Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-01-2011, 23:47   #49
Sam_u_raju
 
Sam_u_raju's Avatar
 
Reputacja: 1 Sam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputację
Będąc jeszcze na schodach biblioteki odebrał telefon od Cohena, który w swoim oszczędnym stylu najpierw zapytał o postępy w poszukiwaniach Rafaela a potem również oszczędnie opowiedział o spotkaniu Jessici z księdzem Voora… Alvaro nie mógł sobie skojarzyć tego nazwiska ze sprawą Astarotha, liczył jednak, że skoro jest on w kręgu zainteresowania Patricka to jest to ktoś w miarę istotny w sprawie.

- ...Facet oszalał po przeczytaniu czegoś, co pokażę ci później. Teraz gada tylko cytatami z biblii, my jesteśmy bezradni. Może tobie się uda do niego dotrzeć. Zapisz sobie adres tego klasztoru... – Cohen podał nazwe ulicy przy której mieścił się klasztor Św. Róży. Biblioteka matka Alvaro z czasów kiedy był jeszcze księdzem. Największy w całej Ameryce księgozbiór wiedzy o aniołach. Dawno temu, w poprzednim życiu przesiadywał w nim godzinami. Poza tym mnisi, zakonnice, miejsca odosobnień, wyrób świec, hafty i trwająca od 200 lat adoracja ołtarza. Można by rzec święte miejsce… kiedyś można by rzec.

- Postaram się Patricku ale nic nie obiecuje. Będzie ciężko. Nie mówię jednak nie. Dam znać o postępach.

- Dobra – rzekł ponownie krotko detektyw i się rozłączył. Alvaro wyczuł, że był zdenerwowany choć mówił tym swoim stalowo zimnym głosem

Opuścił bibliotekę rozczarowany, ale jakże mogło być inaczej. Większość ksiąg o tematyce religijnej to było powielanie ułudy jaką ukazano ludziom, i w której ich umieszczono każąc nazywać to miejsce domem. Ułuda, miraż, żart. Mimo wszystko jakaś cząstka mężczyzny była przekonana, że w tej gęstwinie kłamstwa znaleźć można ziarenko prawdy. Na razie jednak szukał bezskutecznie. Poszukiwania jakichś ciekawostek na temat Red Hook, jednej z dzielnic Wielkiego Jabłka również nie przyniosły sukcesu.
Coś miało się tam wydarzyć, tego Alvaro był pewien, niestety nie wiedział co to może być. Czuł jednak, że nic dobrego. Niewiedza to straszna broń. Straszna i wkurzająca. Rafael, zależny był od innych osób i to dodatkowo go deprymowało a brak oparcia w Bogu jeszcze bardziej to wszystko utrudniał. Stał sam, pośrodku, z jednej strony mając Jacooba sługę Togariniego a z drugiej nieufającego mu Cohena. Bo to, że Cohen mu nie ufał to raczej Alvaro był pewien. Zresztą dał temu przykład kiedy odkrył, że Silent śledzi go po wczorajszym spotkaniu.
Taka osoba jak Zdradzony również nie pomagała, zasiewając kolejne ziarno zwątpienia.
Jednak co do niego to na ostateczny osąd będzie musiał jeszcze poczekać do spotkania z nim a to miało nastąpić już wkrótce.
Znowu padało i niestety było jeszcze zimniej niż kilka godzin temu a to za sprawą porywistego i lodowatego wiatru, który wprowadzał płatki śniegu oraz niektóre podatne na jego „zaloty” śmieci do szalonego tańca. Rafael minął wejście do metra i przeszedł na drugą stronę ulicy. Kościół położony był w znacznej odległości od miejsca w którym obecnie Silent się znajdował ale nie na tyle by skorzystać z usług nowojorskiego metra. Miał jeszcze trochę czasu do wyznaczonego spotkania więc pomimo zimna postanowił, że się przejdzie i na nowo poukłada sobie wydarzenia minionego dnia.
Zapachy mijanych ulic i domów drażniły jego nozdrza a odgłosy miasta wbijały się hałaśliwie do uszu. Całe szczęście, że Silent wiedział już jak z tym żyć. Najgorsze były pierwsze dni po przebudzeniu na barce zaraz po wydarzeniach z Red Hook. Wówczas Silent wyglądał i czuł się jakby miał wiecznego kaca. Zapachy i dźwięki atakowały jego zmysły w sposób niekontrolowany. Na szczęście tamte chwile miał już za sobą.

