6
Cold
 
Cold's Avatar
 
Reputacja: 1 Cold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputację
Dzień zapowiadał się całkiem ciekawie. Słońce wisiało wysoko nad Magnolią, oświetlając miasteczko swoimi promieniami. Na niebie nie było widać ani jednej chmury.
Ulice aż tętniły życiem. Mieszkańcy wychodzili na spacery, na zakupy, czy też tylko po to, by poplotkować z sąsiadką z domu naprzeciwko.
Magnolia słynęła przede wszystkim z jednej rzeczy. W samym jej centrum znajdowała się najpopularniejsza gildia magów, do której wielu chciało się dołączyć.
- Jesteśmy blisko Fairy Tail! - krzyknął radośnie chłopak, podskakując wokół idącej obok niego dziewczyny. Był od niej niższy, choć dla niewprawionego oka ciężko było to stwierdzić, gdyż zawsze był w ruchu i nijak dało się tę dwójkę wtedy porównać.
Dziewczyna przystanęła. Westchnęła głośno i opuściła rączkę od wózka. Miała za sobą pokaźny zielony wózek, załadowany po brzegi. Były to tylko jej rzeczy. Fluffy nie potrzebował dodatkowych bagaży. Wszystko, co było mu niezbędne, nosił przy sobie.
- Zachowuj się normalnie i nie niszcz wszystkiego - powiedziała na wstępie. Złapała ponownie za wózek i zaczęła go ciągnąć.
- Czy ty zawsze musisz być taka drętwa? - mruknął, przestając skakać i wpatrując się w Anette swoimi zielonymi oczami. W tych oczach było coś szczególnego. Jego źrenice nie były okrągłe, jak u ludzi. Były wydłużone, wąskie i pionowe, jak u kota. Po chwili wyszczerzył szeroko zęby w uśmiechu. - Myślisz, że będą mieli tam ryby? - spytał, doskakując do dziewczyny, by móc się z nią zrównać.
- Jak im zdemolujesz gildię i będziesz chciał każdego polizać, to nie. Ale mam informacje o tutejszych rybakach, którzy potrafią wyciągać taaaaaakie ryby. - Na słowo "taaakie", rozciągnęła jedną wolną rękę jak najdalej mogła. Nie miała żadnych informacji, lecz fakt, że może go pocieszyć w ich długiej nudnej wyprawie sprawił, że raz mogła skłamać.
Oczy Fluffy'ego zalśniły, a usta jeszcze bardziej, jeśli to w ogóle możliwe, wygięły się w uśmiechu. Oczami wyobraźni widział tłumy mężczyzn w kaloszach, stojących nad rzeką z wędkami w rękach. Każdy po kolei wyciągał z wody ogromnych rozmiarów, porównywalnych wielkością do wielorybów, rybę i wręczał ją osobiście właśnie jemu.
- Kyaa! - wykrzyknął jedynie, podskakując w miejscu z nogi na nogę.
- Tylko wiesz, co się robi przed posiłkiem? Żebym nie musiała Ci przypominać. Pamietaj, że jesteś dobrze wychowany - przypomniała mu, choć ten wcale jej nie słuchał. Czuł jak żołądek domaga się posiłku i nie myślał już o niczym innym, jak o...
- RYBY, RYBY, RYBY! - krzyczał rozradowany, chwytając towarzyszkę podróży za rękę i ciągnąc ją wzdłuż uliczki. Przechadzający się tamtędy ludzie spoglądali na niego z lekkim przerażeniem, przyspieszając kroku.
Uścisnęła jego dłoń i mocnym szarpnięciem przyciągnęła do siebie na bliską odległość, patrząc mu okiem w jego oczy. "Przerażające", przeszło mu przez myśl.
- Co masz zrobić przed posiłkiem? - spytała poważnym tonem. Kiedy przybierała taki ton głosu, nikomu nie przychodziło na myśl, by sobie zażartować. Nikomu, prócz Fluffy'ego.
- Zapytać kogoś czy nie chciałby się dołączyć? - zapytał, znów szczerząc zęby.
Ścisnęła mocniej i zmrużyła oko. Chłopak prychnął z wyrzutem, próbując się wyswobodzić z uścisku.
