Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-01-2011, 23:12   #10
Raeynah
 
Raeynah's Avatar
 
Reputacja: 1 Raeynah jest po prostu świetnyRaeynah jest po prostu świetnyRaeynah jest po prostu świetnyRaeynah jest po prostu świetnyRaeynah jest po prostu świetnyRaeynah jest po prostu świetnyRaeynah jest po prostu świetnyRaeynah jest po prostu świetnyRaeynah jest po prostu świetnyRaeynah jest po prostu świetnyRaeynah jest po prostu świetny
W ładowni było ciemno i wilgotno. Okręt delikatnie bujał się na falach wzbierającej wody. Dziewczynie wydawało się, że spędziła tam przynajmniej dobę, ale przypływ mówił co innego. Musiało minąć zaledwie kilka godzin. Obok niej leżało parę ogryzków - jabłka które zjadła stanowiły chyba jeden z bogatszych uczt od ostatniego tygodnia. Siedziała skulona, z podkurczonymi nogami i nasłuchiwała czy ktoś przypadkiem nie schodzi pod pokład.

“Nie powinien był tego robić” - powtarzała w myślach wędrując wzrokiem po drewnianych skrzynkach, choć i tak niewiele widziała. W głowie kłębiły jej się myśli związane z resztą jej załogi, wymieszane z plątaniną sprzecznych uczuć. Była zła, że ją porzucili i wściekła na Blacka, że tak ją wystawił zamiast powiedzieć jej w twarz, że nie chce jej już w załodze, i jednocześnie smutna, bo bez słowa opuściła ją pewnego rodzaju rodzina. Zastanawiała się, ile czasu może jej zająć odnalezienie ich na morzu. Możliwe, że są w tej chwili już daleko, daleko stąd.

Z pokładu dochodziły ją odgłosy rozmów przerywane od czasu do czasu wybuchami śmiechu i wesołymi podśpiewkami, zza pleców stłumiony odgłos chlupotania wody. Kiedy usłyszała kroki pod pokładem wstrzymała na chwilę oddech - drewniane deski skrzypiały tuż nad jej głową. Odetchnęła, kiedy po parunastu minutach dobiegło jej uszu głośne chrapanie.
Choć oczywistym jest, że nikt by nie usłyszał, gdyby zaczęła się wiercić przez długi czas starała się być możliwie jak najciszej. Po godzinach siedzenia w miejscu uspokoiła się wystarczająco swobodnie, żeby zacząć nucić sobie po cichu. Sięgnęła po kolejne jabłko i w przerwach między zwrotkami pieśni skubała je po kawałeczku.

I choć wiał wiatr, i biły fale,
I choć syreni dobiegał nas śpiew,
Choć tęsknie wzywały
Nieugięci płynęliśmy,
Bo zobaczyć chcieliśmy,
Co się kryje za horyzontem.

Mruczała pod nosem melancholijną melodię. Nauczyła się jej od Pocklera, załoganta jej ukochanego “Ancien le navire”.

Perły, i złoto, i klejnoty.
Wielkimi bogactwami wabieni,
Żywo żagle stawialiśmy.
Krew i śmierć nie raziły nas,
nabite były armaty.
Płynęliśmy gdzie powiedzie los.


Przerwała pieśń, zamierając z kawałkiem owocu w ustach. Usłyszała kroki na stopniach ładowni. Skuliła się między skrzynkami i zerknęła w szparę pomiędzy nimi. Po chwili jej oczom ukazała się obuta noga, a potem korpus i głowa. Mężczyzna był krępy, miał na sobie nieco już znoszone ubranie, które ledwo widziała w nikłym świetle latarń wpadającym tu przez właz. Rozejrzał się, a jej serce zamarło. Nie śmiała nawet oddychać, bojąc się, że ją usłyszy. Miała wrażenie, że ją zobaczył, ale tak się chyba nie stało, bo zaczął mamrotać coś pod nosem. Podszedł do jednej z najbliżej leżących beczek i napełnił manierkę rumem, po czym wrócił na górę.
Dziewczyna wychyliła głowę zza skrzynki.
Usiadła skulona, żeby po chwili zwinąć się w kłębek. Leżała bojąc się nawet powrócić do nucenia melodii. Po jakimś czasie usnęła.

Obudziła się rano. Z pokładu sporadycznie dobiegały pokrzykiwania. Nie miała pojęcia, która mogła być godzina, tam, w ładowni było ciemno, ale sądząc po ożywieniu, jakie panowało na pokładzie załoga już wstała i prawdopodobnie szykowali się do wypłynięcia z Tortugi. Wstała na chwilkę, żeby rozprostować kości. Po nocy na twardych dechach bolał ją kręgosłup. Przeszła się ostrożnie w tą i spowrotem, łyknęła rumu i zgarnęła parę pomarańczy ze skrzyń po przeciwległej stronie ładowni. Usiadła sobie w swoim kącie i dalej udawała, że jej tam wogóle nie ma. Zjadła i zdrzemnęła się jeszcze, a kiedy się obudziła byli już na morzu.

Na pokładzie słychać było wydawane przez kapitana rozkazy i krzątanie się załogi. Siedziała spokojnie, dopóki nie usłyszała fal obijających się o burtę. Nuda doskwierała jej strasznie, nie znosiła siedzieć bezczynnie w miejscu. Zaczęła sobie znowu nucić ukochaną melodię. W ten sposób minęło jej chyba około pół godziny. Na drewnianych stopniach znów usłyszała kroki. W ładowni pojawił się ten sam człowiek, co wczoraj wieczorem, tym razem nieco lepiej widoczny. Wpadł do niej niemal przeskakując co drugi stopień i podejrzliwie rozejrzał się dookoła. Pearl skuliła się jak tylko mogła najciaśniej, niemal chowając się sama w sobie. Ostrożnie wyjęła sztylet z jednego z butów i wcisnęła go za pasek od spodni. Mężczyzna przeszedł przez ładownię tupiąc wielkimi buciorami.

- Ha, wiedziałem! - niemal krzyknął. Kiedy uniosła głowę z przerażeniem stwierdziła, że oto została wykryta, a mężczyzna patrzył prosto na nią. Nos miał poczerwieniały od piwa i wyraźnie nie strzygł się od jakiegoś czasu. Chwycił ją za nadgarstki i wyciągnął z pomiędzy skrzyń. - Wiedziałem, że mi się nie przesłyszało. No chodź, skarbie - dość brutalnie popchnął ją ku drewnianym stopniom, trzymając ją mocno za nadgarstki.

Chciała coś, powiedzieć, ale nie za bardzo wiedziała co.
Żeby puścił? Może. Jedyny odgłos, jaki była w stanie z siebie wydać to parę nieartykułowanych jęków niezadowolenia.
Nie miała przygotowanej żadnej sensownej wymówki, dlaczego siedzi pod pokładem na pirackim okręcie. Wspinając się po schodach zaczęła wymyślać coś na poczekaniu. Mężczyzna był nieco niższy od niej, ale siła z jaką wypchnął ją na pokład przewyższała jej siłę parokrotnie. Słońce oślepiło ją na chwilę.

- Kapitanie! - zawołał. - Kapitan zobaczy tą syrenę, co ją Peredo słyszał wczoraj wieczorem!
 
__________________
"Jeśli płomień mnie nie oślepia i nie spala to ja jestem płomieniem"

Ostatnio edytowane przez Raeynah : 14-01-2011 o 18:18.
Raeynah jest offline