Chwile przed 15:00 zerknął w kierunku swojej komórki, która dała mu znać wibracją, że otrzymał wiadomość. Cohen. Alvaro cieszył się z tak intensywnych kontaktów z Patrickiem.

"Spotkanie grupy "Tarociarz", dziś 16:30, Spring Str 53 na Soho, WSZYSCY bez wyjątku, musimy pogadać, mam wam sporo do przekazania - Cohen"

„A więc chcesz mnie na nowo przedstawić reszcie” – pomyślał nie bez obawy Rafael – „Tylko czy oni będą chcieli poznać mnie Patricku”

Wystukał odpowiedź

„Mam bardzo ważne spotkanie o 17:00. Może mieć ono pośredni związek ze sprawą. Proszę o przełożenie spotkania na 17:45 bądź zaczęcie beze mnie. Zjawię się najszybciej jak będę mógł – John 11:23”

„Niestety Patricku ale ze Zdradzonym musze pogadać. To ważne. Dla mnie”

Kilka kroków później ponownie zadzwonił Cohen. Chyba naprawdę musiał czuć się samotny dzisiejszego dnia albo łapał kolejne tropy w sprawie.

- Wybacz Patricku – zaczął Alvaro po wysłuchaniu Cohena - ale to spotkanie jest dla mnie ważne. Miejsce docelowe jest zbyt daleko od Soho. Nie zdążę. Najwcześniej mogę być i to przy pomyślnych wiatrach tak jak pisałem w smsie. Najwyżej przełożymy Jacooba.

- Jakooba zostaw jak jest. Jak dasz radę przedzwoń w czasie trwania spotkania na Soho. Widzimy się wieczorem – odpowiedział i się rozłączył

Rafael stał chwilę wpatrując się w komórkę, po czym schował ją do kieszeni i ruszył dalej.

Kiedy do jego nozdrzy dopłynęła woń jedzenia postanowił, że zaspokoi i ten mniej doskwierający mu głód. Ulice dalej, wszedł do knajpki należącej do znanej w Nowym Jorku sieci Fast foodów.



Na ulicy na której się obecnie znajdował było wiele lokali z jedzeniem ale Silent wybrał ten w którym można było zjeść coś prostego i szybko podanego. Poza tym pomimo kilkunastu ludzi siedzących w środku przy kasie nie było kolejki. Po wejściu do środka został przywitany ciepłym powietrzem i jeszcze barwniejszą feerią zapachów. Wystukał ośnieżone buty na wycieraczce i ściągnąwszy czapkę, która zaraz schowało kieszeni ruszył do kasy. Kilka chwil później siedział już przy stoliku czekając na zamówioną kawę i grillowaną kanapkę. Rozejrzał się niespiesznie po lokalu. Niezbyt duży ale wystarczający by zaspokoić głód dość dużej liczbie osób. Stoliki umieszczone dość blisko siebie, przy oknach także nie marnowano miejsca i stworzono miejsca dla tych osób które chcą zjeść coś naprawdę w stylu fast.
W środku nie licząc obsługi siedziało dwanaścioro ludzi, choć jakby policzyć faceta siedzącego niedaleko Silenta podwójnie, biorąc pod uwagę jego okazałą tuszę, to byłoby trzynaścioro. Łysy grubas siedział na długiej ławce gdzie mógł czuć się jak na swoją wagę dość komfortowo. Przeżuwał swoją olbrzymią górę jedzenia dość wolno i z wielkim namaszczeniem, tak jakby właśnie dostał pyszną i pożywną mannę z nieba.

- Pana zamówienie – młoda dziewczyna położyła tacę na stoliku tuż przed Alvaro

- Dziękuje – skinął głową i wsypał do kawy cukier.

- Halo, halo – grubas machał na dziewczynę która do niego podeszła

- Czy jeszcze Pan sobie czegoś życzy? – zapytała usłużnie

- Tak tak – fragmenty jedzenia wystrzeliły na boki z ust otyłego faceta- Moly – dodał wlepiając oczy w jej plakietkę - chcę jeszcze ketchupu. Ten który tutaj serwujecie jest rewelacyjny – posłał jej pełen jedzenia uśmiech

- Oczywiście. Czy może jeszcze coś Panu podać?