- Pomodlić się i podziękować bogu za posiłek - powiedział zrezygnowanym tonem, a jego zapał do jedzenia zniknął równie szybko, jak się pojawił.
Jej oko zmieniło się na zadowolone.
- Zuch chłopak. W nagrodę...- powiedziała i puściła jego rękę w tym samym momencie. Obeszła dookoła wózek i sięgnęła po coś do torby. Jego kocie uszy wychwyciły dokładnie szelesty i podrapywania. Po chwili wyszła i w ręku trzymała czerwoną wełnianą kulkę.
- Jesteś tym zainteresowany? - zapytała. Wąskie źrenice chłopaka w mgnieniu oka rozszerzyły się na widok przedmiotu. - Chyba nie... Może rzucę to sobie... O tam, może ktoś weźmie? - powiedziała nie czekając dłużej i rzuciła przed siebie kulkę.
Fluffy powędrował wzrokiem za przedmiotem, odwrócił się ostrożnie na piętach i ciągle mając na 'celowniku' wełniany kłębek, ruszył powoli w jego kierunku. W połowie drogi kucnął i skoncentrował się na swojej 'ofierze'. Jego źrenice osiągnęły swój maksymalny rozmiar, a usta wygięły się w zawadiackim uśmiechu. Nie czekając dłużej, rzucił się na kłębek wełny, co przeraziło jakąś kobietę, obok której przeleciał chłopak. Ten zaś zignorował ją totalnie, zajęty swoją zdobyczą.

Wkrótce potem ruszyli w dalszą drogę. Fluffy, pełny entuzjazmu i energii, podskakiwał wokół Anette i ciągniętego przez nią wózka. Od czasu do czasu gdzieś znikał z pola widzenia, zmierzając w tylko sobie znanym kierunku. Prawdopodobnie coś intrygującego zwróciło jego uwagę.
W końcu jednak dotarli do kresu swojej długiej wędrówki. Stanęli przed monumentalnym budynkiem gildii Fairy Tail, mieszczącej się w samym centrum Magnolii. Ze środka dochodziło mnóstwo dźwięków. Okrzyki, kłótnie, tłuczone szkło, śmiechy. Fluffy wpatrywał się w budynek rozmarzonym spojrzeniem. Jego kocie uszy, zarówno prawe jak i lewe, co jakiś czas podnosiły się i opadały, wychwytując każdy dźwięk, jaki dochodził z tego budynku.
- Jesteś pewny, że chcesz akurat do tej gildii? - zapytała nagle Anette, zatrzymując się przed budynkiem.
- A czemu nie? - odpowiedział pytaniem, odwracając ku niej głowę i szczerząc swoje śnieżnobiałe zęby. Delikatny podmuch wiatru rozwiał jego brązowe włosy, a dzwonki przypięte do białego sznura zaczęły podzwaniać.
- To jest bardzo nietypowa gildia. Słyszałeś, co mówił nasz ostatni mistrz o niej. Na pewno chcesz akurat tutaj? Są potężniejsze gildie...W których możesz zdobyć prawdziwą moc - powiedziała.
Wspomnienia o Deadly Hollows napłynęły do głowy kotoczłeka, niczym fala tsunami. Spuścił wzrok na swoją nagą klatkę piersiową, gdzie wytatuowane było logo owej mrocznej gildii.
Fluffy sięgnął do swojego pasa. Kilka kocich dzwonków przypiętych doń zadzwoniło. W końcu chłopak wyciągnął porcelanową maskę przedstawiającą kocią mordkę. Miała obojętny wyraz twarzy. Nałożył ją ostrożnie i odwrócił głowę w stronę Anette.
- Rób jak chcesz - odezwał się zza kamiennej miny. - Ja dołączam do Fairy Tail - dodał, po czym ruszył powoli w stronę bramy.
- I jeśli się odwrócę, ty pójdziesz przed siebie, tak? - zapytała, stojąc w miejscu, jakby chciała się upewnić.
Chłopak nic nie odpowiedział. Jego ogon jedynie falował beztrosko, kreśląc w powietrzu esy floresy, kiedy jego właściciel szedł powolnym krokiem w stronę gildii.
Dziewczyna westchnęła i spuściła wzrok na ziemię. Rączka od wózka uderzyła o bruk z cichym brzdękiem. Anette ruszyła za przyjacielem.
Jedno ucho lekko drgnęło. Fluffy ściągnął maskę z twarzy i odwrócił się na piętach. Po chwili już biegł z radością w oczach ku Anette, by się na nią rzucić.
- Ale będzie zabawa! - uradował się, zwalając dziewczynę z nóg.
Ta tylko odwróciła głowę na bok.
- Nie myślałam, że porzucisz naszą znajomość dla zachcianki - powiedziała cicho. Zagryzła wargę i zepchnęła go z siebie.
- Skoro tak bardzo chcesz do tej gildii należeć, to co tu jeszcze robimy? Wchodźmy - dodałą już normalnym tonem.
- Znowu połknęła kij od szczotki - mruknął sam do siebie, podnosząc się i ruszając za dziewczyną. Któż by pomyślał, że tak jej zależało na przyjaźni z nim? Jeszcze trzy lata temu, kiedy się poznali, chciała go zabić. "Cóż, nie pachniało wtedy od niej zbyt ładnie", przypomniał sobie i uśmiechnął sam do siebie.
Anette podeszła do wielkich drzwi jako pierwsza. Spojrzała na nie. Musiała być mocno zdenerwowana, bo postanowiła przejść przez nie nieco niekonwencjonalnym sposobem. W t momencie, gdy spotkanie noga-drzwi nastąpiło, rozległ się huk. Z tylko jej znanych przyczyn krzyknęła "NIECH CIĘ!". Wtedy stało się coś nietypowego. Deska w drzwiach pękła na pół, drzwi były nieruszone, a jej noga znajdowała się w środku pomieszczenia. Nastąpiła chwilowa cisza.
***
Szalone przyjęcie powitalne trwało do samego rana. W czasie tej imprezy Fluffy miał okazję nie tylko wyszaleć się jak nigdy dotąd, niszcząc wszystko wokół, ale udało mu się także zdzielić kogoś ogromną rybą. Co ciekawe, owa ryba zwisała sobie swobodnie z rękojeści szabli, którą Fluffy zawsze nosił przy sobie. A co jeszcze ciekawsze, nigdy się nie psuła. Zawsze była świeża, acz niejadalna. Ot, intrygująca ozdoba broni. Samo ostrze szabli zdobione było różnymi rybimi symbolami.
W końcu jednak nastał nowy dzień. Wszyscy powoli budzili się do życia. Kilku nowo przyjętych magów zebrało się przy ladzie, nie zwracając kompletnie uwagi na czającego się gdzieś po kątach człowieka kota.
Nagle, pomiędzy dwójką magów siedzących przy ladzie, coś przeleciało. A właściwie można pokusić się o stwierdzenie, że coś się rzuciło i zniknęło po drugiej stronie lady, robiąc przy tym mnóstwo hałasu.
Jedyną rzeczą, jaką mogli zauważyć dwaj magowie, był koci ogon wesoło poruszający się we wszystkich możliwych kierunkach. Futro było popielatego koloru, puszyste i na pewno przyjemne w dotyku. Aż chciało się go wymacać. Zanim jednak ktokolwiek odważyłby się złapać za ów ogon, ten zniknął.
Po chwili jednak na ladę z gracją wskoczyła dosyć barwna postać. Pierwszym, co rzucało się w oczy, były rażąco zielone spodnie z fioletowymi zakończeniami na nogawkach. Szeroki, biały uśmiech od ucha do ucha i cztery ostre kły.
Bystre, zielone oczy spojrzały najpierw na postać opatuloną w ubrania jak na zimę. Chłopak przechylił głowę w lewo i mrugnął dwa razy obiema powiekami. Wśród burzy brązowych włosów dało się zauważyć parę, równie kocich co ogon, uszu. Jedno z nich uroczo klapnęło na moment, drugie jakby wychwytywało ciekawe dźwięki.
Jego przenikliwy wzrok przesunął się powoli na drugą postać, do której jeszcze szerzej wyszczerzył zęby.