- Frytki do tego – rzekł krótko nie przejmując się tym, że na jego talerzu leżał dość duży kopczyk tego ziemniaczanego specjału, który był ledwo widoczny spod gęstego ketchupu.

Facet był świetną reklamą promującą zdrowe jedzenie i zdrowy charakter życia. Im dłużej się na niego patrzyło tym większy ogarniał człowieka wstręt i chęć pobiegania dla zgubienia kilku zbędnych kalorii.
Niestety, nowe zmysły Silenta nie pozwoliły nie patrzeć w jego kierunku. Facet w jakiś dziwny sposób wzbudzał w nim niepokój i to silny. I choć nie wyglądał na takiego to w oczach Siletna mógł stanowić ciężkie do sprecyzowania zagrożenie.
Czując wzrok Silenta na sobie tłuścioch obrócił się w jego stronę i posłał mu pełen frytek i ketchupu uśmiech by po chwili dalej celebrować swoją ucztę. Wielki tłusty sęp siedzący nad umierającą ofiarą. Takie porównania rodziły się w głowie Alvaro na widok łysego jegomościa.
Silent podejrzewał, że jest to jakiś mieszkaniec miasta miast ale chyba tylko taki którego prawdziwa forma jest dla niego ukryta bądź który takowej nie ma, a czy tacy są to tego Alvaro nie wiedział.
Instynktownie sięgnął w kierunku wiszącej pod kurtką broni zanim drzwi wejściowe rozwarły się z hukiem a do środka wbiegło troje zamaskowanych czarnymi kominiarkami ludzi.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=Q_1vUiF4iy4&translated=1[/MEDIA]

Wrzask siedzącej niedaleko wejścia blondyny przetoczył się po lokalu i nie umilknął. Dziewczyna wpadła w jakiś niekontrolowany atak paniki

- Wszyscy wypierdalać na glebę! – wrzasnął jeden z trójki i pospiesznie ruszył w kierunku kas mierząc z ciężkiego magnum w stojących za nimi dwójką młodych ludzi – otwieraj wrota złota czarna dziwko. Wybebeszaj te jebane kasy i ładuj do torby. Szybko kurwa, szybko!

- Zamknij dziób dziwko !- drugi z zamaskowanych mężczyzn, zapewne wrażliwszy co do dźwięków niż pozostali podbiegł do piszczącej dziewczyny i kolbą trzymanego Uzi uderzył ją w twarz przerywając pisk i łamiąc jej nos z którego popłynęła krew. Przyjemny zapach, intensywniejszy niż pozostałe dotarł do nozdrzy Silenta.
Ten, tłumiąc wyszkolone odruchy odciągnął rękę od schowanej pod kurtką broni i tak jak pozostali położył się na ziemie. Miał ochotę zadziałać, wyzwolić negatywne emocje, ale obawiał się, że taka akcja mogłaby spowodować odkrycie jego tożsamości i lawinę problemów a co gorsza niepotrzebne ofiary w ludziach, wśród których nie było na szczęście żadnych filmowych bohaterów więc mogło obyć się bez śmiertelnych ofiar. Nawet Pan Tłusta Frytka podjął współpracę. Co prawda zanim położył się z wielkim sapaniem na podłodze wcisnął do ust garść frytek, czerwonych od ilości nałożonego na nie ketchupu.

- Ruchu, kurwa, ruchy ! – wrzeszczał trzeci z napastników dopingując starszego jegomościa który będąc wielce zestresowany nie mógł uwolnić się zza stolika przy którym siedział. Zamaskowany wziął przykład ze swojego kolegi i trzymanym obrzynem, na odlew, uderzył jegomościa. Ten wrzasnął z bólu i trzymając się za okrwawioną twarz osunął się na podłogę, gdzie jęczał cicho.