Nagle źrenice dziwnej postaci kucającej na ladzie rozszerzyły się. Sprawiało to wrażenie, że jego dotąd ludzka twarz, zmieniła się w słodką kocią mordkę. Zeskoczył z lady, uderzając niechcący ogonem o jegomościa w okularach, po czym pobiegł w sobie tylko znanym kierunku, gdzie zobaczył coś na tyle intrygującego, że postanowił na to się przyczaić. Przez dłuższą chwilę dało się jeszcze słyszeć szelest dziwnych przedmiotów poprzyczepianych do sznura, którym obwiązany był w pasie, i podzwanianie kocich dzwonków.
Fluffy zauważył mały cień, który przemknął gdzieś na drugim końcu pomieszczenia. Postanowił zapolować, cokolwiek to było.
Jego polowanie jednak nie potrwało zbyt długo, gdyż uwagę przykuł czyjś głos. A raczej głuchy odgłos ciała upadającego na drewnianą podłogę. Spojrzał w stronę centrum pomieszczenia i przechylił głowę na bok.
Stał tam chłopak, wzrostem równy z Fluffym o burzy białych włosów. Zadał jakieś pytanie.
Nagle poczuł coś wilgotnego i ciepłego na swoim policzku. To Fluffy, choć nikt jeszcze nie zdążył tego imienia poznać, stał tuż obok niego, przejeżdżając językiem po policzku niewidomego maga. Uszy ‘kota’ drgnęły kilka razy, a źrenice jego zielonych oczu znów się rozszerzyły.
Przylepiony językiem do białowłosego, wyszczerzył zęby i zamachał kilka razy ogonem.
Młodzieniec wciągnął powietrze do nosa, po czym kichnął.
- Czy są tu koty lub psy? Jestem na nie uczulony... - odezwał się sennym głosem. - I co to jest? - wskazał palcem na zwierzopodbnego osobnika, ignorując to, że upodobał sobie lizanie jego twarzy.
Fluffy odsunął się od chłopaka, wsunął język i okrążył go dookoła, by w końcu stanąć tuż przed nim. Nachylił się do przodu tak, że jego nos i nos białowłosego zetknęły się ze sobą. Stał tak przez chwilę, wpatrując się badawczo w zamknięte powieki chłopaka, kompletnie ignorując resztę zebranych. Jego ogon tylko wesoło sobie falował, jakby żył własnym życiem. Wtedy oczy maga otworzyły się, ukazując światu źrenice koloru nieba o poranku.
- To nieładnie, tak się śmiać z niewidomych. - powiedział kotu.
Ktoś klasnął ledwo słyszalnie w dłonie, cicho coś szepcząc. Następnie, trzymając coś w garści, kręcił jedną ręką. Gdy był stosunkowo blisko, za plecami kotoczłeka, wypuścił z rąk metalową mysz nakręcaną na kluczy, mając nadzieję że śmignie mu przed oczyma.
Prawe ucho Fluffy'ego drgnęło nagle, później lewe. Człowiek o kocich uszach oderwał wzrok od niewidomego chłopaka, ignorując jego uwagę. Przeprosi innym razem, jeśli nie zapomni. Teraz najważniejsza była... MYSZ! Źrenice ponownie rozszerzyły się do ich maksymalnego rozmiaru, ponownie nadając Fluffy’emu jeszcze bardziej koci charakter. Zlokalizował szybko mechaniczną myszkę, po czym zaczął się na nią czaić, szczerząc wesoło kły.
Gdy już, już miał złapać mechaniczną zabawkę w dłoń, ta rozpłynęła się w powietrzu, a kotoczłek dosłownie zarył twarzą o podłogę. Mruknął coś niezrozumiale pod nosem, po czym w mgnieniu oka pozbierał się na równe nogi i spojrzał ciekawskim wzrokiem na zebranych magów.
- Jestem Fluffy, a przynajmniej tak na mnie wołają, odkąd poznałem Sephira - powiedział dumnie, wypinając nagą pierś, na której miał dwa tatuaże. Pośrodku dziwnego, czarnego wzoru znajdowało się logo Fairy Tail, koloru ciemnego fioletu.
Uśmiechnął się zawadiacko i podrapał się za uchem.
- 170 tysięcy kryształów... Anette by się chyba ucieszyła... - rzekł sam do siebie, po czym znów spojrzał na resztę i wyszczerzył zęby.
- To dużo? - spytał niewidomy chłopak.
- Dużo świeżych ryb można kupić za taką ilość kryształów - odparł Fluffy, stwierdzając, że pytanie było skierowane właśnie do niego, jako iż to on ostatni wspomniał o tej nagrodzie za misję.
- Hm? Ah, przejęzyczyłem się. 160. Aż tak dobrze nie ma - stwierdził nieco zakłopotany chłopak, który potrafił stworzyć mechaniczną mysz, opierając się o stół. - Starczy na mieszkanie i jedzenie. Dobry miesiąc życia. Jak pójdziemy całą grupą zgodnie z wskazówkami Mirajane, uwiniemy się w tydzień... [...]
Resztę wypowiedzi Fluffy zignorował, gdyż nagle zauważył za ladą kobietę. Cóż, jakby wcześniej jej tam nie było. Widocznie umknęła jego uwadze.
Pojawił się nagle tuż obok Miry. Nikt nawet nie zauważył, kiedy zdążył się przemieścić z drugiego końca pomieszczenia. Nie mogąc się powstrzymać, wysunął język i liznął kobietę po ręce.
Mira zamrugała zdziwiona, jednak potem uśmiechnęła się szeroko i zaczęła drapać Fluffiego za uchem. - Kto jest moim małym pieszczoszkiem? - zapytała słodkim głosem, jednak po chwili dotarło do niej, że wszyscy się na nią gapią. Lekko się speszyła i odchrząknęła.
Fluffy w odpowiedzi jedynie zaczął słodko pomrukiwać, machinalnie przymykając powieki i wyginając usta w błogim uśmiechu.
- Fluffyyyyyy! - Nagle ktoś się wydarł na cały głos.
Patrzyła się twardo w koto-człowieka. Stanęła wyprostowana, jednak drzwi, jakby bojąc się za nią zamknąć, również zostały w bezruchu.
Fluffy’emu drgnęły uszy. Następnie jego spojrzenie powoli powędrowało w kierunku drzwi wejściowych. Gdy tylko zobaczył swoją przyjaciółkę, wyszczerzył szeroko zęby.
- Anette! - krzyknął radośnie, przeskakując ladę, by po kilku zgrabnych kocich ruchach znaleźć się przed dziewczyną. - Dostaliśmy swoją pierwszą misję od tej gildii! - oznajmił wesoło, a jego źrenice powiększyły się znacznie, kiedy zauważył kwiat we włosach Anette. Korciło go, żeby sięgnąć po niego dłonią, ale się powstrzymał. Jedynie wpatrywał się w niego z ciekawością, jakby czekając na jeden fałszywy ruch.
Anette spojarzała na niego i przymrużyła oczy. Wiedziała, o co mu chodzi. Na jej barku widać było znak Fairy Tail. Westchnęła głośno i sięgnęła ręką do głowy. Wypięła kwiat i podała mu, przed tym jednak mówiąc:
- Tylko mi go nie zepsuj. Coś ciekawego się dowiedziałeś? Zorganizowałeś nam miejsce na niedzielę? - zapytała go.
Koto-człek nic nie odpowiadał przez chwilę, wpatrując się we wręczony mu przedmiot. Podrzucił go raz, podrzucił go drugi raz. Prychnął kilka razy, zmrużył oczy, by na końcu przybliżyć kwiat do oczu, zezując na niego, i oddał właścicielce, z zawiedzioną miną.
- Powinniśmy wyruszyć, bo pociąg niedługo odjeżdża - odparł obojętnie, wzruszając ramionami. Sięgnął do swojego pasa i wyciągnął, nie wiadomo skąd, porcelanową maskę przedstawiającą głowę kota ze smutną miną. Założył ją na twarz.
Spojrzała na jego maskę i jej mina spoważniała.
- Pytałam o miejsce na niedzielę. Trzeba podziękować bogu za cały tydzień - powiedziała przekonująco.
Nie odpowiedział nic. Na Anette patrzyła kamienna, smutna mina kociej mordki.
Jej oczy zamieniły się na czerwone kropki, tło stało się czarne, a jej postać powiększyła się parokrotnie, uśmiech wygiął się w nienaturalnym kształcie
- Chcesz powiedzieć, że nie załatwiłeś niczego...?