- Dobra panienki – rzucił, łapiąc obrzyna w jedną rękę a druga wyciągnął z kieszeni ściśnięty w kulkę foliowy worek i cisnąwszy go na podłogę wrzasnął - Zegarki, portfele, karty kredytowe, biżuteria. Kurwa! Szybko bo was zajebię! Ruszać się czarne suki!
Kiedy ładowano do reklamówki pieniądze z kasy, ludzie w panice zaczęli grzebać w kieszeniach w poszukiwaniu wszystkich wymienionych przez napastnika rzeczy. Nawet gruby jegomość uśmiechając się przez cały czas ściągnął upstrzony plamkami ketchupu zegarek i cisnął go przed siebie po czym odwrócił się w stronę Silenta i przeżuwając swoje frytki z uśmiechem na tłustej gębie mrugnął do niego. W jego oczach malowała się zwierzęca drapieżność. Temu facetowi cała ta sytuacja sprawiała niemałą frajdę. Facet nie był normalny.
Silent nie reagował, nawet pomimo zapachu krwi, który nęcił go powoli. Rzucił 10 dolarów ponownie lustrując całą sytuację.
Teraz był najlepszy moment na działanie. Napastnik przy drzwiach gapił się w kierunku przerażonej blondyny, ten z obrzynem trzymał w jednej ręce gnata i worek a drugą pakował fanty do torby, trzeci natomiast właśnie sięgał po reklamówkę pełną monet, podawanej mu przez ladę. Tak to jest kiedy debile napadają na fast fooda.
Nie było jednak bohaterów a Silent nie potrzebował rozgłosu.

- Dobra dziwki. Dziękujemy za współpracę i życzymy mega kurwa miłego dnia – gość wymachując magnum biegł w kierunku wejścia.

- Zbieramy się Jack – szepnął do gościa stojącego przy drzwiach, słyszalnie dla Silenta i po chwili już ich nie było.

Dołączyli do czwartego kolegi siedzącego w samochodzie przed wejściem. Alvaro już wcześniej słyszał jego nerwowe uderzenia serca i bębnienie palcem o kierownice w geście zdenerwowania. Samochód napastników zatańczył na śliskiej nawierzchni i w akompaniamencie syren ze zbliżających się radiowozów policyjnych skręcił w lewo na najbliższym zakręcie. Po chwili dwa radiowozy mignęły w oknach frontowych lokalu i zniknęły za tym samym zakrętem co wcześniej zamaskowani goście „New York Burger Co”.
Niektórzy ludzie tak jak Silent podnosili się z podłogi, dziewczyna z połamanym nosem płakała leżąc na podłodze. Druga osoba, która również ucierpiała w tym zajściu jęczała cicho pod stolikiem. Alvaro współczuł tym ludziom ale na szczęście skończyło się tylko na takich obrażeniach.
Grubas też był już na nogach. Podniósł się z ziemi i wcisnąwszy sobie dwie zimne frytki ze swojego talerza szybko je przeżuł po czym wrzasnął.

- Proszę Państwa! Proszę się nie martwić. Nie będą Państwo stratni. Jestem prawnikiem – strzykał śliną na prawo i lewo – Franco Lexus do usług – wciskał zdezorientowanym i jeszcze otumanionym ludziom swoje wizytówki – Wycisnę ostatnie pieniądze od właścicieli tej budy – teatralnie wskazał palcem w kierunku bogu ducha winnej dziewczyny która przyniosła mu dodatkowe zamówienie - Wszystkim nam należy się odszkodowanie za niezapewnienie bezpieczeństwa konsumentów tego lokalu. Odszkodowanie macie jak w banku. Jakem Franco Lexus !

Łaził tak miedzy stolikami i wrzeszczał. O dziwo jego opasłe cielsko emanowało zwierzęcą wręcz fizycznością. Gruby sęp kroczył dumnie wśród rannych. Silent nie czekał by wybadać jego naturę. Bez słowa wyszedł z knajpy. Jeszcze chwila i na miejscu pojawi się policja by spisać zeznania świadków i poznać przebieg wydarzeń jakie dopiero co miały miejsce. Tej rozmowy, z całą sympatią do mundurowych, ale Alvaro wolał uniknąć. Sięgnął do komórki, której nie oddał napastnikom. Spojrzał na wyświetlacz i na oznaczenie ulicy na jakiej się znajdował. Zdąży na spotkanie ze Zdradzonym. Schował aparat, nałożył czapkę i marudząc w myślach na fenomen Ameryki szybko ruszył w kierunku kościoła gdzie był umówiony.
W uszach słyszał jeszcze mlaskanie przeżuwanego jedzenia. Dwie ulice dalej stracił tropiący go z lokalu zapach krwi.
 

Ostatnio edytowane przez Sam_u_raju : 14-01-2011 o 17:25. Powód: drobne poprawki odnosnie odpowiedzi Cohena wstawione na prośbe Gryfa za co Jemu dziekuje
Sam_u_raju jest offline