- … - kamienna twarz milczała, wpatrując się w dziewczynę.
Anette nachyliła się do niego, patrząc mu głęboko w oczy.
- Nie odpuszczę. Godzinę w tygodniu możesz poświęcić panu bogu - powiedziała matczynym głosem.
Fluffy uniósł jedynie rękę ku górze, machając dziewczynie tuńczykiem przed twarzą. Drugą dłonią zsunął maskę i ukazała się jego pocieszna twarz z szerokim uśmiechem. Chwycił rybę w zęby i bez słowa wyszedł drzwiami. Po chwili jednak zatrzymał się w pół kroku, obrócił na jednej nodze i wrócił radosnym krokiem do Anette.
- Na ladżie leszy zfój sz miszją - powiedział, przeżuwając rybę. Na końcu wyrzucił gdzieś sam jej ‘szkielet’ i uśmiechnął się do dziewczyny. - Musimy wyruszyć w góry, żeby... - Podrapał się po głowie. - Coś tam zrobić! - dodał radośnie.
- Zwój? - Powiedziała dziewczyna, zaciągając na końcu jednak nutę pytającą.
- Czekaj tu chwilę - dodała i ruszyła do lady. Był to już nieźle wyświechtany kawałek papieru. Każdy zdążył go odpowiednio wymacać. Dziewczyna kiwnęła głową do Miry, oznajmując jej po swojemu szacunek, jednak nie odezwała się przy tym. Odkrytym okiem przeczytała pomału treść. Gdy skończyła, zwinęła go i odłożyła na blat. Odwróciła się na pięcie i pomału wróciła do Fluffy’iego.
- Banał - rzekła krótko.
- Mamy tą misję na nas tylko? Będziemy mieli na dom. Gildiowe pokoje to śmiech na sali.
- Nie - zaprzeczył, kręcąc głową. - Wszyscy razem, znaczy my razem z resztą nowych, musimy wykonać tą misję, żeby się poznać. Kryształy będą podzielone... Czyli nie dostanę zbyt wielu ryb za swój przydział - mruknął, spuszczając wzrok.
- Przepraszam bardzo... - Przerwał im nieśmiały głos idącego po omacku chłopca z białymi włosami. Czy są tu gdzieś koty? Czuję je... Oczy mi przez nie łzawią. - Wskazał palcem zaczerwienione białka.
- Nowych? - spytała Anette. Z rozmowy wyrwał ją głos. Odwróciła głowę i spojrzała na idącego po omacku chłopaka. W pierwszej chwili zaniemówiła.
- Czy potrzebujesz pomocy jakiejś? - zapytała niepewnie, odwracając się całym ciałem, a gestem ręki pokazując Fluffiemu, by nic nie mówił.
- Nie, nie, nic z tych rzeczy - odparł beztrosko. - Pomyślałem tylko... lubię koty...- przymknął powieki. - Nawet jeśli mam na nie uczulenie... - dodał smutno.
Fluffy spojrzał na chłopaka, a jego źrenice powoli powiększały się, jak to miały w zwyczaju w pewnych sytuacjach. Ignorując stojącą obok Anette i uczulenie niewidomego, rzucił się do przodu, by wyściskać białowłosego.
- Miękki - wydusił ściskany chłopiec. - Zupełnie jak kotek.. - także się przytulił, kładąc dłoń na głowie Fluffiego i drapiąc go za uchem.
- Nie spóźnij się na pociąg - powiedziała Anette, machając dwoma biletami.
Do Fluffy’ego nawet nie dotarły słowa Anette, gdyż zaabsorbowany był pieszczotą, jakiej doświadczał. Mimowolnie zaczął mruczeć, powieki mu się przymknęły, a usta wygięły w półuśmiechu.
- Teheh... łaskocze... - Ryuushou w końcu poddał się uczuciu łaskotania, jakie wywoływało ciało Fluffiego i jego mruczenie. Zaczął śmiać się, z wielką radością.
- Apsiu! - kichnął i kontynuował pieszczoty.
- Na zdrowie - odparł cicho Fluffy, a jego ogon co jakiś czas uderzał delikatnie o nogi Ryuushou. Sam Fluffy czuł, jak to dziwne, błogie uczucie pełznie od ucha przez całe ciało, kończąc się na stopach, wprawiając każdą komórkę w przyjemne drgania. Tylko Sephir, do tej pory, potrafił tak drapać za uchem. Teraz znalazła się i druga osoba.
- Lubisz to, prawda? - powiedział ze śmiechem. - Ale... hmmm.... jak cię nazywają?
- Fluffy - odparł, nastawiając się do dalszego drapania. - A ciebie?
- Ryuushou. Shimizu Ryuushou! - odparł radośnie. - Koty potrafią mówić?
- Nie wszystkie - odparł spokojnie Fluffy. Wyprostował się, stojąc tuż przed białowłosym. Byli tego samego wzrostu. Kotoczłek przypomniał sobie wtedy, że Ryuushou wspominał wcześniej coś o tym, że jest niewidomy. Chwycił więc delikatnie dłonie chłopaka i przysunął do swojej twarzy. - Widzisz, nie jestem do końca kotem. Sam nie wiem, kim jestem. Według słów Sephira, jestem kimś wyjątkowym - powiedział, uśmiechając się.
Shimizu otworzył usta w wyrazie zadumy, po czym odezwał się z nieco mniejszym entuzjazmem.
- Ja też nie wiem, kim jestem - powiedział. - Nie pamiętam... Ale chyba nie jestem w takim razie sam - poklepał nowego przyjaciela po głowie.
Fluffy ponownie zamruczał cicho, przymykając na moment powieki. Uśmiechnął się szeroko, kiedy wpadł mu do głowy genialny, według niego, pomysł.
- Również wybierasz się na misję, prawda? - spytał głosem pełnym entuzjazmu. - Wyrusz razem ze mną i Anette, ona na pewno się zgodzi! Zawsze to lepiej, kiedy... Jest ktoś, kto podrapie cię za uchem - dodał szczerze.
- Sam nie wiem... - młodzieniec zmieszał się. - Nie lubię gór. Jest tam zimno, a ja nie mam ubrań zimowych - wyznał.
- Ja też nie! - odparł radośnie. Nachylił się i polizał Ryuushou po szyi. Robił to bardziej nieświadomie, niż świadomie. Był to swego rodzaju nawyk, który nabył już w dzieciństwie oraz jednocześnie przyjemność. - Idziemy! - oznajmił, chwytając chłopaka za rękę i ciągnąc ku wyjściu.
Shimizu powiewając w pędzie niczym chorągiewka, zapytał zdziwiony:
- A bilety?
Fluffy zatrzymał się gwałtownie, przez co białowłosy wleciał na niego i oboje upadli na chodnik.
- Bileeety? - spytał niepewnie, podnosząc się na równe nogi. Kocie dzwonki, poprzypinane do jego pasa, zadzwoniły radośnie. - A no tak! - krzyknął radośnie. - Bilety! Co z nimi? - Spojrzał pytająco na Ryuushou, przechylając głowę na lewo.
- Jeżeli chcemy gdzieś jechać, to musimy je zdobyć! Prawda? - powiedział, jakby wpadł na genialny pomysł, wskazując do tego niebo palcem.
- Aye! - uradował się Fluffy, po czym znów chwycił maga za rękę i pociągnął z powrotem w stronę budynku gildii. Chcąc oszczędzić na czasie, postanowił wyważyć drzwi jednym kopniakiem. Już się zamachnął, kiedy to drugą nogą nadepnął na swój własny ogon.
- Khhhhhhhhhh! - prychnął piskliwie, dodatkowo potykając się i rozpłaszczając się na drzwiach. Zatroskana Mirajane wychyliła głowę na zewnątrz i uśmiechnęła się radośnie na widok dwójki magów. Jak się okazało, dwa bilety zostały już zabrane przez Anette, tak więc kobieta wręczyła ostatni Shimizu. W końcu mogli "spokojnie" dojść do pociągu.
 
__________________
Jaka, sądzisz, jest biblia cygańska?
Niepisana, wędrowna, wróżebna.
Naszeptała ją babom noc srebrna,
Naświetliła luna świętojańska.

Ostatnio edytowane przez Cold : 14-01-2011 o 00:45.
Cold jest offline